Jakiś czas temu świat obiegła informacja o tym, że Jakub Kiwior przeszedł do Arsenalu. Tym samym 22-latek dołączył do wąskiego grona Polaków, którzy trafili do ligi angielskiej. Dzisiaj o jednym z pierwszych, którzy przetarli brytyjskie szlaki. Ladies and gentlemen – Tadeusz „Ferrari” Nowak.

Pierwszym Polakiem, który biegał po murawach w Anglii, był Kazimierz Deyna. O nim jednak jest już osobny tekst na naszej stronie. Niespełna rok później miejsce miał drugi transfer z naszej rodzimej ligi do angielskiej elity. W 1978 roku Tadeusz Nowak zamienił warszawską Legię na Bolton Wanderers. Być może nie była to przygoda długa i okupiona sukcesami, lecz na pewno wyjątkowa. 

Ferrari w barwach moro

Zanim przejdziemy do występów na Wyspach, zatrzymajmy się na chwilę przy karierze w naszym kraju. O występach w Zagłębiu Wałbrzych nie ma co za dużo mówić. Historia, która nas interesuje, zaczyna się w stolicy, a konkretniej w Legii Warszawa. Chociaż, aby doszło do występów w koszulce Legionistów, musiało dojść do zgrupowania młodzieżowej drużyny narodowej w Wiśle. Tam Tadeusz Nowak był w jednym pokoju z Władysławem Grotyńskim – bramkarzem Legii. To właśnie za jego namową bohater tego testu wybrał wojsko zamiast kopalni. 

Sytuacja w ówczesnej Polsce wyglądała następująco. Każdy młody mężczyzna musiał odbyć służbę wojskową. Nie tyczyło się to zawodników klubów wojskowych jak Śląsk Wrocław czy wspomniana Legia oraz górników, którzy mogli się odraczać. Nowak z wykształceniem górniczym nie musiał się zgłaszać do jednostki, jednak to zrobił. Zresztą, sam zawodnik wytłumaczy to najlepiej.

To się mogło odbyć tylko w ramach powołania. Legia zwykle tak działała, że brała grającego w piłkę chłopaka do armii i przy okazji w zasadzie bez żadnych kosztów sprawdzała, czy przyda się klubowi. Jeśli nie, to trudno, trzeba było odbębnić wojsko. W moim przypadku było jednak inaczej, bo jak mówiłem, na siłę nie dało się wziąć do woja. Trafiłem do Centralnego Ośrodka Szkolenia Ogólnowojskowego. Formalnie podlegałem żołnierskim regułom, ale wiadomo, że byłem piłkarzem Legii. (…) Od razu postawiłem warunek, że mogę iść do Legii jako żołnierz, ale nie zgadzam się na żadne poligony, musztry i koszary. Dogadujemy się na granie w piłkę, a nie służbę wojskową, bo w takim razie wolę być górnikiem – mówi Tadeusz Nowak w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego.

I stało się. Wychowanek Górnika Słupiec przeniósł się do stolicy. Sam gracz przeprowadzkę porównał do nagłego wrzucenia na środek oceanu. W końcu wejście do szatni, w której siedzieli Kazimierz Deyna, Lucjan Brychczy czy Robert Gadocha musi budzić szacunek. 

Ocean marzeń

Samo wejście do szatni faktycznie mogło być wrzuceniem na otwarty ocean. W takim razie pierwsze tygodnie w nowym klubie trzeba porównać do szybkiej nauki pływania podczas wzburzonej wody. Debiutował w marcu 1971 w ligowym meczu z Zagłębiem Sosnowiec, cztery dni później zagrał w wyjściowym składzie podczas wyjazdowego meczu z Atletico Madryt w ćwierćfinale Pucharu Mistrzów (0:1). Za chwilę nadszedł rewanż wygrany 2:1, w którym prawy napastnik wszedł z ławki.

Na ligowym gruncie utrudniał życie rywalom, jak tylko mógł. Dobitnie przekonał się o tym Widzew Łódź, który w dwóch meczach musiał pięciokrotnie oglądać Tadeusza Nowaka cieszącego się po zdobyciu bramki. Był też i epizod w kadrze. Najpierw debiut w meczu ze Szwajcarią, a potem wyjście w podstawowym składzie w towarzyskim starciu z Penarolem Montevideo, czyli spotkaniami przed Igrzyskami w Monachium. Na sam turniej finałowy gracz 15-krotnego mistrza Polski jednak nie pojechał. Dlaczego? Na to pytanie odpowiada Antoniemu Bugajskiemu.

A to pan nie znał układów komunistycznych? Wiadomo, że najlepsi jechali – z Legii, Górnika i Ruchu. Musiał być jednak zachowany jakiś balans i sięgało się po piłkarzy z różnych miast i ośrodków. Musiał być ktoś z Sosnowca, Krakowa, Mielca, Opola, a ktoś też z warszawskiej Gwardii. Trzeba było jakoś poskładać tę układankę, nikt przecież nie przejmował się akurat mną. Nie żałuję, przynajmniej nikt nie mógł powiedzieć, że Legia miała chody i powciskali ją do kadry. Złoty medal został zdobyty i to się liczyło. Ja wtedy miałem 24 lata i mówiłem sobie, że mam jeszcze czas. 

Potem zagrał jeszcze w reprezentacji Jacka Gmocha, podczas przegranego meczu z Węgrami. W tym samym spotkaniu debiutował m.in. Adam Nawałka. Jednakowo był to pożegnalny mecz późniejszego gracza Boltonu.

„Jakiś piłkarz z komunistycznego kraju”

Mając 30 lat na karku nie myślał o sportowej emeryturze jak większość ówczesnych zawodników. Jemu natomiast udało się dokonać niemożliwego i po niemalże dekadzie gry z „eLką” na piersi wyjechał za granicę. Idąc śladami Kazimierza Deyny, przeniósł się do Anglii, a konkretniej do Boltonu Wanderers.

Właściwie nie wiem, jak to się stało, bo akurat bardzo niechętnie się zgadzano, aby polski piłkarz, jeśli już ktoś go tam chciał, wyjeżdżał do pierwszej ligi angielskiej. Dziwne, że się udało. Każdy polski piłkarz chciał wtedy wyjechać gdziekolwiek, byle za granicę, pograć na innych boiskach. A swoją drogą boiska w Anglii były wyjątkowe. W Polsce jak już się siedziało w jednym klubie, to do emerytury. (…) Pewnie PZPN też w tym partycypował i inne organy także. Wszystkim musiało się opłacać, skoro dostałem zgodę na transfer.

Był to pierwszy zawodnik spoza Wysp sprowadzony do Boltonu w historii (chociaż tu źródła nie są zgodne). Plotka głosi, że zespół z Burnden Park zapłacił za piłkarza 50 tysięcy funtów i 3 traktory. O tym ile w tym prawdy nigdy się pewnie nie dowiemy. The Trotters byli beniaminkiem Division One. W składzie znajdowali się wyłącznie zawodnicy z Wielkiej Brytanii oraz Irlandii, dlatego wejście polskiego gracza do takiej szatni nie było łatwe.

Zostałem wyrwany z korzeniami z zupełnie innej rzeczywistości, a tam nikt się ze mną nie cackał. Języka nie znałem, ale próbowałem się uczyć, żeby w ogóle coś złapać. Na boisku akurat z tym nie było problemów, bo intuicyjnie umiałem ocenić sytuację. Trener poświęcał mi trochę więcej uwagi, coś rozrysował strzałkami, wytłumaczył i się grało. A w szatni? Tak, jakbym był głuchy. Może czasem mi dogryzali, ale i tak nie rozumiałem, więc miałem spokój. Nie było mi łatwo, bo Polak, jakiś piłkarz z komunistycznego kraju miał grać i przez to blokował miejsce Angolowi. Zawiść, zazdrość, złośliwość, wszystko do kupy. Trzeba było się nieźle nagimnastykować, by w ogóle wejść na boisko.

Inny świat, ulubieniec fanów i Big Sam

Na boisko kilka razy udało się wejść. Z naciskiem na słowo „kilka”. Przez półtora sezonu skrzydłowy zagrał w 22 spotkaniach, w których zdobył jedną bramkę

Powinienem był grać regularnie, ale tam każdy występ był dla mnie niezwykłym wyzwaniem. Ustalali taktykę, a wchodziło się na boisko i grało zupełnie coś innego. Schemat w praktyce sprowadzał się do zagrań na skrzydło, stamtąd dośrodkowanie i tak w kółko. Schodziłeś do środka, to ktoś ci zabierał pozycję i za chwilę tylko kłótnie z tego były.

Kibice jednak lubili styl gry „Ferrariego” – zaangażowanie, szybkość, od której wziął się pseudonim i to, że nigdy nie odpuszczał. Z tego oraz z wielkiej życzliwości był znany już za czasów gry w Legii. Podobnego zdania byli zawodnicy, o tym jednak za chwilę. Z dzisiejszego punktu widzenia ówczesna szatnia Boltonu była bardzo ciekawa. Zasiadali w niej m.in. Peter Reid, Len Cantello czy… Sam Allardyce (na głównym zdjęciu piąty od prawej w najwyższym rzędzie).

Pamiętam go, zresztą tak jak wszystkich. Środkowy obrońca, potężne chłopisko. Grał też Peter Reid, późniejszy reprezentant Anglii, wtedy jeszcze młody chłopak – mówi Tadeusz Nowak.

Oczami Boltonu

A jak to wyglądało z perspektywy beniaminka Division One? Mundial w Argentynie w 1978 otworzyły klubom oczy na pozyskiwanie graczy z innych krajów. Parę miesięcy później kibice uczyli się już zagranicznych nazwisk np. Argentyńczyków z Tottenhamu – Ossie Ardillesa i Ricky’ego Villi, Alberto Tarantiniego z Birmingham czy Alberto Sabelli z Sheffield United.

Wracając do Wędrowców, oni również podążyli za nowym trendem i po długich negocjacjach wyciągnęli Nowaka z kraju nad Wisłą. Ian Greaves – ówczesny menedżer zespołu był przekonany, że pozyskał piłkarza, który będzie potrafił zrobić różnicę na boisku. Choć kilka lat później przyznał, że był sceptycznie nastawiony do wieku gracza. Podobnie jak kibice, jego umiejętności dostrzegali też koledzy z szatni. Jednak nie byli bezkrytyczni. Dobrze oddaje to wypowiedź Petera Nicholsona dla The Bolton News.

Był dobrym chłopakiem, wyraźnie dobrym zawodnikiem i wręcz szybował po boisku. Nigdy nie widziałem nikogo tak szybkiego. Ale był też leniwy. Stworzyliśmy zespół, który naprawdę ciężko pracował, byli Peter Thompson i Willie Morgan na skrzydłach. Kiedy wprowadzaliśmy Taddy’ego, czekał na piłkę.

Powrót Wędrowca

Ten tekst nie tylko opowiada o Polaku, który jako z jeden z pierwszych wyjechał grać na Wyspy, ale i o ówczesnych realiach, jakie panowały w futbolu. Śmiało można je porównać z tym, co znamy dzisiaj i zatrzymać się na chwilę przy największych różnicach, ale też i podobieństwach.

Bo ja uważam, że trzeba mieć styl. Piłkarzy z inwencją kibice szanują i zapamiętują. Oczywiście można chodzić po boisku jak koń pociągowy albo jak krowa, ale to nie dla mnie. Należy przynajmniej próbować się wyróżniać, zagrywać niekonwencjonalnie, a przede wszystkim dawać z siebie wszystko całym organizmem. Dlatego ktoś uznał, że poradzę sobie w lidze angielskiej, choć byłem już po trzydziestce. Ja byłem nawet zaskoczony niespecjalną sprawnością angielskich piłkarzy. (…) Naprawdę. Tam inaczej wyglądał cykl treningowy w skali roku. Grało się dziewięć miesięcy niemal non stop, więc kładło się nacisk na siłę i wytrzymałość. W Polsce było trochę akcentów sprawnościowych i technicznych, na które w Anglii nie zwracano aż takiej uwagi. Dopiero później zaczęło się to zmieniać.

Po przygodzie z Boltonem Tadeusz Nowak był jeszcze we Francji, lecz nie zagościł tam na dłużej, i wrócił do Polski. Teraz żyje spokojnie w okolicach gór, które są jedną z jego miłości. Czasem wspomina stare czasy i historie ze starymi znajomymi.

– Tuż przed panem do Anglii wyjechał Kazimierz Deyna. Utrzymywał z nim pan kontakt?
– No a jak! Z Boltonu do Manchesteru jest tylko trzydzieści kilometrów. Spotykaliśmy się regularnie co tydzień w klubie Polonii, czyli w gronie naszych rodaków.