Gloria victis? To nie tutaj, do jedenastki tych, którym poszło zapraszamy do okienka numer 1. Tutaj mamy nasz mały kącik wstydu z zawodnikami notującymi fatalne spotkanie. Niektórym poszło w tej kolejce na tyle fatalnie, że aż zdecydowaliśmy się o nich napisać. Oto nasza Antyjedenastka 7. kolejki Premier League. 

BRAMKARZ

MARK FLEKKEN

W teorii wydawałoby się, że faworytem na bramkę do antyjedenastki powinien być jego vis-a-vis ze starcia z Wolverhampton, któremu strzelono aż pięć goli. Sam Johnstone wybronił jednak wiele groźnych sytuacji. A Flekken? Puścił trzy gole i nie ratował drużynie skóry w żadnej groźnej sytuacji. Przy ostatnim trafieniu Wilków się nie popisał. Przepuścił między nogami strzał Rayana Aït-Nouriego, który powinien zatrzymać.

OBROŃCY

YUKINARI SUGAWARA

Tragiczna druga połowa na Emirates Stadium w wykonaniu Japończyka. Trudno powiedzieć, o czym myślał przy drugim golu dla Arsenalu, gdy pozostawił kompletnie bez krycia Gabriela Martinellego, nawet nie robiąc kroku w kierunku Brazylijczyka. Ten wykorzystał świetną wrzutkę Bukayo Saki i skierował piłkę do sieci. Jednak prawdziwy masterclass 24-letni obrońca Southampton pokazał przy trzeciej bramce, kiedy to idealnie wystawił Sace piłkę do strzału, a ten uderzeniem po długim słupku pokonał Aarona Ramsdale’a, rozstrzygając spotkanie.

TOTI

Nieraz zagubił się przy atakach Brentfordu. Odpuszczał krycie, miał kłopoty z ustawieniem, niezbyt pewnie wyglądał też, gdy miał wyprowadzać piłkę. Już przy pierwszej bramce dla londyńczyków krył Nathana Collinsa na radar, dając mu zdecydowanie za dużo miejsca. Toti generalnie wpisał się w słabą postawę obrony Wolverhampton.

DESTINY UDOGIE

Główny aktor implozji Tottenhamu po przerwie. Można było mieć do niego zarzuty przy każdym z goli Broghton w drodze od 2:0 do 2:3. Przy pierwszym się machnął, przez co nie przeciął piłki do Yankuby Minteha. Przy drugim nie doskoczył do Georginio Ruttera. Przy trzecim dał mu się łatwo ograć na skraju pola karnego.

POMOCNICY

ADAMA TRAORÉ

Pep Guardiola powiedział o nim, że nie da się go utrzymać pod kontrolą. Sam jednak jest swoim największym wrogiem. Był aktywny, ale jego występ w starciu z Manchesterem City można określić słowami „dużo wiatru, mało konkretów”. Szybkość Adamy sprawiała spore problemy wysoko ustawionej obronie Obywateli. Jeszcze przed 30. minutą Hiszpan miał dwie stuprocentowe okazje na gola, ale raz uderzył w Edersona, a raz nad bramką. Po zmianie stron ponownie trafił w golkipera w sytuacji sam na sam. Ostatecznie Fulham przegrało i można się zastanawiać, jak potoczyłyby się losy meczu, gdyby skrzydłowy miał jednak więcej spokoju.

KALVIN PHILLIPS

Wypożyczenia do West Hamu z poprzedniego sezonu na pewno nie będzie wspominał miło. Powrotu na London Stadium w barwach Ipswich Town również. Defensywny pomocnik zaczął mecz od straty w środku pola, po której Młoty rozpoczęły strzelanie. Przy ich trzecim golu dał się z kolei łatwo ograć strzelcowi, Jarrodowi Bowenowi. Nie tak miała wyglądać jego odbudowa w barwach beniaminka.

ADAM WHARTON

Nie był to najlepszy mecz Whartona, który ewidentnie jest na bakier z formą w obecnym sezonie. Sprowokował bardzo groźną sytuację swoją stratą w środku pola, gdy na bramkę Hendersona uderzał Trent Alexander-Arnold. W dodatku dwa razy dał się nawinąć jak dziecko na kółka z futbolówką ze strony Ryana Gravenbercha. Przegrywał kolejne starcia o górne piłki, po stronie odbiorów i przechwytów też nic na swoim koncie nie zapisał, co jak na defensywnego pomocnika jest bardzo słabym wynikiem. Dlatego też Oliver Glasner zdjął go już po godzinie.

MARIO LEMINA

Środek pola Wolverhampton zawiódł w starciu z Brentfordem. Lemina „wyróżnił” się na tle kolegów tym, że był zamieszany w utratę dwóch bramek. Rzut karny, który dał rywalom gola na 2:1, podyktowano po tym, jak ściągnął do parteru Nathana Collinsa. Przy trafieniu na 3:2 dla Pszczół oddał piłkę rywalom na skraju pola karnego – choć trzeba zwrócić uwagę, że w tej sytuacji na przysłowiowego „konia” wrzucił go André.

EBERECHI EZE

Kompletnie niewidoczny (podobnie jak większość graczy Palace) w pierwszej połowie, gdy Oliver Glasner znów postanowił wystawić go bliżej skrzydła. W drugiej, po wejściu Jeana-Philippe’a Matety na boisko nieco się przebudził, jednak w swoich działaniach był bardzo niedokładny. Nie potrafił zaczarować dryblingiem, nie potrafił długimi przerzutami rozprowadzić kontrataków. Miał też problem z celnością dośrodkowań. Mógł uratować ekipie z Selhurst Park jeden punkt, bo miał na nodze piłkę meczową, ale uderzył prosto do koszyka wprowadzonego niespodziewanie na murawę Vítězslava Jaroša.

NAPASTNICY

ANTHONY GORDON

Gordon miał dwie znakomite sytuacje, by dać podopiecznym Eddie’go Howe’a komplet oczek na Goodison Park, jednak obie zmarnował. Najpierw nie wykorzystał rzutu karnego (pierwsza nietrafiona jedenastka w jego karierze w Premier League), strzelając w prosty sposób dla Jordana Pickforda. Później już pod koniec meczu, gdy Newcastle wyprowadziło kontratak, wybiegł zza linii obrony i zupełnie niepilnowany posłał piłkę z prawej strony tuż nad poprzeczką. Jeśli występujesz na pozycji numer “9”, to oczekiwania są nieco wyższe. W niebieskiej części Merseyside nie przepadają za wychowankiem, który odszedł w nienajlepszej atmosferze. Trybuny miały więc satysfakcję z jego nienajlepszego występu.

RAHEEM STERLING

Sterling nie zachwycił w swoim pierwszym meczu w wyjściowym składzie Arsenalu w Premier League. Był bliski przełamania impasu tuż przed przerwą, ale jego strzał z bliskiej odległości został ostatecznie zablokowany przez Jana Bednarka. Kilkukrotnie wykorzystał swoje przyspieszenie na lewym skrzydle, ale nie było z tego zbyt wiele pożytku. Poza tym mecz z Southampton był popisem jego złych lub zbyt wolno podejmowanych decyzji. Częściowo odpowiedzialny za stratę bramkę przez Kanonierów, gdyż to po jego łatwej stracie w środku pola Święci wyprowadzili zabójczą kontrę.