Gianluca Di Marzio poinformował wczoraj na swoich mediach społecznościowych, że Raheem Sterling znalazł się w kręgu zainteresowań Juventusu.
Trzeba jasno przyznać, że Sterling po odejściu z Manchesteru City jest cieniem samego siebie. Angielski skrzydłowy w barwach The Citizens rozegrał łącznie 339 spotkań, w których zanotował 131 bramek i 73 asysty. Po siedmiu latach spędzonych na Etihad, zawodnik poprosił władze klubu o transfer. Chętnych wówczas nie brakowało. Najbardziej zdeterminowana do pozyskania ówczesnego reprezentanta Anglii okazała się być Chelsea. Sterling trafił na Stamford Bridge za blisko 60 milionów euro, jednak czas pokazał, że był to zdecydowany krok w tył.
Skrzydłowy miniony sezon w barwach The Blues zakończył ośmioma golami i czterema asystami w Premier League. Ci, którzy bacznie śledzą poczynania londyńskiego klubu doskonale wiedzą, że były gracz Obywateli nie jest ulubieńcem kibiców z północnej części Londynu. Niewykluczone zatem, że Sterling po dwóch latach spędzonych w Chelsea, znów zmieni klub.
Jak się okazuje, swoje zainteresowanie Anglikiem przejawia… Juventus. Gianluca Di Marzio pisze, że ekipa Starej Damy traktuje wzmocnienie boku pomocy jako swój priorytet. Jak się okazuje, Sterling znajduje się na samym szczycie listy świeżo upieczonego menedżera turyńskiego zespołu, Thiago Motty. O słabnącej pozycji Sterlinga na Stamford Bridge niech świadczy choćby fakt, że londyńczycy klepnęli wczoraj transfer skrzydłowego Wilków, Pedro Neto.
Włoski klub w pierwszej kolejności będzie chciał jednak rozstać się z Federico Chiesą, który nie jest uwzględniany przez nowego menedżera w budowaniu kadry na przyszły sezon. Choć włodarze Juve kontaktowali się już z przedstawicielem angielskiej ekstraklasy, wciąż czekają na ruch reprezentanta Italii.
Di Marzio przekonuje, że potencjalny transfer 29-latka na Allianz Stadium będzie wiązał się równocześnie ze sporą obniżką zarobków. Sterling w barwach Chelsea inkasuje blisko 350 tysięcy funtów tygodniowo. Takiej gaży zdecydowanie nie będą w stanie zapewnić mu Gianluca Ferrero i spółka.