Mimo nie tak łatwej przeprawy przed tygodniem w spotkaniu z Bournemouth, a także po czwartkowym remisie z Sportingiem, Arsenal rozwiał wszelkie wątpliwości odnośnie swojej formy w spotkaniu na Craven Cottage, pewnie pokonując ósme w tabeli Premier League Fulham 3-0. 

Palhinha to kluczowy element układanki Marco Silvy

Fulham – łącznie z meczem przeciwko Arsenalowi – rozegrało w tym sezonie trzy spotkania bez Portugalczyka i przegrało wszystkie, z łącznym bilansem trzech bramek strzelonych i dziesięciu straconych. Brak byłego zawodnika Sportingu widać na boisku gołym okiem – The Cottagers mają sporą lukę w środku pola, której nie są w stanie zapełnić inni zawodnicy i nie inaczej było w starciu z Arsenalem. Podopieczni Mikela Artety grali na bardzo wysokim poziomie w pierwszej połowie, ale przeciwnicy zdecydowanie nie utrudniali im zadania, zwłaszcza w środkowej strefie boiska. Drużyna Marco Silvy często była odsłonięta i brakowało jej generała, który znajdzie się w odpowiednim miejscu i czasie, aby zatrzymać kontratak rywala albo lepiej zorganizuje poczynania obronne drużyny.

Wyjazdowa forma Arsenalu jest fenomenalna

Aż dziwnie czytać takie zdanie, prawda? Tym bardziej, jeżeli w pamięci będziemy mieli jeden z ostatnich sezonów u steru Arsène’a Wengera. W tym sezonie podopieczni Mikela Artety są jednak bardzo mocni w spotkaniach wyjazdowych, wygrywając aż jedenaście z czternastu rozegranych i gromadząc trzydzieści cztery punkty, o siedem więcej niż drugi w zestawieniu Manchester City. W tych spotkaniach Kanonierzy mogą pochwalić się bilansem bramek 28:9 i aż dziewięcioma meczami „na zero z tyłu”. Przez lata spotkania na wyjazdach były prawdziwą piętą Achillesa Kanonierów, jednak ta bolączka została w pełni naprawiona przez Mikela Artetę, którego drużyna ma w sobie wszystko, żeby przetrwać wyjazdy na ciężkie tereny, na co starcie z Fulham było tylko kolejnym dowodem. Kanonierzy od początku napierali, stwarzając sobie okazję za okazją i niczym bokser punktując każdy błąd przeciwnika, łącząc to jednak z solidną grą w defensywie.

Pozyskanie Leandro Trossarda było prawdziwym majstersztykiem

Przez długi czas Kanonierzy próbowali pozyskać Mykhailo Mudryka, który koniec końców wylądował w Chelsea, wprawiając wówczas kibiców Arsenalu w dosyć ponure nastroje. Jak się jednak okazuje – zgodnie ze znanym powiedzeniem – nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło! Fiasko transferu Ukraińca spowodowało bowiem, że do północnego Londynu zawitał Leandro Trossard, który od razu zdobył serca kibiców. Jakość Belga widać jak na dłoni, a oglądanie jego piruetów z piłką jest uzależniające, co nie oznacza że nie potrafi on wykręcać liczb, co udowodnił także w meczu Fulham, zaliczając hat-trick asyst. To pierwszy hat-trick asyst zawodnika Arsenalu od czasu Santiego Cazorlia w sezonie 2012/13, a także pierwszy w historii Premier League hat-trick asyst zdobyty przez zawodnika w ciągu czterdziestu pięciu minut w wyjazdowym spotkaniu. Łącznie, w dziewięciu ligowych starciach z armatką na piersi, w których tylko w czterech spędził na boisku więcej niż czterdzieści pięć minut, były już skrzydłowy Brighton zdobył bramkę, a także zaliczył pięć asyst. I to właśnie nazywa się wejście smoka do drużyny!