Mówi się, że spadek z Premier League do Championship oznacza dla klubów tragedię. Odcięcie od finansowego i marketingowego raju, a także degradacja do niższej ligi, gdzie wielu utknęło na kilka sezonów, nie mogąc wrócić na najwyższy szczebel rozgrywek w Anglii. Tego samego losu obawiali się fani Burnley. Dziś jednak zamiast tego, zastanawiają się, w której kolejce będzie można otwierać szampany i czy uda im się pobić rekord zdobytych punktów. Burnley jest maszyną nie do zatrzymania, a za tym wszystkim stoi on – Vincent Kompany. 

Zatrudniając Vincenta Kompany’ego na stanowisko menedżera Burnley, właściciele klubu – ALK Capital, liczyli na udaną kampanię pod wodzą młodego, ambitnego trenera, który odmieni styl drużyny. Zespół zasilą piłkarze z potencjałem, a w przyszłym sezonie na Turf Moor znów będą przyjeżdżały ekipy pokroju Manchesteru United i Liverpoolu, a nie Luton oraz Blackburn. 

W Burnley nie wyobrażali sobie scenariusza, który wystąpił np. w Leeds United, gdzie Pawie po spadku aż 16 lat tułały się po niższych ligach, by w końcu, w 2020 roku wrócić do elity. Po kilku miesiącach możemy śmiało powiedzieć, że legendarny obrońca Manchesteru City nie tylko wykonał założony plan, ale zrobił to w cuglach. Burnley od zespołu, który kojarzył się z topornym, staro-angielskim stylem gry, stał się kreatywnym, nastawionym ofensywnie potworem, który niszczy kolejnych rywali w Championship. To nie był łatwy proces, ale Vincent Kompany pokazał, że się da, a w pubie The Royal Dyche, ten sezon kibice będą wspominać latami, rozmawiając przy złocistym trunku. 

Spadek jako oczyszczenie

Przełomowym momentem w głowach piłkarzy i kibiców w poprzednim sezonie był kwietniowy mecz z Norwich City. Burnley przegrało tamto spotkanie 0:2 i wszyscy zdawali sobie sprawę, że spadek z Premier League jest tylko kwestią czasu. Po tamtym meczu właściciel klubu Alan Pace postanowił zwolnić Seana Dyche’a, co wywołało sporą burzę w środowisku piłkarskim. Ostatecznie The Clarets nie dali rady się utrzymać, a przed klubem były najważniejsze miesiące w nowożytnej historii klubu. 

Okrojone wydatki Burnley oraz mała atrakcyjność klubu dla piłkarzy na poziomie Premier League były bardzo widoczne. Drużyna opierała się na doświadczonych piłkarzach, który od wielu lat stanowili jej człon. Sympatycy mogli więc mieć sporo obaw, co stanie się w Championship, jeżeli klub nie zainwestuje nowych piłkarzy. Widmo utknięcia na zapleczu było bardzo realne. 

Trzeba jasno stwierdzić, że ALK Capital trafiło w dziesiątkę w kwestii najważniejszej decyzji, czyli wyborze nowego trenera. Został nim wieloletni kapitan i legenda Manchesteru City, Vincent Kompany. Dobrze znany angielskim kibicom menedżer, miał za zadanie przywrócić Burnley do elity. Projekt przedstawiony mu przez władze klubu, scalił się z jego filozofią i Belg podpisał kontrakt. 

Burnley to historyczny klub i to zaszczyt być mianowanym menadżerem pierwszego zespołu. Jestem podekscytowany czekającym mnie wyzwaniem. Byłem pod wrażeniem wizji zarządu klubu, która jest zgodna z moją własną i nie mogę się doczekać, aby odegrać swoją rolę – powiedział po podpisaniu kontraktu.

Dominatorzy w Championship

Zatrudniając nowego szkoleniowca po spadku z Premier League, władze Burnley dążyły przede wszystkim do zmiany stylu gry. Vincent Kompany wprowadził swoją wizję, która opiera się na ciągłym atakowaniu. Jego zespół stara się szukać okazji do zdobycia bramki w każdym momencie meczu. Statystyki idealnie obrazują to jak ogromną transformację zrobiła ekipa Burnley pod wodzą nowego trenera. 

The Clarets mają najwięcej zdobytych bramek (68) spośród całej stawki. Mają też najszczelniejszą defensywę, która w tym sezonie straciła zaledwie 28 bramek. Burnley z dorobkiem 77 punktów po 35 meczach jest oczywiście liderem tabeli. Jeżeli utrzymają swoją średnię punktową, to będą blisko wyrównania rekordu największej liczby zdobytych punktów w pojedynczym sezonie. Obecnie należy on do Reading z sezonu 2005/06 oraz Sunderlandu z kampanii 1998/99. Oba te zespoły zainkasowały łącznie aż 106 oczek. Jakby było mało rekordów i pochwał, to trzeba dodać, że Burnley notuje obecnie serię 15 spotkań bez porażki z rzędu. 

Ostatni raz ekipa byłego piłkarza Manchesteru City zaznała porażki na początku listopada, kiedy przegrała boleśnie na wyjeździe z Sheffield United. Burnley pewnie kroczy do awansu, bo nad drugimi w tabeli “Szablami” ma 13 punktów, a nad trzecim Boro aż 17. Przy takich rezultatach awans The Clarets jest już absolutnie kwestią czasu. 

Przebudowa kadry

Kompany od razu zabrał się do pracy. Wiedział, że chcąc zaimplementować do zespołu swój styl gry, będzie potrzebował piłkarzy, którzy posiadają odpowiednie cechy oraz umiejętności. Burnley zasiliła więc duża grupa młodych piłkarzy, takich jak Scott Twine, Ian Maatsen, Jordan Beyer. Kompany sprowadził także znanych mu graczy z akademii Manchesteru City: Taylora Harwood-Bellisa oraz CJ Egan-Rileya. W sumie latem z klubu odeszło aż 13 piłkarzy za kwotę 67 milionów funtów. Do klubu przyszło natomiast aż 21 nowych zawodników za połowę tej sumy.

Trzeba nadmienić, że duża liczba transferów przychodzących była możliwa dzięki sprzedaży wartościowych graczy, którzy nie chcieli grać na zapleczu. Za sam duet Nathan Collins, Dwight McNeil, klub z Turf Moor zgarnął ponad 40 milionów funtów. Część zarobionych pieniędzy została odpowiednio zainwestowana, a Kompany’emu udało się zmniejszyć średnią wieku drużyny do 25.6 lat, co daje 10. miejsce wśród wszystkich ekip w Championship. 

Wiadomym było, że drużyna mimo wszystko będzie potrzebowała w składzie kilku bardziej doświadczonych graczy, którzy będą stanowili trzon zespołu i będą pomagali w aklimatyzacji oraz rozwoju młodym kolegom. Tym samym grupę liderów szatni tworzą gracze ze sporym stażem w klubie, tacy jak Jack Cork, Ashley Barnes, Josh Brownhill oraz Ashley Westwood. Wymienieni piłkarze są bardzo istotni w codziennym działaniu drużyny Kompany’ego i bardzo  często operują jako łącznicy pomiędzy sztabem szkoleniowym oraz resztą piłkarzy.

 Piłkarzem sprowadzonym latem, którego zdecydowanie trzeba wyróżnić jest Nathan Tella. Wypożyczony z Southampton 23-latek doskonale spisuje się od kiedy przyszedł na Turf Moor. W tym sezonie zdobył już 14 bramek. Jest najlepszym strzelcem ekipy Burnley.

Dycheball przeszedł do lamusa

Vincent Kompany wykonuje doskonałą pracę i sposób w jaki odmienił oblicze swojego zespołu jest niesamowite. Ciągle słychać, że Burnley jest teraz kompletnie innym zespołem. Długie piłki rzucane na wysokiego napastnika przestały być rozwiązaniem w każdej akcji. Przemianę lidera Championship doskonale obrazują liczby z obecnego sezonu.

Burnley stało się drużyną, która powoli buduje swoje akcje i opiera się na dużej liczbie podań, które kończą się bramką. W całej Championship tylko Swansea prowadzone przez Russella Martina wolniej buduje swoje ataki. Tutaj ważne jest jednak zaznaczenie, czy taki styl prowadzi do zdobyczy bramkowych. Różnica pomiędzy oboma zespołami jest zadziwiająca, bo Łabędzie zdobyły aż 21 bramek mniej od ekipy Kompany’ego. 

Liczba podań i szybkość z jaką poszczególne zespoły Championship budują swoje akcje. Tylko Swansea używa więcej podaje i wolniej buduje swoje akcję od Burnley. Źródło grafiki: Opta

Kwestia zdobywanych bramek jest bardzo ciekawa. Według statystyki xG, w której Burnley jest gorsze choćby Middlesborough i Sheffield United, piłkarze The Clarets “powinni” zdobyć 47.7 bramek. To pokazuje, że atakujący zespołu popisują się w tym sezonie doskonałą skutecznością, bo teoretycznie zdobyli prawie o 20 bramek więcej niż wskazują liczby. 

Burnley całkowicie przemodelowało swój sposób grania oraz kreowania akcji. The Clarets są na drugim miejscu w liczbie podań oraz podań celnych. Mają najlepsze xGAgainst, które sugeruje ile okazji rywali dopuszcza dany zespół. Doskonale wyglądają też statystyki oddanych strzałów na mecz, które wynoszą aż 13,5. Burnley notuje także 63.5 procent posiadania piłki na mecz. Tutaj także ustępują tylko wcześniej wspomnianej drużynie Swansea. 

Kompany preferuje ustawienie 4-2-3-1. Belg bardzo często stosuje manewr, w którym boczni obrońcy schodzą do środka, by tam tworzyć przewagę. Świetnie w tej roli odnajduje się Ian Maatsen. Wypożyczony z Chelsea boczny obrońca jest objawieniem tego sezonu Championship. Holender notuje średnio 86 kontaktów z piłką na mecz. To najlepszy wynik spośród wszystkich bocznych obrońców w Championship. To doskonale pokazuje jak aktywny w grze jest ten piłkarz. 

Uniknięcie stagnacji na zapleczu

Władzom Burnley zależało przede wszystkim na tym, by nie utknąć w Championship na kilka sezonów. Przykład Huddersfield Town pokazuje, że źle wydane Parachute Payments i złe zarządzanie, mogą sprawić duże kłopoty. Terriery mimo dwóch sezonów spędzonych niedawno w Premier League, są teraz na autostradzie do spadku do League One. 

Historia kilku klubów pokazała, że wyjście z Championship jest bardzo trudne. Oczywiście kiedyś kluby nie miały parasoli finansowych, które mogły im pomóc w błyskawicznym powrocie do elity. Znane z występów w najlepszej lidze świata QPR, Sheffield United, czy też Leicester City musiały aż 10 lat czekać na powrót po spadku. 

Niektórzy fani Leeds United przestali wierzyć, że kiedykolwiek uda im się wrócić do angielskiego raju. Kolejne lata przynosiły rozczarowania, a zegar przestał tykać dopiero, gdy wielki Marcelo Bielsa wydostał Pawie z Championship po 16 latach rozbratu z Premier League.

Wiadomo już, że Burnley taki los nie czeka, ale teraz przed władzami oraz zespołem trudne zadanie, by uniknąć drugiego niechcianego stanu – klubu yoyo. Wszyscy doskonale znamy przykłady Norwich City oraz Watfordu, które kilkukrotnie robiły awans, a po jednym sezonie znów spadały. Dla The Clarets dobrym wyznacznikiem może być Brentford, który mimo okrojonych funduszy, bardzo dobrze radzi sobie w elicie i nie musi przejmować się walką o utrzymanie. 




Architekt Kompany

Za objawieniem nowego Burnley stoi oczywiście Vincent Kompany. Mimo, że jego piłkarze wykonują na boisku fantastyczną robotę, to właśnie belgijski szkoleniowiec najczęściej znajduje się w tytułach gazet, gdy mowa o zespole The Clarets. Po ogłoszeniu przez Burnley nowego szkoleniowca można było być dosyć zaskoczonym. Kolejny krok w karierze menedżerskiej Kompany’ego okazał się niespodziewany. Po przygodzie w Anderlechcie Bruksela wydawało się, że były stoper City spróbuje swoich sił w którejś z lig Beneluksu lub np. w Niemczech.

Vincent był jednak przekonany, że wizja futbolu, którą wyznaje doskonale zazębi się z tą, którą oczekują właściciele Burnley. Jak sam Kompany przyznał w jednym z wywiadów, „miał kilka ofert na stole”. Po dokładnej analizie uznał jednak, że wybór Burnley będzie dla niego najbardziej odpowiedni. To właśnie przez rozbieżności dotyczące wizji na kolejne miesiące, rozstał się z Anderlechtem.

W Burnley prezentuje styl pracy, podobny do tego, gdy był piłkarzem. Jest niezwykle oddany swoim obowiązkom i przykłada uwagę do najmniejszych detali. W sztabie szkoleniowym wspiera go były piłkarz Liverpoolu Craig Bellamy. Pracuje z nim też Mike Jackson, który był tymczasowym szkoleniowcem drużyny, gdy ta spadała z Premier League.

Kolejny diament ze szlifierni Guardioli

Już teraz mówi się, że Vincent Kompany dołączył do grona Mikela Artety i Xaviego Hernandeza. Cała trójka składa się z młodych zdolnych trenerów, którzy w przyszłości mają święcić wielkie sukcesy. Co najważniejsze wszyscy Ci panowie pracowali kiedyś z katalońskim geniuszem futbolu – Pepem Guardiolą. Jedno trzeba Kompany’emu oddać. Jego drużyna stara się ciągle atakować, zdobywa dużą ilość bramek i dominuje nad swoimi rywalami. Przede wszystkim gra krótko, co uwydatniają statystyki. Burnley zajmuje przedostatnie miejsce w statystyce prezentującej liczbę długich podań, a ostatnie w szybkości ataków.

Porównanie statystyk Burnley z sezonu 21/22 (żółty kolor) z obecnym sezonem (czerwony). Grafika i źródło: The Athletic

Nie tylko to co widać na boisku, ale właśnie suche liczby doskonale pokazują nam jak ogromną przemianę przeszło Burnley pod wodzą belgijskiego trenera. Kilka tygodni temu legendarny trener Neil Warnock przed meczem z Burnley, powiedział bez zastanowienia, że „Burnley to najlepsza ekipa jaka grała na zapleczu w ostatnich 25 latach”. Jeżeli takie słowa mówi sam Warnock, to wiesz, że mają one duże znaczenie. Z kronikarskiego obowiązku dodamy, że kilka dni później The Clarets bezlitośnie przejechali (wygrana 4:0) się po Terrierach.

W jakich kolorach maluje się przyszłość? 

Przypieczętowanie awansu Burnley do elity jest już kwestią kilku kolejek. Kilka dni temu pojawiła się informacja, że klub wystosuje prośbę do Blackburn Rovers, żeby Ci utworzyli szpaler podczas meczu na Ewood Park. Takie coś miało by miejsce, gdy The Clarets mieli już zapewniony awans. Problem w tym, że Burnley i Blackburn to znienawidzeni rywale. Gracze Rovers pewnie prędzej woleliby zagrać ten mecz w samych bokserkach, niż wykonać ten gest.

Ciekawe jak trener Kompany zmieni styl oraz podejście swojego zespołu, gdy ten już będzie występował w Premier League. Piłkarze będą musieli zmienić swoje nastawienie, bo nie będą już zespołem dominującym, a raczej dominowanym. Czy Burnley będzie w stanie wykazać się odpowiednim pragmatyzmem i podtrzymać doskonałą skuteczność w ataku? O tym przekonamy się już w przyszłej kampanii.

Na razie Vincent Kompany i jego piłkarze żyją w piłkarskim śnie. Jeśli tak możemy nazwać stan duchowy w jakim jest teraz Belg, to strach pomyśleć co będzie za kilkanaście dni. Już nie jako kapitan, już nie w błękitnej koszulce. Tym razem jako trener, z czapką na głowie, Vincent Kompany ponownie postawi swoje nogi na Etihad Stadium, gdzie Burnley zmierzy się z Manchesterem City w Pucharze Anglii. Legenda wróci do domu, a euforia na jego widok będzie z pewnością tak duża jak radość na kilka sekund po słynnym „No Vinnie, don’t shoot!”. Vincent Kompany jako trener robi to, co robił jako piłkarz – wciąż udowadnia wszystkim, że niemożliwe nie istnieje, a ciężka praca zawsze przyniesie Ci sukces. Niech tymi słowami fani Burnley za kilkanaście będą kończyli swoje wspomnienia o tym sezonie, w pubie The Royal Dyche.