Manchester United wraz z oficjalnym komunikatem o pozyskaniu Masona Mounta poinformował jednocześnie, że to właśnie Anglik przejmie od następnego sezonu trykot z numerem „7” w drużynie Red Devils. Kandydatem do przejęcia tego numeru od następnego sezonu miał być Alejandro Garnacho, ale były zawodnik Chelsea go uprzedził. 

W ostatnich latach noszenie tej cyferki na swojej koszulce wiązało się jednak z niespełnieniem oczekiwań fanów na Old Trafford. Przykładów, które w ostatnich latach nie dawały rady podołać presji gry z „7” w Czerwonych Diabłach jest naprawdę sporo. Od czasów debiutu Cristiano Ronaldo w Teatrze Marzeń prawie każdy kolejny kandydat z numerem „7” okazywał się niewypałem transferowym. Na Mouncie od samego początku będzie, więc ciążyła spora presja i potencjalna klątwa tego numeru.

W jednym z naszych poprzednich rankingów prezentowaliśmy najlepszych zawodników, którzy grali z numerem „7” w historii Red Devils. Znalazło się w nim miejsce dla praktycznie samych wielkich nazwisk. W dzisiejszym zestawieniu też znajdzie się kilka naprawdę dużych graczy, którzy jednak nie są dobrze wspominani przez kibiców z Teatru Marzeń. Oto TOP 5 najgorszych numerów „7” Manchesteru United w erze Premier League.

5. Edinson Cavani

Pobyt Urugwajczyka w United nie wyglądał aż tak źle. Zwłaszcza w pierwszym sezonie. Zdobył wówczas 10 goli i 3 asysty w 26 potyczkach angielskiej ekstraklasy. Ostatecznie w tamtej kampanii Czerwone Diabły zostały vice-mistrzem Anglii. Reprezentant Urugwaju zaliczył udany długi finisz  rozgrywek. W trakcie ostatnich 7 serii gier, 4 razy wpisał się na listę strzelców i zaliczył jedno ostatnie podanie.

Niestety w następnym sezonie nie było już tak kolorowo. 15 meczów, 2 bramki i 1 asysta. Pół żartem, pół serio można powiedzieć, że 36-latek miał wówczas więcej odniesionych kontuzji niż osiągniętych bezpośrednich udziałów przy bramkach Czerwonych Diabłów. Kwarantanna, podrażnienie ścięgna, uraz łydki i pachwiny – Cavani  przez wszystkie te kontuzje opuścił blisko połowę sezonu.

W końcówce sierpnia ubiegłego roku przeniósł się do Valencii, a dziś na Old Trafford już chyba nikt kompletnie za nim nie tęskni. Dla hiszpańskiej drużyny rozegrał na ten moment 28 meczów, w których uzyskał 7 goli oraz 2 asysty. Jego umowa z tym klubem jest ważna do końca następnego sezonu.

4. Angel Di Maria

W 2014  został nawet wybrany Piłkarzem Roku w Argentynie. W sierpniu tamtego roku Czerwone Diabły zapłaciły natomiast Królewskim aż 75 milionów euro, by Di Maria zasilił ich szeregi. Wówczas był to rekord transferowy w dziejach Premier League. Dodatkowo Angel stawał się piątym najdroższym piłkarzem w całej historii futbolu. Powyższa kwota robi wrażenie nawet w dzisiejszych czasach oraz przy dzisiejszych standardach finansowych na rynku.

Argentyński skrzydłowy bardzo udanie wszedł do ekipy Red Devils. W pierwszych 5 ligowych starciach zdobył 3 bramki i dokładnie tyle samo asyst. Niestety były to tylko dobre złego początki.

Skrzydłowy nie zdołał po raz czwarty trafić do siatki oponenta United w Premier League. Co prawda dołożył do swojego konta kolejnych 8 ostatnich podań, ale wciąż nie wystarczyło to do spełnienia pokładanych oczekiwań względem jego ceny.

Po zaledwie jednym sezonie na Old Trafford zdecydował się na odejście. Miał nie czuć się szczęśliwym w Anglii. Za nowy przystanek w swojej karierze wybrał Paris Saint-Germain, które wykupiło go za 63 miliony euro. Nie trzeba być matematycznym asem czy triumfatorem Kangura, by stwierdzić, że już w tym aspekcie United stracili na tej transakcji „tylko” 12 milionów euro. Wielu do dziś nazywa Di Marię wielkim flopem transferowym w wykonaniu Czerwonych Diabłów.

3. Michael Owen

Miały być wielkie nazwiska i są. Po Di Marii przyszła pora na triumfatora Złotej Piłki z 2001 roku, który zapracował na status legendy Liverpoolu. Na taki termin nie zasłużył podczas swojego pobytu w Manchesterze United.

Napastnik zdobył tylko 5 ligowych trafień dla Czerwonych Diabłów. Najbardziej pozytywną (niestety raczej też jedyną) chwilą Owena w czerwonych barwach Red Devils było zdobycie zwycięskiej bramki ustawiającej rezultat na 4:3 podczas jednego z najciekawszych pojedynków w historii wielkich derbów z Manchesterem City.

W swojej bogatej karierze (oprócz Liverpoolu i Manchesteru United reprezentował też barwy Newcastle United oraz Realu Madryt) tylko w jednym klubie osiągnął gorszy współczynnik goli zdobytych na mecz niż w United. Miało to miejsce tuż przed zawieszeniem butów na kołku w Stoke City gdzie rozegrał tylko 9 meczów.

Fanom z Old Trafford dobrze nie kojarzył się też fakt, że prestiżowy numer „7” ubiera były gwiazdor ich odwiecznego rywala. Oczywiście, gdyby Owen potrafił częściej trafiać do siatki i wywierać większy pozytywny wpływ na poczynania całej drużyny, to zapewne ten brak sympatii szybko przestałby być zauważalny. Niestety tak się nie stało.

2. Memphis Depay

Zakupiony za okrągłe 30 milionów euro z holenderskiego PSV Eindhoven. Kiedy odchodził z tego klubu miał za sobą świetną kampanię w Eredevisie. Zdołał wówczas uzyskać aż 22 bramki w 30 meczach.

Fani oczekiwali, że zdoła przenieść te liczby na Premier League. Podobnie jak w kilku powyższych przykładach oczekiwania bardzo boleśnie zderzyły się z rzeczywistością. Holender żegnany był jako jeden z najgorszych transferów Red Devils w minionej dekadzie.

Reprezentant Holandii zanotował jedynie 2 bramki w Premier League. Wystąpił w 33 ligowych potyczkach dla Czerwonych Diabłów. Łącznie w ich barwach zdołał zdobyć tylko 7 goli, a także 6 asyst w 53 starciach.

Po niespełna półtorej roku pobytu w Teatrze Marzeń został sprzedany do Olympique Lyon. Ekipa z Francji zapłaciła za niego 13,5 miliona funtów. Depay nie zdołał, więc  zwrócić się United choćby nawet w połowie. Zarówno on sam, kibice, jak i cały zarząd drużyny z czerwonej części Manchesteru chcą, by nikt nie przypominał im o tej przygodzie Depaya na Wyspach.

1. Alexis Sanchez

Przez wielu uważany za najgorszy transfer Manchesteru United po odejściu na emeryturę Sir Alexa Fergusona w 2013 roku. W debiutanckim sezonie dla Arsenalu reprezentant Chile zdobył aż 16 goli oraz 8 asyst. Wyglądał naprawdę świetnie. Był bez wątpienia jednym z najlepszych zawodników w tamtej kampanii Premier League. W kolejnych rozgrywkach również nie zdejmował nogi z gazu. Łącznie w 166 meczach dla Kanonierów ustrzelił 80 bramek, a także zdobył 45 ostatnich podań.

Zdecydowanie najlepszym sezonem w jego karierze był ten w latach 2016/17. Wówczas we wszystkich rozgrywkach zdobył aż 30 goli i 18 asyst w 51 spotkaniach. Śmiało można ten wyczyn uważać za jeden z najlepszych indywidualnych sezonów w wykonaniu graczy ery Premier League. Kwota 42 milionów euro, którą zapłacili The Gunners za jego pozyskanie wyglądała wówczas jak istna promocja.

Nie można się, więc było dziwić, że w momencie jego transferu na Old Trafford (jego kwota wyniosła 34 miliony euro) wszyscy fani wiązali z nim spore oczekiwania. Zawiódł jednak na całej linii. W pierwszym (a jak się później okazało jedynym) pełnym sezonie po transferze do Czerwonych Diabłów zdołał zdobyć tylko 1 bramkę w 20 ligowych spotkaniach. Łącznie w czerwonych barwach miał uzbierane tylko 5 goli i 9 asyst w 35 spotkaniach.

We wrześniu 2020 podpisał kontrakt z Interem Mediolan, a United nie otrzymało za niego ani funta do swojego budżetu. Ostatnio Sanchez bronił barw francuskiej Marsylii. Obecnie pozostaje bez klubu.