W sobotnie popołudnie Aston Villa przyjechała na Gtech Community Stadium w poszukiwaniu kolejnych punktów w walce o europejskie puchary. Brentford z kolei próbowało odwrócić swoją niekorzystną passę, szukając na własnym terenie pierwszego zwycięstwa od połowy marca. Ostatecznie w zachodnim Londynie 3 oczek nie zgarnęła żadna ekipa, a mecz zakończył się remisem 1:1. Jakie wnioski możemy wyciągnąć po tym spotkaniu?

Taktyczne szachy Franka i Emery’ego w pierwszej połowie

Pierwsza połowa starcia 32. kolejki to było widowisko głównie dla miłośników taktycznych niuansów. Duński szkoleniowiec świetnie przygotował swoich piłkarzy do starcia z The Villans. Pszczoły w swoim stylu próbowały długich zagrań w kierunku Mbeumo czy Schade, którzy raz po raz straszyli w bocznych sektorach Alexa Moreno i Ashleya Younga. Skutecznie szukali stałych fragmentów gry oraz pressowali zespół gości, uniemożliwiając spokojne wyprowadzenie piłki spod własnej bramki.

Tyle że gracze z Birmingham wydawali się na te wszystkie manewry i sztuczki Thomasa Franka też przygotowani. Z wrzutkami na głowę wysokich graczy Brentford po kolejnych rzutach rożnych radzili sobie znakomicie i w zasadzie poza jednym strzałem Toneya z bliskiej odległości nie było klarownych sytuacji. Trzeba pochwalić Martineza, który też kilka razy dalekim wyjściem od bramki zapobiegł kilku groźnym sytuacjom. Villa też odrobiła lekcje. Zamiast dawać się sprowadzać na skrzydła, próbowała rozgrywać akcję środkiem boiska, dzięki czemu potrafili zbliżyć się pod bramkę Rayi. Gdyby tylko trochę dokładniej podawał Buendia, można było się pokusić o sprawdzenie refleksu hiszpańskiego golkipera. Tak w sumie największym zagrożeniem okazał się strzał McGinna ze skraju pola karnego.

Dlatego też do przerwy bramek z obu stron nie było. Nawet współczynniki xG w obu przypadkach pozostawały niskie. Frank zaszachował Emery’ego, ale ten drugi również odwdzięczył się skuteczną taktyczną kontrą.

Ivan Toney to piłkarz na wielki klub

Po przerwie tę partię zdecydowanie lepiej rozegrał szkoleniowiec gospodarzy. Frank wpuścił na boisko Franka Onyeke w miejsce Nørgaarda. Jednak przede wszystkim jego piłkarze częściej zaczęli zagrywać długie podania nie na skrzydła, jak miało to miejsce w pierwszych 45 minutach, a za plecy środkowych defensorów The Villans. Najpierw kapitalną sytuację miał Kevin Schade. Niemiec po błędzie Robina Olsena (w przerwie doszło do zmiany za Martineza) zaliczył katastrofalne pudło na pustą bramkę. Potem swoje show zaczął Ivan Toney.

Anglik raczej skutecznie schowany lub blokowany w pierwszej połowie (poza tą jedną wcześniej wspomnianą sytuacją), rzucił lekką, ale idealną skrojoną piłkę do wychodzącego Mbeumo. Nie mniej kolega z drużyny fatalnie przestrzelił nad poprzeczką szwedzkiego bramkarza. Następnie już sam wpakował piłkę do sieci, wyprzedzając Ashelya Younga i z bliskiej odległości, ale też ostrego kąta, wykorzystując wrzutkę Kameruńczyka. Tym samym Toney strzelił już swojego 19. gola w tym sezonie Premier League. Z angielskich graczy więcej trafień ma tylko Harry Kane. Nie było za bardzo w grze przez 3 kwadranse pierwszej części gry, ale wystarczyło ledwie 20 minut drugiej, by znacząco odcisnął piętno na boiskowych wydarzeniach.

To, w jaki sposób po raz kolejny pokazał kapitalne wykończenie, daje nam powody, by oczekiwać, że któraś z drużyn Big Six zgłosi się latem do Brentford po jego usługi. Tak kliniczny snajper, w dodatku kreujący również sytuacje swoim kompanom, spokojnie wchodzi do pierwszego składu, chociażby Chelsea czy Man Utd.

Jedna seria Aston Villi trwa dalej, jedna dziś dobiegła końca

Choć trudno powiedzieć, że gości dziś zasłużyli nawet na jeden punkt, to pomimo tego, udało im się przedłużyć serię meczów bez porażki do 9. Co intrygujące, jeszcze w doliczonym czasie gry piłkę meczową na głowie miał będący ostatnio w dobrej dyspozycji Ollie Watkins. Tym samym wygraliby 6 mecz z rzędu. Ostatecznie wydaje się, że piłkarze Unaia Emery’rgo powinni być zadowoleni z tego jednego oczka wywalczonego na Gtech Community Stadium. Pszczoły były zwyczajnie dzisiaj po prostu lepsze. Swoje sytuacje marnowali wcześniej wspomniani Mbeumo, Schade czy tuż przed golem Luiza Frank Onyeka. Podopieczni Franka wykręcili xG na poziomie 2,64! Przy ekipie z Birmingham poza strzałem McGinna i Buendii w końcówce ciężko znaleźć jakiś punkt zaczepienia.

Natomiast taki wynik nie pomaga im w walce o europejskie puchary. Liverpool grający swój mecz o tej samej porze zbliżył się na punkt, mając jedno zaległe spotkanie. Brighton, które jutro zmierzy się z Manchesterem United w Pucharze Anglii, traci tylko trzy oczka, rozgrywając aż 3 spotkania mniej. Na koniec sezonu może się okazać, że ten słaby dzisiejszy występ z Brentford i stracone punkty pogrzebią szanse na udział w Lidze Konferencji czy Europy.