W wieku 18 lat  na wielką piłkarską imprezę międzynarodową jedzie się najczęściej w jednym celu – zebrać doświadczenie w grze i nauczyć się radzić sobie z  presją związaną z reprezentowaniem barw narodowych na oczach całego świata. Nawet największe talenty najczęściej jedynie zbierają doświadczenie podczas tego typu turniejów. Zdarzają się jednak spektakularne wyjątki. Dzisiaj porozmawiamy sobie o właśnie jednym takim wyjątkowym przypadku…

Na portugalskie mistrzostwa Europy w 2004 roku reprezentacja Anglii jechała w roli jednego z głównych kandydatów do złotego medalu. W ich kadrze roiło się od gwiazd. Gerrard, Lampard, Owen, Scholes, Campbell,  to tylko największe z nich. Jednak żaden nie był liderem Synów Albionu podczas tego turnieju. Najwięcej pochwał zbierał bowiem pewien 18-letni rudawy, piegowaty chłopczyk, który, jak sam przyznał, czuł się wtedy „najlepszym piłkarzem na całym świecie”. Tym nastolatkiem był Wayne Rooney.

Nastoletnie lata w narodowej koszulce od początku były dla niego bardzo udane

Popularny „Wazza” okazał się wielkim  talentem jeszcze przed startem mistrzostw Europy. Przebojem wdarł się do pierwszej drużyny Evertonu w wieku 16 lat! Wielu trenerów zauważało w nim nietuzinkowe umiejętności już od samego początku jego przygody z futbolem.  Pierwszy pokaz swojej siły odnotował właśnie w narodowej koszulce Three Lions, ale miało to miejsce nie na seniorskim turnieju rangi mistrzostw Europy, a na młodzieżowym Euro do lat 17 w 2002 roku.

Na turnieju rozgrywanym w Szwajcarii bohater tego tekstu pokazał, że może być przyszłością swojej reprezentacji. I rzeczywiście właściwie jedynie Rooney zrobił wielką karierę z całego podstawowego składu tamtej kadry Wyspiarzy. Na pewno nikt nie zbliżył się do statusu, który na koniec swojej kariery Wayne uzyskał zarówno w kadrze, jak i Manchesterze United.

Wracając jednak bezpośrednio do wydarzeń z Euro U-17 w 2002 roku. Rooney nie został królem strzelców tamtego turnieju oraz nie wpisywał się na listę strzelców w każdym meczu, ale w najważniejszych spotkaniach pokazywał się z jak najlepszej strony. Najpierw jego gol dał Anglikom zwycięstwo 1:0 nad Jugosławią w ćwierćfinale, a później napastnik popisał się hat-trickiem podczas meczu o 3. miejsce z Hiszpanami, w których składzie występował między innymi dobrze znany wszystkim fanom Premier League, David Silva.

Śmiało można było wysnuć wniosek, że bez Rooneya w składzie Anglia mogła wyjechać ze Szwajcarii bez żadnego medalu. Łącznie ówczesny piłkarz Evertonu zdobył pięć bramek w pięciu spotkaniach. Snajper urodzony w Liverpoolu pokazał, że drzemie w nim ogromny potencjał, ale chyba nikt nie spodziewał się, że tylko dwa lata później z praktycznie tożsamą skutecznością będzie on trafiał do siatki już na seniorskich mistrzostwach Europy…

Wschodząca gwiazda, która przyćmiła największe z nich

Mistrzostwa Europy 2004 na terenie Portugalii są dla wielu jednym z ulubionych turniejów w XXI wieku. Rzeczywiście miały one swój wyjątkowy klimat, a przede wszystkim rozegrano na nich wiele naprawdę niezapomnianych spotkań. W kilku z nich uczestniczyli Anglicy. Jeszcze przed startem turnieju rozgrywanego na Półwyspie Iberyjskim uchodzili oni za jednego z głównych faworytów do zajęcia najwyższego miejsca na podium. Na papierze ich kadra zdecydowanie była jedną z najmocniejszych w stawce. Nikomu nie przyszło nawet przez chwilę do głowy, że liderem reprezentacji będzie zaledwie 18-letni Wayne Rooney, który swoją grą przyćmi Stevena Gerrarda, Micheala Owena czy Paula Scholesa.

Rooney bardzo dobrze wyglądał już podczas meczów eliminacji do Euro w 2004 roku. Turniej rangi mistrzowskiej to jednak zupełnie inna para kaloszy, z którą nie poradziło sobie wielu zdecydowanie bardziej doświadczonych graczy. Nastoletni snajper bardzo mocno wierzył jednak , że ma wszelkie inklinacje, by zaskoczyć cały Stary Kontynent.

Po porażce w dramatycznych okolicznościach w meczu otwarcia z Francją widmo klęski nieprzyjemnie zbliżyło się do Anglików. Brak awansu do fazy pucharowej byłby w kraju przyjęty jako absolutna klęska i powód do hańby. Podopieczni trenera Sven-Gorana Erikssona, by tego uniknąć musieli wygrać dwa następne mecze. O pomyślność tej misji zadbał Rooney, który przy okazji pobił kilka rekordów.

Swoje show Rooney rozpoczął podczas konfrontacji ze Szwajcarią. Na listę strzelców po raz pierwszy wpisał się, gdy wyśmienicie wykończył akcję po świetnej wrzutce Michaela Owena. To trafienie uczyniło z Rooney’a najmłodszego strzelca bramki w dziejach mistrzostw Europy. Anglik miał wówczas dokładnie 18 lat i 237 dni. Legenda Manchesteru United długo nie nacieszyła się jednak prowadzeniem w tej statystyce. Jedyne cztery dni po golu z Helwetami jego wynik przebił niejaki Johann Vonlanthen. W chwili zdobycia swojej bramki był on młodszy od Rooneya o  zaledwie 96 dni.

Napastnik Anglików miał jednak chrapkę również na pobicie innych rekordów strzeleckich. Po zmianie stron zdobył drugą bramkę przeciwko Szwajcarii. W samej końcówce dzieła zniszczenia dopełnił Steven Gerrard, który podwyższył na 3:0. Anglicy do ostatniej potyczki grupowej z Chorwacją podchodzili naładowani pozytywnymi emocjami. Prasa najbardziej skupiła się rzecz jasna na dublecie 18-letniego Rooneya. Morale Anglika sięgały zenitu i doskonale było widać, że stać go na jeszcze więcej. I rzeczywiście najlepsze w przypadku Rooneya dopiero się zaczynało…

Rooney, czyli piłkarski Midas

Starcie z Chorwatami zdecydowanie nie zaczęło się po myśli piłkarzy Erikssona. Już w 5. minucie ich bramkarza pokonał Niko Kovac (tak, ten sam Kovac, który nie tak dawno był trenerem Bayernu Monachium). Nieco ponad pół godziny później wyrównał Paul Scholes. Wydawało się, że na przerwę oba zespoły zejdą przy remisowym rezultacie. Rooney miał inne plany i znów dał znać o swojej zjawiskowej dyspozycji.

Bombą z ponad 25 metrów od bramki oponentów dał prowadzenie Anglikom. Golkiper rywali miał futbolówkę na rękach, ale siła tego uderzenia była na tyle duża, że nie możliwym było odbicie jej poza światło bramki. Rooney’owi po prostu wszystko wychodziło. Był piłkarskim Midasem, który czego nie dotknie zamienia w kolejną bramkę. Na potwierdzenie tej tezy nie musieliśmy długo czekać. W 68. minucie liverpoolczyk skompletował swój drugi dublet na turnieju. Tym razem popisał się doskonałym wyjściem na pozycję i wyczuciem linii spalonego rywali, a także klinicznym wykończeniem w sytuacji sam na sam z bramkarzem przeciwników. Gdy Rooney zostawił daleko w tyle trzech defensorów Chorwacji, którzy bezskutecznie próbowali go dogonić wyglądało to tak, jakby Anglik był po prostu nie do zatrzymania. W sumie można stwierdzić, że właśnie tak to wyglądało zarówno dosłownie, jak i w przenośni.

Cztery gole w trzech meczach i zapewnienie swojej kadrze awansu do etapu ćwierćfinału — Rooney mógł czuć, że ma świat u swoich stóp. Patrząc nie tylko na jego liczby, ale też ogólną postawę, sposób gry i kolejne udane dryblingi czy pojedynki jeden na jednego z obrońcami, można było mieć nieodparte wrażenie, że jest po prostu nie do zatrzymania. Niestety w futbolu jest jedna rzecz, która może powstrzymać nawet najlepszego piłkarza świata przed dalszymi popisami…

Z kontuzjami nie wygrasz nawet będąc w takim gazie

Ćwierćfinałowa potyczka Anglii z Portugalią zapowiadała się znakomicie. Obie drużyny celowały w końcowy triumf, a Portugalczycy dodatkowo mieli za sobą atut gry przed własną publicznością. Mecz faktycznie nie zawiódł pokładanych w nim oczekiwań. Imponował niesamowitą intensywnością z obu stron. Byliśmy też świadkami kilku pięknych bramek, a wszystko zakończyło się wygraną gospodarzy po serii rzutów karnych. Anglicy musieli przełknąć gorzką pigułkę oraz pogodzić się z przymusem przedwczesnego powrotu do ojczyzny. Piłkarzem, który mógł w pewnym sensie najbardziej żałować zaistniałych okoliczności był właśnie Rooney.

„Wazza” przeżył ogromny ból, gdy już w 28. minucie spotkania z Portugalczykami musiał opuścić murawę Estadio da Luz. Powód? Złamanie kości śródstopia, które nie pozwalało mu nawet w pełni normalnie chodzić. Dla zaledwie 18-letniego zawodnika, który właśnie przechodził najlepsze dni w całej swojej karierze, był to naprawdę ogromny cios. Niestety, ale Rooney nie mógł zrobić nic więcej w tej sytuacji. Kontuzja była zdaje się jedyną rzeczą zdolną wówczas do zatrzymania snajpera Synów Albionu. Niestety przytrafiła się mu ona w tak ważnym meczu i w dużym stopniu kosztowała jego zespół odpadnięcie z turnieju.

W miejsce 18-latka na plac gry został desygnowany Darius Vasell. To właśnie ówczesny zawodnik Aston Villi nie trafił ostatniego rzutu karnego wykonywanego przez Anglików. W regulaminowym czasie również nie potrafił odpowiednio zastąpić Rooneya. Dobitnie było widać brak nastoletniej gwiazdy przy wielu wypadach ofensywnych organizowanych przez linię ataku Trzech Lwów.

Pomimo, że Rooney rozegrał tak naprawdę jedynie trzy spotkania fazy grupowej, UEFA zdecydowała umieścić go w Jedenastce Turnieju. Zdecydowanie była to zasłużona nominacja. Anglik został w końcu wice królem strzelców całego turnieju. Jedynie Milan Baros zdobył więcej goli od niego (4 do 5 w liczbie bramek). Dodatkowo, Rooney ciągle wywierał pozytywny wpływ na grę swojego zespołu. Zupełnie nie widać było też po nim presji, która powinna być czymś paraliżującym dla zawodnika w tym wieku, który musi zmierzyć się z takimi oczekiwaniami sympatyków ze swojego kraju. Rooney zupełnie nie czuł się z tego powodu przytłoczony, a wręcz przeciwnie bardzo mocno go to napędzało. Sam przyznawał po latach, że jego psychika w trakcie tamtego Euro była w niesamowicie dobrej kondycji.

„Czułem, że jestem najlepszym piłkarzem na świecie”

Na koniec oddajmy głos samemu Rooney’owi, który bardzo często chętnie wspominał tamten turniej. Sam jasno przyznaje, że był wówczas w naprawdę fenomenalnej dyspozycji. Opowiedział też o nastawieniu niektórych rywali do jego obecności na Euro w tak młodym wieku.

„Ja po prostu wierzyłem, że jestem najlepszym piłkarzem na całym świecie. To była moja mentalność. Miałem zwyczajnie tak dużą pewność siebie. Pamiętam pierwszy mecz przeciwko reprezentacji Francji. Nie mogłem się doczekać tego momentu. Oczywiście, tam występowali wtedy Zinedine Zidane, Thierry Henry, Lilliam Thuram. Kojarzę, że Thuram jeszcze przed startem turnieju w Portugalii pytał, dlaczego jadę na mistrzostwa Europy w tak młodym wieku!

Było więc mnóstwo aspektów związanych z kadrą Francuzów. Myślę, że podczas meczu byli oni naprawdę solidnie zdziwieni przede wszystkim, tym, że nie ustępowałem im w aspekcie fizycznym. W niektórych momentach nawet nie byli się w stanie do mnie zbliżyć. Czułem się po prostu nie do pokonania. Jednocześnie po prostu cieszyłem się grą i możliwością występu na tak wielkim turnieju” – wspominał Rooney w rozmowie dla kanału B/R Football.