Po przegranej z Newcastle przed tygodniem, Arsenal pokonując Burnley wrócił na zwycięską ścieżkę i wspiął się tym samym na pozycję wicelidera Premier League. Jakie wnioski mogliśmy wyciągnąć z starcia The Gunners z The Clarets?
Leandro Trossard to maszyna do gromadzenia bramek i asyst
Belg nie jest zawodnikiem, który w tym sezonie najczęściej znajdował się w wyjściowej jedenastce Kanonierów na kolejne spotkania. Z reguły wchodzi on na boisko z ławki. Kiedy jednak już się na nim znajduje, zdecydowanie wie jak zrobić różnicę. Nie inaczej było w starciu z Burnley, w którym zanotował bramkę i zaliczył asystę. To był jego drugi mecz z rzędu w podstawowej jedenastce. W tygodniu zdobył także ważną bramkę w starciu w Lidze Mistrzów z Sevillą. Od początku swojej przygody z Arsenalem zgromadził on już siedem bramek i dwanaście asyst, co daje wynik średnio jednej asysty lub bramki co każde nieco ponad dziewięćdziesiąt minut. Oprócz jednak czystych statystyk, Trossard stanowi dla Kanonierów świetną alternatywę dla Gabriela Jesusa. Z Belgiem na pozycji fałszywej dziewiątki drużyna Mikela Artety wygląda o wiele lepiej w ofensywie, niż ma to czasami miejsce z Eddiem Nketiahem na tej pozycji. Dzieje się tak dlatego, że Belg jest w stanie lepiej oddać to, co daje drużynie Brazylijczyk. Często schodzi do lewej strony boiska, wymienia się pozycjami ze skrzydłowymi i cofa się głęboko, żeby rozegrać piłkę. Bez wątpienia to było dobrze wydane przez Arsenal 27 milionów funtów.
Burnley przegrywa, ale nie bez pozytywów
Końcowy wynik może na to nie wskazywać, ale należy oddać Burnley, że w tym spotkaniu postawiło się Arsenalowi. Przez całą pierwszą połowę potrafili dobrze zminimalizować zagrożenie tworzone przez drużynę Mikela Artety. Byli kompaktowi i dobrze ustawieni, jednocześnie wiedząc jak mogą wykorzystać luki w ustawieniu The Gunners. Konsekwentnie blokowali wszelkie możliwe ścieżki dostępu w środku pola, zmuszając Arsenal do gry bokami. Tam z kolei byli w stanie bardzo szybko podwajać skrzydłowych Kanonierów. W pierwszej połowie mogli nawet prowadzić, jednak świetną okazję Gudmundsonna wybronił Raya. Remis na krótko stał się faktem w drugiej połowie, kiedy Brownhill wykorzystał zamieszanie w polu karnym. To nie było naiwne Burnley, a Burnley które dało sobie największe możliwe szanse na wywiezienie punktów z Emirates. Może więc wyniki jeszcze przyjdą?
Oleksandr Zinchenko wraca do formy?
Nie możemy powiedzieć, żeby ukraiński obrońca był w tym sezonie w dobrej formie. Na pewno nie w porównaniu do tego, co prezentował w ubiegłym sezonie. Wówczas był on powiewem świeżego powietrza i zawodnikiem, który pomógł Arsenalowi zasypać wyrwę dzielącą ich od Manchesteru City. Oczywiście, doskonale znane były jego braki w defensywie, które rekompensował jednak tym, co dawał drużynie z piłką przy nodze. W tym sezonie jak do tej pory nie wykazywał się w żadnej z tych kwestii. Nie dość, że był on tragiczny defensywnie, to także często dokładał do tego względną niechlujność z piłką przy nodze. Inaczej było w starciu z Burnley. Tutaj 26-latek przypominał najlepszą wersję samego siebie. Był niezwykle kreatywny i pojawiał się co jakiś czas w każdej strefie boiska. Jego crossy w pole karne stwarzały zagrożenie, a także bez zarzutów spisał się w obronie. Wisienką na torcie tego bardzo dobrego występu jest zdobyta bramka. Ukraiński zawodnik świetnie się złożył i w stylu karate umieścił piłkę w bramce Trafforda. Jak wracać do formy, to właśnie w takim stylu!