W weekend Święta Niepodległości wybrałem się wraz z Warszawa Reds na mecz Liverpoolu z Brentford. Gładka wygrana 3-0 po dwóch golach Salaha i trafieniu Diogo Joty była rozkoszą dla oczu. Ten mecz był jednak drugim, jaki widziałem w ten weekend. Dzień wcześniej udało mi się dotrzeć do Crewe w hrabstwie Cheshire na widowisko, które dostarczyło mi co najmniej tyle samo emocji, co mecz Premier League. Jak wygląda wizyta na meczu niższej ligi w Anglii?
Kolejarze z Crewe
Crewe Alexandra to liczący niemal 150 lat klub grający obecnie w League Two. The Alex zawdzięcza swoją nazwę Aleksandrze Duńskiej – księżniczce Danii, królowej Anglii i żonie Edwarda VII. Grający na Gresty Road (obecnie Mornflake Stadium ze względów reklamowych) klub jest znany także jako The Railwaymen. Kolejarze to naturalny przydomek, gdyż Crewe jest kolejowym miastem, a sam stadion znajduje się nieopodal tamtejszego dworca. To pracownicy lokalnej fabryki lokomotyw założyli klub w 1866 roku. Mimo tak długiej historii The Alex nie odniosła większych sukcesów. Jej najważniejsze osiągnięcia to półfinał FA Cup (jeszcze w 1888 roku), awans do First Division (później Championship) z drugiego miejsca oraz zwycięstwo w Football League Trophy w sezonie 2012-2013. Co ciekawe, Crewe nigdy nie zaznało smaku ligowego tytułu. Każdy z awansów klub uzyskał z drugiego miejsca lub poprzez play-offy.
Najlepszy okres w historii klubu przypadł na okres, w którym menedżerem była lokalna legenda – Dario Gradi. Włoch został zatrudniony w 1983 roku i pracował dla The Railwaymen w różnych rolach aż do 2011 roku. Pod jego wodzą klub mający malutki w skali ligi budżet dotarł do drugiej klasy rozgrywkowej w Anglii. Tam The Alex dzielnie walczyła, grając atrakcyjną piłkę i wychowując wielu zawodników, którzy później błyszczeli na najwyższym poziomie. Przy Gresty Road skrzydła rozwinęli się m.in. David Platt, Danny Murphy, Robbie Savage, Neil Lennon czy Dean Ashton.

Droga na Mornflake Stadium w Crewe
Przygotowania do meczu
Po dotarciu do Liverpoolu, szybkim english breakfast i zameldowaniu się w hostelu ruszyliśmy pociągiem z dworca Liverpool Lime Street do Crewe. Po czterdziestominutowej podróży dotarliśmy na miejsce. Jako że do meczu było jeszcze sporo czasu, to po odebraniu zakupionych przez internet biletów w klubowej kasie odwiedziliśmy jeden z lokalnych pubów. Co ciekawe, zdecydowaną większość obecnych w nim ludzi stanowili kibice przyjezdnych – Notts County. Oczywiście nikt nie widział w tym problemu. Inna bajka niż w Polsce. Po zawarciu kilku nowych znajomości ruszyliśmy wraz z resztą fanów na stadion. Trafiliśmy na trybunę za bramką, na której miał miejsce zorganizowany doping. Co ciekawe, około połowy obecnych na trybunach stanowiły dzieci i nastolatki. Niemal każdy jednak ubrany w Stone Island albo C.P Company, więc o kimkolwiek z przypadku raczej nie było mowy. Oczywiście oprócz mnie i moich kolegów. Przed pierwszym gwizdkiem na trybunie pojawiły się bębny, co stanowi mocny kontrast względem meczów Premier League. Niestety na niekorzyść dla najwyższej ligi. Po rozgrzewce byliśmy gotowi na rozpoczęcie spotkania.

Fizyczny bilet i widok z trybuny za bramką. Siedzieliśmy w pierwszym rzędzie, więc trzeba było uważać po każdym strzale.
Uczta dla koneserów
Gdy poznaliśmy składy, okazało się, że w barwach Notts od pierwszej minuty wystąpi znany nam z występów dla Sheffield United David McGoldrick. Na ławce usiadł za to wychowanek Evertonu i były zawodnik Bournemouth czy Watfordu – Dan Gosling. On też pojawił się później na boisku. Nie obyło się więc bez piłkarzy z przeszłością w Premier League. Czekał nas w końcu mecz ważny mecz League Two – Notts zajmowało drugą pozycję w tabeli, a Crewe piątą. Pierwsze wrażenia? Mocne zaskoczenie, bo spodziewaliśmy się bezpośredniego futbolu. Miało być kick & rush, a obie drużyny starały się grać piłką i zdziałać coś w ataku pozycyjnym. Z naciskiem na „starały się”. Pierwsza połowa przyniosła więc mało okazji i sporo frustracji. Niejednokrotnie zawodnicy obu drużyn mieli okazje do strzału zza pola karnego. Kończyło się jednak na dalszych próbach rozegrania piłki, których finałem w najlepszym wypadku było dośrodkowanie w pole karne. Największe zagrożenie obie drużyny oczywiście tworzyły poprzez kontry i stałe fragmenty gry.
Doping
Z Nottingham przyjechała naprawdę spora ekipa kibiców. Przyjezdni zajęli całą mniejszą trybunę wzłuż linii bocznej (po lewej stronie na poniższych nagraniach). Na oko było ich niemal tyle samo co lokalnych kibiców. Fani obu drużyn stworzyli świetną atmosferę i aktywnie dopingowali przez cały mecz. Większość czasu obie strony wspierały swoje ekipy, choć nie mogło zabraknąć przyśpiewek o… chorobach wenerycznych partnerek przeciwników. Specyficzny klimat. Trzeba jednak przyznać, że bębny i kilka osób prowadzących doping Crewe wykonało swoje zadanie. To kompletnie inna bajka niż na typowym meczu większych zespołów Premier League i swoiste połączenie wyspiarskiego i europejskiego stylu kibicowania. W przerwie podeszli do nas aktywniejsi fani, którzy zauważyli niecodziennych gości. Gdy okazało się, że jesteśmy przyjezdnymi z Polski, a nie policjantami w cywilu, nauczyliśmy się najważniejszej przyśpiewki i byliśmy gotowi na drugą połowę.
Perfekcyjne zakończenie
Przebieg gry w drugiej połowie raczej nie uległ zmianie. Ponadto wkrótce zaszło słońce, zrobiło się naprawdę zimno i zaczął wiać porywisty wiatr. Obie drużyny nieudolnie próbowały przedrzeć się przez obronę rywala i poza kilkoma grożnymi kontrami nic nie zapowiadało zmiany bezbramkowego wyniku. Po upłynięciu 90. minuty zawodnik Notts został trafiony piłką w rękę wewnątrz szesnastki i sędzia wskazał na wapno. Fani Notts nie mogli pogodzić się z decyzją sędziego i musieli interweniować stewardzi oraz policja. Courtney Baker-Richardson wykorzystał rzut karny w 98. minucie, a trybuny wybuchły w okrzykach radości. Ja za to miałem dodatkowy powód do zadowolenia, bo przed wylotem postawiłem na zwycięstwo gospodarzy u naszego partnera Superbet i ostatecznie zwrócił mi się koszt biletu na mecz.
Po meczu drużyna podeszła podziękować nam za doping, a my wkrótce ruszyliśmy w drogę powrotną do Liverpoolu. Zakończenie spotkania nadrobiło dość spokojny przebieg reszty meczu. Jeśli będziecie wkrótce wybierać się na spotkanie swojej ulubionej drużyny Premier League, warto odwiedzić któryś z najbliższych klubów Football League. Zachował się tam niepowtarzalny brytyjski klimat, który panował w Premier League i First Division kilkadziesiąt lat temu.
Skrót spotkania obejrzycie tutaj: