Północny Londyn, Emirates Stadium. Arsenal podejmował w sobotnie popołudnie Wolverhampton Wanderers. Mecz zakończył się wynikiem 2:0 dla graczy Mikela Artety. Kanonierzy przystępowali do tego spotkania w roli zdecydowanych faworytów, bowiem w sześciu ostatnich meczach nie mieli problemów pokonać Wolves, a przegrali tylko raz w trzynastu takich pojedynkach.

Kibice Arsenalu do samego końca zadawali sobie pytanie, jaki skład w bój pośle Mikel Arteta. Pomiędzy słupkami stanął David Raya, sprowadzony już na stałe po udanym wypożyczeniu z Brentford. Przed nim blok defensywny złożyli Ben White, William Saliba, Gabriel Magalhães i Ołeksandr Zinchenko. W pomocy wystąpili: kapitan drużyny Martin Ødegaard, Thomas Partey i Declan Rice. Na prawym skrzydle pojawił się Bukayo Saka, a po drugiej stronie mecz zaczął Gabriel Martinelli. Najbardziej wysuniętym graczem Arsenalu był Kai Havertz. To właśnie pozycja środkowego napastnika była tematem wielu dyskusji. Po dobrym okresie przygotowawczym spodziewano się, że to Gabriel Jesus wystąpi od pierwszych minut.

W ekipie Wolverhampton od pierwszych minut w bramce wystąpił Jose Sa. W obronie zagrali Matt Doherty, debiutant Yerson Mosquera, Toti oraz Rayan Ait-Nouri. Przed nimi pojawili się Joao Gomes i Mario Lemina. Na skrzydłach zameldowali się Rodrigo Gomes, sprowadzony latem z Benfiki i Jean-Ricner Bellegarde. W ataku pojawił się duet Hee-Chan Hwang i Jorgen Strand Larsen, który przeszedł z Celty Vigo.

Kluczowa obecność Bukayo Saki

Najpierw asysta przy golu Havertza w 25. minucie, a następnie bramka w 74. minucie. Występ Anglika od samego początku stał na wysokim poziomie i widać, jak ważne ogniwo stanowi w ofensywie Arsenalu. Bukayo nie tylko był decyzyjny w akcjach ofensywnych, ale pomagał też w defensywie i wielokrotnie wyprowadzał piłkę z własnej połowy. Postawienie na Havertza również było słusznym wyborem ze strony Artety. Niemiec świetnie odnalazł się w sytuacji, gdzie skierował głową piłkę do siatki.

Choć nie był to wybitny mecz Arsenalu, trzeba jednak odnotować czyste konto Davida Rayi i traktować to spotkanie jako pierwszy krok ku wyścigu po mistrzostwo. Sezon 2024/25 będzie najważniejszym w karierze piłkarzy Arsenalu i kibice będą oczekiwać przekonywujących występów swoich ulubieńców.

Niepokojące straty

Zarówno w pierwszej, jak i drugiej połowie, graczom Arsenalu przydarzyły się niespodziewane straty piłki. Najwięcej niechlubnych podań do rywala zanotował Partey, ale nie ustrzegli się ich też Saliba i Gabriel. To na pewno element gry, którzy rzuci się w oczy trenerowi Arsenalu. Kanonierzy muszą zachować koncentrację i popracować nad jakością podań na własnej połowie. Dziś Wolverhampton nie potrafiło tego wykorzystać, ale następni rywale mogą mieć ten element gry na uwadze.

Arsenal mimo wszystko kończy ten mecz z 6 celnymi strzałami na bramkę rywala i posiadaniem piłki na poziomie 54%.

Ekipa O’Neila z falstartem

Wolverhampton przez cały mecz oddało na bramkę Arsenalu zaledwie trzy celne strzały. Wilki nie potrafiły wykorzystać okazji, które sprezentowali im gracze Arsenalu i mieli problem z podejmowaniem kluczowych decyzji. Najgroźniejszą sytuację mieli po strzale Larsena w 36. minucie, lecz świetnie interweniował David Raya. Goście najlepiej wyglądali na początku obydwu połów meczu. Wówczas wydawało się, że są w stanie pokrzyżować plany Arsenalu, ale finalnie nie zagrozili gospodarzom.

Dosyć często gracze O’Neila musieli sprowadzać swoją grę do fauli, aby zatrzymać Kanonierów. Drużynie nie pomogły też nowe nabytki, choć były z nimi związane duże nadzieje. Wilki w następnej kolejce zmierzą się z Chelsea. Choć ciężko uwierzyć, by byli faworytem w tym spotkaniu, to jednak będą dążyć do tego, by urwać choćby punkt graczom The Blues.