Kilka dni temu przedstawialiśmy dla Was sylwetkę nowego trenera Tottenhamu, Ange Postecoglou. Mogliśmy wówczas dowiedzieć się, że jest to trener, który zawsze chce stawiać tylko na swoim. W wielu poprzednich miejscach pracy zasłużył na łatkę człowieka dość upartego. Mimo tego to również szkoleniowiec, który osiągał w wielu miejscach bardzo przyzwoite rezultaty i potrafił odnosić sukcesy. 

W poniższym tekście skupimy się jednak wyłącznie na taktyce i stylu gry preferowanym przez Australijczyka urodzonego w Atenach. Zastanowimy się również, jak jego pomysł na futbol może wpłynąć na poczynania Kogutów w następnym sezonie Premier League. Nie pozostaje nic innego jak tylko życzyć Wam miłej lektury!

Nowa taktyka i powrót na krajowy tron

Postecoglou do Celticu wchodził po pierwszym od 10 lat sezonie, w którym nie udało im się wygrać mistrzostwa Szkocji. Wówczas nie zdobyli też Pucharu Ligi Szkockiej ani też Pucharu Szkocji. Nie wszystko więc działało tam poprawnie, a przed naszym bohaterem stanęło zadanie naprawy niedziałających elementów.

Postecoglou od zawsze preferuje zawodników, którzy są odważni w momencie posiadania futbolówki przy nodze, a do tego lubią i potrafią grać pod presją. Chce też, by jego ekipy uczyły się na błędach.

Pisząc o taktyce zespołów 57-letniego australijskiego trenera nie można nie wspomnieć o agresywnym i momentalnym bardzo mocno wysokim pressingu, z którym muszą się mierzyć oponenci. Przez to rywale mają zdecydowanie mniej sił, by móc zadziałać w destrukcji widowiskowego oraz ofensywnego stylu gry podopiecznych Postecoglou po odbiorze futbolówki.

W Celticu bardzo szybko udało mu się narzucić ten styl gry. Sprawił, że ekipa z Glasgow wróciła na szczyt w ojczyźnie, a także znacznie poprawiła swoje statystyki w danych kategoriach.

Ange-ball

Największą różnicę względem ery przed Australijczykiem, a w trakcie jego panowania widać w zdobytych golach przez Celtic. W ostatniej kampanii przed jego przybyciem udało im się 78 razy trafić do siatki. Podczas, gdy w niedawno zakończonych rozgrywkach było to już aż 114 goli! Był to wynik jedynie o dwa trafienia gorszy od rekordu strzeleckiego Celticu ustanowionego w 1916 roku! Dobitnie widać, że ofensywny styl i ciągłe parcie na bramkę rywali to nie słowa rzucone na wiatr.

Nie aż tak diametralnie jak liczba zdobytych bramek, ale o kilka procent wzrosło też posiadanie piłki przez mistrzów Premiership. Z 66,5% przed Postecoglou do 72,5% w ubiegłym sezonie. To także efekt wysokiego pressingu i próby dominacji na całym placu gry ze strony podopiecznych nowego szkoleniowca Tottenhamu.

Celtic świecił też świetnymi wynikami w statystyce xG (przewidywanych goli). Przed zatrudnieniem 57-latka ten współczynnik wynosił niespełna 74. W dwóch kampaniach pod jego wodzą było to już 93.2, a także 88.0. Spurs w ostatnich latach nie kreowali zbyt wielu okazji i ogólnie byli drużyną grającą pasywny futbol. Kogutom długimi momentami całkowicie brakowało polotu i umiejętności gry pod presją. W minionym sezonie doszła do tego nieskuteczność oraz katastrofalna postawa formacji defensywnej. Przełożyło się to na pierwszy od 2010 roku sezon, w którym nie zdołali wywalczyć kwalifikacji do żadnego z europejskich pucharów.

Postecoglou ma papiery na to, by sprawić, że Tottenham będzie się dobrze oglądało z przodu, a także zaczną zdobywać więcej goli. Problemem może być załatanie braków defensywnych, które pojawiały się już w Celticu…

Europejskie kamikaze

Bezpośrednie i ultraofensywne podejście Celticu najgorzej wychodziło im oczywiście podczas rozgrywek Ligi Mistrzów, kiedy musieli mierzyć się z rywalami najwyżej klasy, którzy potrafili boleśnie karcić ich za zbyt otwarty styl gry. Wielu nazywało taką taktykę „samobójczą”. Trudno się nie zgodzić z takim określeniem, patrząc na wyniki Celtów na arenie międzynarodowej w ubiegłym sezonie.

Losowanie fazy grupowej Champions League nie było dla nich, co prawda zbyt łaskawe. Trafili do jednej grupy z Realem Madryt, Szachtarem Donieck oraz RB Lipsk. W pojedynkach z tymi ekipami zdołali zdobyć jedynie 2 punkty. Jednocześnie zanotowali fatalny bilans bramkowy 4-15. Tylko cztery inne zespoły straciły od nich więcej goli w rozgrywkach przed fazą pucharową.

Powodem tak dużej liczby straconych bramek był rzecz jasna wspominany „ofensywno-samobójczy” styl Postecoglou, który mógł domyślać się, że pójście na wymianę z tak renomowanymi ekipami nie zakończy się dobrze dla jego drużyny, ale nadal wolał postawić na swoim i nakazać podopiecznym odważną grę.

Nie przyniosło to jednak zamierzonych efektów. Australijczyk często czerpał wymierne korzyści ze swojej wierności ulubionej taktyce. Jednak granie tym samym stylem z Dundee United i Realem Madryt to czyste kamikaze.

Wielu sympatyków Kogutów może mieć deja vu, gdy kolejny raz wspominany o manii Postecoglou do trzymania się jednej taktyki nawet, kiedy nie przynosi ona efektów. Podobny błąd popełniał w minionej kampanii Antonio Conte, który uporczywie trzymał się ustawienia 1-3-4-3.

Inter mógł być dla Celticu wzorem

Wróćmy jednak do ekipy z Glasgow. Ich dużym mankamentem podczas ostatniej przygody z Champions League była też skuteczność, a właściwie to jej brak. Tylko Benfica (14), Barcelona, Napoli i Manchester City (13) oddały w ubiegłej edycji LM więcej strzałów niż Celtic (12) po udanym odbiorze blisko pola karnego. Różnica polega na tym, że każda z tych drużyn zdobyła przy takiej okazji choćby jedną bramkę, a Celticowi ta sztuka nie powiodła się ani razu.

Co więcej, Celtic zajął 11. miejsce na 32 drużyny w Lidze Mistrzów pod względem liczby akcji z minimum 10 podaniami, które zakończyły się strzałem lub kontaktem z piłką w polu karnym oponenta. Zdało się to jednak na nic, bo żadnej z takich sytuacji nie potrafili zamienić na bramkę.

Dodatkowo The Celts mieli ósmą najwyżej ustawioną od własnej bramki linię obrony w fazie grupowej LM. Ich ataki rozpoczynały się średnio 44,3 m od własnej bramki. W tej klasyfikacji wyprzedzali między innymi takie drużyny jak Bayern Monachium, Real Madryt czy PSG, które mają zdecydowanie więcej argumentów, by móc spychać i dominować rywali.

Tymczasem Inter, a więcej rewelacja minionej edycji najbardziej elitarnych piłkarskich rozgrywek oraz jej niespodziewani finaliści byli czwartą najbliżej ustawioną obroną od swojej bramki. Średnio było to 37,8 m. Ich trener Simone Inzaghi był mocno chwalony za defensywne podejście do gry w Europie, które zupełnie odbiegało od tego, które Mediolańczycy stosowali na krajowym podwórku. Efekt? Zacięta walka o końcowy triumf aż do pamiętnej bramki Rodriego w końcówce finału w Stambule.

Metoda pragmatycznego Interu zdecydowanie lepiej wypaliła niż ofensywny sposób Celticu. The Hoops kreowali wiele szans, stosowali wysoki pressing, ale całkowicie brakowało konkretów w postaci zdobywanych bramek.

Można jednak odnieść wrażenie, że jeśli na miejscu napastników Celticu znajdą się choćby Heung-min Son, Harry Kane czy nawet Dejan Kulusevski to piłka znajdzie drogę do bramki. Problem w przypadku połączenia Postecoglou i graczy zespołu z północnej części Londynu może być jednak inny…

Ulubiona formacja może stanowić pewną przeszkodę

Jak już wyżej zostało wspomniane, bez dwóch zdań ukochaną formacją Postecoglou jest ustawienie 1-4-3-3. Ten fakt budzi pewien niepokój i zastanowienie u fanów Kogutów. W końcu ich drużyna jest przyzwyczajona do gry z trójką środkowych obrońców.

Wytyczne, które Postecoglou zazwyczaj wyznaczał dla swoich graczy raczej nie znajdą skutecznego zastosowania w północnej części stolicy Anglii. Kogutom brakuje, bowiem bocznych obrońców, którzy potrafiliby dobrze radzić sobie z piłką przy nodze i wspierać środek pola. Podobną luką jest pozycja defensywnego pomocnika, która w szeregach Kogutów kuleje zresztą już od dłuższego czasu.

Mając to wszystko na uwadze można być pewnym, że przed Spurs dużo pracy na rynku podczas tegorocznego letniego okienka transferowego. Z Postecoglou powinien być to owocny czas mając na uwadze jego doświadczenie w odpowiednim wybieraniu nowych graczy do składu po przyjściu do klubów, by dopasować ich do swojej taktyki.

Pewne trudności może wywoływać też szybka aklimatyzacja i przyswojenie myśli 57-letniego Australijczyka przez piłkarzy stołecznej drużyny. Przeskok i różnice pomiędzy stylem gry preferowanym przez Conte i Postecoglou są naprawdę dość wyraźne. Niewykluczone, więc, że nowy szkoleniowiec będzie potrzebował czasu, by zaczął osiągać oczekiwane rezultaty, a fani Tottenhamu mogli wreszcie oglądać drużynę pełną polotu i ofensywnego stylu gry.