Arsenal, pomimo braku dwóch kluczowych piłkarzy, wywozi z Tottenham Hotspur Stadium trzy punkty. Gol Gabriela Magalhãesa w 64. minucie zapewnił Kanonierom zwycięstwo. Oto wnioski, które płyną po obejrzeniu derbów północnego Londynu.

Wielcy nieobecni

W zespole Arsenalu brakowało dwóch kluczowych piłkarzy, którzy zazwyczaj królują w środku pola. W składzie na mecz z Tottenhamem nie mogli pojawić się zarówno kontuzjowany Martin Odeegard, jak i pauzujący za bardzo kontrowersyjną czerwoną kartkę otrzymaną w starciu przeciwko Brighton, Declan Rice. Ich miejsce w centralnej części boiska zajęli cofnięty z konieczności do drugiej linii, Leandro Trossard oraz rozgrywający swoje pierwsze spotkanie w tym sezonie Jorginho. Trzeba przyznać, że zwłaszcza Trossard bardzo dobrze radził sobie w niecodziennej dla siebie roli. Te zmiany spowodowały, że Kanonierzy rzadko utrzymywali się w posiadaniu piłki. Po upływie pół godziny spotkania gospodarze kontrolowali grę przez 74% czasu.

Gdy Kanonierzy występują w optymalnym składzie, zazwyczaj starają się dominować w grze. Ich przewaga w środku pola jest na tyle widoczna, że mogą sobie pozwolić na długie budowanie ataku pozycyjnego. Dzisiaj sytuacja była inna z powodu brakujących piłkarzy. Wicemistrzowie Anglii musieli zdecydować się na prostopadłe piłki oraz szybkie kontrataki. W starciu z Tottenhamem nie jest to łatwe zadanie, biorąc pod uwagę choćby szybkość, którą dysponuje Micky van de Ven. Jedna z takich akcji mogła zakończyć się golem, jednak słaby strzał w sytuacji 1 na 1 oddał Gabriel Martinelli. Brak tych niezwykle ważnych piłkarzy nie przeszkodził jednak, aby wyjść z derbów zwycięsko.

 

Jak to w derbach, dużo walki

W pierwszej połowie pojedynku między Tottenhamem, a Arsenalem padło aż siedem żółtych kartek! Było to spowodowane sporą intensywnością spotkania, podsycaną derbową atmosferą oraz skrupulatnym podejściem sędziego. Jarred Gillett mógł nawet pokazać czerwień i wyrzucić jednego z graczy. W 35. minucie Jurrien Timber sfaulował Pedro Porro, co wywołało lekkie przepychanki między zawodnikami. W przypadku przewinienia Holendra, żółta kartka, którą został upominany, wydaje się być jednak wystarczającą karą.

Mecz w drugiej połowie troszkę się uspokoił. Australijski arbiter dołożył jeszcze zaledwie jedną żółtą kartkę. Było to spowodowane faktem, iż dwóch stoperów Spurs, miało już na swoim koncie upomnienie i nie mogli pozwolić sobie na błąd. Tottenham ewidentnie nie miał pomysłu na stworzenie zagrożenia pod bramką Arsenalu. Niezliczona liczba dośrodkowań nie stworzyła Kanonierom niemal żadnego zagrożenia.

Zabójczy stały fragmenty gry i szczelna defensywa

Rzuty rożne autorstwa Bukayo Saki często powodowały dużo zamieszania w polu karnym Tottenhamu. Jeden z nich, w 64. minucie zakończył się golem autorstwa Gabriela. Brazylijski obrońca strzałem głową nie dał szans na interwencję Vicario. Wcześniej krycie całkowicie zgubił Cristian Romero. Goście już wcześniej wywierali dużą presję na defensywie Spurs, m.in blokując bramkarza. Tottenham w tym elemencie nie stworzył sobie dogodnej okazji na zdobycie bramki. Nie pomagał nawet wracający po kontuzji Dominic Solanke.

Gospodarze mieli ogromny problem z przedarciem się przez szczelną defensywę Arsenalu. Zdobywca gola Gabriel oraz Ben White, ustawiony na prawej stronie defensywy, nie pozwalali piłkarzom Ange Postecoglou na zbyt wiele. Kiedy gospodarze już znajdowali się w dogodnych sytuacjach, ich strzały były blokowane. Świetnie spisywał się również David Raya, który zwłaszcza w pierwszej połowie kilka razy uchronił swój zespół przed stratą bramki. Mikel Arteta miał swój plan na ten mecz i w pełni go zrealizował.