Liverpool jest jedyną drużyną Premier League, która nie pozyskała ani jednego nowego zawodnika podczas tegorocznego letniego okienka transferowego. The Reds nie mają problemów finansowych, nad gardłem nie wisi im nóż z napisem „zasady Finansowego Fair Play”, a do klubu przyszedł właśnie nowy trener. Co w takim razie powoduje taką bierność 19-krotnych mistrzów Anglii? Spróbujmy to ustalić.

Ubiegłego lata Liverpool dokonał czterech transferów. Wszystkie dotyczyły wzmocnień środka pola, który błagał o wsparcie po fatalnej grze w kampanii 2022/23. Czerwoni zakupili Dominika Szoboszlaia, Ryana Gravenbercha, Alexisa Mac Allistera, a także Wataru Endo. Łącznie na ich zakup wydali 172 miliony euro. Czy tego lata żadna formacja w zespole Liverpoolu nie wymaga podobnych wzmocnień ? To akurat kwestia sporna.

Potrzeby są, ale nie aż tak nagłe jak wcześniej

Linia ataku The Reds wydaje się być wystarczająco obsadzona. Jedyną pozycją, do której można się doczepić jest prawe skrzydło i rezerwowy dla Mohameda Salaha. Wciąż jednak nie jest to przymusowy ruch. Diogo Jota, Darwin Nunez, Cody Gakpo oraz Luis Diaz są bardzo uniwersalnymi zawodnikami i radzą sobie na wszystkich pozycjach w formacji ofensywnej.

Z drugiej strony nie sposób nie zauważyć, że najbardziej wydajni są na konkretnych pozycjach. Dobitnie było widać to w przypadku Gakpo. W ostatnim sezonie był on wystawiany najczęściej jako cofnięty napastnik. Ta rola nie była dla niego zbyt optymalna. Na mistrzostwach Europy występował tylko w roli lewego skrzydłowego i został jednym z najlepszych piłkarzy na całym turnieju. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku Joty, Nuneza i Diaza, którzy mimo, że są bardzo uniwersalnymi zawodnikami, to najlepiej radzą sobie jednak tylko na jednej, konkretnej pozycji.

Atak wciąż jest jednak najmniejszym problemem zarządu 19-krotnych mistrzów Anglii. Na ten moment najgłośniej o pomoc błagają pozycje w linii pomocy oraz w bloku obronnym. Chodzi konkretnie o nowego defensywnego pomocnika, a także lewego środkowego obrońcę. Nie wygląda to jednak aż tak źle, jak w przypadku całej drugiej linii podczas ubiegłorocznego letniego okna. Na obu tych pozycjach doszło bowiem już do swego rodzaju „transferów”…

W Liverpoolu transfery mają różne oblicza

Zarządzająca Liverpoolem firma FSG nie jest – lekko mówiąc – uwielbiana przez fanów z Anfield. Powód takiego stanu rzeczy jest dość jasny i w pełni zrozumiały. Włodarze ekipy z czerwonej części Merseyside nie należą do grona najbardziej rozrzutnych zarządów podczas okienek transferowych. Niejednokrotnie byli posądzani o zbyt małe wydatki na zakupy.

Sympatycy Czerwonych bardzo często denerwowali się, gdy za „transfery” uznawano zawodników powracających z wypożyczeń lub tych, co dopiero wyleczyli kontuzję. Przed startem następnej kampanii znów może okazać się, że będą zmuszeni zadowolić się właśnie tego typu wzmocnieniami.

Do klubu po rocznym wypożyczeniu w niemieckim Mainz wraca Sepp van den Berg. Utalentowany holenderski stoper ma za sobą bardzo udany sezon w Bundeslidze. Defensor w wielu statystykach był jednym z najlepszych młodych obrońców w czołowych ligach Starego Kontynentu. Imponował skutecznością odbiorów, wygranych pojedynków w powietrzu, a do tego bardzo dobrze wyglądał w elemencie wyprowadzania piłki do ataku. Zdobył też bramkę zapewniającą utrzymanie w elicie podczas meczu ostatniej kolejki ubiegłych rozgrywek.

Chociaż od kilku tygodni w przestrzeni medialnej pojawia się wiele doniesień, że 22-latek opuści Liverpool na zasadzie definitywnego transferu, to wciąż jest on zawodnikiem The Reds. Bardzo możliwe, że w przypadku nie pozyskania żadnego nowego obrońcy, to właśnie Van den Berg będzie nowym nazwiskiem w rotacji trenera Arne Slota.

Van den Berg nie jest jedynym tego typu „transferem”

Bardzo podobnie może to również wyglądać w przypadku pozycji środkowego defensywnego pomocnika i Stefana Bajceticia. Młody Hiszpan opuścił praktycznie cały ubiegły sezon przez groźny uraz. Teraz jest już do dyspozycji menedżera, który z pewnością da mu szanse na pokazanie pełni swojego potencjału. Bajcetić również jest jednym z najlepiej zapowiadających się młodych talentów na pozycji numer „6”.

Obecnie w zespole Liverpoolu trudno znaleźć innego klasycznego defensywnego pomocnika, więc jeśli zarząd nie zdecyduje się na pozyskanie nowego nazwiska, to zapewne Bajcetić dostanie misje niejednokrotnego łatania dziury w tym miejscu środka pola.

Na Anfield wrócił także Fabio Carvalho. Portugalczyk w minionej kampanii bronił barw RB Lipsk oraz Hull City. Łącznie dla obu tych ekip zdobył 9 goli oraz 2 asysty w 35 potyczkach. Za kadencji trenera Jurgena Kloppa nie miał zbyt wielu szans na regularną grę. Na ten moment nie powinno to ulec znacznej zmianie, ale zdecydowanie może okazać się kolejnym „transferem” dla FSG, które uzna, że z tego powodu można odpuścić wzmocnienia  danej pozycji w drużynie.

Skąpi, ale piekielne skuteczni i tajemniczy

Z drugiej strony FSG nigdy nie można lekceważyć. Liverpool przyzwyczaił bowiem w ostatnich latach, że pomimo braku wielu plotek o ich działaniach na rynku, zawsze potrafią być piekielnie szybcy i tajemniczy w swoich działaniach.

Tak było chociażby w przypadku Wataru Endo, który rok temu łączony z przenosinami do szeregów The Reds był dopiero na kilka dni przed oficjalnym ogłoszeniem finalizacji tej transakcji. Wcześniej żaden portal nie donosił o zainteresowaniu Japończykiem. Był to kolejny idealny przykład, że Liverpool jest naprawdę trudny do wykrycia w swoich działaniach, a o ich transferach dowiadujemy się najczęściej, gdy dane negocjacje są już na bardzo zaawansowanym etapie lub tuż przed samą finalizacją.

Nie można więc wykluczać, że w tym roku również będzie bardzo podobnie. Z trzecią drużyną minionego sezonu jest łączonych wiele głośnych nazwisk. Goncalo Inacio, Takefusa Kubo czy Ederson to tylko niektóre z nich. Jednocześnie bardzo możliwe, że ostatecznie pierwszym letnim zakupem Slota i spółki będzie ktoś zupełnie inny. Ktoś, kto wyskoczy jak przysłowiowy filip z konopi, bowiem nie pojawiał się w żadnych wieściach transferowych.

Z tego powodu umartwianie się fanów Liverpoolu nie jest obecnie nadmiernie duże, ponieważ znają oni styl działania swojego zarządu. Doskonale wiedzą, że w każdej chwili mogą nagle być o krok od pozyskania nowego zawodnika i zaskoczenia innych czołowych marek na Wyspach. Tym bardziej, że do końca okienka pozostał jeszcze ponad miesiąc.

Brak transferów to brak odpowiedzi

Podsumowując, nie sposób podać jeden czy kilka powodów posuchy transferowej w Liverpoolu. Działania ich zarządu przyzwyczaiły jednak do dynamicznej zmiany sytuacji w tej kwestii. Nie można, więc stwierdzić, że na pewno zamierzają oni przejść przez to okienko bez żadnego kupionego piłkarza. Z drugiej strony niejednokrotnie pokazywali , że nie są najbardziej hojnymi właścicielami w Europie. Tym bardziej, że w tym roku za umowne „transfery” mogą uznać powracających do drużyny zawodników, którzy wyleczyli kontuzje lub zakończyli wypożyczenia w innych klubach.

Nie można jednak zaprzeczyć, że drużyna potrzebuje wzmocnień, co dobitnie pokazała końcówka ubiegłego sezonu. Problemy w obronie, kompletny brak skuteczności i widoczna potrzeba obecności klasycznego defensywnego pomocnika z prawdziwego zdarzenia – każdy z tych mankamentów był aż nadto widoczny. Trudno spodziewać się, by wymienieni wyżej Bajcetić czy Van den Berg byli już teraz w stanie okazać się antidotum na owe bolączki.

Mając to na uwadze, sięgnięcie głęboko do kieszeni może okazać się konieczne, by powalczyć o najwyższe laury w debiutanckim sezonie Arne Slota. Czy Liverpool, a właściwie FSG również to zauważa? Trudno powiedzieć, bo na ten moment brak jakichkolwiek transferów paradoksalnie oznacza również brak szans na udzielenie konkretnej odpowiedzi na tytułowe pytanie.

Pesymiści na pewno będą bliżej przekonania, że FSG znów nie będzie skłonne do wyłożenia dużych kwot na stół. Optymiści będą z kolei wierzyć w kolejny wybuch transferowej bomby i niespodziewany transfer The Reds. Na ten moment jedni i drudzy są tak samo blisko prawdy.