Odejście Harry’ego Kane’a do Bayernu bez wątpienia okazało się końcem pewnej epoki w Tottenhamie. Już przybycie do północnego Londynu Ange’a Postecoglou miało rozpocząć nową erę przy N17, ale dopiero transfer najistotniejszego piłkarza w historii klubu oddzielił grubą kreską przeszłość. Nastąpił koniec wybitnej pary Harry Kane – Heung-min Son, który przez lata ciągnął atak Spurs. Jednak w zespole australijskiego szkoleniowca objawił się nowy duet, który może w przyszłości wejść w buty Anglika i Koreańczyka. Brennan Johnson oraz Dominic Solanke mają bowiem potencjał, by przez następne lata wziąć na swoje barki odpowiedzialność za ofensywę zespołu.
O dwóch takich, co (prawie) ukradli księżyc
Nie da się ukryć, że powoli zbliżamy się do końca pięknej historii, jaką współtworzyli w barwach Lilywhites Harry Kane i Heung-min Son. Przez osiem kolejnych sezonów – od przyjścia skrzydłowego z Bayeru Leverkusen w 2015 roku do sprzedaży jednego z najlepszych snajperów w Premier League – ta dwójka prowadziła (chciałoby się powiedzieć do trofeów) atak Spurs.
Bez względu na to, przez jakie problemy po drodze przechodziła drużyna – nietrafione transfery, złe zarządzanie ze strony szefostwa klubu, zmiany na menedżerskim fotelu – sympatycy ekipy z północnego Londynu zawsze mogli liczyć na ratunek z ich strony. Nie bez przyczyny dzierżą tytuł najskuteczniejszego duetu w historii ligi. 47 wspólnie wypracowanych trafień zostawia mocno w cieniu parę Frank Lampard – Dideir Drogba (36). Prowadzili Tottenham dwukrotnie do wicemistrzostwa Anglii oraz do finału Ligi Mistrzów i Pucharu Ligi.
Kiedy Kane sfinalizował swój bawarski transfer w sierpniu zeszłego roku, pozostawiło to sporą stratę nie tylko w strzelonych bramkach, ale i pod względem kreatywności, gry w obronie i przywództwa w szatni oraz na boisku. Anglik kończył sezon 2022/23 Premier League, mając na koncie aż 30 trafień oraz 3 asysty.
Trafiał w większej ilości meczów niż Erling Haaland (aż w 26 spotkaniach), będąc odpowiedzialnym za 42,9% wszystkich bramek Tottenhamu w lidze. W ostatnich sześciu latach tylko Teemu Pukki dla Norwich (kampania 2021/22) oraz Danny Ings dla Southampton (2019/20) zanotowali wyższy współczynnik „uzależnienia drużyny od siebie” (odpowiednio 47,8% i 43,1%). W każdej kolejce wychodził w podstawowej jedenastce, rozgrywając 3408 minut (na możliwych 3420) – więcej niż jakikolwiek jego kolega z zespołu. „It’s Harry Kane team” jak to określił kiedyś Pep Guardiola.

Procent strzałów, „dużych” okazji i bramek Harry’ego Kane’a na tle całego zespołu Tottenhamu od sezonu 2018/19 do 2022/23. Źródło: The Athletic.
W obliczu odejścia drugiego najlepszego strzelca w historii Premier League Son przejął pałeczkę już na dobre. Został nowym kapitanem, mimo że w szatni wciąż pozostawał Hugo Lloris, i zaliczył naprawdę udane rozgrywki, okraszając je 17 golami i 10 ostatnimi podaniami, co stanowiło sporą poprawę względem poprzedniej kampanii (10 + 6).
Jednak Son nie jest długowieczny – Koreańczyk ma już na karku 32 wiosny i w lipcu wszedł w ostatni rok obowiązującego kontraktu. Co prawda, klub ma opcję przedłużenia umowy do końca sezonu 2025/26, z której zapewne skorzysta. Tyle że u pochodzącego z Chuncheon gracza widać powoli pierwsze oznaki starzenia się. Heung-min w aktualnym sezonie notuje jedynie 1,4 strzału na mecz i 0,28 xG – w obu kategoriach to najniższe wyniki w trakcie jego pobytu przy N17.
Bardziej zrównoważona linia ognia
Choć genialny początek kadencji Big Ange’a mógł wskazywać inaczej, trudno kłócić się z tezą, że to właśnie z Kane’em i Sonem Spurs osiągnęli swój sufit. Wiadomo, że twardym dowodem byłoby (jakiekolwiek) trofeum w klubowej gablocie, na które fani czekają od lutego 2008 roku. Natomiast w szczytowym momencie za kadencji Mauricio Pochettino wyglądali jak ekipa z europejskiej czołówki, dochodząc do wspomnianego wcześniej finału Ligi Mistrzów z Liverpoolem (0:2).
Bez Harry’ego, a w ciągu dwóch-trzech lat również bez Sonny’ego były opiekun Celtiku z pewnością będzie mieć ciężej niż jego poprzednicy w kwestii dystrybucji w ataku. Ofensywna linia już teraz stała się „mniej ustabilizowana”. Lilywhites musieli się w zeszłym sezonie przestawić na tryb bez swojej największej gwiazdy i znaleźć nową myśl przewodnią. „Harry, masz tu piłkę i weź coś wykombinuj” przestało działać.
50 – Harry Kane and Son Heung-min have now assisted one another to score 50 times for Spurs in all competitions:
43 – Premier League
2 – Champions League
2 – FA Cup
1 – Europa League
1 – Conference League
1 – Europa League qualifyingBullseye. pic.twitter.com/pnIzxa0YrH
— OptaJoe (@OptaJoe) October 12, 2022
Dodając do tego, że Heung-min nie jest cyborgiem i miewa pewne problemy z regularnością, to zaczynasz odczuwać lekki stres. Uwypuklił to początek aktualnych rozgrywek, gdy piłkarze Postecoglou wygrali tylko raz w pierwszych czterech kolejkach – akurat z Evertonem, gdy Koreańczyk zaliczył dublet.
W zeszłej kampanii wraz z przybyciem australijskiego szkoleniowca odpowiedniego tonu nabrała przemiana pokoleniowa w seniorskim zespole, rozpoczęta kilka lat temu za sprawą Fabio Paraticiego. Po zakończeniu ostatniego zimowego okienka transferowego 59-latek otwarcie wspominał w mediach o swojej nadziei na to, że Tottenham stanie się preferowanym kierunkiem dla młodych i bardzo zdolnych zawodników. Dzięki transferom takich graczy jak Micky van de Ven, Guglielmo Vicario, James Maddison, Radu Drăgușin i Brennan Johnson znacząco obniżyła się średnia minut w przeliczeniu na wiek graczy z 27,6 do 25,8 lat.
Johnson wraz z pozyskanym rok wcześniej z Evertonu Richarlisonem mieli stanowić skuteczne lekarstwo na kaca po Harrym. Brazylijczyk kosztował Daniela Levy’ego aż 50 milionów funtów, ale zaliczył bardzo słabą debiutancką kampanię jeszcze za kadencji Antonio Conte. Zeszłe rozgrywki okazały się już wyraźnie lepsze (11G+4A w samej Premier League). Jednak zwrot w postaci 15 bramek w dwa sezony wygląda, co by nie mówić, blado. Brennan był tylko odrobinę tańszy, ale trzeba przyznać, że poradził sobie zdecydowanie lepiej, zdobywając pięć goli i 10 asyst w 26 startach w lidze.
Kolejne 100 milionów na ofensywę dla Big Ange’a
Fatalna końcówka ubiegłego sezonu i wypuszczenie z rąk Ligi Mistrzów na rzecz Aston Villi zobrazowała kilka słabości Spurs. O ile gracze Postecoglou do 28. kolejki nie zaliczyli ani jednego meczu bez zdobytej bramki, o tyle w ostatnich dziesięciu seriach gier ta sztuka „udała” im się aż czterokrotnie (0:3 z Fulham, 0:4 z Newcastle, 0:2 z Chelsea oraz 0:2 z Manchesterem City). Spoglądając szerzej na postawę ofensywy w całych rozgrywkach, ich bezpośredni rywale mieli znacznie lepszy wynik, jeśli chodzi o xG. Spurs zajęli szóstą lokatę – wykreowali 68,2 oczekiwanych trafień, podczas gdy dla trzeciego Arsenalu, czwartego Newcastle i piątej Chelsea ten wynik równy był odpowiednio 76,1, 76 i 74,5.
Dlatego latem znów wydano pieniądze na wzmocnienia w sferze ofensywnej. W północnym Londynie zjawił się Dominic Solanke po najbardziej owocnym roku w swojej karierze. Były zawodnik Chelsea czy Liverpoolu trafił do siatki aż 19 razy dla Bournemouth w samej Premier League, stając się talizmanem Andoniego Iraoli. Nic dziwnego, że Wisienki oddały go, dopiero gdy Levy wyłożył na stół aż 65 milionów funtów. A ta kwota wydana na atak przekroczyła latem ponad 100 baniek, bo poza Solanke dołączył jeszcze bardzo utalentowany nastolatek z Burnley – Wilson Odobert.
Tottenham will sign Dominic Solanke from Bournemouth until 2030 for club-record fee of $83M, per multiple reports
He had 24 goals and 4 assists last season 💥 pic.twitter.com/uMnozrY2pj
— B/R Football (@brfootball) August 9, 2024
Mimo to początek sezonu w wykonaniu Johnsona i Solanke mógł wlać w serca fanów Lilywhites odrobinę wątpliwości. Spurs zupełnie zdominowali posiadanie piłki z Leicester, jednak żaden z nich ani nie trafił do siatki, ani nie miał szczególnie dogodnej sytuacji. Piękne trafienie Pedro Porro wystarczyło jedynie na jedno oczko (1:1).
Później triumfator plebiscytu na najlepszego gracza akademii Cobham doznał urazu i wrócił dopiero na Derby Północnego Londynu. Podopieczni Big Ange’a przegrali 0:1, a i Dominic, i Brennan mieli na sumieniu niewykorzystane dogodne sytuacje w pierwszej połowie. Zwłaszcza ten drugi powinien przynajmniej raz umieścić piłkę w siatce. Były napastnik Nottingham Forest po meczu został na tyle znieważany przez internautów w mediach społecznościowych, że usunął wszystkie swoje konta.
Przełamanie nadeszło dopiero w Pucharze Ligi, gdy w ostatnim momencie Tottenham wcisnął dwa trafienia Coventry City. Co prawda, Solanke miał za sobą ciężki wieczór przeciwko drużynie z Championship, co zaowocowało zmianą po godzinie gry. Aczkolwiek jego kolega wreszcie otworzył konto strzeleckie, wykorzystując genialne podanie od Rodrigo Bentancoura i podcinką pokonując w doliczonym czasie gry Bena Wilsona. To był jego pierwszy gol od starcia z West Hamem na początku kwietnia, więc odgłos spadającego kamienia z serca u Walijczyka słychać było w całym West Midlands.
Solanke, czyli pressująca „9”
Analizując dotychczasowy okres Brennana Johnsona w Spurs, trzeba mu oddać, że niejako przerósł oczekiwania. Zapewne on sam nie mógł zakładać, że otrzyma aż tyle minut w ubiegłym sezonie. Optymalnie wpasował się do obecnego systemu gry drużyny. Bardzo pasuje mu wysoki pressing i wbiegnięcia z prawego skrzydła w strefę 4-6 metrów od bramki rywala, by w odpowiednim monecie dołożyć stopę, kierując piłkę do bramki. Takich goli rok temu było mnóstwo i Walijczyk wielokrotnie krążył w okolicy.
Dlatego w klubie panowała głęboka wiara, że jeśli strzeli upragnionego gola, to się odblokuje. Tak też się stało, a pewność siebie wróciła ze zdwojoną siła po pucharowym starciu. 23-latek wychodził w podstawowym składzie przeciwko Brentford, Karabachowi Agdam oraz Manchesterowi United. Za każdym razem wpisywał się na listę strzelców. Zresztą trafienie na Old Trafford to klasyk – długi rajd zawodnika Kogutów, w tym przypadku Micky’ego van de Vena, zakończony posłaniem płaskiego dośrodkowania tuż przed bramkę i gol z bliskiej odległości.
Scenes at Old Trafford 🍿
Highlights: Manchester United 0-3 Spurs 📺 pic.twitter.com/oQ8z3lb5XD
— Tottenham Hotspur (@SpursOfficial) September 30, 2024
Drugim bohaterem ostatnich tygodni jest właśnie Solanke. Rosły snajper został sprowadzony głównie ze względu na dwie cechy – swój instynkt w szesnastce rywala oraz pracę, jaką wykonuje w fazie defensywnej. Anglik jest jedną z najlepiej pressujących „9” na świecie, dzięki czemu odniósł taki sukces pod skrzydłami Iraoli. Zawsze wie, jak i kiedy nacisnąć defensora, by zmaksymalizować szansę na błąd z jego strony, ale również często zbiera wiele bezpańskich piłek w środkowej tercji boiska lub przed polem karnym.
Były napastnik Bournemouth już pokazał obie te cechy. Ten instynkt wyszedł przy okazji meczu na Old Trafford, gdy sprytnie trącił piłkę po główce Pape Matara Sarra przy rzucie rożnym. Z kolei ta nieustępliwość w pressingu ukazała się w potyczce z Karabachem, gdy odebrał piłkę defensywnemu pomocnikowi i od razu wyłożył futbolówkę do strzału Brennanowi z prawej strony szesnastki. Choć strzelecka intuicja też się wówczas objawiła. Przy trzeciej bramce zgubił kryjącego go obrońcę i po strzale Sona dopadł bez problemów do odbitej przez bramkarza piłki, kierując ją do bramki.
Najwyższe xG w historii klubu
Od czasu, gdy nadeszło przełamanie Brennana przy Phoenix Way w Coventry, Walijczyk strzelił jeszcze pięciokrotnie, bo trafiał jeszcze z Ferencvárosem (2:1) w Lidze Europy i Brighton (2:3) w Premier League. Solanke zaliczył w tym okresie trzy bramki, ale też dwukrotnie asystował – m.in. właśnie w meczu z Mewami. Na The Amex Dominic pokazał coś, co mogło przywołać wspominania z czasów Kane’a – głębokie zejścia do środka pola i posyłanie prostopadłych piłek do szybkich kolegów.
Pierwsza bramka? Posłał prostopadłe podanie do wybiegającego pomiędzy Lewisa Dunka i Ferdiego Kadıoğlu Johnsona, który otworzył wynik. Drugie trafienie? To również on idealnie rozprowadził kontratak, w tempo podając do nadciągającego Timo Wernera i zaliczając asystę drugiego stopnia. Z kolei pod sam koniec połowy Solanke zszedł do środka pola i zgrał piłkę do Kulusevskiego, który następnie wykreował sytuację sam na sam Walijczykowi, ale ten (jak się później okazało nieszczęśliwie) nie wyprowadził gości na prowadzenie 3:0.
Ta nić porozumienia pomiędzy Brennanem a byłą „Wisienką”, którą da się zaobserwować już na początku ich wspólnej drogi, jest optymistycznym sygnałem, co do przyszłości ataku Spurs. Jedno historyczne osiągnięcie już się im udało. Mimo że do Teatru Marzeń zawitali bez Sona, wykreowali najwyższe xG w pojedynczym spotkaniu w Premier League (to znaczy, od kiedy Opta zbiera takie statystyki) równe aż 4,59.
Do tej pory ekipa z północnego Londynu nigdy nie przekroczyła 4,25 xG, a najlepsze wyniki niemal wyłącznie obejmowały mecze, w których Koreańczyk i Kane trafiali do sieci. Spójrzcie na poniższe zestawienie – tylko wygrana 4:1 przeciwko piłkarzom Eddiego Howe’a z zeszłego sezonu wydarzyła się po tym, jak Harry opuścił pokład.
- 3 grudnia 2016, Tottenham 5:0 Swansea (3,98 xG) – Harry Kane 39’ i 49’, Heung-min Son 45+1’, Christian Eriksen 70’ i 90+2’,
- 9 grudnia 2017, Tottenham 5:1 Stoke City (4,02 xG) – Ryan Shawcross (samobój) 21’, Heung-min Son 53’, Harry Kane 54’ i 65’, Christian Eriksen 74’,
- 13 stycznia 2018, Tottenham 4:0 Everton (4,21 xG) – Heung-min Son 26’, Harry Kane 47’ i 49’, Christian Eriksen 81’,
- 22 maja 2022, Norwich City 0:5 Tottenham (3,81 xG) – Dejan Kulusevski 16’ i 64’, Harry Kane 32’, Heung-min Son 70’ i 75’,
- 10 grudnia 2023 Tottenham 4:1 Newcastle (4,16 xG) – Destiny Udogie 25’, Richarlison 37’ i 59’, Heung-min Son 84’.
Oczywiście, nie jesteśmy jeszcze w erze post-Sonny’ego. 32-latek już nie pierwszy raz żółwim tempem wchodzi w rozgrywki. Choć ustrzelił już dublet z Evertonem, miało to miejsce jeszcze w sierpniu. Nie ma wątpliwości, że gdy wróci, to nadal będzie dla Postecoglou pierwszym wyborem na lewej flance. W systemie, który preferuje Australijczyk, jest on niezwykle zaangażowany w wykańczanie akcji, jak i ich kreowanie.
Według danych FBRef znajduje się w 95. percentylu, jeśli chodzi o udział w akcjach prowadzących do oddania strzału (z ang. Shot-Creating Actions) i w klasyfikacji wykonanych podań, oraz w 97. percentylu pod względem progresywnych rajdów z piłką w ciągu 90 minut. Ten trend raczej się jeszcze nie zmieni, chyba żeby wypadł na dłuższy okres. Jednak nie da się ukryć, że przy N17 nadchodzi nowa era bez legendarnego duetu, która wcale nie musi oznaczać sportowego zjazdu na lata.
Solanke – Johnson. Dwóch takich, co wreszcie ukradnie księżyc?
Przez lata ofensywa Spurs opierała się w głównej mierze na dwóch graczach (czasem trzech jeszcze jak był Eriksen). Bywała to zależność czasami wręcz bolesna. Większość piłkarzy, których sprowadzano do linii ataku, nigdy nie zbliżyła się do ich poprzeczki – Vincent Jansen, Lucas Moura, Steven Bergwijn, Bryan Gil. Niezłym wzmocnieniem, ale niestety wiekowym i krótkim, pozostaje transfer Fernando Llorente. Jednak dziś żadnego z tych graczy już nie ma w północnym Londynie. Nie ma też Kane’a, a Son, mając już 32-lata, nie da rady sam ciągnąć zespołu za uszy.
Wydaje się jednak, że stołeczna ekipa trochę nauczyła się, jak żyć bez swoich długoletnich liderów. Choć nie zawsze funkcjonuje to doskonale, takie spotkania jak to na Old Trafford pokazują, że ten plan gry pod bramką rywala jest całkiem dobry. Solanke, Johnson, Kulusevski, Maddison dają zarys tego, jak może wyglądać przyszłość w północnym Londynie. Nawet Timo Werner zalicza zdecydowanie bardziej udany pobyt w stolicy niż za czasów The Blues.
Sam jestem bardzo ciekaw zwłaszcza postawy Dominica, bo po niepowodzeniach w Chelsea i Liverpoolu, gdy najpierw na boczny tor odstawił go Antonio Conte, a potem pozostawał w cieniu tria Roberto Firmino – Sadio Mané – Mohamed Salah, otrzymuje jeszcze jedną szansę w zespole z Big Six. José Mourinho, który dał mu zadebiutować w Premier League w 2014 roku, mówił, że jeśli on nie trafi do reprezentacji Anglii, to Portugalczyk będzie miał coś na sumieniu. Dziś po półtora miesiąca w barwach Lilywhites 27-latek po raz drugi dostał wezwanie do Synów Albionu.
🚨 Today marks 6000 days since Tottenham Hotspur last won a major trophy. ❌🏆
Raise the standards. pic.twitter.com/Ge1DESLQa9
— Spurs Connect (@Spurs_Connect) July 29, 2024
Czy wraz z Johnsonem są w stanie wejść w buty duetu Harry Kane – Heung-min Son? Na ten moment to chyba jeszcze zbyt ambitna teza. Są pierwsze bardzo obiecujące sygnały współpracy pomiędzy oboma graczami w systemie Postecoglou, ale próba pozostaje wciąż niewielka. Talentu mają mniej niż Anglik i Koreańczyk. Również nie należy spodziewać się, aby mogli zbliżyć się do rekordu 47 wspólnie wypracowanych trafień. Natomiast, jeśli doprowadzą Spurs do jakiegoś trofeum, to już zapiszą się złotymi zgłoskami na kartach historii klubu. Byliby pierwszymi od czasów dwójki Robbie Keane – Dimitar Berbatov, która coś podniosła.