Odpowiadając na pojawiające się plotki, Kieran Tierney przyznał, że nie zamierza wrócić do Arsenalu przed zakończeniem swojego wypożyczenia.
Wąska kadra drużyny Mikela Artety w zakresie opcji defensywnych nie jest nowością.Nawet po potwierdzeniu długoterminowej kontuzji Jurriena Timbera, nie ruszyli na rynek transferowy w poszukiwaniu wzmocnień. Takie podejście odbija się The Gunners czkawką w ostatnich tygodniach. Od dłuższego czasu podobno z urazem gra Benjamin White. Kilka tygodni temu kontuzji nabawił się także Takehiro Tomiyasu. Japończyk rozegrał co prawda czterdzieści pięć minut w starciu z Fulham, jednak teraz ponownie przestaje być on do dyspozycji menadżera Arsenalu. Taki stan rzeczy spowodowany jest Pucharem Azji, który rozpoczyna się dwunastego stycznia i potrwa przez blisko miesiąc. Gdyby tego było mało, także Oleksandr Zinchenko złapał ostatnio uraz łydki. Stawia to pod znakiem zapytania występ obrońcy w starciu z Liverpoolem w Pucharze Anglii.
Od niedawna wzmagają się głosy twierdzące, że priorytetem klubu z Emirates na zimowe okienko transferowe będzie właśnie wzmocnienie swojej linii defensywy. Problemem może być jednak Financial Fair Play. Kanonierzy są na granicy spełniania wymogów i w rezultacie istnieje możliwość, że będą mogli sobie pozwolić jedynie na wypożyczenie zawodnika.
Taka sytuacja wywołała także pogłoski, jakoby Mikel Arteta mógł rozważyć ściągnięcie wypożyczenia do Realu Sociedad Kierana Tierneya. Na ich temat głos szybko zabrał sam zainteresowany.
Wiele osób mnie o to spytało, ale odpowiedź brzmi: nie. Na pewno zostanę tutaj. Kibice Arsenalu są świetni, zawsze bardzo mnie wspierali. Zawsze będę im wdzięczny. Nie chcę mówić źle o Premier League, bo atmosfera tam także bywa niesamowita, ale w Hiszpanii to jest niesamowite. Kibice Osasuny czy Cadiz nie przestają śpiewać. Czuję się tutaj świetnie.
Podpisałem umowę na rok, jestem tutaj szczęśliwy. Uwielbiam tutaj być, cieszę się każdą chwilą. Od razu przekonała mnie możliwość dołączenia do Realu. Jestem szczęśliwy, nie tęsknie za domem.
