Jeżeli jesteście pasjonatami romantycznych i zarazem irracjonalnych historii to doskonale trafiliście. Przed nami prawdopodobnie podręcznikowy przykład ww. dzieła. Naturalnie, mające miejsce w rzeczywistości następstwa są zawsze skutkiem jakichś wcześniejszych wydarzeń. Często, aby je zrozumieć, należy wykazać się ponadprzeciętną znajomością realiów i bogatym bagażem doświadczeń. Tego, co w ostatnim czasie wydarzyło się w karierze legendy Crystal Palace, nie da się wpisać w żadne ramy. Nie wspominając o próbie interpretacji działania, czy zrozumienia. Aby zrozumieć (lub nie) możliwość dzielenia punktów widzenia, warto zostać z tym tekstem na dłużej. Zapraszam na opowieść o najdziwniejszym pożegnaniu świata.
Szybkie streszczenie dotychczasowej kariery
Zaha od samego początku był ponadprzeciętnie utalentowanym piłkarzem. Jego wspinaczka w hierarchii klubowej była błyskawiczna. Debiut w pierwszej drużynie Orłów przypadł na rok 2010, kiedy miał on zaledwie 17 lat. Wspinając się na wyżyny i imponując szybkością, techniką i odwagą w poczynaniach został nie bez przyczyny uznany, za jeden z największych angielskich talentów. Wkrótce o możliwościach skrzydłowego miał przekonać się cały piłkarski świat…
W tym celu w 2013 roku po zawodnika zgłosił się Manchester United, który bez zbędnych analiz ściągnął Wilfrieda na Old Trafford za ok. 10 milionów funtów. I to był błąd. Iworyjczyk kompletnie nie mógł się odnaleźć w prowadzonym przez Moyesa zespole. Przed ponownym wypożyczeniem do macierzystej drużyny, zdołał tylko cztery razy przywdziać koszulkę Czerwonych Diabłów. Po epizodach w Cardiff i kto by pomyślał – Crystal Palace, Zaha wrócił do Londynu w 2014 roku za 3 miliony funtów. Resztę już chyba znacie…
Jak poprawnie wykorzystać szansę na drugie życie i odwdzięczyć się za zaufanie?
Sposób jest bardzo prosty. Wystarczy zostawić w ukochanym miejscu cząstkę siebie. Tylko lub aż tyle Zaha starał się nieustannie praktykować. Skrzydłowy wliczając drużyny juniorskie, prawie przez ponad dwie dekady świadczył o sile zespołu, który na dobre zdołał ustabilizować swoją pozycję w Premier League.
Zainteresowanych usługami piłkarza chyba nawet nie sposób zliczyć. W samej Premier League byłaby to na spokojnie połowa dostępnych zespołów jak nie więcej. Najgłośniej i najbliżej potencjalnych przenosin było podczas ery Unaia Emery’ego w Arsenalu. Wówczas Hiszpan w świetle zaporowej ceny, zdecydował się na kupno Nicolasa Pepe…
Z drugiej strony, trochę ciężko obecnie kreślić alternatywne scenariusze kariery Zahy. Podczas przygody na Old Trafford był on zbyt niedoświadczony, aby z miejsca stanowić o sile drużyny. Kiedy był najlepszą wersją samego siebie w Palace, notorycznie błyszczał. Pytanie klucz, to czy nie była to relacja zależna. Wilfried kochał, kiedy reflektory zwrócone były tylko i wyłącznie w jego kierunku. Działało to, jak płachta na byka. W długofalowym, poukładanym monolicie mogłoby to wypaść zdecydowanie gorzej. Obecnie – można gdybać.
Uhonorowanie wkładu we współczesną historię Premier League
Wobec wykręconych na przestrzeni dziewięciu sezonów liczb nie da się przejść obojętnie. 291 spotkań, 68 bramek, 29 asyst, 3 tytuły gracza sezonu Crystal Palace, ani jednego spadku. Wypracowane miejsce „na pudle” w klasyfikacji największej ilości występów w barwach Orłów (łącznie 458 spotkań). Trudno o lepsze uhonorowanie niż komentarz samego Steve’a Parisha w świetle odejścia piłkarza.
„Pragnę z całego serca podziękować za wszystko, co Wilfried zrobił dla tego klubu. Opuszcza drużynę, jako wychowanek z największą ilością występów. Nasz talizman, nasz najlepszy piłkarz, który ma w nas dożywotnich przyjaciół. Zaha zawsze będzie inspiracją dla wszystkich młodych adeptów akademii. Każdy z nich marzy, żeby pójść w jego ślady. Niewątpliwie nie będziemy już tym samym zespołem bez Wilfrieda. Wkrótce rozpoczniemy jedenasty kolejny sezon w najwyższej klasie rozgrywkowej. On był częścią niemal każdej z tych kampanii. Fenomenalny piłkarz, który dostarczył nam mnóstwo wspaniałych wspomnień”. – skomentował właściciel Palace, Steve Parish
Zaha był niewątpliwie jedną z najbardziej elektryzujących postaci współczesnej Premier League. Nie chodzi tu nawet o same umiejętności, bo od dawna wiadomo było na co go stać. Nieustępliwość, nietuzinkowy charakter i waleczność aż wylewały się z ekranu podczas trudnych dla Orłów starć.
Ligowa rzeczywistość pewnie będzie bez niego dużo bardziej szara. Mimo tej całej ciepłej i sympatycznej otoczki gdzieś z tyłu głowy zasnąć nie daje pytanie – „dlaczego”? I właśnie tutaj rozpoczyna się meritum sprawy.
Próba odtworzenia kosmicznego procesu myślowego
Odkąd sięgam pamięcią raczej ciężko mi wskazać porównywalnie mocny plot twist. Z racjonalnego punktu widzenia nie da się tego obronić i wyjaśnić. Aby to lepiej pojąć i przyswoić postanowiłem wcielić się rolę Wilfrieda i odtworzyć krótki, nieskomplikowany proces myślowy. Podzielę się nim z wami. Warto skrupulatnie analizować każdy punkt.
- Wkrótce musisz podjąć decyzję w sprawie przyszłości. Masz dwie opcje – dalsza praca na rzecz klubu i społeczności w ukochanym Palace lub spełnianie marzeń o wielkiej europejskiej piłce.
- Interesują się Tobą same topowe marki, masz nawet szansę zostać w Londynie, czy przenieść się kawałek dalej, do Liverpoolu. Jest w czym wybierać.
- Starannie analizujesz możliwości. Nie chcesz popełnić błędu, rozważasz każdy możliwy scenariusz.
- Przychodzi dzień sądu – podejmujesz decyzję. To ostatni gwizdek, aby zaistnieć w Europie. Teraz albo nigdy!
- Po niewyobrażalnej ilości ciepłych słów i wspomnień możesz z dumą ogłosić swój nowy klub.
- Zostajesz piłkarzem Galatasaray.
Rozumiecie? Ja właśnie też tak sobie. Oczywiście, żebym nie wyszedł na ignoranta muszę podkreślić, że możliwość stabilnych i regularnych występów w Europie jest niezwykle cenna. Ponadto, w przeciwieństwie do Anglii, w Turcji jest zawsze ciepło i zawsze można dobrze zjeść. Jeżeli komuś to wystarcza i jest źródłem jego szczęścia – nic mi do tego.
Nie potrafię sobie jednak racjonalnie wytłumaczyć sytuacji, w której piłkarz z takimi możliwościami i aspiracjami spośród tylu lukratywnych ofert wybiera tą najmniej wymagającą. Jedyną wykreowaną w głowie „teorią spiskową”, wydaje się wspomniana w początkowej fazie tekstu potrzeba zaistnienia. W Turcji będzie to niewątpliwie dużo prostsze niż w Liverpoolu czy Arsenalu. Co więcej, będzie to wymagało zdecydowanie mniejszego wkładu i intensywności niż dotychczas. Jeżeli ktoś nie lubi nadmiernie się przemęczać – piękna sprawa.
Najdziwniejsze pożegnanie i… zakończenie?
Dotąd zastanawiam się, jak to właściwie możliwe, że doszło do tego pożegnania. Kilkuletnia dziennikarska otoczka, masa newsów, potencjalnych sensacji, rozpoczętych negocjacji. Wszystko to, aby pokopać jeszcze 2-3 lata piłkę w Europie, a potem bez większych wyrzutów sumienia bawić się resztką dostępnej kariery.
Z dziennikarzy co prawda raczej słabi prorocy, ale bazując o historię transferów do tamtejszej ligi raczej ciężko o inny osąd. Czy żałuję, że nie zobaczę Zahy w żadnej czołowej drużynie Starego Kontynentu? Z jednej strony tak, ponieważ nie otrzymamy możliwości weryfikacji faktycznego talentu piłkarza, który przez tyle lat był niezwykle wysoko ceniony.
Z drugiej natomiast nie, ponieważ zamknął on w pewnym stopniu swoją romantyczną legendarność w Premier League i zostawił ją w nienaruszonym stanie. Przecież kibice Palace bez wyrzutów sumienia będą mogli opowiadać o nim jako nietykalnej ikonie klubu, która nie zdążyła zepsuć dobrego wrażenia w jednej z czołowych drużyn.
Rozważając ten scenariusz, w sumie nie wiem, czy nie postąpiłbym podobnie…