W jednym z trzech rozgrywanych o 16:00 spotkań sobotniego popołudnia Crystal Palace zawitało na The Amex. Podopieczni Roya Hodgsona wyczekiwali drugiej wygranej z rzędu, po tym jak w środku tygodnia odprawili Sheffield. Natomiast Brighton szukało okazji, aby zmazać plamę po katastrofalnym meczu z Luton. Ostatecznie górą okazali się gospodarze, którzy pewnie triumfowali 4:1. Jakie wnioski możemy wyciągnąć po tym meczu?

De Zerbi nie mógł oczekiwać lepszej reakcji

Roberto de Zerbi mówił po meczu z Luton, że spotkanie z piłkarzami Roba Edwardsa było najgorszym, jakie zespół z nadmorskiej miejscowości rozegrał za jego kadencji. Szybko stracony gol, kuriozalne błędy prowadzące do utraty kolejnych, tragiczni Pervis Estupiñán oraz Facundo Buonanotte. W środę wszystko co mogło pójść źle, poszło jeszcze gorzej. Dlatego intrygującą kwestią pozostawała reakcja jego podopiecznych na te wydarzenia. Można rzec, że włoski szkoleniowiec nie mógł w zasadzie oczekiwać lepszej. Jego zespół dziś pewnie wykonał wyrok i w pełni zasłużenie zgarnął trzy punkty przeciwko Crystal Palace.

Kontrola wydarzeń na boisku od początku do samego końca. Brighton zupełnie nie dopuszczało do głosu gości. Bramka Lewisa Dunka po dośrodkowaniu z rzutu rożnego zaraz po pierwszym gwizdku rozpoczęła pogrom stołecznej ekipy. Następnie jeszcze w pierwszej połowie trafiali Jack Hinshelwood i wspomniany wcześniej Buonanotte po ładnych, zespołowych akcjach. Zwłaszcza trzecia bramka, gdy Pascal Groß w pojedynkę ograł całą linię pomocy Orłów, a Argentyńczyk zapakował technicznym strzałem pod poprzeczkę, zasługuje na szczególnie uznanie. W drugiej połowie równie cudowną akcją bramkową popisali się João Pedro i Danny Welbeck – uderzenie Brazylijczyka i asysta Anglika to również prawdziwy crème de la crème.

Mewy w pierwszej części miały 4 razy więcej wymienionych podań niż goście. Klepali sobie piłkę i omijali zakładany pressing bez najmniejszego wysiłku. Często do rozegrania schodził João Pedro, przy wyprowadzaniu kontr przydawała się raz czy dwa fizyczność Evana Fergusona, na lewej flance spustoszenie siał świetny tego popołudnia Tariq Lamptey, a w drugiej linii bawił się Groß. No i pełnej okazałości linia ataku wykorzystała słabszy dzień Joachima Andersena. Gdyby nie dwie niepotrzebne straty van Hecke, który momentami zbyt długo przetrzymywał futbolówkę, Verbruggen nie miałby nic do roboty przez całe 90 minut (bo Mateta zostawił go bez szans na interwencję). Wpadka z Luton zdecydowanie została wymazana z pamięci zawodników Mew.

Roy Hodgson sacked in the morning?

Forma ekipy z Selhurst Park, jeśli spojrzeć tylko na suche wyniki kilku ostatnich spotkań, nie jest taka najgorsza. 6 punktów w ostatnich pięciu kolejkach – wygrana z Brentford 3:1 czy ostatni triumf z Sheffield 3:2. Jednak, jeśli spojrzymy na dłuższy okres Crystal Palace, to są to zaledwie dwa zwycięstwa w ostatnich 11 ligowych spotkaniach – dziś czwórka od Brighton, wcześniej piątka od Arsenalu. Przy okazji pożegnali się z Pucharem Anglii, odpadając po porażce 0:1 z Evertonem. Ponadto styl drużyny 76-latka jest równie tragiczny. Doświadczony menedżer totalnie uzależnił zespół od dyspozycji Eberechiego Eze i Micheala Olise, co przy kruchym zdrowiu jednego i drugiego w tym sezonie jest kamyczkiem do ogródka Hodgsona.

Wspomniana dwójka rozstrzygnęła na swoją korzyść spotkanie w środku tygodnia, ale dziś Eze nawet nie znalazł się w meczowej kadrze przez uraz. Olise, mający również problemy ze zdrowiem, zaczął na ławce, został wprowadzony w przerwie i wytrzymał na murawie ledwie 9 minut. Bez swoich gwiazd Crystal Palace było zupełnie bezzębne na tle gospodarzy. Nie szło im w wysokim pressingu, nie szło im w średnim pressingu. Katastrofalne błędy w defensywie popełniali Andersen, który jest odpowiedzialny za utratę pierwszego i trzeciego gola, czy Tyrick Mitchell. W ofensywie udało się wykreować. Poza kapitalnym uderzeniem Matety w 70. minucie, na uwagę zasługuje tylko jedna sytuacja po starcie van Hecke, gdy uderzał Jeffrey Schlupp. Expected goals na poziomie 0,32 mówi o linii ataku i dziale kreacji wszystko.

Na wyróżnienie w zasadzie zasługuje Daniel Muñoz, który kilka razy szarpnął na prawym skrzydle, ale to tyle. Zmiana Olise, który nie był gotowy do gry i musiał zaraz zjechać do bazy, pokazuje desperację Hodgsona. Brak formy, brak wyników, brak stylu. Już po meczu z Arsnealem wydawało się, że posada Roya wisi na włosku – kibice mieli na Emirates transparenty nawołujące władze do zmiany szkoleniowca. Moim zdaniem, po wpadce na the Amex władze są jeszcze bliżej decyzji o jego zmianie.

Hype na Evana Fergusona chyba trochę wyhamował

Przed startem sezonu Evan Ferguson był wymieniany w kontekście transferu prawdopodobnie do każdego zespołu z Big Six poza Manchesterem City. W zeszłych rozgrywkach przebił się do seniorskiego zespołu, a Roberto de Zerbi coraz chętniej dawał mu grać. W środku kampanii miał serię trzech meczów z bramką w ciągu czterech kolejnych kolejek. Końcem sezonu zdołał jeszcze chociażby załadować dwie Southampton. Imponował swoją fizycznością i klinicznym wykończeniem. Szczerze spodziewałem się, że teraz zobaczymy jego najlepszą wersję. Oczekiwałem, że stanie się pierwszą strzelbą ekipy z nadmorskiej miejscowości i będzie miał pewny plac u de Zerbiego.

Natomiast poza meczem Newcastle w 4. kolejce, gdy załadował hat-tricka, jego forma jakoś nie eksplodowała. Od tamtej pory strzelił tylko trzy bramki. Na dziś ma bardzo podobne liczby, co w zeszłym sezonie – 6 goli i 1 asystę (wówczas miał dwie) przy około 1000 rozegranych minut. Jednak jego prezencja na boisku pozostawia sporo do życzenia. Kilka razy dziś udało mu się utrzymać piłkę i rozegrać ją dalej do kolegów na boki, miał też jedna sytuację, ale poza tym miał niewielki wkład w wysoki triumf zespołu na tle tak słabego Palace. Zdecydowanie lepsze wrażenie zrobił João Pedro, którego wszędzie było pełno czy nawet Danny Welbeck, też aktywniejszy pod bramką gości.

Ferguson ostatnią bramkę zdobył pod koniec listopada w meczu z Forest. Od tamtego czasu tylko dwa razy rozegrał spotkanie w pełnym wymiarze minut – dziś został zdjęty przed 70. minutą. Szkoda, że jego rozwój trochę wyhamował, bo w ciemno zakładałem, że w obecnym sezonie może dobić nawet do granicy 15 trafień w lidze. Teraz będzie o to niezwykle ciężko.