Jesienne starcie Srok z The Reds na Anfield skończyło się prawdziwym thrillerem. Liverpool wyszedł z niego zwycięsko po bramce Fabio Carvalho w ostatnich sekundach. Tym razem obie drużyny spotkały się w wyjątkowych okolicznościach. Podopieczni Kloppa po wygranej w derbach Merseyside mieli okazję na złapanie kontaktu do czwartego w tabeli Newcastle. I tę szanse wykorzystali!

Trwający sezon był do tej pory prawdziwą udręką dla fanów zespołu z Anfield. Fatalna postawa zawodników, kondycyjne i mentalne wypalenie, zrezygnowana mowa ciała, seryjne pudła Darwina Núñeza oraz wielbłądy w obronie były daniem serwowanym co tydzień. Spotkanie z Evertonem było pierwszym w tym roku kalendarzowym, w którym ekipa The Reds wyglądała jak drużyna z minionych lat. Czekalismy na dzisiejsze spotkanie, by dowiedzieć się, czy ostatnie starcie było wypadkiem przy pracy, czy zwrotnym momentem. Drużyna z Anfield zdała ten egzamin. Okazało się, że traci ona do 4. miejsca gwarantującego Ligę Mistrzów już tylko 6 punktów z zaległym meczem zapasu.

Liverpool wrócił

W ostatnich tygodniach Jürgen Klopp nie sprawiał wrażenia człowieka, który ma pomysł na naprawę obecnej sytuacji na Anfield. Dziwne decyzje meczowe i zrezygnowane wypowiedzi na konferencjach prasowych po kolejnych porażkach były powodem rosnącej irytacji fanów. Na szczęście okazało się, że Niemiec znalazł rozwiązanie, które pozwoli The Reds uratować sezon i powalczyć o udział w Lidze Mistrzów za rok. Liverpool wytrzymał dziś początkowe oblężenie Newcastle dzięki fantastycznej postawie Alissona, a potem ruszył do udanej ofensywy. Jednym z największych problemów ekipy z Anfield w tym sezonie była pasywna postawa pomocy. Henderson i grający z powodu kontuzji innych zawodników Milner nie dojeżdżali fizycznie. Za to Fabinho zaliczył niesamowicie spektakularny zjazd formy wzgledem poprzednich lat.

Klopp nareszcie zaufał Stefanowi Bajceticiowi, który kompletnie odmienił oblicze drużyny. Wczesniej Niemiec próbował go w roli defensywnego pomocnika, ale dopiero grając wyżej, pokazał on pełnię umiejętności. Młodziutki Hiszpan serbskiego pochodzenia dał w środku pola tak bardzo potrzebną intensywność (najwięcej przebiegniętych kilometrów przeciwko Evertonowi i nagroda zawodnika meczu). Do tego jest zawodnikiem dobrze wyszkolonym technicznie. Tym razem miał wielki udział przy drugiej bramce The Reds. Wygląda na to, że Liverpool nareszcie znalazł nastepcę Giniego Wijnalduma, który ma w sobie grację Thiago. Co ciekawe, bardziej doświadczony kolega wziął go pod swoje skrzydła. Łączy ich wyjątkowa więź, bowiem ich ojcowie grali razem w Celcie Vigo, z której Bajcetic trafił na Anfield.

Dziś wciąż The Reds nie uchronili się od kilku błędów, a Newcastle potrafiło stwarzać sobie dobre sytuacje. Liverpool jednak był w stanie kąsać Sroki szybkim atakiem, a nastawienie The Reds na obu połowach było zgoła inne. Podobnie jak przeciwko Evertonowi, podopieczni Kloppa wyszli dziś z wyraźnym zamiarem wygrania meczu. Wcześniej można było w to powątpiewać. Nie dość, że atakujący nareszcie się przełamali, to udało się wymusić kuriozalny błąd na Nicku Pope’ie, któy zaowocował czerwoną kartką dla golkipera. Od tego momentu The Reds mieli już z górki.

Klopp znalazł optymalne ustawienie w ataku

O formie strzeleckiej Darwina Núñeza napisano już tomy. Cody Gakpo miał naprawdę ciężkie wejście na Anfield, a Mohamed Salah poza strzelaninami w Lidze Mistrzów przeciwko Rangers prezentował się bardzo słabo. Wydaje się jednak, że to już przeszłość. Klopp postanowił ustawić nieskutecznego Urugwajczyka na lewej stronie, a Holender wyklądował na środku ataku, mimo że przed transferem najczęściej grał na lewej flance. Poczatkowo krytykowano niemieckiego trenera za ten pomysł, ale czas pokazał, że miał on rację.

Gakpo wydaje sie zbyt wolny i mało dynamiczny w roli skrzydłowego The Reds. Núñez za to może wykorzystać swoje niesamowite tempo na boku, a słabe wykończenie nie jest tam aż takim problemem. Były napastnik Benfiki zaczął tworzyć okazje dla kolegów i zanotował asystę przy bramce Salaha przeciwko Evertonowi. Dziś przełamał się i nareszcie trafił do siatki po przyjeciu futbolówki. Do tej pory strzelał tylko z pierwszej piłki, a za kazdym razem, gdy musiał zastanowić się nad rozwiązaniem przed bramką przeciwnika, kończyło się to groteskowo. Kto wie, czy to trafienie nie będzie prawdziwym przełamaniem w jego karierze na Anfield. Jednak kiedy Urugwajczyk nareszcie zyskał pewność, to został zmuszony do zejścia z boiska po wślizgu Kierana Trippiera. Darwin trzymał się za obojczyk i choć początkowo wrócił na plac gry i oddał nawet groźny strzał, to zasygnalizował dalsze problemy. Wielka byłaby to szkoda, gdyby wypadł na dłuższy czas.

Gakpo za to trafił do siatki drugi raz z rzędu i zdjął z siebie presję. Holender dobrze wygląda w roli fałszywej dziewiatki. Ponadto Salah zaczął grać zdecydowanie bliżej pola karnego. Liverpool cierpi bez Egipcjanina w formie, a bieganie wzdłuż linii bocznej w stylu Stewarta Downinga, czy innego klasycznego brytyjskiego skrzydłowego, z pewnością mu nie pomagało. Do kadry meczowej wrócili Diogo Jota oraz Roberto Firmino. Luis Diaz za to rozpoczął już treningi z resztą drużyny. Ofensywa The Reds zaczyna wyglądać naprawdę obiecująco w perspektywie drugiej części sezonu.

Trent Alexander-Arnold wrócił do optymalnej dyspozycji

Angielski prawy obrońca jest kluczowym elementem układanki Kloppa. Jego elitarne umięjętności kreacji, celne dośrodkowania i wynikające z nich liczne asysty były fundamentem ofensywnej gry The Reds w ostatnich latach. Trent nigdy nie był tak dobry na bronionej połowie jak w ataku. W początkowej części sezonu notował jednak absurdalne błędy, a jego postawa doprowadziła do wielu straconych bramek. Ponadto ucierpiały jego statystyki w ataku. Nie licząc wyjątkowego meczu przeciwko Bournemouth, w którym The Reds pokonali beniaminka aż 9-0, TAA czekał na pierwszą asystę aż do 18. kolejki. Teraz nareszcie Núñez wykorzystał jego podanie. Trent znów jest groźny w trzeciej tercji, ale co najważniejsze, znacznie porpawił się w obronie. Anglik uprzykrza życie skrzydłowym rywala i nareszcie gra z determinacją. Nie ma odpuszczonych piłek. Jesienią często dawał do zrozumienia, że nie poświęca się w 100%, a teraz jego mowa ciała świadczy zupełnie inaczej. Liverpool bardzo tego potrzebował.

Do tego Virgil van Dijk wrócił do zdrowia. Obecność Holendra wpływa w niesamowity sposób na kolegów z defensywy. Mimo tego, że Newcastle miało swoje okazje, to Liverpool nareszcie sprawiał wrażenie pewnego w defensywie. To wszystko jest świetnym prognostykiem przed starciem z Realem Madryt w Lidze Mistrzów. The Reds otrzymają okazję za rewanż po porażce w ostatnim finale europejskiego czempionatu. Hiszpanie za to też mają wiele problemów w tym sezonie. Dwa zwycięstwa z rzędu i odmiana postawy na boisku mogą dać The Reds wielką mentalną przewagę przed wtorkowym meczem.