Nigdy nie przegrałbyś takiego meczu, gdybyś miał więcej doświadczenia. Niestety, choć mógłbyś je sobie nabyć, ty tego nie czynisz… Powtarzam, masz możliwości, aby to uczynić. To nie jest do końca moja wizja klubu” – takich słów użył nieco ponad rok temu Antonio Conte, pytany o swoje odczucia po porażce na Etihad Stadium. Tottenham w drugiej połowie potyczki przeciwko podopiecznym Pepa Guardioli roztrwonił dwubramkowe prowadzenie do przerwy, ostatecznie przegrywając aż 2:4. Włoski szkoleniowiec, wyraźnie rozczarowany przebiegiem spotkania, znowu wbił szpilkę w szefostwo Spurs, mówiąc o braku wystarczającej dojrzałości w i tak już starzejącym się zespole.

Conte w trakcie swojej przygody w północnym Londynie wielokrotnie wypowiadał się w podobnym tonie. Wspominał na przykład przypadek Zlatana Ibrahimovicia. Szwed, przychodząc do Milanu w wieku 38 lat, wniósł tę zwycięską mentalność do szatni i walnie przyczynił się do odzyskania mistrzowskiego tytułu po dekadzie oczekiwania. Zresztą historia utytułowanego snajpera w Manchesterze United okazała się podobna. Wstąpił na kilkanaście miesięcy na Old Trafford, a drużyna sięgnęła w tym czasie po Carabao Cup i Ligę Europy. Przekaz, a zarazem przepis na sukces według Włocha, był jasny i klarowny. Wystarczy do kadry dołożyć jeszcze kilku utytułowanych weteranów, którzy niejedno przeszli, niejedno wygrali, a pusta przez lata gablota sama zacznie się powoli wypełniać.

Nieco ponad rok później – już w erze Ange’a Postecoglou – mamy do czynienia z zupełnie odwrotną sytuacją. Po zakończeniu ostatniego okienka transferowego Big Ange otwarcie wspominał w mediach o swojej nadziei na to, że Tottenham stanie się preferowanym kierunkiem dla młodych i bardzo zdolnych zawodników. Wedle wizji nakreślonej przez Australijczyka klub ma być coraz bardziej atrakcyjnym miejscem dla tych, którzy chcą się piłkarsko rozwinąć w Anglii. Pokazują to ostatnie tygodnie – Lucas Bergvall wybrał właśnie Lilywhites zamiast FC Barcelony, a Radu Drăgușin zrezygnował z lepszej finansowo oferty ze strony Bayernu.

​​Tottenham i wymóg „bolesnej przebudowy”

Przeniesienie ciężaru polityki transferowej z doświadczenia na młodość i determinację do dalszego rozwoju jest być może najistotniejszą rzeczą, jaka miała miejsce w gabinetach przy N17 zeszłego lata. Oczywiście poza pojawieniem się byłego opiekuna Celtiku, ponieważ to on ma kluczowe znaczenie przy realizacji nakreślonego planu. 58-latek cofnął zegar biologiczny drużyny, bowiem obecna kadra Spurs jest najmłodszą od czasów Mauricio Pochettino. A od zakończenia kadencji Argentyńczyka trochę wody w Tamizie już upłynęło.

Tottenham nie jest moją ulubioną drużyną, ale domyślam się, że dla ich sympatyków przyszedł nareszcie czas, gdy ta drużyna zwyczajnie cieszy. Jako postronny kibic mogę przyznać, że podopieczni Postecoglou wyglądają na murawie na zespół poukładany i grający bardzo efektownie. Co tydzień naszym oczom ekipa głodna kolejnych zwycięstw (choć też popełniająca błędy), czego dowodem są liczne rozstrzygające wynik bramki w samych końcówkach z Sheffield, Bournemouth czy niedawno z Brighton. Styl gry i możliwości, jakie da się tu osiągnąć – choćby patrząc na takiego rozwój Udogiego czy Sarra – jasno uwypuklają powody, dla których Bergvall i Drăgușin zdecydowali się parafować kontrakt w północnym Londynie.

Ten gruntowny remont kadry przez kilka ostatnich sezonów jedynie odwlekano w czasie, próbując wycisnąć ze starego zaciągu ostatnie krople krwi. Niemal pięć lat temu Pochettino wygłosił słynne słowa, że Tottenham potrzebuje „bolesnej przebudowy”. Jednak ten proces nie miał miejsca ani przed zwolnieniem szkoleniowca, ani bezpośrednio po. Poniekąd wynikało to z częstych roszad na stanowisku menedżera i mieszania się różnych koncepcji. Inaczej na drużynę spoglądał José Mourinho, inaczej (choć bardzo krótko) Nuno Espirito Santo, inaczej Conte. Choć Danielowi Levy’emu należy oddać, że od czasu zatrudnienia w 2021 roku Fabio Paraticiego pewien plan udało się pomału realizować.

Naszym zadaniem nie jest patrzenie jedynie na to, co przyniesie jutro, ale także na pojutrze i przyszły rok. Dlatego myślę, że podpisaliśmy świetny kontrakt. [Sarr] Potrzebuje jeszcze doświadczenia, musi grać w wielu meczach. Potrzebuje pozostać w jednej drużynie i grać regularnie – to świetna inwestycja dla klubu, inwestycja w przyszłość.

Mieliśmy cel, pewne ustalenia, aby odnowić zespół. Młodzi zawodnicy, młode talenty z dużym potencjałem z nadzieją na wygranie czegoś w Tottenhamie, na znaczący triumf z tym wspaniałym zespołem – mówił Paratici przy okazji finalizacji transakcji z Metz Pape Mater Sarra.

Fabio Paratici masterclass

Wkrótce ten młody zaciąg byłego dyrektora sportowego Juventusu zaczął się powiększać. Sarr co prawda jeszcze na rok pozostał w Metz, zanim definitywnie trafił na N17, ale tamtego okienka do północnego Londynu trafili Bryan Gil czy Cristian Romero.

Gil, choć z perspektywy czasu nie sprostał wymogom Premier League, odchodząc z Sevilli, miał za sobą całkiem udany sezon w La Liga. Z kolei zdobywca Pucharu Świata z miejsca stał się podstawowym stoperem, prezentując równą, wysoką formę. Jedynie od czasu do czasu cieniem na dobrych występach kładzie się jego agresywna natura. Cuti podobnie jak wcześniej czynił to jego rodak, Marcos Rojo, nie kalkuluje, gdy składa się do wślizgu.

Idąc dalej, następnej zimy znów dokonano poważnych wzmocnień. Choć transfery w Deadline Day zazwyczaj po czasie okazują się wielką pomyłką, to tym razem wyszło odwrotnie. Paratici wykorzystał swoje kontakty w Starej Damie i sprowadził Dejana Kulusevskiego oraz Rodrigo Bentancoura. Obaj wydatnie pomogli zespołowi załapać się końcem rozgrywek na miejsca gwarantujące udział w Lidze Mistrzów.

Latem 2022 roku po części strategia na okienko się rozeszła w dwie strony. Część nabytków miała natychmiast dodać doświadczenia w pierwszym składzie jak Richarlison, Yves Bissouma czy Ivan Perišić. Z drugiej strony Destiny Udogie i Djed Spence raczej zostali podpisani z myślą o przyszłości. Udogie został na sezon w Udinese, a Spence w poszukiwaniu boiskowych minut po pół roku zdecydował się odejść na wypożyczenie do Rennes. Poza chorwackim skrzydłowym wszyscy wymienieni tutaj zawodnicy przybyli do Londynu, nie mając na karku jeszcze 26 wiosen.

W styczniu dołożono jeszcze Pedro Porro ze Sportingu na specjalne życzenie włoskiego menedżera. Przed startem obecnej kampanii sztab ds. rekrutacji zwerbował Micky’ego van de Vena, Guglielmo Vicario, Jamesa Maddisona, Manora Salomona i Brennana Johnsona, ponownie obniżając średni wiek szerokiej kadry (o czym szerzej poniżej). Poprzednie letnie okienko to wielki sukces Paraticiego i trzeba to podkreślać. Nie dość, że znowu odmłodził zespół, to jeszcze każdy z tej czwórki (bo Salomon głównie pauzuje przez urazy) stał się solidnym wzmocnieniem na już.

Handel jednostronny

Jednak transfery przychodzące to połowa sukcesu. Drugą częścią pozostaje zakończenie współpracy z zawodnikami, którzy przez lata stanowili o sile stołecznej ekipy. Tottenham długo zaniedbywał tę kwestię – często zwlekając ze sprzedażą, gdy dany gracz miał swój prime za sobą. Jedynym piłkarzem do momentu sprzedaży Kane’a, za którego Daniel Levy osiągnął wysoką i adekwatną kwotę, był Kyle Walker. Latem 2017 roku Anglik odszedł z klubu za ponad 50 milionów funtów, zasilając szeregi Manchesteru City. Trochę czasu już od tej sprzedaży prawego defensora minęło, bowiem Walker zdążył rozegrać dla Obywateli aż siedem sezonów.

Pójdźmy w tych wyliczeniach o krok dalej. Christian Eriksen został oddany do Interu za zaledwie 17 milionów funtów. Juan Foyth do Villarrealu odchodził za 15 milionów funtów i wydaje się, że również można było wycisnąć z tej transakcji nieco więcej. Erik Lamela, Jan Verthongen i Danny Rose rozstawali się z klubem za darmo, po wygaśnięciu dotychczasowych kontraktów.

Dele Alli odszedł do Evertonu na mocy dość skomplikowanej umowy. Tottenham miał zainkasować 10 milionów funtów po jego pierwszych 20 występach w barwach The Toffees. Tyle że wychowanek MK Dons, zamiast się odbudować na Goodsion Park, niczym Ben Simmons w ostatnich latach w Philadelphii i Brooklyn Nets, zatracił się w otchłani europejskiej piłki. By Spurs otrzymali pieniądze, Alli potrzebuje rozegrać jeszcze 7 spotkań. Natomiast Evertonu obecnie nie stać, by wcześniej ustaloną kwotę spłacić, więc Dele, nawet gdyby pojawiła się szansa na grę, nie dostanie minut od Seana Dyche’a.

Powolna wyprzedaż tych „weteranów Pochettino” sprawiła, że ta przebudowa okazała się zdecydowanie bardziej bolesna, niż było to konieczne. Conte, kładąc nacisk na tak potrzebne w jego opinii doświadczenie, nie miał zamiaru żegnać się ze starą gwardią. Dlatego tak istotne było objęcie menedżerskiego fotela przez Ange’a Postecoglou. Australijczyk uwielbia dawać szanse młodym piłkarzom, co idealnie wpasowało się w politykę odmłodzenia składu. Statek w końcu opuścił Harry Kane, odchodząc do Bayernu Monachium. Teraz dołączył do niego niespodziewanie Eric Dier. Po 12 latach północny Londyn na Kalifornię zamienił wieloletni kapitan i kolejna legenda, Hugo Lloris.

Te wszystkie ostatnie zmiany i ruchy kadrowe znajdują odzwierciedlenie w liczbach. W zeszłym sezonie pod rządami byłego selekcjonera Squadra Azzurra średnia wieku pierwszego zespołu wynosiła 27,6 lat. Dziś równa jest 25,8 lat, prawie 2 lata mniej. Jest to najniższy wynik od czasu trzeciej kampanii pod wodzą Pochettino. Zresztą spójrzcie na poniższy wykres.

Średni wiek pierwszego zespołu Tottenham, biorąc pod uwagę liczbę rozegranych minut, Źródło danych: FBRef.com. Wykres przygotowany przez autora tekstu.

Young Udogie, Young van de Ven i Young Sarr

W tym kontekście niebagatelny wpływ mają trzej piłkarze – Udogie, Sarr i van de Ven. Pierwszy z nich ma dopiero 21 lat, ale już rozegrał 81,3% możliwych minut w Premier League. Tylko trzech graczy Spurs z pola spędziło na murawie więcej czasu w tym sezonie. Pozyskany z Udinese lewy defensor od razu odnalazł się w specyficznej roli, odwróconego bocznego obrońcy, jaką preferuje były opiekun Celtiku. W mojej opinii nie będzie stwierdzeniem na wyrost, jeśli powiem, że jest solidnym kandydatem do jedenastki sezonu.

Van de Ven, który w kwietniu skończy 23 lata, zagrał nieco mniej – 58,5% wszystkich minut. Jednak należy mieć na względzie, że dwa miesiące pauzował z powodu kontuzji. Kiedy jest dostępny, gra praktycznie wszystko, tworząc świetny duet z Cutim Romero. Zresztą, kiedy tylko wyleczył uraz, 58-letni menedżer zaraz wstawił go do jedenastki z powrotem. Właściwie, gdyby nie feralny występ z Chelsea, średnia wieku Spurs byłaby jeszcze niższa, bo zawyżał ją zastępujący go z przymusu Ben Davies.

Pape Matar Sarr z tego tria jest prawdopodobnie najbardziej intrygującym przypadkiem. Senegalczyk rozegrał minimalnie mniejszą liczbę minut od holenderskiego obrońcy (57,6%), na co wpływ miał występ w niedawnym Pucharze Narodów Afryki. Dla niego obecna kampania nie jest premierową w Premier League, natomiast jego rola uległa całkowitej odmianie. Conte nie ufał mu w najmniejszym stopniu – w pierwszej jedenastce wystawił go zaledwie raz. Christian Stellini podarował mu drugi występ, ale przypadł on na katastrofalne spotkanie z Newcastle, gdy Tottenham przegrał aż 1:6. Tymczasem Sarr dziś tworzy kluczowy duet z Bissoumą w środku pola, stając się świetnym graczem box-to-box.

W dodatku należy do tej trójki dodać Brennana Johnsona (kolejny 22-latek w zespole), który na ten moment ma już 4 bramki i 4 asysty. Być może gra on więcej niż było mu to obiecywane po transferze z Forest. Kulusevski, który skończy 24 lata w kwietniu, ma ponad 80% minut. Pedro Porro, lat 24, na ligowych boiskach spędził najwięcej czasu spośród wszystkich piłkarzy z pola.

Procent rozegranych minut w zależności od wieku zawodnika Spurs w sezonie 2023/24, Źródło danych: FBRef.com. Wykres przygotowany przez autora tekstu.

Częste występy wszystkich wymienionych w tym akapicie mają przełożenie na obniżenie średniej wieku. W zeszłym sezonie między słupkami zamiast Vicario stał zdecydowanie bardziej doświadczony Lloris. W drugiej linii Conte, Stellini i Mason woleli Pierre-Emila Højbjerga kosztem Sarra czy Bissoumy. O sile środka obrony według Włocha miał decydować Erik Dier, a ponad 50% minut rozegrał również wiekowy Perišić, co widać poniżej.

Procent rozegranych minut w zależności od wieku zawodnika Spurs w sezonie 2022/23, Źródło danych: FBRef.com. Wykres przygotowany przez autora tekstu.

Skuszeni możliwością wypełnienia gabloty

Tottenham po wyborze odpowiedniego szkoleniowca i kilku właściwych ruchach kadrowych – tu będę podkreślał kapitalną robotę Paraticiego – wrócił niejako do sytuacji, jak miała miejsce za najlepszych lat Pochettino. Klub ma zespół, w którym naprawdę istotne funkcje pełnią młodzi, utalentowani zawodnicy. Jest to czwarta najmłodsza drużyna w Premier League. Średnia wiekowa pierwszej jedenastki wynosi 24,9 lat i jest wyższa jedynie od Chelsea (23,7), Burnley (24,6) i Arsenalu (24,8).

Można ze sporą dozą prawdopodobieństwa założyć, że jest to miejsce, do którego Daniel Levy chciał dotrzeć, przeprowadzając rewolucję. Tak odległe od tego, do którego pragnęli zmierzać i Mourinho, i Conte. Zmieniło to zupełnie dynamikę w zespole.

W ciągu pierwszych dwóch-trzech latach kadencji Pocha. Spurs nieustannie oferowali swoim młodym graczom nowe, długoterminowe kontrakty. Kane składał parafkę w sierpniu 2024 roku, następnie w lutym 2015, potem grudniu 2016 i czerwcu 2018, podpisując ostatnią, sześcioletnią umowę. Dele Alli podpisał trzy kontrakty w ciągu pierwszych 18 miesięcy w północnym Londynie. Klub wciąż miał kontrolę nad sytuacją zarówno w krótszej, jak i dłuższej perspektywie.

Wszystko zaczęło się zmienić w drugiej połowie panowania Argentyńczyka. Eriksen odrzucił nową umowę. Tak samo uczynił Toby Alderweireld. Walker odszedł pod skrzydła Pepa Guardioli. Poszczególni piłkarze zaczynali lepiej rozumieć swoją wartość rynkową i szukać okazji, by coś w karierze wreszcie podnieść. Duńczyk wygrał w Interze Serie A, Walker zdobył potrójną koronę i aż pięć tytułów mistrzowskich w Premier League. Kieran Trippier zasiadł na tronie La Liga w barwach Atlético. Mousa Dembélé (chyba mój ulubiony gracz z tamtej ekipy) odszedł do Chin w poszukiwaniu ostatniego, wysokiego kontraktu. Do tego grona trzeba dopisać też i Harry’ego Kane’a, który jednak i tak wciąż znajduje się pod panowaniem pucharowej klątwy…

Zastępcy, sprowadzani z myślą o przyszłości, ale i teraźniejszości, nie dawali rady. Czy ktoś pamięta, że w koszulce Lilywhites biegał niejaki Vincent Jansen? Lucas Moura tylko raz przebił granicę 10 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej. Serge Aurier po rozwiązaniu kontraktu trzy miesiące szukał nowego klubu. Ryan Sessegnon przepadł, mimo że jako nastolatek robił furorę w Championship. Steven Bergwijn na Wyspach wytrzymał 2,5 roku i postanowił wrócić do Eredivisie. Wypożyczenie Gedsona Fernandesa okazało się kompletną porażką. No i crème de le crème – transfer Tanguya Ndombélé. Szkoda w ogóle marnować słów, aby opisać przygodę Francuza w Anglii.

Powrót do (znanej) przeszłości?

Tymczasem w ostatnich miesiącach sytuacja w klubie powoli przypomina tą z lat 2015-2017, gdy przy White Hart Lane panowała sielanka. Udogie i Sarr podpisali niedawno nowe, długoterminowe kontrakty, obaj aż do 2030 roku. Ani jeden, ani drugi nie inkasują ogromnych sum. Wydaje się, że kolejne dobre występy spowodują, że w następnej kampanii znów mogą zostać nagrodzeni, jak miało to miejsce w przeszłości w przypadku Kane’a. Na agendzie szefostwa zapewne znajdują się także Bentancour, Bissouma czy Romero i możemy się spodziewać, że do końca trwających rozgrywek każdy z nich parafuje nową umowę.

To podejście sprawdziło się w przeszłości, bowiem doprowadziło ekipę z okresu 2018-2019 do wicemistrzostwa Anglii oraz finału Ligi Mistrzów. By nawiązać do tych sukcesów (a może nawet przebić) przed zespołem jeszcze daleka droga. Aczkolwiek pierwsze symptomy o powrocie Spurs już są. Jeśli zagwarantują sobie na koniec sezonu miejsce w TOP 4, będzie to znaczący stempel na nowym rozdziale w historii klubu.

Warto dodać, że również ich sytuacja finansowa wygląda na tle rywali znakomicie. Tottenham ma zdecydowanie najniższy payroll spośród całego Big Six. Jeśli przyjrzymy się średniej pensji przypadającej na jednego gracza pierwszej drużyny, to jest ona niższa niż w przypadku West Hamu czy Aston Villi. Tottenham tygodniowo na pensje wydaje 2 130 000 £, co daje 73 448 £ na pojedynczego piłkarza. Dla porównania dla Arsenalu te koszty wynoszą 3 223 000 £ dla całego zespołu i 119 370 £ na zawodnika.

Średnia wysokość tygodniówki przypadająca na gracza pierwszego zespołu w Premier League w sezonie 2023/24 (TOP 10). Źródło danych: capology.com. Wykres przygotowany przez autora tekstu.

Według danych z portalu capology.com wśród rywali z tej samej półki zdecydowanie większa liczba graczy inkasuje ponad 100 000 £ tygodniowo. Tottenham ma takich graczy zaledwie 7 (bo należy doliczyć darmowe wypożyczenie Perišića do Hajduka Split). Przy N17 nie istnieje też tzw. komin płacowy – żaden z piłkarzy nie przekracza bariery 200 000 £. Najwyższą pensję inkasuje Son i w przypadku Koreańczyka tygodniówka równa jest 190 000 £.

Jak to wygląda u rywali? Tutaj graczy powyżej setki na tydzień znajduje się zdecydowanie więcej. Stawce przewodzi Manchester City, który takich graczy ma aż 

  • Arsenal (15): Kai Havertz, Gabriel Jesus, Declan Rice, Martin Ødegaard, Thomas Partey, Bukayo Saka, William Sailiba, Gabriel Martinelli, Oleksandr Zinchenko, Aaron Ramsdale, Ben White, Jorginho, Eddie Nketiah, Reiss Nelson, Gabriel Magalhães.
  • Aston Villa (12): Clément Lenglet, Boubacar Kamara, Youri Tielemens, Moussa Diaby, Ollie Watkins, John McGinn, Lucas Digne, Emiliano Martínez, Leon Bialey, Diego Carlos, Tyrone Mings, Pau Torres.
  • Chelsea (13): Raheem Sterling, Reece James, Wesley Fofana, Ben Chilwell, Christopher Nkunku, Enzo Fernández, Marc Cucurella, Moisés Caicedo, Malaang Sarr, Thiago Silva, Mykhaillo Mudryk, Carney Chukwuemeka, Levi Colwill.
  • Liverpool (13): Mohamed Salah, Virgil van Dijk, Thiago, Trent Alexander-Arnold, Alexis Mac Allister, Alisson Becker, Ryan Gravenberch, Diogo Jota, Darwin Núñez, Dominik Szoboszlai, Cody Gakpo, Joël Matip, Andrew Robertson.
  • Manchester City (16): Kevin De Bruyne, Erling Haaland, Bernardo Silva, Jack Grealish, John Stones, Phil Foden, Rodri, Joško Gvardiol, Manuel Akanji, Rúben Dias, Kyle Walker, Nathan Aké, Mateo Kovačić, Matheus Nunes, Ederson, Julián Álvarez.
  • Manchester United (13): Casemiro, Raphaël Varane, Marcus Rashford, Anthony Martial, Mason Mount, Bruno Fernandes, Antony, Harry Maguire, Luke Shaw, Christian Eriksen, Lisandro Martínez, Victor Lindelöf, André Onana.
  • Tottenham (6+1): Heung-Min Son, James Maddison, Ivan Perišić, Timo Werner, Cristian Romero, Dejan Kulusevski, Pierre-Emile Højbjerg.
  • West Ham (7+1): Kalvin Phillips, Lucas Paquetá, Danny Ings, Kurt Zouma, Alphonse Areola, Jarrod Bowen, James Ward-Prowse, Edson Álvarez.

*Kursywą zaznaczeni zawodnicy wypożyczeni do klubu – w ich przypadku przy zespole widnieje „+1”

Tottenham i wysokość tygodniówki w pierwszym zespole. Źródło danych: capology.com Wykres przygotowany przez autora tekstu.

Tottenham wyznacza definicję odbudowy

Mówiąc o bolesnej przebudowie kilka lat, można sądzić, że Pochettino miał na myśli to, co przez ostatnie lata przeszedł klub. Kryzys po przegranym finale Ligi Mistrzów posadą okupił sam szkoleniowiec. Następnie zatrudniono specjalistę od zdobywania trofeów, którego zwolniono w przeddzień, gdy tę pustą gablotę mógł jakoś zapełnić. Potem spróbowano z solidnym ligowcem, jakim był Nuno Espirito Santo, by pożegnać go końcem października. Jako trzeci schedę po Argentyńczyku przejął Conte, zamordysta, który w pierwszej chwili wprowadził zespół do TOP 4, aby na koniec zmieszać z błotem swoich graczy, mówiąc, że żaden z nich nie potrafi grać pod presją.

Po drodze odchodzili kolejni liderzy, których próbowano lepiej, choć czasami gorzej zastąpić. Gasnął powoli Dele Alli, który zapowiadał się w najlepszych czasach na gwiazdę. Kto wie, może nawet pokroju Jude’a Bellinghama. Wciąż pamiętam jego niesamowite trafienie na Old Trafford przeciwko United, gdy podbił sobie piłkę nad Fredem i z ostrego kąta trafił do siatki obok bezradnego de Gei. W końcu i N17 opuścił prawdopodobnie ich najlepszy piłkarz w historii. Jedyny, który mógł pobić legendarny rekord Alana Shearera.

Choć klub miewał dobre momenty, to jednak ten remont miał zdecydowanie więcej tych gorszych. Było 2:7 z Bayernem, 0:3 z chorwackim Dinamo Zagrzeb, 1:2 ze słoweńską Murą (swoją drogą chyba najgorszy mecz w historii angielskiej drużyny w Europie, jaki kiedykolwiek widziałem w całości) czy 1:6 z Newcastle. To wszystko pogłębiał fakt, że ich największy rywal, choć miał kryzys, to wyszedł na prostą zdecydowanie szybciej. Mikel Arteta zbudował naprawdę wyśmienitą drużynę, która drugi rok z rzędu walczy o tytuł mistrzowski.

Natomiast dziś klub zaczyna zbierać pierwsze owoce tego, co Paratici rozpoczął latem 2021 roku. Daniel Levy w końcu dobrał właściwego menedżera. Uporządkował finanse, unikając przepłacania przeciętnych zawodników. Szkielet zespołu stanowią głównie młodzi gracze, którzy już teraz prezentują odpowiedni poziom. Jasne, oni wciąż się uczą i będą popełniać błędy, podupadać pod rosnącą presją. Idealnym obrazem była seria pięciu kolejnych meczów bez zwycięstwa, gdy Spurs za każdym razem wychodzili w meczu na prowadzenie. Son również musi unieść ciężar lidera z krwi i kości, który napędzi zespół, gdy zajdzie potrzeba, jak wielokrotnie czynił to Kane.

Natomiast sympatycy Lilywhites mogą mieć uzasadnione nadzieje, że to wszystko zmierza w dobrym kierunku. Na tym placu budowy fundamenty zostały już wylane, a współpraca głównego architekta i kierownika budowy układa się wręcz wzorowo. Tottenham nawiązuje powoli najlepszych sezonów z poprzedniej dekady. Być może nawet szybciej niż zakładano w czerwcu, angażując w projekt Ange’a Postecoglou.

Czy na końcu tej drogi znajduje się jakiś puchar? Ciężko jednoznacznie stwierdzić. Są czynniki mówiące nam o tym, że tak być powinno. Z drugiej strony, jeśli nie udało się w czasach Kane’a, to kiedy ma się udać. Na razie klub z północnego Londynu wyznacza trendy i określa definicję słowa „odbudowa” w świecie futbolu.