Oczy angielskich kibiców w niedzielne popołudnie skierowane były przede wszystkim na Wembley. To tam rozegrane zostanie spotkanie finału Pucharu Ligi pomiędzy Liverpoolem a Chelsea. Zanim jednak to, o 14:30 rozpoczęło się spotkanie Wolverhampton Wanderers z Sheffield United, w którym gospodarze wygrali 1:0 po golu Pablo Sarabii. Jakie wnioski możemy wyciągnąć po tym starciu?
Szarpanina idealnym obrazem atmosfery w Sheffield
Gdyby ktoś chciał nagrać film dokumentalny o obecnym sezonie Sheffield United, to musiałby go nazwać „Katastrofa”. Rekordowa liczba straconych bramek, zmiana menedżera, która dużo nie przyniosła i ostatnie miejsce w ligowej tabeli. Dzisiaj dopisaliśmy kolejny punkt na tej tragicznej liście — szarpanina dwóch zawodników The Blades. W 36. minucie meczu Jack Robinson podbiegł z pretensjami do Viniego Souzy, po czym zaczął go szarpać. Ten nie był mu dłużny i go mocno odepchnął.
Ta kłótnia idealnie pokazuje, jak fatalna atmosfera musi panować wewnątrz drużyny. Na pewno kolejne porażki sprawiają, że morale piłkarzy szorują na dnie. Nie ważne jak tragiczna byłaby sytuacja w klubie, taka sytuacja i to na oczach własnych kibiców jest absolutnie niedopuszczalna. Z pewnością obaj zawodnicy dostali w przerwie niezłą suszarkę od menedżera Chrisa Wildera.
Sheffield dobrze kontratakowało, ale zabrakło skuteczności
Scenariusz spotkania wyglądał tak, jakbyśmy mogli się tego spodziewać. Wolverhampton dominowało w posiadaniu piłki i regularnie atakowało bramkę słabszego rywala. Ten starał się odgryzać groźnymi kontratakami i to im się udawało. Brakowało jednak najważniejszego, czyli skuteczności. W samej pierwszej połowie świetnie okazje w sytuacji sam na sam zmarnowali Brewster oraz McAtee. Dodatkowo w 18. minucie były gracz Liverpoolu był bliski wpisania się na listę strzelców, po strzale z bliska, ale dobrze interweniował golkiper Wilków. W drugiej części ta dwójka również stanowiła największe zagrożenie spośród piłkarzy klubu z hrabstwa Yorkshire. Mimo kilku naprawdę dobrych akcji i wypadów pod bramkę rywala, Sheffield United z Molineux wyjeżdża bez punktów.
Wolves mieli kontrolę, ale też sporo szczęścia
To był naprawdę dziwny mecz z punktu widzenia Wolverhampton Wanderers. Wilki niby kontrolowały przebieg meczu, ale w pierwszej połowie pozwoliły rywalom na kilka sytuacji i śmiało mogły przegrywać. W drugiej części przez kilkanaście minut dały się stłamsić pod własną bramką i cudem nie straciły gola, gdy piłka po długim wrzucie Robinsona przeleciała przed bramką José Sá. Podopieczni O’Neila przez większość pierwszej połowy atakowali, co przyniosło efekt w postaci bramki Pablo Sarabii w 30. minucie meczu.
W drugiej nie tworzyli sobie już groźnych okazji i wręcz zaprosili gości pod swoje pole karne. Dość powiedzieć, że drugi strzał celny Wolves (pierwszy to gol) padł dopiero w końcowych aktach meczu, po strzale João Gomesa. Wolverhampton Wanderers mogli sobie sami narobić problemów. Najważniejsze dla nich, że ostatecznie trzy punkty zostają jednak na Molineux.