Emocje w tegorocznej walce o utrzymanie rosną z meczu na mecz! Jeszcze niedawno w grze pozostawało dziewięć zespołów, ostatnio jednak liczba ta zmniejszyła się do pięciu. Mimo to, pojedynek pomiędzy Leicester City, a Evertonem był niewątpliwie starciem o sześć punktów.

Przed spotkaniem obie drużyny dzielił zaledwie jeden punkt w ligowej tabeli. Dziewiętnasty Everton nie potrafił wygrać od sześciu spotkań. Prowadzone przez Deana Smitha Leicester było natomiast na fali wznoszącej. Cztery punkty zdobyte w spotkaniach z Wolves i Leeds można było uznać za rezultat co najmniej dobry.

Kapitalny mecz obejrzeliśmy dziś na King Power Stadium, a groźnych szans z obu stron nie brakowało. Ostatecznie batalia zakończyła się podziałem punktów, a wynik 2-2 raczej nie satysfakcjonuje żadnej z ekip. Czego jeszcze dowiedzieliśmy się po tym spotkaniu?

Na ratunek stary, dobry Jamie Vardy

Doświadczony Anglik zaliczył niemały zjazd w tym sezonie Premier League. Do tej pory 15 goli na sezon było u niego normą, teraz jednak na przełamanie musiał czekać aż do kwietnia. W najważniejszym momencie dla Leicester Vardy pokazuje jednak klasę. Bardzo dobry występ zaliczył przeciwko Leeds, w którym niewiele brakowało, a dałby Lisom zwycięstwo.

Dzisiaj również weteran angielskich boisk pokazał swoje przyspieszenie. Najpierw uciekł obrońcom Evertonu i pewnie wykończył podanie Maddisona z głębi pola, trafiając na 2-1. Chwilę później był o krok od trafienia na 3-1, gdy Leicester wyszło z kontrą po fatalnym pudle Dominika Calverta-Lewina.

Choć mogło się wydawać, że napastnik stosunkowo szybko opuści boisko w drugiej połowie, on pozostał na boisku przez pełne 90 minut. Harował dla drużyny przez cały mecz, wybiegając do prostopadłych piłek. W ostatnim kwadransie gry miał jeszcze swoją szansę, lecz nie dał rady wykorzystać prostego błędu Jordana Pickforda.

Dyche musi odstawić Keane’a

Gra byłego obrońcy Burnley w tym meczu to była komedia. Jamie Vardy zakręcić nim niemiłosiernie w sytuacji, gdy piłka odbiła się od poprzeczki. Wcześniej rosły defensor również był zdecydowanie zbyt daleko od napastnika, gdy ten otrzymał podanie od Maddisona, które zamienił na gola na 2-1.

Do tego wszystkiego na konto Keane’a trzeba doliczyć rzut karny. Wyglądało to jakby obrońcy było już na tyle wszystko jedno, że po prostu wyciągnął rękę, by położyć kres zabawie graczy Leicester w tym meczu. Niewiele lepsza druga połowa, również nie rzuciła pozytywnego światła na występ obrońcy w tym meczu.

Trudno powiedzieć, dlaczego Sean Dyche stawia uparcie na Keane’a pomimo słabych występów 30-latka. Na pewno wspólna przygoda obu panów z Burnley robi tutaj swoje. Wydaje się jednak, że po dzisiejszym spotkaniu Keane nie dał swojemu menedżerowi zbyt wielu argumentów, by znów zagrać w kolejnym meczu.

Sprawa utrzymania wciąż otwarta

W lepszej sytuacji po tym remisie są podopieczni Deana Smitha. Leicester wydostało się ze strefy spadkowej, lecz ich jedyną przewagą nad Leeds i Forest jest bilans bramkowy. Everton pozostaje na dziewiętnastym miejscu w tabeli, lecz do swoich bezpośrednich rywali traci jedynie punkt. Wszystko to sprawia, że wciąż ciężko wyróżnić faworytów do pozostania w lidze.

Zarówno jedna, jak i druga drużyna ma mieszany kalendarz. The Toffees zagrają w najbliższej przyszłości z Brighton i Manchesterem City, ale potem podejmą jeszcze Bournemouth i Wolves. Na Lisy czekają wyjazdy do Liverpoolu i Newcastle, ale na osłodę przyjdą starcia z West Hamem i Fulham. Kwestia utrzymania w lidze jest zatem w pełni otwarta. Zdecydować może każde kolejne spotkanie.