Zgodnie z tym, co nawijał Bartek Waglewski – zwykłe, znaczy piękne. W cyklu opowieści przewinęli się skandaliści, postacie nieszablonowe, osoby „lekko” szalone i niepoprawne. Teraz przyszedł czas na trochę historii współczesnej i jednego z bohaterów nowej epoki Premier League. Pomocnik to żywy dowód na to, że droga do marzeń jest osiągalna, jeśli tylko zdołamy odpowiednio oddać się sprawie. Droga pełna wyrzeczeń i bólu, na końcu wędrówki okazuje się bowiem niewymownie satysfakcjonująca…

Początki, dzieciństwo

Fernandes urodził się 8 września 1994 roku, w miejscowości Maia, znajdującej się na przedmieściach Porto. Wychowywał się średniozamożnej rodzinie. Jednym z głównych bohaterów dzieciństwa przyszłego piłkarza był starszy brat, Ricardo. Dorastanie we wspomnianej lokalizacji dostarczyło wiele wyzwań. Portugalczyk miał podobno unikalne, zero-jedynkowe podejście co do przyszłości. Wspomniany Ricardo określił drogę do doskonałości brata, jako walkę nie zakładającą „planu B”. Już na początku kariery postanowił stawić czoła wszystkiemu, co stanie na drodze do realizacji marzeń. Młody pomocnik czerpał z każdej dostępnej możliwości gry, niezależnie od wieku i aparycji fizycznej przeciwnika.

Czasami aby coś osiągnąć, trzeba coś poświęcić. Fernandes postawił wszystko na jedną kartę. Zakończył edukację jeszcze przed oficjalnym uhonorowaniem jedenastej klasy. Paradoksalnie przyczyną tego nie była jakakolwiek ułomność gracza, lub problemy z nauką. Według dostępnych informacji był on normalnym, nieźle radzącym sobie w szeroko pojętej edukacji chłopcem. Perspektywa kariery w Boavista FC była jednak bardziej korzystna. Pomocnik nie kalkulował. Postawił na swoim.

To właśnie ww. ekipie bohater spędził znaczną część młodzieżowej kariery. To tam zdołał wykreować sławne do dziś umiejętności kreacji, czy unikalny styl. Jego talent dostrzegli włoscy skauci, którzy nie zwlekali zbyt długo z ofertą kontraktu. Fernandes przeniósł się do malowniczej Novary, gdzie po zaledwie paru tygodniach w drużynie młodzieżowej, został przeniesiony do występującej w Serie B ekipy seniorów.

Bezcenne doświadczenie na Półwyspie Apenińskim

Bruno dotarł na drugi poziom rozgrywkowy we Włoszech mając zaledwie siedemnaście lat. Szybko nauczył się języka i zadomowił w kraju. Kiedy zdążył się zaaklimatyzować i nauczyć funkcjonować w nowym środowisku, okazał się całkiem przydatny dla Novary. Co prawda, piąte miejsce w ligowej tabeli może nie potwierdza tej tezy, jednak nieprzeciętny potencjał pomocnika stał się celem wielu ekip z Serie A.

Rywalizację wygrało Udinese, które w sezonie 13/14 ściągnęło pomocnika za 2,5 miliona euro. Zderzenie z jedną z najlepszych lig w Europie musiało być wówczas bolesne. Portugalczyk spędził w Udine trzy lata, z czego najlepszy okazał się debiutancki sezon. Wówczas w dwudziestu czterech ligowych występach pomocnik zdołał wypracować G/A równe dziewięć. Jak na stawiającego pierwsze kroki piłkarza, całkiem nieźle. W aklimatyzacji pomogła również przyszła wybranka piłkarza, która postanowiła rzucić edukację, aby móc żyć i wspierać gracza we Włoszech.

Mimo, że Bruno nie zdołał w kolejnych latach poprawić wspomnianych statystyk, przyciągnął kolejnego pracodawcę – stacjonującą w portowej Genui, Sampdorię. Podczas rocznego wypożyczenia zebrał bezcenne doświadczenie w nieogrywanej dotychczas roli. Portugalczyk otrzymał więcej możliwości prezencji w roli pierwszoplanowej, co przykuło uwagę wielu europejskich marek. Blucerchiati zdołali wykupić piłkarza, jednak jak pokazała historia, nie zdołali nacieszyć się jego talentem zbyt długo…

Kreacja ikoniczności w Portugalii

Kiedy pojawia się oferta ze stolicy i możliwość występów w jednym z największych zespołów rodzimej ligi – nie sposób odmówić. Usługami pokoleniowego talentu pomocnika zainteresował się Sporting CP. Niespełna 10 milionów euro kosztował klub ze stolicy transfer Portugalczyka. Biorąc pod uwagę statystki i osiągnięcia – raczej było warto.

Fenomenalny początek kariery seniorskiej w Portugalii, pozwolił pomocnikowi zadebiutować w dorosłej reprezentacji kraju, w listopadzie 2017 roku. Co ciekawe, podczas pierwszego sezonu na Estadio Jose Avalade, Bruno grywał u boku byłej gwiazdy Czerwonych Diabłów – Naniego.

Do jedenastu bramek i siedmiu asyst w trzydziestu trzech ligowych występach, Fernandes dołożył kosmiczne liczby w europejskich pucharach. W czternastu spotkaniach (osiem w LM i sześć w LE), zdołał uzbierać G/A równe jedenaście! Przypomnijmy, że był to debiut we wspomnianym formacie. Sporting sięgnął po puchar ligi, a piłkarz został uhonorowany mianem gracza sezonu ligi portugalskiej. Świat dowiedział się, na co stać Bruno, a to dopiero początek.

Prawdziwym trzęsieniem ziemi w karierze piłkarza okazał się kosmiczny sezon 18/19. Wówczas w 33 ligowych występach piłkarz trafiał do siatki rywala aż dwadzieścia razy, do czego dołożył aż trzynaście asyst. Statystyka w tym sezonie ligowym była niewyobrażalna. Piłkarza notował asystę lub strzelał bramkę w niemal każdym starciu, które rozegrał.

Kontynuacja fenomenalnej dyspozycji na początku sezonu 19/20 sprawiła, że Fernandes powoli stawał się zbyt duży na klub ze stolicy Portugalii. Po piłkarza zgłosił się trawiony przez kryzys Manchester United. To właśnie tu, zaczęło się wielkie granie.

Witamy w Anglii!

Nie oszukujmy się, na uznanie kibiców jednego z największych klubów na świecie trzeba sobie zasłużyć. Bruno przyszło to jednak niespodziewanie łatwo i szybko. Po transferze w zimowym oknie transferowym, Fernandes do końca rozgrywek ligowych miał zaledwie czternaście spotkań do prezentacji umiejętności. To wystarczyło. G/A równe 15 w czternastu ligowych występach pomogło Czerwonym Diabłom skończyć Premier League na pudle.

Rok później pomocnik przeszedł samego siebie. W niektórych momentach właściwie w pojedynkę świadczył o sile zespołu. Manchester United zakończył sezon 20/21 z v-ce mistrzostwem Anglii, oraz srebrnym medalem Ligi Europy. Biorąc pod uwagę ówczesny potencjał kadrowy był to zdecydowanie wynik ponad stan. Wracając do Bruno – kolejne double-double. Chyba nikt nie spodziewał się, że to będzie wyglądało aż tak dobrze. Osiemnaście bramek i dwanaście asyst w 37 ligowych występach robi kolosalne wrażenie.

Sezon 20/21 okazał się gorszy nie tylko dla samego piłkarza, ale i całej struktury klubu. Drużynę prowadziło aż trzech szkoleniowców, co nie mogło zwiastować niczego dobrego. Portugalczyk zdołał uzbierać dziesięć bramek i sześć asyst w 36 ligowych spotkaniach. Dużo? Mało? Biorąc pod uwagę minione lata, z pewnością poniżej oczekiwań.

Kapitan nowej łajby

Rola pomocnika w kreowanym przez ten Haga projekcie jest nadrzędna. Tu nie chodzi nawet o formę, czy możliwości reklamowe. Fernandes jest symbolem walki, determinacji, nieustępliwości i wiary w lepsze jutro. Ciężko przejść obok jego postaci obojętnym. Oglądając go, można śmiało stwierdzić, że albo się go kocha, albo nienawidzi. Jego zadziorność, skłonność do konfliktów i konfrontacji to istny old school.

Uważam, że powoli odbudowujący się Manchester United potrzebuje Portugalczyka jak tlenu. Niemożliwe jest osiągniecie sukcesu bez stabilizacji i jedności, o którą niejednokrotnie pomocnik apeluje. Oczywiście, ważne jest również dobranie odpowiednich komponentów, jednak ktoś z DNA tej drużyny musi znaleźć się w jej centrum.

Miniona kampania jest doskonałym potwierdzeniem moich słów. Bruno niezły sezon, notując bliźniacze statystyki jak te w sezonie 20/21. W tym miejscu powinno się wytknąć niekonsekwencję, ponieważ wyżej określiłem to kampanią „poniżej oczekiwań”. Moim zdaniem, zakończenie kilku letniej posuchy pucharowej jest ponad statystyki.

Bruno był praktycznie zawsze, kiedy klub go w tej kampanii potrzebował. Zagrał kilka arcyważnych piłek, które prowadziły do wielkich zwycięstw. Znaczną część tekstu poświęciłem statystykom żeby na koniec uznać je za nieistotne? Tak, ponieważ przestają one grać rolę pierwszoplanową, kiedy sama obecność zawodnika na boisku stanowi wartość dodaną.