Brighton & Hove Albion pokonuje 2:1 Manchester United! Mewy kolejny raz ukąsiły Czerwone Diabły, którym ewidentnie nie leżą. Jaki jednak byłby wynik, gdyby nie najbardziej memiczny spalony, jakiego widzieliśmy w Premier League? Można jedynie zgadywać.
Najbardziej memiczny spalony?
W 70. minucie wydawało się, że Manchester United skompletował comeback – Brighton prowadziło 1:0, ale Czerwone Diabły trafiły do siatki po raz drugi. Radość po bramce była jednak lekko stłumiona. Wszyscy widzieli, że gol może zostać anulowany w kuriozalnych okolicznościach. Znajdujący się na pozycji spalonej Joshua Zirkzee dotknął piłki właściwie już na linii bramkowej. W ten sposób odebrał trafienie Alejandro Garnacho. I w sumie chyba więcej winy leży po stronie Argentyńczyka, bo jego kolega sunął po ziemi na wślizgu, a on miał otwartą całą bramkę.
Trudno mieć pretensje do Holendra, bo wydaje się, że robił wszystko, by uniknąć kontaktu z futbolówką. Tak się złożyło, że nie dał rady uciec. Uderzenie w kolano miało miejsce właściwie już na linii bramkowej. Sytuacja absurdalna, niesamowicie pechowa i – oczywiście – memiczna. Nie będzie miał łatwo Zirkzee w kolejnych dniach.
-1.00(xG) accumulated by Joshua Zirkzee. pic.twitter.com/1mG8wv9HoP
— The xG Philosophy (@xGPhilosophy) August 24, 2024
Wychowanek rodem z koszmarów
Wśród kibiców Manchesteru United często panuje przekonanie, że jeśli w drużynie rywala gra ich były piłkarz, to narobi im przykrości. W ostatnich sezonach gole Czerwonym Diabłom strzelali m.in. Daniel James (dla Fulham) czy Wilfried Zaha (dla Galatasaray). Żaden inny eks-zawodnik nie jest jednak takim koszmarem 20-krotnych mistrzów Anglii, jak ich wychowanek, Danny Welbeck.
Danny Welbeck is the first former Manchester United player to score five Premier League goals against them.
Dat Guy Welbz scores his 100th club career goal against his former side. 💯 pic.twitter.com/V2X88ctc26
— Squawka (@Squawka) August 24, 2024
33-latek grał dziś przeciwko „swojemu” klubowi już 16. raz na wszystkich frontach, strzelając szóstą bramkę w szóstym różnym spotkaniu. Trzy z nich zdobył w barwach Arsenalu, teraz dorzucił trzecią w koszulce Brighton. Co więcej, w czterech ze wspomnianych meczów mógł fetować wygraną. Welbeck to przekleństwo drużyny, w której się ukształtował. Jej fani chyba mogą powoli drżeć, gdy widzą go w przeciwnej ekipie. A już na pewno, gdy trafia do siatki.
Koniec dziwacznej roli Mounta?
Manchester United, podobnie do dwóch poprzednich meczów w tym sezonie, rozpoczął starcie z Brighton z Masonem Mountem w podstawowym składzie. Za każdym razem Anglik pojawiał się w jedenastce kosztem nominalnej „dziewiątki”, występując raczej jako fałszywy napastnik, choć jego rolę można nazwać raczej „bulldogiem”. Gracz z siódemką na plecach dostał bowiem mocno niewdzięczne zadanie ganiania za piłką, gdy rywale rozgrywali ją we własnej strefie defensywnej. Już w zeszłym sezonie Erik ten Hag nazywał go zresztą „pressingową maszyną”.
Problem z rolą Mounta jest jednak dość nietypowy, zwłaszcza jak na ofensywnego pomocnika. Przydaje się bowiem głównie, gdy to przeciwnicy mają futbolówkę. Poza pojedynczymi przypadkami nie widać go kompletnie w fazie ofensywnej. Tak było z City w starciu o Tarczę Wspólnoty, na inaugurację z ligi przeciwko Fulham i w pierwszej połowie dzisiejszego starcia z Mewami. W poprzednim spotkaniu wprowadzony za niego Joshua Zirkzee, napastnik, strzelił decydującego gola. Tym razem po bliźniaczej zmianie przeprowadzonej już w przerwie udało się wreszcie strzelić gola. Może to sygnał, że pora zrezygnować z dziwacznej roli Anglika?