Huddersfield bardzo odczuło bolesny spadek z Premier League w 2019 roku. Doszło do zmiany właściciela, swojego zadania nie spełniły tzw.”parachute payments” i fatalnie grający zespół Terrierów przez dwa sezony musiał drżeć o pozostanie w Championship. Później w klubie pojawił się jednak cudotwórca – Carlos Corberan. W ubiegłym sezonie jego Huddersfield zachwycało przede wszystkim wynikami, ale ich gra także była niczego sobie. Nikt nie przypuszczał wówczas, że może być to piękny początek strasznego końca. 

Jeszcze na wiosnę ubiegłego roku Huddersfield było na fali. Od połowy grudnia do końca sezonu zasadniczego popularne Terriery wygrały łącznie 17 z 27 meczów we wszystkich rozgrywkach, przegrywając zaledwie 3. Fantastyczna forma pod wodzą Hiszpana zaowocowała zaskakującym trzecim miejscem w lidze i udziałem w majowych barażach o awans do Premier League.

Te niestety nie poszły po myśli Terrierów, choć było naprawdę blisko. Najpierw po zaciętym półfinale udało się pokonać inną niespodziankę sezonu – Luton Town. Pierwsze spotkanie zakończyło się remisem 1-1 i nie sposób było po nim wskazać faworyta tego dwumeczu. W rewanżu jednak Huddersfield zdołało przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W 82. minucie z rzutu wolnego dośrodkował Sorba Thomas, a akcję wykończył prawdziwy joker w talii Corberana, czyli Jordan Rhodes.

90 minut, które zmieniło wszystko

Doskonale wiemy, jak dużego zastrzyku finansowego mogą spodziewać się zespoły awansujące do Premier League. Finał play-offów został okrzyknięty więc „najbogatszą grą w piłce nożnej”. Dla przykładu spotkanie z 2021 roku pomiędzy Brentford i Swansea zostało wycenione przez media na 178 milionów funtów. Cóż to dla Todda Boehly’ego, lecz dla małych klubów to mecz o być albo nie być.

Stawka spotkania przeciwko Nottingham Forest była więc gigantyczna. Co więcej, na Wembley przybyło ponad 80 tysięcy kibiców, by obserwować zmagania obu zespołów. Faworytem było rzecz jasna Forest, które narzuciło własny styl gry w pierwszej połowie meczu. W 43 minucie jedna z wrzutek Tricky Trees w pole karne rywali poskutkowała pechowym samobójem Leviego Colwilla, a Terrierom pozostało 45 minut, by odwrócić losy meczu.

W drugiej połowie największą gwiazdą rywali okazał się jednak sędzia. Podczas naporu Huddersfield na bramkę Forest, rywale dwukrotnie powalali graczy Corberana we własnym polu karnym. Doskonale wiemy jednak, jak działa system wideoweryfikacji na Wyspach. Najpierw Jack Colback zahaczył rozpędzonego Toffolo. VAR milczał. Później Max Lowe przewrócił O’Briena w narożniku swojej szesnastki. VAR milczał. W Huddersfield mogli czuć więc niesamowite rozżalenie, lecz nie było innej opcji, jak pogodzić się z porażką.

W taki sposób kontrowersyjne decyzje sędziów skomentował po meczu obrońca Terrierów Tom Lees:

To mogło zmienić klub na zawsze. Myślałem, że mieliśmy kamery, by upewnić się, że gra nie została zepsuta przez złą decyzję. Teraz musimy po prostu to przyjąć.

I nie mylił się. W klubie zaszły gigantyczne zmiany już w lipcu, a mocno przyczynił się do nich nie kto inny, jak właściciel Nottingham Forest – Evangelos Marinakis.

Trzy ciosy Marinakisa

Greckiemu biznesmenowi awans do Premier League nie wystarczył i postanowił dobić leżącego na deskach rywala. Latem Forest w zasadzie opanowało rynek transferowy i wyciągało, kogo chciało, skąd chciało bez znaczenia czy takowy gracz dobrze pasował do zespołu, czy też wprost przeciwnie. Ofiarą drapieżnego beniaminka padło również Huddersfield. Co więcej, Forest wyciągnęło swe pazury po aż dwóch graczy Terrierów i to tych najzdolniejszych.

Genialny playmaker Lewis O’Brien był motorem napędowym Huddersfield jeszcze zanim przywitano tam Corberana. Choć nie notował wielkich liczb, potrafił świetnie wprowadzać piłkę z obrony do ataku i rozprowadzać ją po boisku. Z kolei lewy obrońca Harry Toffolo oprócz zabezpieczania tyłów notował statystyki na poziomie solidnego pomocnika. W klasyfikacji kanadyjskiej swojego klubu zajął w tamtym sezonie trzecie miejsce z 6 bramkami i 7 asystami na koncie.

20 lipca 2022 obaj podpisali umowy z Nottingham Forest, gdzie obecnie grają marginalne role w zespole Steve’a Coopera. Niemniej jednak, Huddersfield straciło wtedy dwóch kluczowych zawodników i otrzymało za nich zaledwie 12 milionów euro. Taka kwota nie pozwoliła na odpowiednią rekompensatę. W miasteczku położonym między Leeds a Manchesterem skoncentrowano się na pozyskiwaniu zawodników z niższych lig.

Jeszcze bardziej mogła jednak zaboleć Huddersfield utrata menedżera. Carlos Corberan zrezygnował ze swojej posady 7 lipca, twierdząc że i tak osiągnął wynik ponad stan i bez solidnych wzmocnień dalsza współpraca z klubem nie ma sensu. Co ciekawe, jakieś 3 tygodnie później powędrował do Olimpiacosu Pireus, którego właścicielem jest… Evangelos Marinakis. Grek widział go jako potencjalny back-up, gdyby w trakcie sezonu musiał pożegnać Steve’a Coopera z Nottingham.

I tak o to zostali na lodzie

Trzeba przyznać, że po odejściu Corberana na John Smith’s Stadium zapanował chaos. Szybko zdecydowano się, żeby menedżerem zespołu mianować asystenta Danny’ego Schofielda. Zarząd klubu taką decyzję argumentował sporym doświadczeniem Anglika w roli asystenta i podobną filozofią prowadzenia drużyny do swego poprzednika. Mimo wszystko, trzeba powiedzieć, że Anglik został wsadzony na konia.

Była to jego pierwsza praca w roli głównego menedżera, a otrzymał zaledwie trzy tygodnie przed startem sezonu, by poukładać zespół po swojemu. Piłkarze wrócili z wakacji znacznie później niż zazwyczaj ze względu na przedłużony przez baraże poprzedni sezon. Co więcej, drużyna straciła swoich liderów, a potencjalnych następców szukano jedynie w niższych ligach. Taka strategia potrafi przynieść sukces. Zwykle jednak potrzeba czasu, aby nowe talenty mogły się rozwinąć.

Schofield nie zdążył więc nawet mrugnąć, a już nadszedł mecz otwarcia przeciwko Burnley. Huddersfield wyglądało w nim bezbarwnie, podobnie jak w wielu kolejnych meczach. Danny nie zdążył wpoić zawodnikom swoich taktyk lub po prostu nie miał odpowiedniego pomysłu na grę. W rozegraniu brakowało planu, a w defensywie tworzyły się hektary pustej przestrzeni, którą do bólu wykorzystywali rywale. W efekcie trenera pożegnano już w połowie września, by zastąpić go… kolejnym amatorem.

Źle, gorzej, najgorzej

Za Marka Fotheringhama niewiele uległo poprawie. W przeciwieństwie do nader spokojnego Schofielda, Mark odznaczał się większą charyzmą, lecz nie pomogło mu to we właściwym poukładaniu drużyny. Do tego doszło zamieszanie w zarządzie związane z chęcią sprzedaży klubu przez właściciela. W tym czasie przesiąknięty serią porażek zespół kontynuował swój marsz w kierunku League One. W 11 spotkaniach przed Mundialem zdobyli zaledwie 12 oczek, co nie pozwoliło wyrwać się ze strefy spadkowej.

Dopiero na Święta drużyna Fotheringhama przyniosła kibicom mały powód do radości. W meczach przeciwko Preston i Rotherhamowi zainkasowali pełną pulę, co dało nadzieję na pozytywną przemianę. Nowy rok przyniósł jednak stare Huddersfield, które powróciło do skromnego punktowania. W końcu zarząd Huddersfield został zmuszony do dokonania kolejnej zmiany na stanowisku menedżera. Brakowało bowiem jakiegokolwiek progresu pod wodzą Szkota.

Szalę goryczy przelało wypuszczone w 90. minucie prowadzenie przeciwko grającemu w dziesiątkę Blackpool. Wówczas Fotheringham pożegnał się z posadą, a pogrążone w anarchii Huddersfield przegrało jeszcze dwa kolejne mecze przeciwko bezpośrednim rywalom w walce o utrzymanie – Wigan i Stoke City. Wydawało się już, że tylko cud może ocalić Terriery przed spadkiem…




I wtedy wchodzi on, cały na biało

W dramatycznej sytuacji w Huddersfield uznali więc za stosowne cofnąć się o 30 lat. Neil Warnock zdecydował się po raz kolejny przerwać emeryturę, by uratować swój były klub. Tego menedżera raczej nikomu nie trzeba przedstawiać, bo jest to jedna z najbardziej charyzmatycznych postaci w historii angielskiej piłki. Specjalista od awansów do Premier League na ofertę ze strony Huddersfield przystał 13 lutego, by swój debiut zaliczyć w meczu przeciwko Birmingham.

I mecz z Birmingham o dziwo udało się wygrać. Terriery odrobiły jednobramkową stratę i zwyciężyły 2-1. Świetny występ zaliczył wówczas wyciągnięty z zespołu B Jaheim Headley. Później jednak nadszedł kolejny kataklizm. Najpierw po Huddersfield przejechało się 4:0 Burnley, a w ostatnią sobotę identyczny rezultat osiągnęło Coventry. Oba mecze do bólu obnażyły słabości ekipy Warnocka. Były też koncertami błędów indywidualnych w zespole Terrierów. W efekcie Huddersfield traci obecnie aż siedem punktów do znajdującego się na pierwszym bezpiecznym miejscu w tabeli Cardiff!

Sytuacja Huddersfield jest koszmarna

Rzecz jasna trzeba pamiętać, że nawet taki weteran jak Neil Warnock potrzebuje czasu, by poskładać własny zespół. Niemniej jednak, tego czasu już nie ma, a trener ma niewielki wpływ na koszmarne błędy indywidualne piłkarzy, które przytrafiają im się co kolejkę. Defensywa Huddersfield jest dziurawa, a pomoc nie potrafi dobrze kreować sytuacji. Zimą do Blackburn odszedł Sorba Thomas, a Danny Ward nie strzela już jak na zawołanie. W efekcie kreatywności w ekipie Warnocka jest jak na lekarstwo, a jedynie Cardiff zdobyło w tym sezonie mniej bramek niż Terriery.

Wypada też wspomnieć, że kalendarz Huddersfield nie należy do najłatwiejszych. Przed końcem sezonu czeka ich jeszcze osiem starć z zespołami walczącymi o awans! Oprócz tego, mecze ze Swansea, Cardiff oraz Reading, które nadejdą, gdy może już być po wszystkim.

W tym momencie jedyną nadzieją dla Huddersfield jest Neil Warnock i jego prosty styl gry w piłkę. Jeśli Anglik zdoła ekspresowo zwiększyć morale, załatać defensywę i zastosować destrukcyjny styl gry w rywalizacjach z silniejszymi zespołami, Huddersfield może jeszcze zacząć punktować. Zmiany potrzebne są jednak natychmiastowo, a 3 punkty w dzisiejszym spotkaniu przeciwko Bristol to absolutny „must-have”.