Luton Town po zaledwie roku wraca do Championship. Po historycznym i zaskakującym awansie pojawiało się wiele głosów o tym, że będzie to najsłabsza ekipa w historii Premier League. Jak się okazało, do tego miana było bardzo daleko, a popularni The Hatters przysporzyli nam naprawdę niezliczonych emocji w trakcie całego sezonu. Luton to ekipa bardzo trudna do oceny, bo przecież wszyscy wiedzieli, jak to się skończy, a jednak w pewnym momencie uwierzyliśmy, że Kenilworth Road może być świadkiem niemożliwego.

Ostatecznie okazało się jednak, że kadra Luton Town była po prostu zbyt słaba na rywalizację z najlepszymi drużynami na świecie. Niemal w każdym spotkaniu podopieczni Roba Edwardsa walczyli dzielnie, ale plaga kontuzji i zmęczenie długim sezonem sprawiły, że nie dało się już wyczarować niczego więcej. Całą kampanię trzeba jednak oceniać jednoznacznie pozytywnie. Nie dość, że była to piękna przygoda, które chyba jeszcze bardziej połączyła klub z kibicami, to jeszcze Luton wraca do Championship jak klub ze zdrową kondycją finansową, bogatszy o 200 milionów funtów i gotowy do otwartej rywalizacji z klubami na zapleczu Premier League. Ciężko zatem stwierdzić, że był to jednorazowy epizod Luton Town na najwyższym poziomie rozgrywkowym.

KADRA

Ocena 1 gwiazdka

W drużynie Luton próżno było szukać piłkarzy, którzy mogli pochwalić się bogatym doświadczeniem w najwyższej klasie rozgrywkowej. W kadrze The Hatters znajdowało się przecież kilku zawodników, którzy przebywali z klubem drogę z odmętów futbolowej piramidy w Anglii aż do Premier League. Dla większości graczy piłka nożna na tym poziomie była tylko marzeniem, a zderzenie się z jej realiami okazało się dosyć brutalne.

Na papierze kadra Roba Edwardsa była najsłabszą w lidze i można było odnieść wrażenie, że trener wyciąga z niej znacznie więcej niż można było zakładać. Niestety liczne kontuzje sprawiały, że menedżer nie był w stanie co tydzień korzystać ze swoich najlepszych zawodników, a o problemach niech świadczy fakt, że w drugiej części sezonu swoje szanse na boisku otrzymywał Fred Onyedinma. Ten sam, który jesienią był wypożyczony do najsłabszej drużyny Championship, Rortherham United i wcale nie robił furory na boisku. Zespół musiał też zaboleć brak Toma Lockyera, który na początku sezonu doznał ataku serca i nie wrócił już na boisko do końca rozgrywek.

To oczywiście nie jest tak, że w kadrze Luton brakowało jakościowych piłkarzy. Kilka klubów Premier League będzie miało chrapkę na autora ośmiu asyst, Alfiego Doughty’ego, Ross Barkley przykuł zainteresowanie drużyn z górnej części tabeli, a duet napastników w postaci Carltona Morrisa i Elijaha Adebayo też spokojnie może poszukać sobie zatrudnienia w innych ekipach angielskiej elity. To jednak zbyt mało, żeby co tydzień rywalizować na tak wysokim poziomie, co miało odzwierciedlenie przede wszystkim w drugiej części rozgrywek.

Co jednak najważniejsze dla Luton, nie spadają do Championship z bagażem ogromnych kontraktów, a z piłkarzami którzy od razu mogą powalczyć o bezpośredni awans.

OCZEKIWANIA vs RZECZYWISTOŚĆ

Ocena 4 gwiazdki

Ocena oczekiwań Luton Town to zadanie wręcz niemożliwe. Kibice oczekiwali, że ich drużyna da im piękną historię i powód do dumy, co nie wątpliwie zostało zrealizowane. My z kolei liczyliśmy na to, że The Hatters się nie skompromitują i chociaż powalczą o utrzymanie, co też należy ocenić pozytywnie. Był jednak taki moment w tym sezonie, głównie po pierwszej karze punktowej dla Evertonu, kiedy wydawało nam się, że Luton faktycznie może utrzymać się w Premier League. Matematyczne szanse zachowywali przecież nawet do ostatniej kolejki, co tylko pokazuje nam, że faktycznie mogli nieco lepiej zakończyć ten sezon. W ostatnich pięciu kolejkach grali jednak głównie z zespołami dolnej części tabeli i zdołali wywalczyć tylko jeden punkt z Evertonem, który był już w zasadzie pewny utrzymania w Premier League. Na ostatnie 15 spotkań w lidze wygrali tylko jedno, z Bournemouth, mimo że wielokrotnie byli blisko korzystnego rezultatu.

Ostateczny finisz w strefie spadkowej to jednak nie powód, żeby ocenić ich źle w tej rubryce. Awans był planem dla Luton Town na kolejne lata, ale piłkarze wraz ze sztabem szkoleniowym nieco je przyspieszyli. Nikomu w klubie nie przyświecał jednak cel utrzymania za wszelką cenę, a doskonale rozumieli to również kibice. Ci na sam koniec rozgrywek wywiesili zresztą na swoim sektorze transparent z wiadomością do całej drużyny. Przekazali zawodnikom, że są z nich dumni, co jednoznacznie świadczy o spełnionych oczekiwaniach.

TRANSFERY

Ocena 3 gwiazdki

Ocenę transferów Luton Town można potraktować dwutorowo. Z jednej strony wzmocnienia nie były na tyle dobre, żeby stworzyć kadrę gotową do walki o utrzymanie. Z drugiej jednak strony ponownie trzeba spojrzeć na ten projekt w szerszym obrazku, żeby zrozumieć wagę tych transferów. Luton Town w swojej historii przejechało się już na ogromnych wydatkach, wielkich tygodniówkach i późniejszych problemach finansowych. Taki styl prowadzenia klubu zaprowadził ich do piątej ligi, a mógł skończyć się nawet likwidacją. Naiwnym było więc założenie, że ekipa The Hatters wejdzie na rynek transferowy z buta.

W zamian otrzymaliśmy mądre wzmocnienia w postaci piłkarzy, którzy na wypadek ewentualnego spadku będą gotowi do rywalizacji o automatyczny powrót do Premier League. Na wszystkie wzmocnienia Luton Town wydało nieco ponad 20 milionów funtów, co w większości klubów Premier League nie wystarcza często na jednego piłkarza. Najdroższy okazał się Ryan Giles, który nie spełnił pokładanych oczekiwań i drugą część sezonu spędził na wypożyczeniu w Hull City. To jednak wciąż piłkarz, którzy przy prawdopodobnym odejściu Alfiego Doughty’ego, będzie solidnym wzmocnieniem w Championship. Ponownie jak Mads Andersen, Chiedozie Ogbene, Tahith Chong czy Jacob Brown, którzy notowali pewne przebłyski, ale przeskok między ligami okazał się jednak zbyt brutalny.

Rob Edwards wiedział jednak doskonale, że na samym Championship drużyny nie zbuduje, więc będzie potrzebne jeszcze trochę doświadczenia. Wolny transfer Androsa Townsenda, wypożyczenie Alberta Sambiego Lokongi z Arsenalu, ale przede wszystkim podpisanie za darmo Rossa Barkleya to przykłady kapitalnych biznesów klubu spod Londynu. Barkley był najlepszym zawodnikiem Luton Town na przestrzeni całego sezonu. Obie strony pomogły sobie nawzajem. Anglik pozwolił klubowi uwierzyć w utrzymanie, a Luton pozwoliło mu odbudować swoje nazwisko po kilku bardzo przeciętnych latach. W efekcie latem Barkley będzie mógł przebierać w ofertach, a mówi się nawet o propozycjach z Manchesteru United czy Aston Villi, co przecież umożliwiłoby mu powrót do Ligi Mistrzów.

TRENER

Ocena 5 gwiazdek

I wreszcie Rob Edwards. Menedżer zwolniony z Watfordu po zaledwie kilku miesiącach pracy. Przejął ich największego rywala, Luton Town i w pierwszym sezonie zaprowadził ich do Premier League. Stworzył na Kenilworth Road prawdziwą drużynę, która była w stanie postawić się największym ekipom w kraju. Nie bez powodu Walijczyk jest postrzegany jako jeden z najbardziej utalentowanych menedżerów młodego pokolenia w angielskim futbolu i już dzisiaj mówi się o nim w kontekście objęcia innych drużyn w Premier League.

Przede wszystkim Edwards dał się jednak poznać jako kapitalny człowiek, który w genialny sposób zarządzał bardzo trudnym wydarzeniami wokół klubu. Mowa tutaj przede wszystkim o upadku Toma Lockyera i wszystkim późniejszym wydarzeniom, które towarzyszyły wypadkowi kapitana Luton Town. To na pewno nie był łatwy sezon dla Roba Edwardsa, ale zdał ten egzamin i możemy być przekonani, że jeszcze zobaczymy go w pracy na tym poziomie rozgrywkowym.