Gdy przeciętny kibic usłyszy o Crystal Palace to od razu na myśl przychodzi mu konkretny piłkarz, Wilfried Zaha. Trudno się dziwić takiemu obrotowi spraw ponieważ Iworyjczyk jest niekwestionowanym liderem i jednym z najbardziej rozpoznawalnych graczy Orłów. Jednak ten piękny, trwający niemal 20 lat (z jedną przerwą) związek może się niedługo zakończyć. Aczkolwiek nie musi.

Wszystko to za sprawą wygasającej wraz z końcem czerwca umowy skrzydłowego. Reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej w listopadzie ubiegłego roku skończył 30 lat i wydaje się, że teraz ma ostatnią okazję na zmianę barw i ponowne spróbowanie swoich sił poza Selhurst Park. 

Nie jest to jednak prosta decyzja a rozstanie się z ekipą Orłów na pewno nie byłoby dla niego łatwe. Do pozostania w południowym Londynie może skusić go nie tylko przywiązanie do klubowych barw, ale też atrakcyjne wynagrodzenie, które jest mu proponowane. Jednak aby w pełni zrozumieć to, jak wiele dla Zahy znaczy Crystal Palace należy cofnąć się w czasie o ponad 25 lat.

Made in Croydon

Wilfried Zaha urodził się w Abidżanie, największym mieście Wybrzeża Kości Słoniowej będącym jednocześnie jego stolicą. Długo tam jednak nie zabawił ponieważ gdy miał zaledwie 4 lata jego rodzice zdecydowali wyjechać na emigrację do Wielkiej Brytanii w poszukiwaniu lepszego życia wraz z dziewięciorgiem dzieci. Jak się można jednak domyślać nie było im łatwo w nowym miejscu zamieszkania.

Mam pięciu braci i trzy siostry więc było nam bardzo ciasno i nigdy nie było żadnej prywatności. Jeśli mam być szczery to posiadanie zatłoczonego domu było naprawdę fajne. Zabawne jest to, że naprawdę nie potrzebowaliśmy wtedy wiele. Oczywiście luksusy są teraz przyjemne, ale nie potrzebowaliśmy dużo – czasy dzieciństwa wspomina sam piłkarz.

Młody Wilfried trafił do londyńskiego Croydon (co ciekawe z tego samego obszaru pochodzi Roy Hodgson), a konkretnie dystryktu Thornton Heath, którego od Selhurst Park dzieli zaledwie 1 mila. Wydaje się więc, że Zaha i Crystal Palace byli dla siebie pisani niemalże od samego początku. Iworyjczyk jako dziecko wolny czas spędzał oczywiście na grze w piłkę na lokalnych boiskach, gdzie pewnego dnia wypatrzył go skaut Orłów. 

Był bardzo zamknięty w sobie. Przychodził, wykonywał swoją pracę i nie stwarzał żadnych problemów – tak Zahę jako dziecko wspominał dyrektor akademii Crystal Palace, Gary Issott, który zna Iworyjczyka od ponad 18 lat.

Nie ma co się dziwić, że tak to wyglądało. Dla każdego człowieka zmiana kraju zamieszkania jest sporym wydarzeniem i nieraz niełatwo jest się przystosować do nowego środowiska. W przypadku Zahy jednak aklimatyzacja z czasem przebiegła lepiej niż ktokolwiek by się spodziewał i do dziś skrzydłowy jest bardzo mocno przywiązany do Croydon.

Jestem dumny z tego, że jestem stąd i jestem zadowolony, że wciąż tu jestem. Spełniłem swoje marzenie, zostałem profesjonalnym piłkarzem i wciąż jestem w okolicy, w której to osiągnąłem. Wciąż pośród moich ludzi i przyjaciół więc czuję, że wy też możecie to osiągnąć – wyznaje Zaha.

Zapewne to właśnie z powodu trudnego startu sam piłkarz bardzo mocno działa charytatywnie, nie tylko na rzecz społeczności brytyjskiej. Zaha kilka lat temu przyznał, że przekazuje 10% swojego wynagrodzenia na rzecz działań charytatywnych zarówno w Wielkiej Brytanii jak i Wybrzeżu Kości Słoniowej.

Nie było łatwo

Zaha nie stał się z miejsca gwiazdą lokalnej drużyny. Owszem, radził sobie dobrze w swoich grupach wiekowych, ale nie było mu łatwo przebić się do pierwszego zespołu Orłów.

Był dobrym i topowym graczem, jednym z pięciu najlepszych w grupie. Ale nie był kimś kto, mając 16 lat gra w zespołach U18, co robiło i wciąż robi wielu graczy. Jego rozwój był powolny – kontynuuje Issot.

Zahe jako młodzieżowca charakteryzowała spora prędkość i duży luz w dryblingu, co zostało mu po dziś dzień. Mimo tego, że wyróżniał się na tle rówieśników jego droga przez klubowe szczeble nie należała do najłatwiejszych.

Gdy dotarłem do zespołu U18 przeszedłem przez okres gdzie wcale nie grałem. Nigdy wcześniej nie przechodziłem przez coś takiego. Jako piłkarz masz trudne chwile, a to była pierwsza z nich. Czasem przychodziłem do domu i autentycznie płakałem. Myślałem o tym, co robię źle. Musisz wtedy być bardzo silny psychicznie. Stwierdziłem, że muszę robić swoje i przeszedłem przez ten trudny okres – przyznaje sam piłkarz.

Po wielu latach spędzonych w młodzieżowych ekipach Orłów przyszedł wreszcie czas na wejście do pierwszego zespołu. 27 marca 2010 roku Wilfried Zaha zaliczył swój profesjonalny debiut. Skrzydłowy rozegrał 10 minut przeciwko Cardiff i od sezonu 2010/11 był już pełnoprawnym członkiem składu Crystal Palace.

Już raz się sparzył

Zaha szybko stał się wyróżniającą postacią na zapleczu Premier League i przykuwał uwagę wielu topowych zespołów. Po strzeleniu 18 bramek i zanotowaniu 22 asyst w pierwszych trzech sezonach w barwach Palace przyszedł czas na zmianę otoczenia. W styczniu 2013 roku Wilfried oficjalnie trafił do Manchesteru United za kwotę 10 milionów funtów. Iworyjczyk dokończył jednak sezon na Selhurst Park i przygotowywał się do podboju Premier League.

Bohater tego tekstu był ostatnim nabytkiem Sir Alexa Fergusona jako menedżera Czerwonych Diabłów więc naturalnie z młodym skrzydłowym wiązano wielkie nadzieje. Jednak zarówno on jak i fani nie tak wyobrażali sobie pobyt Zahy na Old Trafford.

Mimo że to sam legendarny menedżer miał naciskać na sprowadzenie utalentowanego skrzydłowego to nigdy nie było im dane razem pracować. Wszystko przez to, że Szkot wraz z końcem czerwca 2013 roku zdecydował się zakończyć karierę. Czym zaskoczony miał być nawet sam nowy nabytek Manchesteru United.

Jak się okazało zmiana na stołku menedżerskim była dla Zahy tragiczna w skutkach. Miejsce Fergusona zajął David Moyes, który bardzo niechętnie korzystał z zawodnika sprowadzonego przez jego poprzednika. Jeśli chodzi też o relację obecnego szkoleniowca West Hamu z Zahą to nie sposób nie wspomnieć o jednej z afer dotyczących obu panów.

Oczywiście chodzi o pogłoski na temat rzekomego romansu piłkarza z córką Moyesa, któremu cała ta sytuacja miała się delikatnie mówiąc bardzo nie spodobać. Jaka była jednak prawda? Odpowiedź znają zapewne jedynie sami zamieszani. Zaha do dziś twierdzi jednak, że są to plotki wyssane z palca.

Przeszedłem bardzo dużo z United i Anglią. Są plotki, że powodem, dla którego nie grałem w barwach United było to, że spałem z córką Davida Moyesa i nikt nawet nie próbował tego wyjaśnić. Samotnie walczyłem ze swoimi demonami, plotkami, które wiedziałem, że nie są prawdziwe – po latach wspominał piłkarz.

„Żyłem w piekle”

Całe zamieszanie związane z jego osobą i pobytem w Manchesterze bardzo mocno wpłynęło na psychikę młodego gracza. Skrzydłowy przyznał, że był to bardzo trudny okres w jego życiu, jednak niczego on nie żałuje.

Musiałem sobie z tym radzić w wieku 19 lat, żyjąc samemu w Manchesterze w pobliżu nikogo innego, ponieważ klub miał kontrolę nad tym, gdzie mieszkałem. Nie dali mi samochodu jak każdemu innemu piłkarzowi. Niczego. Samotnie żyłem w piekle, z dala od rodziny.

Gdy byłem w United to miałem pieniądze, ale wciąż czułem się przybity i przygnębiony. Ludzie myślą, że twoje życie jest inne ponieważ masz pieniądze i sławę więc nie traktują cię tak samo. Niczego nie żałuję ponieważ to mnie wzmocniło. Czuję, że mogę sobie teraz poradzić ze wszystkim – tak nieudany epizod w Manchesterze wspomina po latach Zaha

Iworyjczyk miał więc bardzo trudny start w ekipie Czerwonych Diabłów. Drugą część swojego pierwszego sezonu po zmianie barw spędził na bezbarwnym wypożyczeniu w Cardiff, gdzie poznał smak spadku z Premier League.

Później wrócił do Manchesteru i mimo że nie było już tam wtedy Davida Moyesa stwierdził, że nie będzie kontynuował swojej kariery w szeregach ówczesnego pracodawcy. Spory wpływ miało na to zapewne ultimatum, jakie otrzymał od Louisa Van Gaala.

Pobyt Zahy w Manchesterze zakończył się więc na 167 minutach rozegranych w pierwszym zespole i zerowym dorobku w klasyfikacji kanadyjskiej. Otrzymał jednak dar od losu, którym był powrót do dobrze znanego mu środowiska, na Selhurst Park.

Orzeł znów wyfrunie z gniazda?

To właśnie po powrocie do Londynu rozpoczął się najlepszy etap w karierze skrzydłowego. W ciągu kilku lat Zaha został liderem i legendą Crystal Palace, w pełnym tego słowa znaczeniu.

Do tej pory rozegrał 458 spotkań w szeregach ekipy z Selhurst Park, co daje mu miejsce w ścisłej czołówkę rankingu piłkarzy, którzy najwięcej razy wystąpili w koszulce Orłów. W ciągu swojego dotychczasowego pobytu w Palace zdołał trafić do siatki 90 razy i dołożyć do tego 76 asyst. I na tym licznik może się zatrzymać, ale czy musi?

Jak już wspominałem, na początku kontrakt skrzydłowego wygasa wraz z końcem czerwca. Stoi on teraz przed wielkim dylematem, który wydaje się najważniejszą decyzja w jego karierze. Zaha po niepowodzeniu w Manchesterze zdołał sobie wypracować reputację solidnego ligowca i przez wiele sezonów był jedną z najbardziej wyróżniających się postaci w szeregach Orłów. W tym roku skończy on jednak 31 lat. A drugiej okazji na spróbowanie swoich sił w ekipie grającej o najwyższe cele może już nie być.

Zaha na brak ofert narzekać nie może. Od wielu miesięcy mówi się o rzekomym zainteresowaniu skrzydłowym ze strony chociażby Olympique Marsylii, czy nawet Arsenalu i Chelsea. Pojawiały się też pogłoski o atrakcyjnej ofercie z Półwyspu Arabskiego. Spore zarobki jednak może zagwarantować mu także obecny pracodawca. Mówi się o tym, że Orły są tak zdesperowane, aby zatrzymać swoją legendę, że proponują mu rekordową pensję. Składając podpis na nowej umowie z Palace Zaha zagwarantowałby sobie zarobki na poziomie 200 tysięcy funtów tygodniowo.

O wielkim statusie Zahy na Selhurst Park mówi nawet sam Roy Hodgson. Anglik mocno liczy na to, że skrzydłowy zwiąże się na dłużej z Palace. Na to samo nadzieje mają zapewne także kibice Orłów, jednak ostateczna decyzja należy oczywiście do samego piłkarza. Choć osobiście mu nie zazdroszczę, ponieważ ma do rozwiązania spory dylemat i niezwykle trudne jest podjęcie właściwej decyzji. Szczególnie że okno transferowe i wygaśnięcie kontraktu zbliżają się nieubłaganie.