Jeżeli wydaje się wam, że Joey Barton, czy Roy Keane byli kontrowersyjni, to doskonale trafiliście. Jednym artykułem postaram się zmienić Wasz punkt widzenia. Opisywane tu historie, w pewnej chwili mogą wydawać się tak kuriozalne i niedorzeczne, że jakaś część z was pewnie odda się lekturze biografii, czy innych źródeł informacji. Spokojnie, zrobiłem to za was. W trakcie „dziennikarskiej” przygody studiowałem wiele historii, wiele skandali i irracjonalnych, sztucznie kreowanych sensacji. W wypadku Di Canio było inaczej. Z jednej strony atakował mnie niesmak, z drugiej niewytłumaczalna sympatia. Oczywiście, warto sprostować – niekoniecznie, co do wyznawanych poglądów. Dawno żadna postać nie wywołała u mnie tak skrajnych emocji. Wierzę, że zdołam tą historią zainspirować również kogoś z Was. Zapraszam na opowieść, o prawdopodobnie największym aferzyście w historii tego sportu. 

Dziecko ze słabością do… słodyczy!

Przygodę rozpoczynamy w Rzymie. 9 lipca 1968 roku na świat przyszedł Paolo Di Canio. Dzieciństwo piłkarza może wytyczyć pewną ścieżkę postrzegania jego postępowania, więc naturalnie jest dość istotne. Bo łatwo prawdopodobnie nie miał. Z jednej strony niełatwa sytuacja polityczna – nie ma sensu się rozwijać, warto zauważyć. Z drugiej – problemy zdrowotne, brak akceptacji wśród rówieśników i potrzeba walki o swoje już od najmłodszych lat.

Młody Paolo miał nieprawdopodobną słabość do słodyczy. Obżerał się nimi do tego stopnia, że w pewnym momencie rówieśnicy utożsamiali ilość tłuszczu na jego ciele ze smalcem. Co więcej, borykał się z wieloma dotkliwymi „urazami”. Musiał nosić buty ortopedyczne i zmagał się z nokturią. Co nas nie zabije, to nas wzmocni, w tym wypadku to nieprawdopodobnie znamienna fraza. Traumatyczne doznania dodały motywacji do zmiany swojego życia. Di Canio był nieustępliwy w treningu. Zdołał zrzucić zbędne kilogramy, a nawet zdołał zbudować pewną masę mięśniową. Ukształtowany w tych latach charakter na zawsze odmienił krnąbrnego Włocha…

Zakazana miłość do ukochanego klubu Mussoliniego

Gdyby przed Włochem ukazały się dwie ścieżki – prosta i niewymagająca oraz kręta i wyboista, z pewnością wybrałby tę drugą. Di Canio wychowywał się w dzielnicy, która była niemal kompletnie zasiedlona przez kibiców AS Romy. Łapiąc powoli tok rozumowania w tej historii, pewnie domyślacie się, że bohater nie podzielał wizji sąsiadów. Paolo był zakochany w Lazio. Po czasie, przerodziło się to w fanatyzm. Postanowił dołączyć do prawdopodobnie najbardziej radykalnej grupy kibicowskiej Biancocelestich – Irriducibili. Zamiłowanie do przemocy było raczej chlebem powszednim. Na dodatek, fascynacja ideologią faszystowską i samą postacią Benito Mussoliniego. Jak czytamy w autobiografii piłkarza, uznawał on go, jako „niezrozumiałego indywidualistę”.

Skąd miano aferzysty? Czyli o tułaczce po Włoszech i okolicach

To, że zaczynał w Lazio i niekoniecznie zdołał się tam zadomowić pomijam. Ciekawie zaczęło się robić podczas przenosin do Turynu. Tu bowiem miał miejsce konflikt, który odbił dotkliwe piętno na późniejszej karierze. Przygodę z Juventusem zakończyła kłótnia Di Canio z ówczesnym trenerem Starej Damy – Giovannim Trapattonim. Według źródeł, bez odpowiedniego zabezpieczenia mogło dojść nawet do rękoczynów! Potem na rok trafił do Neapolu, a następnie do Milanu, gdzie również prawie zawalczył z trenerem! Tym razem, dobrze wszystkim znany Carlo Ancelotti musiał być powstrzymywany od bójki z podopiecznym. Niestety, fatalna reputacja na niemal całym terenie Włoch sprawiła, że dla Paolo nie było już tam miejsca. W poszukiwaniu szczęścia wyruszył do Szkocji.

Napastnik trafił do Celticu, w którym zaliczył bardzo udany sezon. Ba, zdobył nawet tytuł zawodnika sezonu w lidze. Nie wystarczyło to jednak, aby odmienić charakter piłkarza. Podczas Old Firm Derby doszło do radykalnej kłótni między Włochem, a Ianem Fergusonem, występującym wówczas w Rangers. Polecam sprawdzić nagranie z tego starcia, z tego co wiem, krąży gdzieś na YouTube. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby koledzy nie powstrzymywali Di Canio… Wracając, Celtic wspomniane spotkanie przegrał i przedłużył dominację Rangers, którzy od dziesięciu lat zwyciężali rozgrywki. Przygoda w Szkocji zakończyła się kolejnym spalonym mostem. Włoch chciał podwyżki, klub nie wyraził na to zgody i rok później zakontraktował Henrika Larssona, z którym sięgnął po długo wyczekiwane mistrzostwo. Paolo zwyzywał klub na pożegnanie i przeniósł się kawałek dalej, do Anglii.

Witamy w Anglii – przystanek Sheffield

Tak, tak, tu również było pięknie. Sheffield Wednesday miało z napastnika spory pożytek. W ciągu debiutanckiego sezonu oczywiście. Tym razem całkiem niezłe wrażenie i dobrą postawę strzelecką zepsuł mecz z Arsenalem. Vieira sfaulował klubowego kolegę Włocha, więc ten natychmiast ruszył z odsieczą. W obronie Francuza stanął Martin Keown, więc z nim również postanowił spróbować swoich sił. Po rozdaniu przez sędziego kartek w odpowiednim kolorze, Paolo czuł się delikatnie dotknięty. Niezadowolenie postanowił wytłumaczyć sędziemu. Siłą. Ikoniczne, a zarazem idiotyczne popchnięcie sędziego było jednym z największych wykroczeń piłkarza. Arbiter upadł na murawę, tak samo jak reputacja bohatera tekstu. Ponownie zresztą. Zawieszenie i kara finansowa stanowiły zaledwie ułamek konsekwencji. To był koniec przygody w Sheffield.

Jak Harry Redknapp kupił 31-letniego skandalistę i zrobił z niego gwiazdę

Nie wiem, jak musieli się czuć kibice Młotów, kiedy dowiedzieli się, że klub zapłacił za totalnego wariata 1.5 miliona funtów. Podobnie zresztą, nie wiem jak, ale Harry Redknapp uczynił z Włocha legendę Upton Park i ówczesnej Premier League. Wiele pięknych trafień, imponująca walka i determinacja w drodze do poprawienia wyniku. Koncentracja zarówno na wyniku indywidualnym, jak i najlepszym rezultacie drużyny. Nieprawdopodobne, ale faktycznie miało miejsce. To był zupełnie inny człowiek. Pobyt w Londynie był pewnego rodzaju odkupieniem, remedium za wszystkie minione lata.

Di Canio przybrał rolę lidera, przywódcy. Został wzorem dla napływającej do klubu młodzieży, oraz kolegów z boiska. Całkowicie zmienił dotychczasowy styl. Zrezygnował z używek i często zostawał na dodatkowych treningach. Z uwagi na panujące wówczas w piłce realia, pieklił się, kiedy koledzy przychodzili na trening „wczorajsi”, lub w pełni nie poświęcali się wykonywanym ćwiczeniom. Idealny przykład, jak szybko wszystko może się zmienić…

Jego profesjonalizm był imponujący. Może to daleko idące stwierdzenie, ale tą postawą miał szansę wpłynąć na następne pokolenie piłkarzy. Wystarczy przytoczyć, że na Upton Park pierwsze kroki stawiali Frank Lampard, czy Joe Cole. Naturalnie, nie brakowało naturalnych w tej historii „odklejek”. To wciąż było na porządku dziennym. Pozytywnym aspektem tego wszystkiego było jednak to, że nie kosztowało to najbliższego otoczenia piłkarza, ani nikogo wokół, jakiegokolwiek uszczerbku na zdrowiu, czy to fizycznym, czy psychicznym.

W Londynie zgarnął również przyznawaną przez FIFA nagrodę Fair Play. Podczas potyczki z Evertonem, zauważył, że bramkarz The Toffees, Paul Gerrard leży kontuzjowany poza polem karnym. Mimo doskonałej sytuacji strzeleckiej, Włoch postanowił przerwać akcję i udzielić pomocy poszkodowanemu.

Di Canio rozegrał w Anglii łącznie 190 spotkań, podczas których zdołał strzelić 66 bramek i zanotować 32 asysty. Upton Park opuścił w 2003 roku, pozostawiając nieprawdopodobnie pozytywne wrażenie.

Koniec drogi i próba podsumowania

Znajdując się u schyłku kariery, napastnik wrócił do Lazio. Zasłynął jeszcze ze strzelonej bramki w derbach Rzymu, po której pozdrowił byłych kolegów z dzieciństwa rzymskim salutem. Po zakończeniu kariery próbował swoich sił w roli szkoleniowca. Co ciekawe, prowadził tylko zespoły z Anglii – Swindon Town i Sunderland. To właśnie po objęciu ekipy Czarnych Kotów padło słynne pytanie na konferencji – „Paolo, czy nadal jesteś faszystą”? Kibice nigdy nie zdołali zaakceptować tej kandydatury, a dla części fanów okazało się to krzywdzące. 

Ciężko o wnioski i podsumowanie. Prawdopodobnie podczas lektury, każdy przeżywał tę historię na swój sposób. Dla mnie, Di Canio to ikona swoich czasów i pewnie zawsze tak zostanie. Abstrahując od tego co robił, co wyznawał, ciężko o drugiego tak kontrowersyjnego gościa i czarny charakter. Hej, przecież za coś fani Gwiezdnych Wojen pokochali Dartha Vadera, nie…?