Spurs przyzwyczaili nas, że w styczniu lubią (bo częściowo muszą) wykazać się kreatywnością. Mroźny czas w środku sezonu to nigdy nie jest najłatwiejszy okres na znaczące poprawki w swoim składzie. Przedłużające się negocjacje do ostatniego dnia zimowego okienka niejeden raz rozdzierały na strzępy nerwy szefostwa i kolejnych menedżerów Tottenhamu. Spośród ostatnich dziesięciu graczy, którzy trafiali w środku sezonu na N17, aż 7 zmieniało barwy dopiero w trakcie Deadline Day. Zima 2022 – Dejan Kulusevski i Rodrigo Bentancur, 2023 – Pedro Porro i Arnaut Danjuma. Ryan Nelsen przyszedł nawet dwa dni po zamknięciu okienka. Tymczasem nie minęło nawet 10 dni nowego roku, a Timo Werner zdążył zapozować do zdjęcia z koszulką Lilywhites przed obiektywem klubowego fotografa.

Ekspresowa finalizacja całej transakcji pozwala wierzyć, że Niemca w kadrze meczowej Tottenhamu ujrzymy już w najbliższy weekend. W pierwszym ligowym starciu w 2024 roku podopieczni Postecoglou zagrają na Old Trafford i wobec ograniczonych opcji w ofensywie można się spodziewać, że otrzyma swoją szansę. Może nawet w wyjściowym składzie, jeśli niedostępny będzie Giovani Lo Celso. Tym samym stanie się zaledwie drugim w ostatniej dekadzie zawodnikiem obok Gedsona Fernandesa, który trafił do Spurs w styczniu i jeszcze w tym samym miesiącu zdążył rozegrać mecz. Ba, za chwilę to grono może powiększyć się do o Radu Drăgușina z Genoi – w jego przypadku czekamy jedynie na oficjalne potwierdzenie.

Gra tam, gdzie Spurs tego potrzebują

Prędkość, z jaką przeprowadzono ten ruch, wynikała z kilku powodów. Po pierwsze, Australijczyk zażądał publicznie, jak i w rozmowach z zarządem, by Tottenham nie snuł się z przeprowadzaniem transferów w tym okienku. By Daniel Levy nie próbował za wszelką cenę przeciągać liny, próbując obniżyć cenę za nowego zawodnika choćby o jednego funta. Jak donosił niedawno The Athletic, w gabinetach w północnym Londynie panuje chęć nagrodzenia menedżera, który tak dobrze wystartował, i wręczenia mu wszystkiego, czego dusza zapragnie.

Po drugie, Johan Lange – nowy dyrektor techniczny, który dołączył do klubu początkiem listopada z Aston Villi – zdawał sobie sprawę z zainteresowania napastnikiem RB Lipsk ze strony innych ekip, jak chociażby Manchesteru United. Należało więc znacznie przyśpieszyć działania. Pomóc miał również Fabio Paratici, pracujący obecnie w roli konsultanta klubu po niedawnym wyroku za grzechy w Starej Damie. W dodatku Duńczyk, podobnie jak były opiekun Celtiku, miał być wielkim orędownikiem talentu Wernera i głęboko wierzyć, że ten odnajdzie się w systemie Spurs. Co prawda, Big Ange sugerował również kandydaturę swojego byłego podopiecznego – Joty – jednak decyzja o zakontraktowaniu Timo miała zostać uzgodniona w miarę jednomyślnie.

Werner pasuje Postecoglou i Lange przede wszystkim ze względu na swoją wszechstronność taktyczną. Dodaje kolejną opcję na środku ataku i lewym skrzydle, co jest ogromną zaletą przy wyjeździe Sona na Puchar Azji. Australijczyk ceni sobie graczy „wielofunkcyjnych”, a 27-latek całkiem nieźle wpasowuje się w tę tezę. Drugim czynnikiem jest na pewno charakter – Niemiec opisywany jest w swojej ojczyźnie jako piłkarz bardzo sumienny, w pełni skoncentrowany na pracy zespołowej i możemy przypuszczać, że również niezwykle zmotywowany, by zmazać złe pierwsze wrażenie pozostawione na Wyspach.

Ta mentalność i odpowiednie cechy charakteru dla Ange’a stanowią klucz – niejednokrotnie powtarzał, że na poziomie, na jakim funkcjonuje i rywalizuje taki klub jak Spurs, różnica w talencie pomiędzy większością zawodników jest znikoma, a najistotniejsze są psychika i odpowiednie nastawienie. Podobne kryterium zadecydowało o transferze Vicario. Włoch w tym sezonie broni w Premier League znakomicie, mimo że jego transfer z Empoli przeszedł bez większego echa. „Był niezwykle zdeterminowany, by przybyć w szeregi Tottenhamu i udowodnić, że jest na wyższym poziomie– chwalił w październiku swojego golkipera 58-latek na łamach Football London. Takiego samego poziomu dyscypliny i determinacji oczekuje się od przychodzącego z Bundesligi snajpera.

Werner daje kilka argumentów za swoją kandydaturą

Z technicznego i taktycznego punktu widzenia jest kilka powodów, aby myśleć pozytywnie w kontekście wychowanka VfB Stuttgart. Naturalna szybkość Wernera, jego nieustępliwy pressing oraz umiejętność dezorganizacji defensywy rywali dzięki wbiegnięciom w wolne przestrzenie – często za plecy obrońców – wydaje się, że może jedynie poprawić obecną dynamikę ataku Tottenhamu. Choć ich futbol z boku wygląda na skomplikowany, czasami w ostatniej tercji piłkarze Ange’a zwyczajnie się gubią, dokonują złych wyborów i tracą ikrę, spowalniając akcję. Widać to ostatnimi czasy, gdy na murawie brakuje kontuzjowanego Jamesa Maddisona. Wśród skrzydłowych i napastników brakuje graczy odrobinę bardziej kreatywnych, działających nieszablonowo i poruszających się poza przypisaną pozycją.

Najczęściej widać to jak na dłoni, gdy Tottenham kontratakuje lub stara się pominąć pierwszą linię pressingu. Są chwile, kiedy zdobywają przewagę liczebną tylko po to, by za chwilę ją stracić ze względu na zbyt ostrożne zagranie – niepotrzebne wycofanie do boku czy zatrzymanie się z piłką w polu karnym – umożliwiając tym samym przeciwnikowi przegrupowanie. Tymczasem pierwszą myślą Wernera jest praktycznie zawsze ruch w kierunku bramki i sprint z obrońcami, co powinno pozwolić Spurs na bardziej bezwzględne wykorzystywanie miejsca bliżej szesnastki rywala. Jego rola w RB Leipzig w latach 2016-2020 była podobna, niemal skrojona pod niego.

Nie bez znaczenia jest fakt, że grał w Premier League (jakość tych występów omówię później) i mieszkał w Londynie. Powinno się więc obejść bez większych problemów adaptacyjnych. Osobiście nie lubię poruszać tematu aklimatyzacji – przede wszystkim latem, gdy jest więcej czasu, aby przystosować się do życia na Wyspach. To są ludzie dorośli, wiedzą, jakie są wymagania i z czym się muszą zmierzyć. Nikt ich nie zmusza do przeprowadzki. Jednak zimą czasu jest zdecydowanie mniej, gdyż liga i krajowe puchary pędzą. Tu akurat może mieć jakiś mały budujący wpływ, choć z boku Werner wydaje się na postać o dość kruchej psychice. Ten pozytywny impuls może szybko odejść w zapomnienie przy słabszej formie.

Sceptycy 27-latka, a ich zapewne jest większość, mogą wskazywać, że w angielskiej elicie Timo sobie nie poradził. Obecnie ma za sobą słabą połowę sezonu w barwach Red Bulla. Natomiast Spurs wydają się chyba tego świadomi – to gracz zdecydowanie do odbudowy. Na N17 wierzą, że prawdopodobny jest scenariusz, w którym pod okiem Postecoglou odzyskuje swoją najlepszą formę, tuż sprzed transferu na Stamford Bridge. A nawet jeśli to się nie stanie, nadal rozszerzy ich opcje w ofensywie, które momentami w obecnej kampanii wyglądały bardzo blado (aczkolwiek wciąż lepiej niż w defensywie).

Krótka kołdra w ataku

Warto przypomnieć, że w najcięższym meczu Spurs w tym sezonie, na wyjeździe z Manchesterem City, w podstawowym składzie rozpoczął Bryan Gil. Przy braku opcji na skrzydło rozczarowującego Hiszpana w przerwie zmienił Pierre-Emile Højbjerg. W końcówce meczu na murawę wszedł Jamie Donley – 18-letni wychowanek, dla którego był to debiut w seniorskim zespole. Przeciwko Forest Højbjerg wszedł za Richarlisona, a za Sona pojawił się Emerson. W drugiej połowie meczu z Brighton, kiedy należało gonić wynik, Postecoglou wpuścił na plac gry Alejo Véliza, który miał za sobą ledwie 17 minut w Premier League.

W piątkowy wieczór w Pucharze Anglii, gdy piłkarze australijskiego szkoleniowca niemiłosiernie męczyli się z Burnley, stało się jasne, że potrzebują kolejnej opcji w ataku. Był to pierwszy mecz Spurs, od kiedy Son wyjechał na Puchar Azji rozgrywany w Katarze. Jeśli zaprowadzi on Koreę Południową do finału – a Koreańczycy niewątpliwie są jednym z głównych faworytów imprezy – nie będzie do dyspozycji Big Ange’a do połowy lutego. Oznaczałoby to opuszczenie aż czterech meczów ligowych z Manchesterem United, Brentford, Evertonem i Brighton, a także czwartej rundy krajowego pucharu z podopiecznymi Guardioli.

Przeciwko graczom Vincenta Kopmany’ego możliwości ataku Spurs były niezbyt imponujące. Richarlison znajduje się ostatnimi czasy w niezłej dyspozycji, ale miał problemy, by poradzić sobie z obrońcami The Clarets. Brennan Johnson musiał rozpoczynać od pierwszej minuty ostatnie 11 meczów, grając prawdopodobnie więcej, niż przewidywano w momencie podpisywania z nim kontraktu. Ze względu na uraz Maddisona Dejan Kulusevski grywa w środku pola na pozycji numer „10”. Manor Solomon wraca po operacji kolana i dopiero w przyszłym tygodniu ma wrócić do treningów. Ivan Perišić prawdopodobnie dla Tottenhamu już nie zagra. Chorwat we wrześniu zerwał więzadła krzyżowe, latem kończy mu się kontrakt, a od jakiegoś czasu pojawiają się plotki, że chce wrócić do rodzimego Hajduka Split, który byłby skłonny wziąć go zimą nawet kontuzjowanego. Oglądając, jak w zeszłym tygodniu Spurs usiłują zaatakować przestrzeń za plecami Burnley, wydawało się, że zespół potrzebuje kogoś, kto ma w tym doświadczenie. Werner akurat to potrafi.

W tym kontekście można zrozumieć, dlaczego przy N17 panuje przekonanie, że klub pozyskał kogoś, kto może natychmiast wypełnić lukę w składzie. Transfery w zimowym okienku nie należą do najłatwiejszych zadań. By kogoś pozyskać, musi się wydarzyć kilka rzeczy. Styczniem każdy ruch do klubu zazwyczaj opiewa na wyższą kwotę niż gdyby miało do niego dojść latem. Klub sprzedający wie o desperacji kupującego (ale też trudniej mu znaleźć zastępcę), więc zawyża cenę – tak, jak dzieje się to w sierpniu przy Deadline Day. Jak podawali dziennikarze na Wyspach, Tottenham zdawał sobie sprawę, że przy ewentualnym fiasku tejże transakcji, ciężko im będzie znaleźć kogoś porównywalnego.

Kiedy między szefostwem i sztabem szkoleniowym zapanowała zgodność, co do tego, że podpisanie kontraktu z Wernerem ma sens, przekonanie Lipska i samego piłkarza raczej nie było wielkim wyzwaniem. Timo już od jakiegoś czasu znajduje się poza radarem Marco Rose, który wystawił go w wyjściowej jedenastce jedynie w dwóch spotkaniach Bundesligi (z Leverkusen i Köln). Lipsk więc chętnie pozwolił mu odejść. Wszak zdjął z payrollu niechcianego przez menedżera gracza. Ryzyko dla Ange’a i Levy’ego jest stosunkowo niewielkie. Istnieje możliwość wykupu 27-latka po zakończeniu wypożyczenia (za około 15,5 miliona funtów), ale nie jest to zobowiązujące, jak na przykład w przypadku Kulusevskiego czy Porro.

Werner już raz na brytyjskiej ziemi sobie nie poradził

Zdecydowanie więcej do stracenia miała trzy lata temu Marina Granovskaia, wyciągając Timo sprzed nosa Bayernu, wydawałoby się, niemiecką perłę. W pięciu najlepszych ligach na Europie jedynie Ciro Immobile, Robert Lewandowski i Cristiano Ronaldo zdobyli więcej bramek niż wychowanek Stuttgartu przed transferem na Stamford Bridge. Dzierżył miano jednego z najlepszych młodych napastników w Europie, gdy Rosjanka dopinała ostatnie szczegóły transakcji z RB Lipsk opiewającej na bagatela 47,5 milionów funtów (55 milionów euro), ubiegając choćby Liverpool.

Jednak nieuniknionym faktem w jego przypadku jest to, że brutalnie został zweryfikowany przez Premier League. Zupełnie nie potrafił wywrzeć oczekiwanego wpływu na drużynę najpierw Franka Lamparda, a następnie Thomasa Tuchela. Choć Werner występował regularnie w swoim pierwszym sezonie, strzelił zaledwie sześć goli w lidze. Marnując kolejne stuprocentowe sytuacje, stał się obiektem żartów ze strony ekspertów i kibiców innych ekip. Dochodząc do kolejnych okazji, podejmował koszmarne decyzje, tracił równowagę lub nie potrafił dostosować odpowiedniej siły do uderzenia. Najbardziej pamiętnym dla mnie pudłem pozostanie to z meczu z Leeds, gdy z metra przeniósł piłkę nad poprzeczką.

Zdecydowanie rzadziej zaczął dochodzić do sytuacji strzeleckich niż w Bundes – spadła jego liczba uderzeń na bramkę rywala z 1,25 na 90 minut do 0,87. Według danych Opty 27-latek miał współczynnik wykańczania tzw. big chances na poziomie 22,7%, zajmując ostatnią lokatę wśród napastników z min. 1000 rozegranych minut w kampanii 2020/21. Dla porównania Harry Kane wówczas wykręcił wynik równy 60%.

Mimo wszystko na koniec sezonu wzniósł puchar za zwycięstwo w Lidze Mistrzów, wychodząc od pierwszej minuty w ataku obok Havertza i Mounta. To właśnie on odciągnął uwagę Rúbena Diasa, robiąc przestrzeń dla rodaka przy jedynej akcji bramkowej tamtego wieczoru w Porto. Choć, zapewne nie tylko dla mnie, bardziej pamiętny pozostanie obrazek, gdy jeździł na kolanach po bramce z ewidentnego spalonego na początku spotkania.

Ten finał sprzed trzech lat pozostał ostatnim dobrym wspomnieniem dla Wernera z przygody na Wyspach.  W następnym sezonie jego czas gry uległ zmniejszeniu niemalże o połowę, na co wpływ miała słaba forma, kontuzje i zakażenie Covid-19. Zdołał trafić do sieci jedynie cztery razy. Ogólnie, przez cały swój pobyt w niebieskiej części stolicy nigdy nie wyglądał, jakby wierzył, że jest tam, gdzie być powinien. Wielokrotnie w jego przypadku sędziowie podnosili w górę chorągiewkę, gdy tylko strzelał bramkę lub próbował oddać strzał. Początkiem sierpnia 2022 roku wrócił na stare śmieci do Lipska.

Zweryfikowany przez English Football, zweryfikowany przez RasenBall

W zasadzie nie ma w tym nic nadzwyczajnego, że teoretycznie dobry snajper przywdziewa barwy The Blues i jego talent oraz pewność siebie gdzieś zanikają. Chelsea ma w ostatnich 20 latach naprawdę bogatą historię napastników – wielu z nich lepszych od wychowanka VfB Stuttgart – którzy nigdy nie potrafili wejść na Stamford Bridge na swój najwyższy poziom. Tak, jakby swój prime zostawiali w poprzednim miejscu pracy. Andriy Shevchenko, Fernando Torres, Alexandre Pato, Radamel Falcao, Gonzalo Higuain, Alvaro Morata, Romelu Lukaku i tak dalej.

Oczywiście, to w żaden sposób nie zmienia faktu, że Werner, sprawiedliwie czy nie, zawsze będzie miał reputację piłkarza, który poniósł porażkę w Chelsea. Dla niektórych na pewno to wstąpienie w szeregi Spurs będzie obiektem kpin. No bo jak to, Tottenham po kosztownych niepowodzeniach z menedżerami – José Mourinho czy Antonio Conte – znowu wyciągnął rękę do byłego niebieskiego rywala.

Werner miał dobre momenty po powrocie do ojczyzny. Choć w Saksonii szybko pożegnano się z Domenico Tedesco, który maczał palce przy powrocie 27-latka, to Marco Rose stawiał na niego na środku ataku kosztem André Silvy. Strzelił 9 bramek i dołożył 4 asysty w 27 spotkaniach w Bundeslidze. Ten wynik nie rzuca na kolana, ale jest w miarę do zaakceptowania. Aczkolwiek latem postanowiono dokonać rewolucji w ofensywie, pozyskując Loïsa Opendę i Benjamina Šeško oraz wypożyczając Xaviego Simonsa.

Rose preferuję formację 4-2-2-2, więc Werner mógłby operować jako jedna z „10” za linią ataku lub jako jedna z „9”. Az cztery miejsca do obsadzenia. Tyle że Francuz i Słoweniec to przyszłość klubu i już dzisiaj to lepsi gracze od byłego na razie reprezentanta Die Maanschaft. Openda jest równie szybki, ale także ma fantastyczne wykończenie. Šeško to jeden z najbardziej utalentowanych wszechstronnych napastników.

Pierwszym zmiennikiem na ich miejsce pozostaje przeżywający renesans formy Yussuf Poulsen, gracz charakteryzujący się wyraźnie lepszą prezencją fizyczną. Z kolei jako ofensywnych pomocników w pierwszej kolejności Rose preforował Simonsa i Daniego Olmo. Dla Wernera zwyczajnie brakowało roli do odegrania, ponieważ w składzie nie miał znaczącej nadwyżki wymaganych umiejętności nad żadnym innym zawodnikiem. Dlatego w aktualnych ligowych rozgrywkach uzbierał raptem 200 minut.

Czy należy martwić się tym, że Lipsk się nie martwi?

Jednak brak regularnych minut i cały ten nieudany powrót do stajni Red Bulla nie oznacza z całą pewnością, że 27-latek będzie złym nabytkiem dla Spurs. Niektórzy byli gracze The Blues, jak Scott Parker, poradzili sobie wyśmienicie w Tottenhamie. Być może najlepszym przykładem dla Wernera jest postać Eiðura Guðjohnsena, wypożyczonego przez Harry’ego Redknappa w styczniowym okienku 14 lat temu. Doświadczenie Islandczyka okazało się bezcenne i wydatnie pomógł Spurs dojechać w sezonie 2009/10 na czwartym miejscu.

Niemiec ma także dodatkową, a może i najważniejszą motywację, jaką jest Euro 2024 rozgrywane w jego ojczyźnie. Ostatnim razem dla Die Adler zagrał bowiem w marcu zeszłego roku przeciwko Belgom i będzie starał się uczynić wszystko, by przed czerwcem do reprezentacji wrócić. Kadrę naszych zachodnich sąsiadów prowadzi teraz sam Julian Nagelsmann. Szkoleniowiec, który jak nikt inny potrafił dotrzeć do Wernera i wyciągnąć z niego wszystko, co najlepsze. W trakcie kampanii 2019/20 sprawił, że napastnik strzelił 28 goli w samej Bundeslidze. To nie jest słaby rezultat.

Dołożył również cztery trafienia w Lidze Mistrzów. Jedno z nich padło z jedenastu metrów właśnie w północnym Londynie w 1/8 finału, gdy Spurs prowadził jeszcze Jose Mourinho. Lipsk dotarł wówczas do półfinału, odpadając dopiero z PSG. Timo w swojej karierze strzelił 17 goli w 43 meczach w tych najbardziej elitarnych rozgrywkach na Starym Kontynencie. To podobny wynik jak Son, który trafiał 19 razy w 55 spotkaniach.

Niektórzy sympatycy Lilywhites mogą odczuwać niepokój związany z tą transakcją. Z jednej strony to wygląda na sytuację z gatunku win-win. W północnym Londynie zyskują piłkarza zmotywowanego, by się odbudować na Wyspach. Transakcja była w miarę prosta do przeprowadzenia, obyło się bez zgrzytów i kłótni w gabinetach. Rynek zimą jest trudniejszy. Rok temu takiemu United udało się wypożyczyć jedynie Weghorsta. Arsenal w ogóle nie znalazł zastępstwa dla Jesusa i musiał grać Nketiahem. Trzy lata temu Czerwone Diabły płaciły 12 milionów euro za wypożyczenie Odiona Ighalo. Teraz w przypadku niepowodzenia za pół roku można Niemca spakować i wysłać z powrotem na Red Bull Arena.

Natomiast z reguły, jako kibice wielu drużyn, wolimy scenariusz, gdy sprzedający klub jest raczej zmartwiony i wylewa morze łez, że traci ze swoich szeregów bezcennego zawodnika. To pokazuje jego prawdziwą wartość. Tu oddano go z pocałowaniem ręki. Werner wraca na teren, który doskonale zna, ale raczej nie jest mu pisany. Aczkolwiek na miejscu trafia na Postecoglou – człowieka, który już pokazał, że jest w stanie wydobyć to, co najlepsze, z tych, których inni spisali na straty. Taka dycha w kanadyjce byłaby nie lada wyczynem i stemplem na drugiej przygodzie na Wyspach, przy okazji również wielkim sukcesem obecnego menedżera Spurs. Ja jednak w to nie wierzę – Werner błyśnie raz, może dwa, ale dobrego imienia tu nie odzyska.