Odkąd Todd Boehly przejął kontrolę nad Chelsea w 2022 roku, co najmniej kilka razy mogliśmy złapać się za głowy. Wydatki The Blues na transfery przechodzą bowiem wszelkie pojęcie, a ich zgodność z regułami Finansowego Fair Play co chwilę poddaje się w wątpliwość. A jednak skłonności nowych właścicieli do ogromnych wydatków udało się pogodzić z regulacjami FFP.
Minęło zaledwie kilkanaście miesięcy, od kiedy Todd Boehly odkupił klub od Romana Abramovicha. W tym czasie zespół ze Stamford Bridge wzmocnili zawodnicy o łącznej wartości przekraczającej 900 milionów funtów. Tylko w tym miesiącu Chelsea sfinalizowała transfer Moisesa Caicedo za 115 milionów, bijąc brytyjski rekord transferowy i niebawem dołoży do tego Romeo Lavię z Southampton. Ten ruch będzie ich kosztował ponad 50 milionów funtów.
Do końca okienka zostały jeszcze dwa tygodnie i nikt nie powiedział, że to koniec biznesów dla Londyńczyków. Wczoraj w brytyjskich mediach pojawiła się informacja, że najnowszym nabytkiem The Blues może okazać się skrzydłowy Crystal Palace, Michael Olise. Kwota transferu jest nieco bardziej przystępna, bo mówi się o klauzuli w wysokości 35 milionów funtów.
The Athletic przypomina, że Chelsea decyduje się na takie wydatki, nie mając w tym sezonie przychodów z tytułu grze w Lidze Mistrzów. To budzi kolejne wątpliwości, a przecież kluby Premier League od dawna zgłaszają obiekcje dotyczące sposobu ich działania. W Chelsea wierzą jednak, że ich strategia pozwoli im budować drużynę na własnych zasadach. A co na to UEFA?
Ośmioletnie kontrakty, FFP i Amortyzacja. Jak działa Chelsea?
Kiedy w styczniu dziwiliśmy się gigantycznymi wydatkami Chelsea, Todd Boehly doskonale wiedział, co robi. Wykorzystując lukę w przepisach, oferował nowym zawodnikom bardzo długie kontrakty, które pozwalały rozbić kwoty transferowe w rachunku zysków i strat nawet na osiem lat.
W swojej książce „The price of Football” ekspert finansowy Kieran Maguire tak tłumaczy pojęcie amortyzacji w piłce nożnej: „Kiedy zawodnik podpisze kontrakt z klubem koszt jego rejestracji/opłata za transfer jest wyszczególniona jako koszt w rachunku zysków i strat w rozbiciu na czas obowiązywania umowy. Dla przykładu, kiedy Neymar przeniósł się do Paris Saint Germain za 222 miliony euro w ramach pięcioletniego kontraktu, roczny koszt tej transakcji został rozbity na 44,4 miliona euro przez kolejne pięć lat„.
Chelsea podpisując kontrakty z Mykhailo Mudrykiem, Enzo Fernandezem, Nonim Madueke, Benoit Badishile’em czy Wesleyem Fofaną zamortyzowała ich koszt nie na pięć, a nawet siedem czy osiem lat. To rzecz jasna ryzykowny manewr, bo jeżeli zawodnik okaże się niewypałem, sprzedanie go z tak długim kontraktem będzie karkołomnym wyzwaniem. Krótkoterminowo wyglądało to jednak na genialny ruch, który nie każdemu się spodobał.
Od tego lata UEFA zezwala na rozbijanie kosztów transferu maksymalnie na pięć lat, nawet jeżeli zawodnik otrzyma od klubu dłuższą umowę. Na szczęście dla klubu nie była to jedyna metoda na uporanie się z nadzorem FFP. Londyńczykom całkiem dobrze idzie bowiem sprzedawanie swoich zawodników.
Na swoje szczęście, The Blues potrafią sprzedawać
Sprzedaż piłkarzy tworzy pewną anomalię w rachunku zysków i strat. O ile kwotę kupna rozbija się na czas trwania kontraktu, o tyle kwotę sprzedaży wykazuje się w pełni w sprawozdaniu za rok, w którym dokonała się transakcja. Od kwoty transferu odejmuje się pozostałą wartość amortyzacji, która była rozbita na pozostałe lata kontraktu. W efekcie tego wielomilionowe wydatki mogą wyrównać się w zasadzie jedną konkretną sprzedażą zawodnika. Przynajmniej z księgowego punktu widzenia.
Tylko tego lata The Blues zainkasowali 200 milionów funtów głównie dzięki sprzedaży Kaia Havertza, Masona Mounta, Mateo Kovacicia, Kalidou Koulibaly’ego czy Edouarda Mendy’ego. Na korzyść Boehly’ego działa też fakt, że większość z nich była już na końcówce swoich kontraktów, a Mason Mount to wychowanek akademii, więc kwota jego transferu to już czysty zysk dla klubu. Zakładając oczywiście, że Chelsea w ten sposób chciałaby pokrywać swoje wydatki, musiałaby co roku zaliczać podobne okienko transferowe w odniesieniu do sprzedaży swoich zawodników.
Nie jest jednak tak, że kibice Chelsea mogą spać spokojnie. W dwóch ostatnich latach klub notował straty w wysokości kolejno 121 i 156 milionów funtów. Trzeba jednak pamiętać, że w drugim przypadku był to sezon dotknięty pandemią. To do czego jednak zmierzam to fakt, że klub będzie musiał przywrócić w pewnym momencie rentowność, bo inaczej nie ucieknie spod topora FFP.
Ważnym aspektem zarządzania finansami na Stamford Bridge jest też kontrola nad tygodniówkami piłkarzy. Te zawsze należały do najwyższych w lidze, ale ogromna rotacja kadry pod rządami Boehly’ego pozwoliła wrócić na ziemię. Przyjmujemy, że młodzi zawodnicy, którzy pojawili się w klubie, zarabiają znaczniej mniej w porównaniu do swoich poprzedników. Na Stamford Bridge wciąż pozostają jeszcze piłkarze z poprzedniej epoki, ale właściciele są przekonani, że stan wydatków na płace znacząco się poprawił.
„W końcu powinie im się noga”
Na antenie TalkSPORT sprawę skomentował były właściciel Crystal Palace, Simon Jordan. W szczegółach opowiedział o modelu działania The Blues i przestrzegł ich jednocześnie, że jeżeli nie zaczną osiągać sukcesów na boisku, w końcu poniosą konsekwencje swoich działań.
„W kwestii transferów nie sądzę, aby mogli funkcjonować w ten sposób przez dłuższy czas. Muszą dołożyć do tego osiągnięcia na boisku. W zeszłym roku wydali na piłkarzy 600 milionów funtów i rozłożyli ten wydatek na osiem lat, bo takie kontrakty zaoferowali zawodnikom. Rocznie koszt transferów to zatem 75 milionów funtów. W tym roku dołożą do tego kolejne 300 milionów funtów – 60 milionów funtów po amortyzacji, co przełoży się na 135 milionów funtów. Na przestrzeni trzech okienek sprzedali jednak piłkarzy za 250 milionów funtów, więc może się okazać, że ostatecznie wyjdą na plus”.
„Sprzedali Kaia Havertza za 60 milionów funtów, po tym, jak kupili go za 60 milionów funtów. W bilansie pozostało jednak zaledwie 25 milionów, więc sprzedając go za 60, osiągnęli zysk w wysokości 35 milionów funtów. Przykład Masona Mounta jest zupełnie inny, bo to wychowanek akademii. Sprzedając go za 60 milionów funtów, osiągnęli dokładnie taki sam zysk”.
„Jest to pewne ryzyko w konsekwencji FFP. Jeżeli Chelsea nie zacznie podnosić dochodów przez grę w Lidze Mistrzów czy nie wygenerują ich w inny sposób, w końcu powinie im się noga”.

