Arsenal drugi rok z rzędu stanął w szranki w walce o tytuł mistrza Anglii i drugi raz wyszedł z tej batalii pokonany. Tym razem było jednak o wiele bliżej, a Kanonierzy ponownie rozwinęli się pod wodzą Mikela Artety. Jak więc możemy ocenić ubiegły sezon w ich wykonaniu?
W kolejnym wydaniu naszego posezonowego cyklu podsumowującego kampanię 2023/24 w wykonaniu kolejnych klubów Premier League, zaglądamy do czerwonej części północnego Londynu, domu nowego-starego wicemistrza Anglii, czyli Arsenalu. Po przegraniu pojedynku o tytuł mistrzowski z Manchesterem City w sezonie 2022/23, Kanonierzy ponownie musieli uznać wyższość Obywateli. Tym razem było zdecydowanie bliżej. Nie zmienia to jednak faktu, że po raz kolejny Mikel Arteta i spółka wracają z tej potyczki na tarczy. Poszukajmy zatem powodu – co na Emirates zagrało, a co mogło być lepsze?
KADRA
OBRONA
Ostatnie sezony, lata, to okres bez wątpienia intensywnej przebudowy Arsenalu. Kadra The Gunners zmieniła się nie do poznania i bez większych kontrowersji można stwierdzić obecnie, że jest ona drugą najmocniejszą kadrą w Premier League, ustępując rzecz jasna gwiazdozbiorowi zgromadzonemu na Etihad Stadium. W sezonie 2023/24 zaufani żołnierze Mikela Artety ponownie pokazali, że ich generał może na nich polegać. Przez cały sezon prawdziwą opoką The Gunners była ich żelazna obrona, która straciła najmniej bramek w całej lidze – dwadzieścia dziewięć -, a także zachowała najwięcej czystych kont – osiemnaście.
Przez cały sezon o sile tej formacji decydowali Gabriel Magalhaes, William Saliba, a także Benjamin White. Ta trójka to zawodnicy, na których Hiszpan może polegać jak na Zawiszy. Nie tylko gwarantują oni bowiem bardzo wysoki poziom gry, ale są także ciągle do dyspozycji menadżera. To z kolei bez wątpienia sprzyja tak ważnej stabilizacji w tej formacji. Niemożliwe jest, aby rozegrać cały sezon bezbłędnie, ale wymienieni Panowie bez wątpienia zbliżyli się do tego wyczynu. Nieważne było bowiem, czy jechali na Anfield, na Etihad, czy drużyna grała dobrze, czy też słabo – oni praktycznie zawsze trzymali poziom. Nieco gorzej było z resztą formacji defensywnej.
William Saliba this season:
Player of the Match vs Liverpool at Anfield
Player of the Match vs Manchester City at Etihad Stadium
Player of the Match vs Man United at Old Trafford.
First player to do it in a single season. Unique. pic.twitter.com/BtcFGKXKuT
— AfcVIP⁴⁹ (@VipArsenal) May 12, 2024
Nowy nabytek, Jurrien Timber, po bardzo obiecującym okresie przygotowawczym wypadł na cały sezon w pierwszej kolejce rozgrywek. Także Takehiro Tomiyasu miał swoje dobre okresy na przestrzeni sezonu, jednak bardzo szwankowała jego dostępność do gry. Nie jest tajemnicą, że Japończyk jest zawodnikiem podatnym na kontuzję, co też potwierdził w ubiegłym już sezonie. Słaby jak na swoje standardy sezon zanotował Oleksandr Zinchenko. Mając z kolei na uwadze wyżej wymienioną trójkę, większy plus należy postawić przy nazwisku Kuby Kiwiora. Polak zaliczył słabą pierwszą połowę sezonu, ale stanął na wysokości zadania, kiedy drużyna go potrzebowała w tym roku kalendarzowym.
BRAMKARZE
Pozycja bramkarza wzbudziła wiele kontrowersji – do klubu przyszedł David Raya, zastępując Aarona Ramsdale’a. Wielu kibiców uznawało ten ruch za niepotrzebny. Sam Hiszpan na początku swojej przygody na Emirates jedynie utwierdzał ich w tym przekonaniu swoimi błędami indywidualnymi. Wraz z postępem sezonu jednak, wypożyczony z Brentford golkiper dowodził swojej wartości. Ramsdale z kolei nawet kiedy dostawał szanse na zaprezentowanie swoich umiejętności, popełniał błędy. Nie dawał najmniejszego powodu Mikelowi Artecie do choćby chwilowego przemyślenia pozycji między słupkami swojej drużyny.
POMOC
W pomocy bez wątpienia brylowali Declan Rice, a także Martin Ødegaard. Anglik fenomenalnie wszedł do drużyny Kanonierów i w pełni udowodnił, dlaczego londyńczycy wydali na niego sto pięć milionów funtów. Norweg z kolei rozpędzał się powoli. Kiedy jednak na przełomie listopada i grudnia zmieniła się jego rola na boisku i zaczął grać głębiej, wszedł na kosmiczny poziom. W pojedynkę odmienił losy sezonu The Gunners. Zaczął brać ogromną odpowiedzialność za grę Kanonierów i wpływać na nią we wszystkich fazach akcji. W jednym momencie odbierał piłkę od środkowych obrońców pod własną bramką, żeby już kilka chwil później tańczyć z nią w polu karnym, szukając wolnej przestrzeni do perfekcyjnego obsłużenia swoich kolegów.
Na plus zaskoczył także Jorginho. Włoch nie ustrzegł się błędów, jak chociażby w domowym spotkaniu z Tottenhamem. W lwiej części przypadków jednak wręcz przeskakiwał oczekiwania kibiców. To jego w tym sezonie potrzebował Declan Rice, aby naprawdę rozwinąć skrzydła. Znajdowało to zazwyczaj odzwierciedlenie w wynikach osiąganych przez The Gunners.
Stepping up when it mattered most 👏
How would you describe Jorginho's performance against Liverpool in one word? 💬 pic.twitter.com/vzkjCTMTYL
— Premier League (@premierleague) February 4, 2024
Zawiedli jednak pozostali zawodnicy tej formacji – Fabio Vieira, Emile Smith Rowe oraz Thomas Partey. Rozczarował zwłaszcza Ghańczyk – w sezonie 2022/23 był jedną z kluczowych postaci w układance Mikela Artety, a lwią część sezonu 2023/24 spędził w gabinetach lekarskich.
ATAK
Ofensywa Kanonierów jest z kolei formacją, w której należy wyraźnie oddzielić od siebie pierwszą, a także drugą połowę sezonu. Nawet mimo tego, że The Gunners zdobyli najwięcej bramek w historii swoich występów w Premier League. Stale na wysokim poziomie grał jedynie Bukayo Saka, który z typową dla siebie regularnością gromadził bramki i asysty przez cały sezon. W drugiej połowie kampanii przebudzili się Leo Trossard, a także Kai Havertz, który zaczął grać na pozycji numer dziewięć. Niemiec mimo słabego początku sezonu kiedy grał w pomocy, zakończył rozgrywki z zgromadzonymi dwudziestoma bramkami i asystami. Stanowi to jego drugi najlepszy wynik w karierze.
Brilliant Goal by Havertz against Chelsea pic.twitter.com/K42HAeARVQ
— Irteza Gunner (@ArsenalFan51965) April 25, 2024
Zawiedli bez wątpienia pozostali gracze ofensywni Kanonierów. Mam tutaj na myśli szczególnie tych, którzy jeszcze w sezonie 2022/23 stanowili o sile rażenia drużyny Mikela Artety. Gabriel Martinelli i Gabriel Jesus bez wątpienia będą chcieli jak najszybciej zapomnieć o ubiegłym sezonie. Mimo otrzymywania wielu szans od swojego menadżera, obaj nie byli w stanie grać na poziomie oczekiwań. To koniec końców doprowadziło do mocno ograniczonej obecności dwójki w wyjściowym składzie The Gunners w końcówce sezonu.
Ciężko powiedzieć także dużo o występach Eddiego Nketiaha czy Reissa Nelsona. Pierwszy co prawda rozpoczął od pierwszych minut dziewięć na jedenaście pierwszych kolejek sezonu. W jego przypadku jednak stosunkowo słabe osiągi nie są przesadnie zaskakujące. Nelson spędzał z kolei na boisku marginalną liczbę minut.
OCZEKIWANIA VS RZECZYWISTOŚĆ
Ciężko mówić o oczekiwaniu zdobycia tytulu w lidze, w której gra Manchester City Pepa Guardioli. Z pewnością jednak po zajęciu drugiego miejsca w tabeli Premier League za sezon 2022/23, celem The Gunners na sezon 2023/24 był końcowy triumf w rozgrywkach ligowych. W pierwszej połowie sezonu, a zwłaszcza pod koniec roku kalendarzowego Kanonierzy jednak nie przekonywali. Kompletnie nie sprawiali wrażenia drużyny, która może koniec końców podnieść trofeum za zdobycie mistrzostwa Anglii. W pierwszych dwudziestu spotkaniach zanotowali oni 12 zwycięstw, 4 remisy, a także 4 porażki. Ciężko w jakikolwiek sposób nazwać to formą, która pozwalałaby myśleć o zdobyciu mistrzostwa. Zwłaszcza, kiedy przeciwnikiem w tym wyścigu jest maszyna Pepa Guardioli.
Zupełnie inną historią jest jednak forma The Gunners od początku 2024 roku. Po słynnym już obozie śródsezonowym w Dubaju, podopieczni Mikela Artety złapali wiatr w żagle i zaliczyli fenomenalną serię. Tylko dzięki niej zresztą kwestia tytułu rozstrzygnęła się w ostatniej kolejce rozgrywek. Od początku roku wygrali szesnaście spotkań w Premier League, remisując jedno, a także ulegając Aston Villi na The Emirates. Warto dodać, że zremisowanym spotkaniem było starcie z Manchesterem City na Etihad. W tym czasie podopieczni Mikela Artety zdobyli pięćdziesiąt cztery bramki i stracili zaledwie dziewięć. To kosmiczne liczby, które jednak koniec końców nie zapewniły tytułu.
Arsenal in the Premier League this season:
▪️ Joint-most wins: 28
▪️ Fewest goals conceded: 29
▪️ Joint-biggest goal difference: +62
▪️ Most set-piece goals: 20
▪️ Most clean sheets: 18
▪️ Only team unbeaten vs 'the Big 6'
▪️ Fewest goals conceded in Europe's top 5 leagues in… pic.twitter.com/0LH8nn6otH— JLA (@JLA_FC) May 19, 2024
Znajdują się jednak osoby, które twierdzą, że Kanonierzy przegrali tytuł w spotkaniu w kwietniowym spotkaniu z Aston Villą, czy też zremisowanym starciu na Etihad z Manchesterem City, w którym Arsenal podobno zagrał zbyt defensywnie. Nie – Kanonierzy przegrali walkę z Manchesterem City pierwszą połową sezonu, a zwłaszcza grudniową serią gier. Wówczas, na siedem spotkań wygrali oni trzy, remisując jedno i przegrywając także trzy. Żadna drużyna nie może pozwolić sobie na taką serię walcząc o mistrzostwo z drużyną Pepa Guardioli. Ostatecznie The Gunners nie przekroczyli nawet bariery dziewięćdziesięciu punktów. Zgoda, w szesnastu na dwadzieścia osiem sezonów Premier League wystarczyłoby to do zdobycia mistrzostwa. Standardy rozgrywek są jednak na kosmicznym poziomie w erze obecnego Manchesteru City. Myśląc o tytule, trzeba myśleć także o przekroczeniu bariery dziewięćdziesięciu punktów.
Próbując zestawić przedsezonowe oczekiwania względem Kanonierów z końcowym wynikiem, można ująć to w czterech słowach: progres z nutą rozczarowania. Niewątpliwie The Gunners poczynili progres i nie możemy przejść obojętnie obok wyników i klubowych rekordów, które ustanowili w tym sezonie. W kampanii 2023/24 bowiem podopieczni Mikela Artety zanotowali najwięcej zwycięstw w Premier League w historii klubu, osiągnęli najlepszy bilans bramkowy w Premier League w historii klubu, strzelili najwięcej bramek w sezonie Premier League w historii klubu, a także osiągnęli drugi najwyższy dorobek punktowy w sezonie Premier League w swojej historii. Byli niepokonani w spotkaniach przeciwko drużynom Big Six. Do tego zdobyli osiem na dwanaście punktów w starciach z bezpośrednimi rywalami do tytułu, Manchesterem City i Liverpoolem.
Co jednak z tego, jeżeli w tym samym sezonie zdobyli 1/6 oczek przeciwko Fulham, czy 0/6 oczek przeciwko Aston Villi. Stąd bierze się nuta rozczarowania – ciężko bowiem nie odnieść wrażenia, że strat punktów w wymienionych spotkaniach można było uniknąć. Przynajmniej tak samo ciężko mieć pretensje za ten sezon do Kanonierów, mając na uwagę ich fenomenalną formę w 2024 roku. Kolejny sezon bez większego trofeum stał się jednak faktem. Chcąc nie chcąc, w pewnym stopniu miarą sukcesu klubu, projektu są właśnie rzeczone trofea.
TRANSFERY
Przed sezonem 2023/24, pomóc Kanonierom w pokonaniu Manchesteru City mieli Declan Rice, Kai Havertz, Jurrien Timber, a także David Raya. The Gunners wydali na transfery niespełna dwieście dwa miliony funtów. David Raya został sprowadzony na zasadzie początkowego wypożyczenia, które najprawdopodobniej zamieni się w transfer definitywny w najbliższym letnim okienku transferowym.
Bez cienia wątpliwości, najbardziej udanym z wymienionych transferów było pozyskanie Declana Rice’a. The Gunners wydali na Anglika sto pięć milionow funtów, kwotę rekordową za angielskiego zawodnika. Najwięcej o tym transferze mówi to, że po całym sezonie nikt nawet nie wspomina o pieniądzach zapłaconych za pomocnika. Rice w pełni spełnił, a nawet przerósł pokładane w nim nadzieje. Był w stanie z marszu stać się kluczowym elementem w układance Mikela Artety. Wywarł wpływ nie tylko na obronę, gdzie razem z Salibą i Gabrielem Magalhaesem stworzył Trójkąt Londyński, w którym znikała większość ataków przeciwników.
25-latek znacząco rozwinął się także pod kątem gry w ofensywie. Dobił finalnie do bariery piętnastu bramek i asyst w sezonie 2023/24 Premier League. Anglik to jednak wiele więcej niż to, co pokazuje na boisku. Mikel Arteta określa go jako „latarnię” oświetlającą drogę jego kolegom z drużyny. Jego cechy przywódcze, ambicja, głód wygrywania czy bycie nieustannie dostępnym do gry czynią go jeszcze bardziej wartościowym dla drużyny zawodnikiem, wnoszącym do niej wiele więcej niż umiejętności piłkarskie. Rice ma też umiejętność „dowożenia” w kluczowych momentach, czym wygrywał Arsenalowi w ubiegłym sezonie mecze.
🏴🔴 Declan Rice's 97th minute winner against Luton Town to win the game 4-3! 💥 pic.twitter.com/1CW7Ql3lYi
— EuroFoot (@eurofootcom) December 6, 2023
Jeżeli chodzi o Kaia Havertza oraz Davida Raye, mieliśmy do czynienia z sytuacjami, które miały ze sobą kilka podobieństw. Obaj panowie niezbyt dobrze weszli do drużyny Kanonierów.
Niemiec w pierwszej połowie sezonu kompletnie nie przypominał piłkarza, którego mieliśmy przyjemność oglądać w końcówce sezonu. W jego pierwszym okresie z armatką na piersi wydawało się, że ledwo podaje piłkę. Nie potrafił się z nią zabrać, a nawet najprostsze jego zagrania spalały na panewce. Nigdy jednak nie można było odmówić mu woli walki i zaangażowania. Zdaje się, że momentem przełomowym dla początku jego kariery na Emirates było trafienie w końcówce wyjazdowego starcia z Brentford. Havertz wszedł wówczas na boisko z ławki i zdobył gola na wagę zwycięstwa.
⏪ Last time out against Brentford…
Kai Havertz hits a late winner 😮💨 pic.twitter.com/SlI8X6kvdJ
— Arsenal (@Arsenal) March 9, 2024
Od tamtej pory zaczął nabierać pewności siebie i grać lepiej. Prawdziwym przełomem był jednak moment, w którym rozpoczął on grać w drużynie Mikela Artety na pozycji napastnika. Od tamtej pory obserwujemy bowiem zupełnie odmienionego zawodnika, który przypomniał sobie swoją najlepszą formę. Od początku lutego bowiem mówimy o zawodniku, który w czternastu ligowych spotkaniach zdobył dziewięć bramek i zanotował sześć asyst. Finalnie dobił on do bariery dwudziestu bramek i asyst w sezonie. Jest to jego drugim najlepszym wynikiem pod tym względem w karierze.
David Raya w pierwszych miesiącach między słupkami Kanonierów także nie spisywał się najlepiej. Hiszpan popełniał liczne błędy indywidualne, które kosztowały Arsenal nie tylko bramki, ale czasami także punkty. To jedynie wzmagało kontrowersje wokół zastąpienia nim lubianego przez kibiców Aarona Ramsdale’a. Z czasem jednak wypożyczony do tej pory z Brentford golkiper „okrzepł” między w bramce The Gunners i zaczął pokazywać, dlaczego menedżer Armat był tak zdeterminowany, aby go pozyskać. Jego spokój i komfort w rozegraniu piłki, a także odwaga w grze i mentalność, która pozwala mu na wytrzymywanie presji w kluczowych momentach, niewątpliwie zrobiły różnicę.
Nie sposób rzecz jasna ocenić sezonu Jurriena Timbera. Holender zerwał więzadła krzyżowe w pierwszej kolejce sezonu, w spotkaniu przeciwko Nottingham Forest. Całkiem ładną klamrą kompozycyjną jest z kolei fakt, że powrócił on na ostatnie spotkanie sezonu, wygraną 2-1 z Evertonem. Możemy gdybać, jaki wpływ wywarłby na ekipę Artety w sezonie 2023/24, jeżeli tylko byłby zdolny do gry.
TRENER
Arsenal pod wodzą Mikela Artety notuje stały progres i w dokładnie tę kategorię wpisywał się sezon 2023/24. Menadżer Kanonierów po raz kolejny udowodnił, że jego miejsce w trenerskim światku jest przy stole z jednymi z najlepszych. Koniec końców bowiem w ubiegłym sezonie stanął w szranki z Pepem Guardiolą i Jürgenem Kloppem. Trenerami, którzy zdominowali rywalizację na szczycie Premier League w ostatnich latach. To był dla niego sezon kolejnych lekcji i ewolucji, co nie może dziwić – często może bowiem nadal umykać, że praca w Arsenalu jest dla Artety pierwszą pracą w roli samodzielnego trenera. To jednak czyni rywalizację na tym poziomie, a także pracę wykonaną przez niego na Emirates Stadium jeszcze bardziej imponującą.
Sezon 2023/24 w wykonaniu Artety można podzielić na dwie połowy. W pierwszej, co też znajdywało przełożenie na wyniki, Hiszpan miał problem ze znalezieniem złotego środka dla swojej drużyny. Miał w głowie konkretne koncepcje, jak chociażby gra Kaiem Havertzem w pomocy, czy też Thomasem Parteyem na prawej obronie. Te koncepcje jednak nie zawsze przynosiły pożądane rezultaty. Hiszpański szkoleniowiec stworzył najlepszą defensywę w lidze i najlepiej grającą bez piłki drużynę w lidze, ale cały czas widoczny był brak balansu między obroną i atakiem. Ofensywa często wówczas nie prezentowała się tak, jak powinna. Mimo szwankowania stosowanych przez Artetę rozwiązań, nie był on nader skłonny do szybkiego szukania innych rozwiązań.
To jest dla niego kamyczek do ogródka – jeżeli bowiem byłby mniej uparty, był w stanie zareagować szybciej, zrezygnować z nie działających najlepiej rozwiązań, być może fani i cały klub byliby obecnie w bardziej ekstatycznych nastrojach. Tym bardziej, że Hiszpan zdawał się doskonale zdawać sobie sprawę z ustawienia, które funkcjonuje dla niego najlepiej – w spotkaniu o Tarczę Wspólnoty zdecydował się on na ustawienie z Parteyem, Ricem i Odegaardem w pomocy, a także Havertzem na pozycji numer dziewięć. Oczywiście, Ghańczyk szybko wypadł z gry, ale nawet kiedy był zdrowy, Arteta decydował się na wariacje z ustawieniem.
Koniec końców z kolei najlepsze efekty z kolei przyniosło ustawienie, którym rozpoczął sezon. To jednak nie same eksperymenty są na minus, a właśnie brak szybkiego od nich odchodzenia widząc, że nie działają one jak należy. Jako coś do poprawy należy także zakwalifikować zarządzanie składem przez Hiszpana. Nadal bowiem ma niekiedy problem z odpowiednim wykorzystywaniem pełni swojej drużyny.
Oprócz wspomnianego wytrenowania praktycznie perfekcyjnej defensywy, na pochwałę należy poziom, na który wniósł swoją drużynę 42-latek szczególnie w drugiej połowie sezonu. Kanonierzy zdominowali większość statystyk, co jak do tej pory było atrybutem przede wszystkim Manchesteru City. Zmiana i modyfikacja ustawienia przyniosła piorunujące skutki, a sam Arteta zdawał się po kolei przygotowywać idealne plany na kolejne spotkania. Szyte na miarę do tego, aby jego drużyna była w stanie bezlitośnie wykorzystać każdą, nawet najdrobniejszą słabość przeciwnika.
Także przygotowanie swojej drużyny na wytrzymanie w tym sezonie trudów końcówki sezonu i dotrwanie do niej z praktycznie w pełni zdrowym składem zasługują na uznanie. To, że Kanonierzy w tym sezonie nie mieli tak wielu kontuzji nie jest bowiem wyłącznie zasługą szczęścia. Jest to także wynik konsekwentnej polityki transferowej oraz modyfikacji stylu gry, wprowadzanych przez Mikela Artetę. Zamiast rozgrywania całego spotkania na maksymalnym tempie, Kanonierzy wiedzą kiedy mogą oszczędzać siły, co w przełożeniu na cały sezon bez wątpienia ogromnie pomaga obciążeniu zawodników.
Arsenal stał się też prawdziwym kameleonem, o czym mówił w wywiadzie po meczu na Emirates Rob Edwards z Luton Town. Anglik mówił wówczas, że drużyna Mikela Artety jest jedyną drużyną w lidze, która jest w stanie rozegrać spotkanie każdego typu. Wycofać się, dominować grę z piłką, zagrać bardziej fizycznie, technicznie, czy też na stałe fragmenty gry. I olbrzymia w tym zasługa właśnie Hiszpana. Niewątpliwie w przyszłym sezonie powróci bogatszy o nowe doświadczenia i ponownie rzuci rękawicę Pepowi Guardioli i jego Manchesterowi City.