W obserwowaniu zmagań w danej lidze ciekawe jest nie tylko obserwowanie tych, którzy zgodnie z oczekiwaniami notują kolejne wybitne występy, ale również patrzenie na sensacyjne rozczarowania, których nikt się nie spodziewał. Właściwie w każdym sezonie Premier League mamy do czynienia z takimi przypadkami. Rok temu mogliśmy do nich zaliczyć sporo piłkarzy Leicester lub Aston Villi, bo nie podołali oczekiwaniom. W tym sezonie również te w teorii największe ekipy w dużej mierze zawiodły swoich kibiców.

Głównie chodzi tutaj o spadek formy u Liverpoolu, a także Chelsea. Łącznie w poniższej jedenastce największych rozczarowań znalazło się aż 7 piłkarzy tych dwóch renomowanych drużyn! „Wyróżnieni” zostali jednak także gracze kilku mniej renomowanych klubów. Nie zabrakło też miejsca dla flopów transferowych, które po pierwszej części sezonu wyglądają na pieniądze wyrzucone w błoto. Podana w nawiasach liczba oznacza ile razy dany zawodnik pojawił się w naszym cyklu antyjedenastek kolejki po 16. seriach gier. Miłej lektury!

BRAMKARZ

EDOUARD MENDY (2)

Jeszcze nie tak dawno można było go wymieniać wśród najlepszych bramkarzy w całej lidze. Senegalczyk świecił niesamowitym refleksem oraz efektownością swoich parad. Dziś zdecydowanie bardziej widać jego wady, a w szczególności niepewną grę nogami przy wyprowadzaniu piłki. Najgorszy jest jednak fakt, że zupełnie nie broni się też samym bronieniem strzałów. Obrona często nie pomagała, ale tylko 1 czyste konto i 12 straconych bramek w 9 ligowych spotkaniach, to wynik naprawdę bardzo przeciętny. Patrząc na osiągnięte 14 meczów na zero w 34 spotkaniach poprzedniej kampanii można uznać Senegalczyka za naprawdę duże rozczarowanie.

Gdy doznał kontuzji i zastąpił go Kepa, statystyki defensywne Chelsea zaczęły wyglądać o niebo lepiej. Chelsea na 5 takich potyczek zanotowała 3 zwycięstwa, 2 remisy oraz 3 czyste konta. Można było mieć nadzieje, że po wyleczeniu kontuzji coś przeskoczy mu na lepsze. Były to jednak złudne nadzieje, bo wciąż powtarzają się w jego przypadku te same błędy i brak pozytywnego wpływu postawę całej obrony Londyńczyków.

OBROŃCY

TRENT ALEXANDER-ARNOLD (4)

Na początku tego sezonu można było odnieść wrażenie, że Anglik jest na tyle często główną postacią w memach, że staje się „nowym Harrym Maguirem”. Dlaczego? Wystarczy spojrzeć na fragmenty filmów z jego grą defensywną na początku tej kampanii. Właściwie w każdej kolejce prawy obrońca Liverpoolu popełniał głupie i prosty błędy w defensywie, które często prowadziły bezpośrednio do utraty bramki. Wiele razy był fatalnie ustawiony lub spóźniony, a także nie dawał rady w pojedynkach jeden na jednego z dynamicznymi rywalami – po prostu jedna wielka defensywna porażka. Ekipa Jurgena Kloppa bardzo źle weszła w tę kampanię, a Alexander-Arnold stał się jednym z głównych winowajców tego falstartu drużyny z Anfield. W ostatnich tygodniach zaczęło to wyglądać trochę lepiej, ale wciąż jesteśmy bardzo daleko od tego, by stwierdzić, że reprezentant Anglii jest choćby blisko swojej optymalnej dyspozycji, do której zdążył nas już przyzwyczaić.

Zdążyliśmy również przywyknąć, że 23-latek jest gwarancją asyst, o czym najlepiej wiedzą o tym zwłaszcza gracza Fantasy Premier League, dla których defensor The Reds był przez ostatnie lata istnym must havem. Tym większe rozczarowanie wszystkich, którzy uparcie stawiali na Anglika w swoich składach w tym sezonie – nie zaliczył on bowiem w bieżącej kampanii ani jednego ostatniego podania.

VIRGIL VAN DIJK (0)

Kolejny symbol wielkiego spadku formy Liverpoolu. W tym sezonie zagrał jeden naprawdę wielki mecz – z Manchesterem City na Anfield, gdy triumfował 1:0. Był to niestety jeden jedyny taki występ holenderskiego stopera po, którym można powiedzieć, że zobaczyliśmy w nim prawdziwe wydanie Virgila Van Dijka. Pół żartem można powiedzieć, że chyba ktoś podmienił go z jakimś jego sobowtórem. Jak nie on, często źle się ustawiał i gubił krycie oponentów we własnym polu karnym lub tuż przed nim.

Problematyczne było również to, że w momencie, gdy cała linia obronna The Reds zaczęła wyglądać o wiele słabiej niż w ostatnich latach, Van Dijk nie był w stanie sam stanąć na wysokości zadania i choćby próbować ugasić pożar. Przez ostatnie lata pełnił funkcję jej absolutnego lidera, a więc można było tego oczekiwać. Rzeczywistość okazała się zgoła inna, bo 31-latek zamiast naprawiać błędy kolegów, zaczął przejmować od nich wszystkie najgrosze cechy.

MARC CUCURELLA (2)

Kibice Chelsea nie bez powodu wiązali wielkie nadzieje z tym transferem –  mowa przecież o najlepszym zawodniku Brighton w ubiegłorocznej kampanii Premier League, a także jednym z najlepszych lewych obrońców w całej stawce. W barwach Mew zachwycał on wszechstronnością i dobrą grą zarówno w defensywie, jak i ofensywie. W tym sezonie — delikatnie mówiąc nie wygląda on zbyt przekonująco w wymienionych aspektach. Hiszpan zdecydowanie nie zdołał jeszcze w pełni wpasować się do składu The Blues i jak na dłoni widać braki w jego zrozumieniu na boisku z partnerami grającymi wyżej. Być może zmieni się to w przyszłości, ale od zawodnika tej klasy śmiało można wymagać szybszej adaptacji i przede wszystkim po prostu lepszej gry. Ponad 65 milionów euro, które zapłaciła ekipa ze Stamford Bridge za 24-latka okazało się jak do tej pory bardzo słabą inwestycją i sporym niewypałem transferowym.

POMOCNICY

MASON MOUNT (3)

To już 3 zawodnik Chelsea w tym zestawieniu. Kolejny raz jest to jednak, jak najbardziej uzasadniona i zasłużona nominacja. Najlżej mówiąc Mount nie wnosi zbyt dużo pozytywnego wpływu na grę ofensywną Niebieskich. Najgorzej wyglądał jeszcze za kadencji trenera Thomasa Tuchela (0 goli i 0 asyst w rozgrywkach ligowych), ale wcale dużo lepiej nie jest po przejęciu sterów przez Grahama Pottera. Dość powiedzieć, że Anglik w tym sezonie Premier League trafiał do siatki tylko w jednym meczu! Owe wiekopomne wydyarzenie miało miejsce 16 października podczas starcia z Aston Villą na Villa Park, gdy zaliczył dublet. W pozostałych 13 potyczkach zaliczył pusty przebieg w kontekście uzyskanych goli!

To naprawdę bardzo rozczarowująca statystyka, gdy przypomnimy sobie, że rok temu 23-latek zanotował 11 goli i 10 asyst. W obecnie trwającej kampanii ma w dorobku tylko 2 ostatnie podania, które również zaliczył w jednym meczu (z Wolves w Londynie). Zatem w aż 12 meczach Mason zaliczył już zupełnie całkowity pusty przebieg, czyli nie zrobił zupełnie nic, co wpłynęło, by wymiernie na zdobycie bramki przez aktualnie 8. drużynę w ligowej tabeli. I właśnie to jest główny problemem i wadą reprezentanta Anglii w ostatnim czasie. Nie można mu zarzucić, że nie próbuje, ale po prostu nic mu z tych prób nie wychodzi. Brakuje też kreowania gry z jego strony, a na tym bardzo cierpi cała drużyna. Chelsea z Mountem w tak mizernej formie może mieć spore problemy, by wywalczyć o awans do Ligi Mistrzów lub nawet Ligi Europy.

FABINHO (1)

Jeżeli Virgil van Dijk oraz Trent Alexander-Arnold to symbole spadku formy obrony Liverpoolu, to Fabinho możemy nazwać symbolem obniżki dyspozycji linii pomocy ekipy dowodzonej przez trenera Jurgena Kloppa. Brazylijski pomocnik w tym sezonie stracił dawny blask. Brakuje mu odwagi przy podejmowaniu decyzji. Najczęściej wycofuje piłkę do tyłu, a przez to napastnicy nie mają nawet okazji, by zrobić więcej. Jest typowym hamulcowym swojego zespołu. Spadła również jego umiejętność czytania gry i odbioru piłki. Nie potrafi też szybko i precyzyjnie przenieść futbolówki z drugiej linii do przodu. Niejednokrotnie wygląda na zagubionego jak dziecko we mgle. Na ten moment jego postawa to jedno wielkie rozczarowanie.

JESSE LINGARD (3)

A myśleliśmy, że zdoła się odrodzić… Podobnie myśleli przedstawiciele Nottingham Forest, gdy decydowali się na podpisanie kontraktu z Lingardem, który jednak po 13 spotkaniach w koszulce Tricky Trees wciąż czeka na debiutanckie ligowe trafienie i asystę w ich barwach. Z szeregów Czerwonych Diabłów latem tego roku odchodził, bo dostawał bardzo mało czasu na grę i pokazanie swojego niewątpliwie sporego potencjału. Wydawało się, że jeśli faktycznie otrzyma szansę regularnego przebywania na placu gry, to będziemy mogli zacząć go oklaskiwać, a on pokaże nam wszystkim na co go naprawdę stać. Rzeczywistość okazała się jednak bardzo bolesna.

Nie jest w stanie kreować dogodnych sytuacji dla kolegów (nie zalicza średnio choćby 1 kluczowego podania na mecz w lidze), a sam również nie potrafi wykreować sobie sytuacji przez dryblowanie (0.2 dryblingu na spotkanie), albo znaleźć się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie, by wykończyć akcję. Forest obecnie przesiadują w strefie spadkowej, Jesse wciąż czeka na pierwszą bramkę dla Nottingham w Premier League przy której weźmie bezpośredni udział, a do tego ostatnio również w barwach beniaminka niestety nie otrzymuje pełnego czasu do gry. Miało być odrodzenie, a sytuacja 29-latka znów nie jest kolorowa.

RAHEEM STERLING (3)

To już czwarty przedstawiciel Chelsea w naszej jedenastce. Uspokajamy fanów z niebieskiej części stolicy Anglii, że to już ostatni taki przypadek tym zespole, ale chyba najbardziej smutny i martwiący. W końcu to właśnie z przybyciem Sterlinga do szeregów The Blues wiązano w Londynie największe nadzieje. Gwiazdor Manchesteru City, który był tam specjalistą od zdobywania bramek oraz mistrzostw Anglii miał w Niebieskich zaszczepić mistrzowskie DNA i sprawić, że powalczą o coś więcej niż byt w TOP 4. Tym czasem 100 razy lepiej robią to byli koledzy Sterlinga z Manchesteru City, czyli Gabriel Jesus i Oleksandr Zinchenko, którzy przewodzą tabeli razem z Arsenalem. Sterling na razie zamiast przewodzenia drużynie musi sam odszukać dawnego siebie. Nie jest mu łatwo, bo od początku przejścia do nowego klubu jest wystawiany na swoich nienominalnych pozycjach.

Tylko 3 bramki i 1 asysta uzyskane na tym etapie sezonu to dla niego fatalne wieści. Anglik w Premier League ostatni raz do siatki trafił… w sierpniu tego roku! Równie słabą wiadomością jest to, że Chelsea notując 3 porażki z rzędu w 3 ostatnich meczach spadła na 8. miejsce, a to głównie z wyniku drużyny będzie oceniany Sterling jako główny transfer poprzedniego letniego okienka transferowego. Reprezentant Anglii nieco lepiej prezentuje się na arenach Champions League, ale także tam nie jest to nic fantastycznego. Zupełnie nie odnalazł on wspólnego języka ze  swoimi nowymi partnerami z ofensywy The Blues. Od 27-latka wymagano zdecydowanie więcej niż to co obecnie prezentuje w trykocie Chelsea.

NAPASTNICY

JARROD BOWEN (0)

Poprzedni sezon był w jego wykonaniu wyśmienity. 36 meczów, 12 goli i tyle samo asyst – to naprawdę fenomenalny dorobek. Był zdecydowanie najlepszym graczem West Hamu w całej kampanii. Sympatycy The Hammers nie zakładali pewnie, że Anglik w tym sezonie może wpaść w aż tak duży dołek. Niby gra właściwie wszystkie mecze od deski do deski (tylko 2 mecze zakończył przed 90. minutą, pierwszy w 88. minucie, drugi w 85.), ale nie potrafi sprawić, że na jego konto wpadnie kilka bramek lub asyst.

Nie jest już tak skuteczny i dynamiczny jak rok temu. Trzeba przyznać, że koledzy nie pomagają, ale Bowen sam zatracił w sobie talent do indywidualnego kreowania sobie dobrych okazji. Skutki tego spadku formy są niesamowicie bolesne. Po pierwsze, 16. miejsce Młotów w tabeli z jednym punktem przewagi nad strefą spadkową, a po drugie, brak powołania do kadry reprezentacji Anglii na Mistrzostwa Świata w Katarze.

GONCALO GUEDES (2)

Wolverhampton na ten moment zdobył tylko 8 goli w tym sezonie Premier League. Tak, to nie żadna pomyłka, bo Wilki naprawdę zanotowały jedynie 8 bramek po 16 meczach aktualnie trwającej kampanii ligi angielskiej. Oczywiście, Wilki zdążyły już nas przyzwyczaić za kadencji Bruno Lage’a, że nie trafiają hurtowo do siatek przeciwników (w poprzednim sezonie mniej uzyskanych trafień mieli tylko wszyscy trzej spadkowicze), ale tak słaby wynik jest w każdym razie nie do zaakceptowania. Goncalo Guedes miał być zawodnikiem, który znacznie pomoże w ulepszeniu skuteczności i całej gry w ataku w wykonaniu Wolves. W końcu w sezonie 2021/22 La Liga zaliczył 11 goli, a także 6 asyst w 36 meczach dla Valencii. Oczekiwania znów bezlitośnie starły się z rzeczywistością.

Portugalczyk na ten moment ma tylko 1 trafienie dla angielskiego zespołu, a jego głównym problemem jest wielki brak skuteczności, ale chyba przede wszystkim brak dochodzenia do okazji. A może zarówno jedno i drugie, bo po 13 rozegranych meczach ma tylko 6 celnych strzałów na koncie! To naprawdę niesamowicie mizerny wynik, który niegodzien jest gracza, za którego wyłożono na stół ponad 32 miliony euro podczas ostatniego letniego okienka transferowego. Głównym problemem Wilków jest oczywiście to, że zamykają stawkę w Premier League, a ciężko w ich składzie znaleźć choćby jedną postać, która mogłaby wyjechać na białym koniu i uratować ich z opresji przed widmem spadku. Na pewno takim zawodnikiem nie jest Guedes w obecnej formie.




HEUNG-MIN SON (2)

Kiedy ubiegłoroczny król strzelców, który zdobył wówczas 23 gole, nagle trafia do siatki tylko w jednym z 13 rozegranych przez siebie spotkań , to zdaje się być oczywistym, że trafi do tego typu zestawień największych rozczarowań. Takim przypadkiem jest właśnie Koreańczyk, który swoje jedynie trafienia zdobył podczas meczu z Leicester we wrześniu. Wówczas Son błysnął hat-trickiem, ale był to właściwie jedyny moment, gdy można było czuć zachwyt po jego występie. Pozostałe spotkania nie można w większości określić nawet jako „dobre” w wykonaniu 30-letniego zawodnika Kogutów.

W reszcie rywalizacji skrzydłowy nie potrafił znaleźć sobie miejsce bez piłki, by podłączyć się do akcji Spurs i zamienić ją na bramkę, a do tego nie lepiej prezentował się również z futbolówką przy nodze. W innych potyczkach był też zupełnie niewidoczny, a dodatkowo brakowało mu mu skuteczności, z której słynął w poprzednich latach. Rozczarowaniem jest również fakt, że dobrze funkcjonować przestała jego niezawodna współpraca z Harrym Kane, która w tej kampanii nie przynosi już tyle dobrego dla Tottenhamu. 3 bramki, 3 asysty, 13 meczów – przed sezonem na pewno nie typowalibyśmy, że to właśnie Koreańczyk będzie autorem podobnych osiągów.