Kiedy w swoim ostatnim łabędzim śpiewie Solskjaera Manchester United wyjaśniał Tottenham w północnym Londynie, w gabinecie Daniela Levy’ego symbolicznie ścięto głowę Nuno Espirito Santo. Choć tego niedzielnego wieczoru to Czerwone Diabły zgarnęły punkty, to w dłuższej perspektywie lepszy interes z tego wyniku zrobiło Spurs. Kilka dni później klub uprzedził niezdecydowane, co do losów Norwega, władze z Old Trafford i obwieścił światu przyjście Antonio Conte. Po nieco ponad roku od zatrudnienia byłego szkoleniowca Chelsea czy Interu obraz ten odrobinę się zmienił. Choć ekipa 52-latka jest tylko w tabeli o 2 oczka od strefy Ligi Mistrzów, to wątpliwości co do przedłużania obecnej umowy jest co niemiara.
Przyznam się całkiem szczerze, że widząc, jak moja ulubiona ekipa zmierza donikąd pod koniec kadencji Ole, byłem zły, że United nie powalczyli o Conte. Bez wątpienia Włoch, który dopiero co zdołał wprowadzić Inter na tron w swojej ojczyźnie, pozostawał najgorętszym trenerskim nazwiskiem na rynku. Może nie takim, o jakim marzy się w kontekście tworzenia „projektu”. Nie mniej takim, który zapewni natychmiastową poprawę wyników. Antonio, jak mało kto, wie jak wygrywać.
Oczywiście, ten proces wiąże się z obowiązkiem zapewniania masy gotówki na rynku transferowym. No i trzeba się przyzwyczaić do cotygodniowego potoku łez na konferencjach prasowych, że nie ma kim grać. Do regularnych żalów, jak ciężko przychodzi mu zmiana nastawienia zawodników. Jednak w ostatecznym rozrachunku zazwyczaj przynosi to pozytywne rezultaty przynajmniej w krótkim odcinku czasu. Poza tym ten angaż zapowiadał wyczekiwany moment transformacji dla klubu – finalnie udało im się pozyskać szkoleniowca ze ścisłego światowego topu. Zaryzykuje tezę, że to trener z najbogatszym CV, który wciąż był w swoim prime time, jaki zgodził się poprowadzić tę ekipę w XXI wieku. José Mourinho przychodził jednak po średnio udanym okresie w Teatrze Marzeń.
Tyle że jak to u Conte. Coś musiało się zmienić, coś musiało przestać działać, jak świetnie sprawdzało się na początku tego związku. Dlatego warto się szerzej zastanowić, czy aby na pewno warto tą współpracę przedłużać?
Wysokie oczekiwania oznaką szacunku
Oczekiwania względem tego sezonu ze strony fanów Tottenhamu, ale również brytyjskich ekspertów były bardzo wysokie. Niektórzy wróżyli, że to ekipa Conte, a nie Arsenal rzuci rękawice Manchesterowi City w wyścigu o tytuł mistrza Anglii. Aczkolwiek jego piłkarze sobie na to zasłużyli w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Antonio wpadł do północnego Londynu i od razu dał impuls do działania. Wprowadził mordercze kondycyjnie treningi, czego najlepszym dowodem okazały się obrazki z zeszłorocznego tournée. Zmienił system gry na trójkę z tyłu, czyniąc z Bena Daviesa w końcu użytecznego piłkarza. Uczynił z Sona króla strzelców z 23 trafieniami na koncie. Zajął się nawet dietą piłkarzy, zakazując używania na klubowej stołówce m.in. keczupu.
Full Story:https://t.co/RqFsvT6ROA
— SPORTbible (@sportbible) July 11, 2022
Wszystkie te drobne i większe zmiany miały wpływ na dobre zakończenie historii rozgrywek 21/22. Po szaleńczej końcówce, w której udało im się wygrać 4 z ostatnich 5 kolejek, w tym pokonując aż 3:0 rodzącą się maszynę Mikela Artety, udało się zająć wyczekiwane miejsce premiowane awansem do Ligi Mistrzów. Najważniejszy cel, jaki postawiono przed byłym opiekunem Chelsea, został osiągnięty.
Dlatego oczekiwano, że w następnej kampanii uda się postawić kolejny krok naprzód. Manchester United zaczynał przygodę z nowym szkoleniowcem. Młode wilki z Emirates Stadium były zagadką po gongu z końcówki maja, a Chelsea przechodziła przez proces zmiany właściciela. Spurs mieli stać się drugą lub trzecią siłą ligi.
Wynikowo Lilywhites wciąż nie są na obecną chwilę w złym miejscu. Po 18 rozegranych spotkaniach na swoim koncie zainkasowali 33 punkty, co daje średnią na poziomie 1,83 punktów na mecz. Osobiście uważam, że ekipa gra przyzwoity sezon, jeśli ta średnia oscyluje w granicach 2 pkt/mecz. To zazwyczaj daje gwarancję co najmniej 3. miejsca. Tak więc Spurs daleko od tej linii „sukcesu” się nie znajdują. Do Newcastle tracą tylko 2 oczka. Po szalonym finiszu fazy grupowej udało im się wygrać grupę (wiem, że przeciętną poziomem, ale jednak) w Lidze Mistrzów. W 1/8 finału przeciwko Milanowi nie pozostają bez szans.
Pierwszy gwizdek i pierwsze kłopoty
Tyle że osobną kwestią pozostaje fakt, jak jego piłkarze wchodzą w spotkania. Wyciągając na chwilę ostatnie dwa mecze, ekipa pod batutą Conte aż 10 razy traciła bramkę jako pierwsza. Ok, nadrabiając później dystans do rywala i odwracając losy spotkań, jesteś w stanie zyskać uznanie kibiców. Ta sztuka udawała się z Leeds, gdzie przegrywali aż trzykrotnie czy z Bournemouth, kiedy to udało się z nawiązką odrobić dwubramkową różnicę. W sumie z pozycji przegrywającej ekipy udało się wyciągnąć aż 14 punktów, co się zdecydowanie chwali. Jednak zupełnie prościej się gra, otwierając rezultat potyczki. Aston Villa skrupulatnie wypunktowała nieumiejętność właściwego wejścia w mecz.
Problemem są też rywalizację z topowymi ekipami. Patrząc na listę drużyn, które Spurs mają w tych rozgrywkach na rozkładzie, zestawienie, krótko mówiąc, nie powala. Southampton, Wolves, Fulham, Olympique Marsylia, Leicester, Eintracht, Everton i Portsmouth u siebie. Nottingham, Brighton, Bournemouth oraz Crystal Palace na wyjeździe. A z wyżej notowanymi? Z Man City w łeb. Przeciwko Arsenalowi również. Na Old Trafford rozgrywali bodajże najgorsze spotkanie tego sezonu. Potyczka z Newcastle także zakończyła się porażką. Nawet z falującym Liverpoolem nie udało się zgarnąć punktu. A z chwiejącą się na glinianych nogach Chelsea remis został wywalczony w ostatniej minucie doliczonego czasu gry. Prestiżowe zwycięstwa przeciwko The Citizens czy w derbach północnego Londynu z poprzedniej kampanii pozostają już tylko miłym wspomnieniem.
Na obronę Conte trzeba zaznaczyć, że sprowadzenie latem do sztabu szkoleniowego Gianniego Vio, specjalisty od stałych fragmentów gry, okazało się strzałem w dziesiątkę. Vio wyznaje zasadę, że skuteczne rozgrywanie tego typu akcji jest w stanie zrównoważyć napastnika, który jest w stanie zapewnić około 15 goli w jednej kampanii. Jego praca uwidoczniła się już w pierwszej kolejce. Po dokładnym dośrodkowaniu Perisicia z kornera Dier uderzeniem głową wyprowadził zespół na prowadzenie ze Świętymi. Wprowadził rozegrania krótki, te na długi słupek, jak i na krótki, których Spurs wykonują najwięcej w lidze. W sumie ze stojącej piłki ukąsili rywali aż 10 razy tylko w samej Premier League, co w tej klasyfikacji daje im na razie fotel lidera. Warto podkreślić, że też stracili w ten sposób jedynie 2 gole (3. miejsce w lidze). Wpływ Vio jest niesamowity.
.@SpursOfficial this season:
🥇 Goals scored from set-pieces: 10 (1st in the #PL)
🥉 Goals conceded from set-pieces: 2 (3rd)The appointment of Gianni Vio as set-piece coach has proved revolutionary for Antonio Conte's side
➡️ https://t.co/U4RVg0fYJh pic.twitter.com/8I98gLwf0P
— Premier League (@premierleague) November 21, 2022
Dejan wróć! Rodrigo wróć!
Kolejnym zarzutem w kierunku Włocha jest fakt, że w istotnym stopniu uzależnił ofensywę zespołu od Dejana Kulusevskiego. Przeciągająca się kontuzja szwedzkiego skrzydłowego i totalny zjazd formy Heung-Min Sona pokazuje znaczące braki w linii ataku. Mimo że Harry Kane jest kapitalnie dysponowany, to brakuje mu ludzi do gry. Były zawodnik Juve był kimś, kto rozszarpie szyki defensywne rywali, wykreuje mu przestrzeń, ciągnąc za sobą któregoś z obrońców czy zwyczajnie obsłuży doskonałym podaniem. Tymczasem czasami w pewnych fragmentach meczów atak pozostaje wręcz martwy, jak przeciwko The Villans czy pierwszej połowie z Brentford.
Jednak jeszcze bardziej niż Kulu, moim zdaniem brakuje tej ekipie po restarcie Rodrigo Bentancura. Urugwajczyk stał się kluczem do zachowania równowagi w drugiej linii drużyna Włocha. Co intrygujące, ten balans pozwala zachować dlatego, że swoim profilem jest bardzo podobny do Pierre-Emila Hojbjerga, co na pierwszy rzut oka jest trochę niedorzeczne. Jeśli jednak spojrzycie na kołowe wykresy poszczególnych statystyk obu piłkarzy, w wielu z nich wypadają bardzo podobnie.

Profil Rodrigo Bentancura i Pierre-Emile Højbjerga na tle innych środkowych pomocników w ligach Top 5 w Europie, Źródło danych: FBref.com, Wykres stworzony przez autora tekstu.
Do rozpoczęcia Mundialu w Katarze ta dwójka fantastycznie ze sobą współpracowała i potrafiła nawet dołożyć kilka bardzo ważnych trafień do kulejącej ofensywy. Późne wyrównanie Rodrigo w Lizbonie czy gol Duńczyka z Marsylią okazały się trafieniami na wagę triumfu w grupie Ligi Mistrzów. Spoglądając na ich współpracę na boisku, trzeba oddać Conte, że stworzył jedną z najlepszych par środkowych pomocników w lidze. Taką, która idealnie wywiązuje się z zadań z przodu i z tyłu.
W takiej sytuacji oglądając później średnio dysponowanego Yvesa Bissoumę, można się głowić, czemu nie zawetował pozyskania Malijczyka, który odbiega profilem od tej dwójki. Nic dziwnego, że były piłkarz Mew tak frustruje fanów Tottenhamu, a z ławki przychodzi ratować wynik Oliverem Skippem. Druga linia działa tylko w sytuacji, gdy gra w niej dwóch podobnych zawodników, a nie odbiegających od siebie jak ostatnio Højbjerg i Yves. O ile w defensywie wypadają podobnie, tak pod względem gry na piłce, a przede wszystkim ofensywnych assetów to dwie inne ligi. Tu potrzebny był ktoś od wszystkiego, w stylu Mateo Kovacicia z Chelsea, który pewnie był latem do wyjęcia.

Profil Yvesa Bissoumy i Pierre-Emile Højbjerga na tle innych środkowych pomocników w ligach Top 5 w Europie, Źródło danych: FBref.com, Wykres stworzony przez autora tekstu.
Być może tutaj rozwiązaniem będzie Pape Matar Sarr. Aczkolwiek Senegalczyk na razie zagrał tylko jedno spotkanie w pełnym wymiarze minut, w Pucharze Anglii ze słabiuteńkim Portsmouth. Ciężko po takim występie snuć daleko idące wnioski.
Nie wywrócisz kadry do góry nogami w dwa okienka
Conte wielokrotnie już mówił o konieczności wzmocnień swojej kadry. Ile razy już słyszeliśmy, że brakuje mu opcji w pomocy czy na skrzydle, aby wejść na „następny poziom”. Z jednej strony, jak spojrzysz na szybko na Transfermarkt, to faktycznie ma on trochę racji. Brakuje kreatywnego środkowego pomocnika. Kogoś w typie Christiana Eriksena, kto mógłby rozrzucić kilka prostopadłych piłek do wybiegających za linię obrony skrzydłowych czy dorzucić idealnie skrojoną piłkę ze stałego fragmentu. Jak wspomniałem wyżej, brakuje zawodnika w charakterystyce Urugwajczyka i Duńczyka, by w obliczu ich absencji zachować wypracowaną wcześniej równowagę.
Przydałoby się rozszerzenie opcji na skrzydłach, gdyż w obliczu absencji wspomnianego wcześniej Kulusevskiego i Richarlisona grywa tam ostatnio Bryan Gil, który po 18 miesiącach w klubie zanotował dopiero pierwszą asystę. A pozostaje przecież jeszcze najbardziej paląca kwestia – obsada prawego wahadła/obrony. Emerson Royal w Premier League to jest jakieś nieporozumienie. Djed Spence, który ewidentnie był transferem kierownictwa klubu, na razie w ogóle nie przekonuje do siebie obecnego opiekuna Spurs.
Z drugiej strony ciężko już znieść te pretensje do władz klubu odnośnie do braku większej aktywności. Zwłaszcza że dostał część zawodników, jakich pragnął. Zimą zeszłego roku otrzymał pod koniec okienka wspomnianego Kulusevskiego i Bentancura. Z perspektywy czasu to bardzo dobre ruchy, choć Rodrigo miał ciężkie przywitanie z angielską ziemią. Kilka miesięcy później chciał (w swoim stylu) bardziej doświadczonych graczy, to ich otrzymał. Levy wydał na Richarlisona ponad 50 milionów funtów. Ivan Perisic co prawda przyszedł do klubu za darmo, ale dostał tygodniówkę wartą 180 000 funtów. Choć Lenglet nie znajdował się na szczycie listy życzeń 52-latka, to mimo wszystko rozszerzył opcję na środku obrony.
Dejan Kulusevski on winning Sweden’s Footballer of the Year award 2022:
“This whole year has been amazing. I went to Tottenham and got my life back.” pic.twitter.com/hM8iHAYIIf
— The Spurs Express (@TheSpursExpress) December 28, 2022
Faktem jest, że kadra ekipy z północnego Londynu była budowana przez trzech innych szkoleniowców, co przeszkadza w budowie zespołu pod siebie. Część zawodników pasuje do stylu preferowanego tylko przez szkoleniowca, który go sprowadzał. Włoch w porozumieniu z Fabio Paraticim wysłał latem na wypożyczenia Ndombele, Lo Celso czy Winksa. To jednak nie powinno być prostym wytłumaczeniem. W ciągu dwóch okienek też nie da się wywrócić sytuacji o 180 stopni.
Czy „Projekt Conte” jest wart kontynuacji?
Odpowiadając ostatecznie na tytułowe pytanie, moim zdaniem przygoda Włocha na Hotspur Way powinna dobiec końca wraz z ostatnią kolejką sezonu. Szanuje fakt, że Antonio wziął pracę w północnym Londynie. Dojechał na czwartym miejscu, zapewniając Ligę Mistrzów. Jednak pomimo niezłej wyjściowej sytuacji na resztę tegorocznych rozgrywek, styl gry, nawet jak na standardy 52-latka, pozostaje wiele do życzenia. To, jak jego ekipa wchodzi w mecze w ciągu ostatnich miesięcy, jest alarmujące.
W dodatku jego narzekania stają się już nie do zniesienia. Tu mu coś nie gra, tu stwierdzi, że kibice nie powinni spodziewać się po swoich ulubieńcach. Zresztą ostatnie doniesienia prasowe sugerują, że były opiekun Chelsea wcale nie wydaje się taki chętny, aby w stolicy Anglii pozostać na dłużej. Mam wrażenie, że Daniel Levy, szykując nową podwyższoną ofertę nowej umowy, chce na siłę zatrzymać go u siebie. To będzie się wiązać ze sporymi zobowiązaniami finansowymi, a wiadomo, jak to już jest z pochodzącym z Lecce szkoleniowcem. Nie sprowadzisz kogoś, kogo on konkretnie chce, za chwilę dostanie Ci się za to na łamach prasy.
Conte jest w dłuższej perspektywie gwarancją wygrania jakiegoś pucharu. Czy to Ligi Europy, czy Pucharu Anglii, czy wyśmiewanego często Carabao Cup. Wierzę, że jest wstanie przerwać tę haniebną, trwającą już prawie 15 lat posuchę w klubowej gablocie. Aczkolwiek cena tego jest wysoka. Gra się za bardzo nie zmieni, nadal będzie to futbol zorientowany raczej na kontrataki. Trzeba mu będzie sprowadzić graczy doświadczonych, żeby nie powiedzieć starych. Trudno w ten sposób prowadzić długofalową politykę transferową, co pokazuje przykład Djeda Spence’a.
Dlatego, patrząc na rozwijające się projekty w Manchesterze United czy Arsenalu z perspektywy kibica Lilywhites, można poczuć się trochę rozczarowany. Nawet jeśli Tottenham ostatecznie prześcignie Czerwone Diabły lub Sroki w tabeli, czego nie wykluczam, to nadal do mistrzostwa trochę braknie. Można się spodziewać, że Conte aż tak nie podciągnie drużyny, nawet gdy dostanie odpowiednie środki i wymarzonych piłkarzy, by rzucić prawdziwe wyzwanie The Citizens czy maszynie Artety. Mając na rynku wolnych Pochettino (i romantyczny comeback), Luisa Enrique czy Tuchela, swoją uwagę skierowałbym w tym kierunku. A Conte pod koniec maja po prostu miło podziękował.