Manchester United przez lata stał się synonimem kolejnych wielomilionowych porażek transferowych. Ed Woodward uwielbiał prężyć finansowe muskuły na Old Trafford, chcąc w ten sposób przyćmić niepowodzenia na boisku. Jednak były dyrektor generalny nie tylko nie potrafił dobierać odpowiednich graczy do zespołu i negocjować racjonalnych kwot, ale i nie nauczył się przez tyle lat sztuki sprzedaży swoich piłkarzy. Dziś, po pierwszym letnim okienku w wykonaniu Sir Jima Ratcliffa i spółki, można wysnuć tezę, że nowi właściciele lekcję z przygody Woodwarda wyciągnęli.

To Manchester United też może sprzedawać?

Pod względem wydatków tak naprawdę tegoroczne lato nie stanowiło jakiegoś znaczącego zwrotu względem lat poprzednich. Manchester United po raz n-ty wydał ogromne pieniądze. Pięciu nowych piłkarzy (nie licząc 18-letniego Sekou Kone z Guidars FC) kosztowało zarząd około 181 milionów funtów i jedynie Chelsea wydała więcej. Jednak klub pozyskał graczy na pozycje, na których potrzebował solidnych wzmocnień. Na razie można go rozważać wśród potencjalnych zwycięzców lipca i sierpnia, lecz mając z tyłu głowy, że na rzetelną weryfikację przyjdzie czas dopiero po sezonie.

W Teatrze Marzeń zjawił się jeden z najbardziej utalentowanych środkowych obrońców w Europie, w postaci Leny’ego Yoro. Rozwiązano kwestię najbardziej problematycznej pozycji w zespole Erika ten Haga – defensywnego pomocnika, podpisując Manuela Ugarte z Paris Saint-Germain. Co prawda Urugwajczyk ma pewne ograniczenia, choćby w kwestii dystrybucji piłki, ale i tak z miejsca stanowi o wiele lepszą opcję niż koszmarnie spisujący się Casemiro.

Dodatkowo pozyskano Matthijsa de Ligta, który od wielu lat gra na najwyższym europejskim poziomie, mimo tylko 25 wiosen na karku. Noussair Mazraoui, jeśli w końcu wyleczą się lewi obrońcy, powinien sprawić, że holenderski menedżer będzie miał dwóch równorzędnych graczy na prawej flance. Z kolei Joshua Zikrzee – napastnik, a właściwie gracz z pozycji „9,5” o bardzo nietypowej charakterystyce – będzie drugą opcją na szpicy obok Rasmusa Højlunda, której brakowało w poprzedniej kampanii.

Natomiast transfery „do klubu” nie są pierwszym takim wydarzeniem. Takie okienka, gdy w teorii zgadzało się wiele, ale w praktyce nie za bardzo, bywały już w ostatniej dekadzie. Wyraźny kontrast względem poprzednich lat stanowi fakt, że grupa INEOS, która przejęła zarządzanie operacjami piłkarskimi United, zdecydowanie szybciej zaczęła pozbywać się zbędnych zawodników w pierwszym zespole.

Nowi właściciele nie mieli skrupułów i prowadzili twarde negocjacje z zainteresowanymi stronami. Dzięki temu Manchester United w końcu zarobił na gotówkowych transferach, a nie jedynie skupiał się na krótkoterminowych wypożyczeniach, co wielokrotnie miało miejsce za kadencji poprzedników.

Wystarczy spojrzeć na postacie Donny’ego van de Beeka czy Facundo Pellistriego – dwóch graczy, którzy częściej znajdowali się poza klubem niż na Old Trafford. Pierwszy zamienił Anglię na hiszpańską Gironę, drugi na grecki Panathinaikos. Ok, za Holendra nie zainkasowano nawet pół bańki, ale już za Urugwajczyka ekipa z Aten zapłaciła ponad 5 milionów funtów. W dodatku zawarto odpowiednie klauzule, które gwarantują kolejne drobne do klubowej kasy.

To samo tyczy się Álvaro Fernandeza, który po przyjściu do drużyny U23 z akademii Realu Madryt, nie zaliczył nawet debiutu w seniorskim zespole. Po drodze bywał na wypożyczeniach w Preston North End, Granadzie czy Benfice. Teraz ci ostatni zdecydowali się wyłożyć za lewego defensora taką samą kwotę jak Panathinaikos.

Zaczęło się od… Pereiry?

Udało się też opchnąć graczy z akademii – Will Fish zasilił szeregi Cardiff City za kolejny milion funtów, a Maxi Oyedele, podobnie jak wcześniej Łukasz Bejger, przeniósł się do naszej rodzimej ekstraklasy. Z tą różnicą, że 18-latek trafił nie do Śląska Wrocław, a na Łazienkowską. Były zdobywca młodzieżowego Pucharu Anglii nie kosztował Legii ani złotówki, jednak Manchester United zapewnił sobie wysoki procent od potencjalnej, następnej sprzedaży. Ciężko się spodziewać, by była to pokaźna kwota, ale to dobry prognostyk na przyszłość.

Ruchy Fisha i Oyedele stoją jednak tylko w cieniu w obliczu transferów Willy’ego KambwaliHannibala Mejbriego. Środkowy defensor w zeszłym roku niejeden raz łatał dziurę w linii defensywy, gdy kolejno wypadali jego bardziej doświadczeni koledzy z pierwszego zespołu. Mejbri kilka lat temu przychodził z AS Monaco jako ogromny talent, ale na Old Trafford raczej zostanie zapamiętany tylko z cudownego uderzenia na otarcie łez przeciwko Brighton na początku ubiegłej kampanii. Mimo jego nieudanego wypożyczenia do Sevilli, gdzie uzbierał raptem 100 minut na boisku, Burnley zdecydowało się wyłożyć 5,1 miliona funtów.

Kambwala z kolei trafił do Villarreal, zapewne wiedząc o planach zarządu, co do potencjalnych nowych graczy na jego pozycję. W obliczu przyjścia Yoro i de Ligta, jego szanse na regularne występy pomimo obiecującego wejścia do drużyny ten Haga, zmalały niemalże do zera. W przypadku obu graczy Manchester United uwzględnił sobie przy umowach zarówno i opcję odkupu, jak i procentu z następnej sprzedaży. Nietrudno sobie wyobrazić scenariusz, w którym następny transfer Willy’ego może zakręcić się w okolicach 15-20 milionów, co da zauważalny zysk klubowi.

Tutaj warto podkreślić, że ten trend dotyczący odejść wychowanków (choć Hannibal nie do końca nim jest – United zapłacił za niego około 7 milionów funtów drużynie z Księstwa w 2019 roku) zaczął się już wcześniej, jeszcze za czasów rządów Glazerów. Szukając punktu zwrotnego w tej historii, przełom nastąpił w momencie pożegnania się z Andreasem Pereirą, oddanym do Fulham. To był pierwszy transfer od dawien dawna, gdy United otrzymało za wychowanka prawie 10 milionów funtów. Chwilę później za podobne pieniądze odszedł James Garner na Goodison Park.

W zeszłym roku zespół opuścili Dean Henderson oraz Anthony Elanga. Obaj bez szans na regularną grę w koszulce Czerwonych Diabłów. Obaj w nowych, nieco słabszych zespołach, pokazali się już z niezłej strony. O ile Elanga był mocno ograniczony technicznie i ciężko w nim upatrywać zawodnika na najlepsze drużyny, o tyle trochę szkoda, że Henderson nie dostał pełnego sezonu pomiędzy słupkami w Teatrze Marzeń, zwłaszcza przy sporym regresie Davida de Gei. Za hiszpańskiego golkipera i szwedzkiego skrzydłowego do kasy wpadło jednak 30 milionów funtów.

Wychowankowie, czyli „czysty zysk”

Oczywiście, jednym z najistotniejszych powodów, dla których zmieniła się optyka szefostwa, są restrykcyjne zasady PSR (z ang. Profit and Sustainability Rules). Wartość księgowa wymienionych w tym tekście graczy jest dodatkowo zwiększona ze względu na ich status absolwentów akademii. Ich sprzedaż stanowi „czysty zysk” w finansowych księgach klubu. W czasach, gdy zespoły karane są ujemnymi punktami za łamanie PSR, nikt już raczej nie pozwoli sobie na powtórzenie scenariusza Evertonu czy Nottingham Forest. Kreatywna księgowość, jaką z uwielbieniem uprawia Chelsea (ale i inne kluby), przestaje być czymś zaskakującym.

Kierownictwo INEOS stara się naprawić poważne szkody wyrządzone w klubie w ciągu ostatniej dekady. Wydaje się, że dokonali również bardzo sprytnych uzupełnień za kulisami na wyższych stanowiskach. Udało im się także pozbyć kilku drogich, niechcianych graczy, takich jak Sancho, Greenwood, van de Beek, a także Wan-Bissaka i biedny McTominay, aby zrównoważyć budżet. Pytanie, czy Erik ten Hag faktycznie może osiągnąć przyzwoity wynik z ulepszoną kadrą, to inna sprawa. Ale na papierze United wypadło dobrze” – stwierdził niedawno na łamach The Athletic Tim Spiers, współtwórca podcastu The Totally Football Show.

Pozbywanie się wychowanków – szczególnie takich związanych z klubem od najmłodszych lat – stoi w wyraźnej opozycji do tego romantycznego obrazu świata piłki, a przecież Manchester United ma jedną z najpiękniejszych historii w tej kategorii. Wciąż podtrzymywana jest wspaniała seria ponad 4250 spotkań z przynajmniej jednym piłkarzem z akademii w składzie meczowym. W zeszłym sezonie objawił się Kobbie Mainoo. 19-latek przebojem wdarł się do podstawowej jedenastki, uzupełniając lukę w drugiej linii. Spisywał się na tyle dobrze, że Gareth Southagte zabrał go na Euro 2024 i uczynił starterem w reprezentacji Synów Albionu.

Dyrektorzy z ramienia Ratcliffe’a w pierwszych miesiącach swojego urzędowania pokazują, że choć historia i dziedzictwo klubu są dla nich istotne, nie przesłoni im to wymaganych zmian. Szefostwo tego lata podjęło kilka trudnych decyzji bez względu na towarzyszący im PR — zaczynając od redukcji etatów, poprzez ograniczenie pracy zdalnej dla biurowego personelu, kończąc na sprzedaży absolwentów akademii.

Ofiarą tej polityki został Scott McTominay, o którym nie da się tutaj nie wspomnieć. Scotty był piłkarzem nieco polaryzującym opinię środowiska United. Trudno ukryć fakt, że słabo czuje się przy wyprowadzaniu piłki i często znikał w środku pola. Aczkolwiek Szkot ma za sobą najlepszy rok w karierze, rozkwitając w bardziej ofensywnej roli zmiennika. Nie da się ukryć, że dla Erika stał się tym kluczowym „dwunastym” zawodnikiem. 53-latek do tego stopnia nie chciał jego odejścia, że gdy tylko mógł, wypowiadał się o nim w samych superlatywach na łamach mediów w trakcie zgrupowania w Los Angeles.

Najlepszy od czasu Lukaku

Jak podawał The Athletic, United nie musiało koniecznie pozbywać się McTominaya, aby móc sfinalizować transfer Ugarte. Tyle że klub znalazłby się pod znaczną presją, aby wygenerować zysk albo w styczniu, albo przed 30 czerwca, czyli nowym Deadline Day dla księgowych. Zainteresowanie Szkotem było na rynku spore – chciały go bardzo mocno i Everton, i Fulham. W dodatku miał tylko rok do końca umowy (choć klub posiadał klauzulę przedłużenia o kolejny).

Ostatecznie stanęło na Napoli. Dyrektor sportowy, Giovanni Manna, poleciał do Anglii, aby omówić wymogi finansowe umowy. Rozmowy ostatecznie zakończyły się kwotą 25 milionów funtów — najwyższą początkową kwotą, jaką United otrzymało tego lata, choć transfer Masona Greenwooda przy zmiennych może przebić tę barierę. To również najwyższa transferowa opłata, jaką United otrzymało od momentu odejścia Romelu Lukaku do Interu w 2019 roku.

Z wiadomych względów rozstano się również ze wspominanym wyżej Greenwoodem, który po udanym wypożyczeniu w La Liga, za 2 miliony mniej niż Scotty, odszedł do Olympique Marsylia. W dodatku za kolejne 15 milionów funtów opchnięto Aarona Wan-Bissakę do West Hamu. Analizując ostatnie lata prawego obrońcy na Old Trafford, trzeba ten ruch uznać za spory sukces.

Łącznie odejścia wszystkich tu wymienionych graczy wygenerowały większy zysk do ksiąg niż sprzedaż Cristiano Ronaldo do Realu Madryt piętnaście lat temu za rekordowe wówczas 80 milionów funtów. Przychód z transferów wyniósł tego lata 87 milionów funtów. Choć w tzw. net spend Czerwone Diabły zaliczyły aż 94 milionów funtów, to okienko pokazuje zwrot w sprawie sprzedaży spoza grona najistotniejszych graczy. W tej kwestii Glazerowie i Woodward przez lata pozostawali bierni, licząc na to, że albo zawodnik w końcu wystrzeli, albo po prostu skończy mu się umowa i opuści zespół jako wolny agent.

Zresztą nawet teraz ten przypadek się powtórzył. Ile razy Anthony Martial miał opuścić Old Trafford? Od dobrych dwóch-trzech lat Francuz coraz bardziej gasł, co jeszcze podkreśliło kompletnie nieudane wypożyczenie do Sevilli. Na pewno nie raz, nie dwa, na stole leżały oferty transferu napastnika do ekip pokroju Crystal Palace czy Nottingham Forest za 10, może 15 milionów. Zresztą Orły z Selhurst Park teraz wydały więcej na Eddiego Nketiaha z Arsenalu.

Jeszcze wcześniej był wiecznie młody i utalentowany Jesse Lingard, którego należało oddać do West Hamu po jego fantastycznym półrocznym wypożyczeniu. Angel Gomes opuszczał klub za darmo, a ostatnio otrzymał powołanie do seniorskiej reprezentacji Synów Albionu. PSG też kilka razy pytało Manchester United o dostępność Paula Pogby, który z formą trafiał tylko na najważniejsze międzynarodowe turnieje

To głęboko zakorzeniony problem kulturowy

Problem jednak wydaje się nieco głębszy i nie tyczy się tylko piłkarzy, którzy odchodzili z klubu za darmo. Środowisko na Old Trafford jest na tyle skażone, że ciężko znaleźć piłkarzy, których najlepsze występy przypadły akurat na okres pobytu w czerwonej części Manchesteru. Spoglądając w historię transferową, jest on raczej przepełniona flopami niż sukcesami. Przytoczony w poprzednim akapicie francuski Mistrz Świata wpisuje się w tę teorię idealnie.

Widzieliśmy, jak podpisywali kontrakty z niezliczoną liczbą zawodników, którzy wyglądali świetnie przed lub po (lub w obu przypadkach) dołączeniu do klubu, ale z jakiegoś powodu mają problemy na Old Trafford”.

„Mówię o Van de Beeku, Sancho, Anthonym Elandze, można by nawet wrócić do Paula Pogby, Angela Di Marii, Alexisa Sancheza… wszystkich zawodników, których najlepsze mecze w karierze rozegrali gdzie indziej. To głęboko zakorzeniony problem kulturowy i taki, który INEOS próbuje zmienić. To nie będzie łatwe” – dodaje Tim Spiers.

Dziennikarz The Athletic obrazuje skalę problemów na Old Trafford. W ciągu ostatnich lat, poza Bruno Fernandesem, brakuje postaci typu „wow, on mógłby zagrać w Realu czy City”. Może jeszcze Ander Herrera, choć Hiszpan to jednak nie takiego kalibru zawodnik. Może Nemanja Matić, choć w przypadku Serba jego najwyższą dyspozycję oglądaliśmy w Chelsea za czasów gry z N’Golo Kante.

Diogo Dalot jest intrygującym przypadkiem. Za panowania ten Haga stał się solidnym bocznym obrońcą, ale jest jednym z niewielu, którzy wykorzystali długoletni kredyt zaufania. José Mourinho już latem 2018 roku mówił, że ma talent na miarę czołówki europejskiej na swojej pozycji. Na ten wyczekiwany wystrzał przyszło jednak czekać aż cztery lata.

Sporo nazwisk, często fantastycznych piłkarzy, przewinęło się przez Teatr Marzeń w ostatniej dekadzie. Di María przychodził jako najlepszy piłkarz finału Ligi Mistrzów, wypchnięty z Realu tylko dlatego, że Florentino Perez wymarzył sobie Jamesa Rodrígueza. Bastian Schweinsteiger zasilał szeregi ekipy Louisa van Gaala rok po tym, jak z reprezentacją Niemiec sięgnął po Puchar Świata. Henrikh Mkhitaryan chwilę przed transferem został wybrany najlepszym piłkarzem Bundesligi. Jadon Sancho również miał niemiecka ligę u swoich stóp w Borussii. Alexis Sánchez był jednym z najlepszych zawodników Premier League zanim przywdział barwy Czerwonych Diabłów, by ostatecznie popisać się jedynie grą na pianinie.

Dlatego nie może szokować fakt, że od 2010 roku Manchester United tylko trzech piłkarzy wypchnął za więcej, niż ich pozyskał. Pierwszym z nich był Javier Hernández, sprzedany za 9 milionów funtów do Bayeru Leverkusen (Ferguson kupił go za 6,5). Drugim Chris Smalling, za którego 15 milionów funtów (przyszedł za 6) wyłożył Mourinho, prowadząc Romę. Trzecim i zarazem ostatnim pozostaje Daniel James, który przychodząc ze Swansea, kosztował 17 milionów funtów, a szeregi Leeds zasilał za 6 milionów więcej.

Manchester United i jego „rok zerowy”

Rok 2024 należy uznać za „rok zerowy” projektu INEOS na Old Trafford. Zmiany, przez jakie przechodzi Manchester United, dotykają właściwie wszystkich elementów funkcjonowania klubu piłkarskiego. Zaczynając od taktyki, jeśli Czerwone Diabły planują być konkurencyjne tydzień w tydzień, poprzez strategię, jeśli zespół ma wydostać się z ekipy na Ligę Europy do miana pretendenta do tytułu Premier League, kończąc na logistyce (oraz logice) transferowej i finansach. Brytyjski miliarder chce przemienić klub w dobrze prosperującą korporację o wysokich standardach i pierwsze oznaki sugerują, że jest to możliwe.

Wszyscy jesteśmy pewni, że poprzedni sezon był poniżej wymaganych standardów w Premier League i Lidze Mistrzów. Aczkolwiek, wygrywając Puchar Anglii w tak imponujący sposób, nasi zawodnicy i personel pokazali, do czego są zdolni, gdy wszyscy się zjednoczą i będą grać na miarę swojego potencjału” — napisał nowy dyrektor sportowy United, Dan Ashworth, na ich oficjalnej stronie internetowej pod koniec lipca.

Przybycie Ashwortha do klubu wraz z kilkoma innymi wysoko postawionymi figurami w gabinetach: Jasonem Wilcoxem, Christopherem Vivellem czy Omarem Berradą powinno sprawić, że letnie okna w wykonaniu United – do tej pory kojarzone głównie z przepłacaniem za nowych graczy i problemami z pozbyciem się tych niechcianych – odejdą w zapomnienie.

W dopiero co zakończonym okienku szefostwo klubu musiało się zmierzyć z kilkoma kadrowymi dylematami, ale (wreszcie) zamiast wciąż odwlekać decyzje, przystąpili do szukania rozwiązań. Po raz pierwszy zainkasowano znaczące pieniądze za wychowanków, które pomogą zbilansować księgi. Wydaje się, że w następnych latach możemy się spodziewać podobnego scenariusza, choćby w przypadku Marcusa Rashforda, który poza jednym wyjątkowym sezonem 2022/23 marnieje w oczach.

INEOS próbuje zbudować coś innego w czerwonej części Manchesteru i wszystkie składowe, które finalnie wpływają na boiskowe rezultaty, mają znaczenie. Sprzedaż piłkarzy, którzy nie sprawdzają się w klubie, nie mieszczą się w kadrze lub już bardziej się nie rozwiną, ma finansowy sens. Pozyskane pieniądze możesz wykorzystać, sprowadzając graczy bardziej pasujących do aktualnej koncepcji trenera lub zwyczajnie dać nową umowę swoim gwiazdom.

Glazerowie przez lata nie rozumieli tego toku myślenia. Czy Jadon Sancho za ich kadencji odszedłby tego lata z zespołu? Raczej otrzymałby kolejną szansę. Na szczęście, to już nie Amerykanie odpowiadają za sprawy sportowe w Teatrze Marzeń, a w lipcu przyszłego roku klub przytuli za byłego gracza City nieco ponad 20 milionów funtów. Miło widzieć tak istotną zmianę po latach stagnacji.