W poprzednim sezonie Premier League starcia Manchesteru United z Liverpoolem były jednymi z najbardziej jednostronnych spotkań w całej ubiegłorocznej kampanii ligi angielskiej. The Reds zarówno na własnym terenie, jak i na wyjeździe, nie dali żadnych szans Czerwonym Diabłom. Na Anfield wygrali 4:0, a na Old Trafford aż 5:0! To były istne deklasacje, które sympatykom Red Devils z pewnością nie było łatwo zapomnąć. W tym roku sytuacja na razie się odwróciła.

Jeszcze w sierpniu United pokonał 2:1 zespół dowodzony przez Jurgena Kloppa. Było to spotkanie, które w pewien sposób zapoczątkowało marsz Manchesteru w górną część tabeli, a także jednocześnie ogromny spadek formy Liverpoolu. Obecnie obie ekipy mają kompletnie odmienne cele, niż na tym samym etapie w poprzednim sezonie. Teraz to United wciąż znajduje się w ścisłej czołówce wyścigu o mistrzostwo Anglii, a Liverpool musi starać się o awans do następnej edycji rozgrywek Ligi Mistrzów. Oba zespoły przybliżyć do tych celów może wygrana z odwiecznym rywalem w dzisiejsze, niedzielne popołudnie podczas 26. kolejki Premier League.

Bitwa o Anglię rozpocznie się już niebawem, a więc sprawdźmy, jakie były najlepsze oraz najbardziej ikoniczne indywidualne występy w jej historii.

Uwaga! Artykuł wywołuje silną dawkę nostalgii. Miłej lektury!

Mohamed Salah | Manchester United – Liverpool | 24 października 2021 r.

Zaczynamy od historii najnowszej, bo z ubiegłej kampanii. To była istna demolka! The Reds już po pierwszej połowie prowadzili aż 4:0 z Czerwonymi Diabłami na Old Trafford. Był to pierwszy raz w historii Premier League, gdy Red Devils przegrywali aż tak wysoko do przerwy. Gospodarzom nie wychodziło zupełnie nic. Fatalnie dysponowana formacja ofensywna oraz katastrofalnie ustawiająca się linia obrony. Ten drugi mankament skrzętnie wykorzystał, będący wówczas w kosmicznej formie Mohamed Salah. Egipcjanin ukąsił zespół dowodzony przez trenera Ole Gunnara Solskjaera aż 3 razy. Stał się tym samym pierwszym piłkarzem drużyny przyjezdnych, który zdobył ligowego hat-tricka w Teatrze Marzeń.

Wbrew pozorom strzelanie tamtego dnia wcale nie rozpoczął Salah. Jako pierwsi do siatki trafiali Naby Keita (dziś jest to chyba nie do pomyślenia), a także Diogo Jota. Salah zdobył już jednak wszystkie pozostałe gole dla ekipy Jurgena Kloppa. Najpierw pewnie, z najbliższej odległości pokonał Davida de Geę, po podaniu od wspomnianego wcześniej Keity. W tej sytuacji z największą łatwością pokonał i prześcignął zagubionych Harry’ego Maguire’a oraz Luke’a Shawa. Z kolei drugie trafienie to pokaz niesamowitych umiejętności strzeleckich Egipcjanina. Obrona oponentów zostawiła mu wiele miejsca, a ten z rogu pola karnego wykończył akcję pewnym strzałem przy bliższym słupku. Piekielnie kąśliwe i niewygodne dla golkipera uderzenie – z tego jest znany najlepszy zawodnik w historii Egiptu.

W drugiej połowie dokończył dzieła i skompletował hat-tricka. Znów ze stoickim spokojem wykończył sytuację sam na sam z bramkarzem rywali i pierwszy „przyjezdny” hat-trick na Old Trafford w całej historii Premier League stał się faktem. Ręce same składały się do oklasków.

Ostatnie trafienie w drugiej części starcia z Manchesterem było dla Salaha 9 golem w ostatnich 7 meczach. Jednocześnie w tym czasie zdobył też 4 asysty. W tamtym okresie 30-latek zdawał się być na swoich najwyższych obrotach, których tak bardzo brakuje mu w teraźniejszości.

Dimitar Berbatov | Manchester United – Liverpool | 19 września 2010 r.

Kolejna Bitwa o Anglię na Old Trafford, a także kolejny hat-trick w wykonaniu głównego bohatera. Tym razem chodzi jednak o gracza reprezentującego zespół z czerwonej części Manchesteru. A jest nim… Dimitar Berbatov.

Dawka nostalgii chyba właśnie zaczyna działać. Bułgarski napastnik w latach 2008-2012 rozegrał dla United 149 spotkań, w których zdobył 56 goli oraz 27 asyst. Zdaje się, że jego największym pokazem umiejętności w tym czasie była potyczka z Blackburn Rovers, gdy zdobył aż 5 bramek. Stało się to zaledwie 2 miesiące po jego drugim, najbardziej bramkostrzelnym występie w czerwonej koszulce, a więc właśnie meczu z Liverpoolem.

Pikanterii tym trafieniom dodaje przebieg spotkania, który był dramatyczny, a także sposób w jaki została zdobyta jedna z nich. Do 42. minuty na tablicy wyników widniał bezbramkowy remis. Kilka sekund później zmieniło się to za sprawą pierwszego gola Berbatova. Wykorzystał dośrodkowanie z rzutu rożnego i uderzeniem głową pokonał Pepe Reinę. W tym golu nie było może nic wyjątkowego, ale za to druga bramka to czysta poezja. Genialne przyjęcie piłki, złożenie się do przewrotki i strzał po którym futbolówka odbita od poprzeczki, wpadła do siatki. Bez dwóch zdań jest to wciąż jedna z najpiękniejszych i najbardziej ikonicznych bramek w historii całej rywalizacji tych dwóch najbardziej utytułowanych angielskich ekip. Czysta maestria!

Radość na Old Trafford nie trwała jednak zbyt długo. Steven Gerrard trafił kolejno po rzucie wolnym i karnym. Zrobiło się 2:2 na nieco ponad kwadrans przed końcowym gwizdkiem. O humory fanów Czerwonych Diabłów należycie zadbać mógł tamtego dnia tylko jeden człowiek. Dimitar Berbatov trafił po raz trzeci w 80. minucie rywalizacji, czym ustalił końcowy wynik spotkania. Był jedynym możliwym wyborem do zgarnięcia tytułu MVP tamtego meczu.

Dla Bułgara, tak jak dla Salaha w powyższym przykładzie, również było to spotkanie, które było częścią jego świetnej serii występów. Tamta Bitwa o Anglię była piątym spotkaniem w sezonie. Berbatov w tym czasie zdołał zanotować aż 6 goli i 1 asystę. Nie przygasł na dalszym etapie tamtej kampanii. Finalnie udało mu się do swojego konta dopisać 20 goli oraz 4 ostatnie podania w 32 meczach.

Dirk Kuyt | Liverpool – Manchester United | 6 marca 2011 r.

Głównymi sponsorami dzisiejszego tekstu są na razie wyjątkowe hat-tricki. W tym przypadku również to się nie zmieni. Dirk Kuyt – trochę starsi fani Liverpoolu muszą pamiętać tego charyzmatycznego reprezentanta Holandii. Sympatycy Manchesteru United również muszą go jednak pamiętać, bo bardzo mocno zranił ich serca podczas Bitwy o Anglię w sezonie 2010/11.

Tym razem przenosimy się na Anfield. Hat-trick Holendra na pewno nie należał do najpiękniejszych, ale był po prostu ciekawy. Wszakże niecodziennie zdarza się, że jego autor zdobywa wszystkie swoje gole z odległości mniejszej niż… 4 metry od bramki.

A tak właśnie było w przypadku Kuyta. Ostatecznie Liverpool wygrał 3:1, a więc holenderski skrzydłowy był jedynym zawodnikiem, który trafiał dla The Reds tamtego dnia. Nie było w tym jednak nic dziwnego, bo zawsze cechowała go zdolność do zdobywania bramek i asyst w najważniejszych meczach oraz podczas potyczek w teorii z najtrudniejszymi przeciwnikami.

W tamtej kampanii to jednak Manchester mógł stwierdzić, że „ten się śmieje kto się śmieje ostatni”. Podopieczni Sir Alexa Fergusona zdobyli wówczas tytuł mistrzów Anglii, a natomiast Czerwonym przypadło w ich przypadku mizerne 6. miejsce w ligowej tabeli.

Wayne Rooney | Manchester United – Liverpool | 11 lutego 2012 r.

Tym razem zahaczymy o sezon 2011/12. Mimo, że mecz był rozgrywany zimą to atmosfera była chyba najgorętsza od lat podczas Bitwy o Anglię. Głównymi prowodyrami tej rywalizacji byli Patrick Evra oraz Luis Suarez. Panowie starli się ze sobą 15 października 2011 roku, czyli przy okazji pierwszego starcia ligowego w sezonie 2011/12, które poprzedzało to z lutego. Ich konflikt urósł z czasem do miana jednego z największych konfliktów w dziejach Premier League.

Przełożyło się to oczywiście na powiększenie sporu pomiędzy całymi drużynami oraz oczywiście ich fanami. Tym bardziej starcie z lutego 2012 roku urosło do spotkania wagi najcięższej. Przed samym spotkaniem Francuz i Urugwajczyk nie podali sobie ręki, ale po raz kolejny wywiązała się pomiędzy nimi sprzeczka.

Bohaterem sportowym samego wydarzenia został Wayne Rooney. Ustrzelony dublet przez legendę Czerwonych Diabłów pozwolił im pokonać 2:1 odwiecznego rywala. Dla The Reds trafił tylko Luis Suarez. Na koniec, to Evra mógł triumfować nad urugwajskim napastnikiem. Obrazki z tego momentu na pewno zostaną zapamiętane na wiele lat.

Skupmy się jednak na chwilę jeszcze raz nad golami autorstwa Rooneya. Najpierw świetnie zamknął przedłużoną wrzutkę z prawej strony, a później z zimną krwią wykończył sytuację oko w oko z Reiną. Typowy „Wazza” z jego najlepszych czasów!

Steven Gerard | Manchester United – Livepool | 14 marca 2009 r.

Ikoniczny mecz zakończony pogromem 4:1 dla Liverpoolu oraz pamiętny moment, w którym Steven Gerrard pocałował kamerę po zdobytym golu. Niewiele jednak zapowiadało, że to The Reds wyjdą zwycięsko z tego pojedynku, a na pewno, że będzie to aż tak okazała victoria.

Strzelanie tamtego dnia rozpoczął w końcu sam Cristiano Ronaldo. Portugalczyk pewnie wykorzystał rzut karny w 22. minucie. Później strzelali już jednak tylko przyjezdni z Liverpoolu. Już kilka minut po golu CR7,  do siatki trafił Fernando Torres.

Czerwonych na prowadzenie wyprowadził Gerrard, który podążył śladami Ronaldo, i pewnie wykorzystał jedenastkę. Celebrował to całując najpierw herb swojego klubu, a potem kamerę ustawioną tuż za linią. Ten moment jest wielokrotnie przytaczany przy okazji kolejnych edycji Bitwy o Anglię.

W drugiej odsłonie spotkania The Reds dopełnili dzieła, a do siatki trafiali jeszcze Fabio Aurelia (cudowna bramka z rzutu wolnego) oraz Andrea Dossena. Jednak po tych wszystkich latach to moment, w którym Gerrard wyprowadził swój zespół na prowadzenie, a także pocałował kamerę wpadł wszystkim w pamięć najbardziej. Z pewnością jeden z najbardziej ikonicznych momentów tej rywalizacji na przełomie dwóch poprzednich dekad.

Stało się tak może również dlatego, że nie był to jedyny raz, gdy wieloletni kapitan Liverpoolu zachowywał się po trafieniu właśnie w ten sposób. Ten gest wykonał również w 2014 roku, gdy The Reds triumfowali 3:0. W ten sposób sam zainteresowany starał się wytłumaczyć ten akt celebracji.

Mecze są oczywiście transmitowane w telewizji, ale ja pamiętam tylko, że ślizgałem się na kolanach i trochę mnie poniosło. To największy mecz w Wielkiej Brytanii. – mówił Gerrard.