Gorzej niż w meczu z Newcastle być nie mogło, ale i tak fani Chelsea mogli drżeć przed meczem z Brighton. Tym razem udało się wygrać, i mimo delikatnych problemów, które The Blues sami sobie zgotowali, to jednak mieli sytuację pod kontrolą. W końcu gola dla gospodarzy w lidze strzelił Enzo Fernandez – a nawet dwa! Debiutanckie trafienie dołożył Colwill, dwie asysty zaliczył Badiashile, a dla Brighton odpowiedzieli Buonanotte i Joao Pedro. Co możemy powiedzieć po tym spotkaniu?

Chelsea ma problem z dyscypliną

I to nie jest jakaś prawda objawiona. To drugi z rzędu mecz, gdy kapitan Chelsea wylatuje z boiska z czerwoną kartką. I obie – zarówno Reece’a Jamesa, jak i Conora Gallaghera – były zwyczajnie głupie. W tej chwili zawodnicy Pochettino mają na koncie 51 żółtych kartek, najwięcej w lidze i o 8 więcej niż drugie w tej klasyfikacji Wolverhampton. Dla porównania – Arsenal i Manchester City mają odpowiednio 18 i 23 żółte kartki na swoim koncie. Czerwona kartka Gallaghera była 4. w tym sezonie, najwięcej ex aequo z Liverpoolem.

To jest duży problem i będzie naturalnie występował przy tak młodym, nieopierzonym składzie. Nie wiem czy da się to przeskoczyć – część tych żółtych kartoników została wręczona za głupie przewinienia lub boiskowe zachowania. Brakuje tam autorytetu, charakteru, który by boiskową sytuację uspokoił i wziął za kark na przykład Nicolasa Jacksona. Bo jeśli kapitanowie notują tak idiotyczne czerwone kartki, nie można się dziwić reszcie zawodników. Dlaczego to taki problem? Nawet żółte kartki ustawiają spotkania i utrudniają grę. Dziś na przykład Moises Caicedo grał na granicy czerwonej kartki przez kilkadziesiąt minut, przez co musiał się hamować i pozwalać przeciwnikom na więcej. Po tylu napomnieniach są też zawieszenia, tak jak te Jacksona czy Cucurelli. O wpływie czerwonych kartek nie trzeba wspominać – dziś Chelsea miała mecz pod kontrolą, a zejście Gallaghera do szatni naprawdę utrudniło im zadanie.

Europejskie puchary mogą być zmorą Brighton

Brighton co rusz wynajduje młodych zawodników, a gdy wielu zawodników wypada ze składu, magicznie na ich miejsce znajdują się ciekawi, perspektywiczni piłkarze. Tylko nie zawsze to tak będzie dobrze działało, i właśnie to obserwujemy. Nie dość, że styl gry preferowany przez de Zerbiego mocno obciąża organizm zawodników, to jeszcze doszły im czwartkowe mecze w Lidze Europy. Efektem jest 7 kontuzji, a gdy do tego doszły jeszcze 2 zawieszenia za kartki, pojawił się problem. Brighton dość mocno porotowało składem i gra nie wyglądała ani dobrze, ani pewnie.

Tak naprawdę przeciwko 10-osobowej Chelsea jakieś sytuacje pojawiły się w ostatnich 15 minutach. Roberto De Zerbi szuka problemów w sędziach, w zachowaniu przeciwników i wszystkim wokół. Tymczasem wygląda to jakby sam zajechał swoich zawodników, a jego sposób na grę został rozpracowany. Dziś posadził swoich liderów i chciał wprowadzić ich na podmęczoną Chelsea, grającą w osłabieniu, ale pierwsze okazje nadeszły w samej końcówce i wynikały raczej ze zmęczenia The Blues, a nie pomysłu na grę Brighton.

Pochettino umie przemówić do swojej drużyny

Po spotkaniu z Newcastle Pochettino dość mocno przejechał się po swoich piłkarzach, skrytykował ich, dużo mówił o tym jak byli niezaangażowani, mało fizyczni i „bezjajeczni”. No to dziś mieliśmy pokaz tego wszystkiego. Była agresja i fizyczność – co oczywiście skutkowało także kartkami i grą w osłabieniu. Ale widać było, jak mocne fizyczne starcia Colwilla i Disasiego ze skrzydłowymi Brighton trochę wybijały ich z rytmu, redukowały chęć do dryblingów. To samo można powiedzieć o pracy Caicedo i Enzo. Bardzo przydała się także siła Badiashile’a, który nie tylko zanotował dwie asysty, ale też wyłączył z gry i schował do kieszeni Evana Fergusona.

Był też charakter. Bo znając ostatnie 12 miesięcy w wykonaniu The Blues, po czerwonej kartce Gallaghera można było się spodziewać całkowitej rozsypki i utraty kilku goli na rzecz Brighton. Nic takiego nie miało miejsca – Chelsea broniła się twardo, spokojnie, nie dopuszczała do 80. minuty do większego zagrożenia pod własną bramką, a także mądrze kontrowała, czego efektem był gol na 3-1. Ostatecznie było trochę nerwowo w końcówce – zwłaszcza po „fenomenalnej” decyzji Pawsona o rzucie karnym za uderzenie piłki w głowę Colwilla. Ale jednak utrzymali to i widać było po końcowym gwizdku, jak ważne to było dla tej młodej ekipy.