Gloria victis? To nie tutaj, do jedenastki tych, którym poszło zapraszamy do okienka numer 1. Tutaj mamy nasz mały kącik wstydu z zawodnikami notującymi fatalne spotkanie. Niektórym poszło w tej kolejce na tyle fatalnie, że aż zdecydowaliśmy się o nich napisać. Oto nasza Antyjedenastka 15. kolejki Premier League.
GAVIN BAZUNU (1)
Cztery celne strzał przeciwników, cztery puszczone gole. Można przyczepić się do jego dziwnej interwencji przy pierwszej bramce dla rywali. Przy pozostałych nie miał łatwego zadania, ale też nie dodał od siebie nic ekstra. Mecz, w którym można było zapomnieć, że Southampton w ogóle ma bramkarza.
NELSON SEMEDO (1)
Niestety, Portugalczyk nie zdołał wyjść na drugą połowę. A zabrakło naprawdę niewiele. W piątej minucie doliczonego czasu pierwszej części spotkania Semedo sfaulował swojego przeciwnika i wyleciał z boiska. Do takiej interwencji zmusił go prosty błąd w ustawieniu i fenomenalne zachowanie rywala, który świetnym przyjęciem wygrał sobie pozycję na samym starcie. Mitoma wyprzedził defensora Wilków, a ten zwyczajnie ściągnął go do parteru. Całą drugą część spotkania drużyna Wolverhampton grała więc w dziesięciu i z pewnością nie pomogło im to dociągnąć do końca remisu, który w spotkaniu z Mewami był naprawdę korzystnym rezultatem.
ERIC DIER (1)
Ok, Liverpool miał w niedzielnym starciu kilku graczy, którzy wyróżnili się na tle reszty i przesadzili o losach meczu z Tottenhamem, ale finalnie zdaje się, że w naprawdę bardzo dużym stopniu wynik meczu wypaczył Eric Dier, a konkretnie jego fatalny błąd przy drugiej bramce autorstwa Mohameda Salaha. Anglik zamiast wybić futbolówkę, wolał idealnie przedłużyć długą piłkę zagraną do napastnika The Reds. To był istny kryminał w sztuce gry obronnej. W dalszej części meczu nie zdołał odkupić swoich wielkich win.
LISANDRO MARTINEZ (1)
Mimo, że równie dobrze w tym miejscu mógł pojawić się Victor Lindelof, postanowiliśmy skupić się na Argentyńczyku. Wszak jest on jednym z liderów zespołu za kadencji Erika ten Haga. I tu pojawia się problem, bo występ mocno odbiegał od statusu. Jedynym pozytywnym aspektem, który wyglądał „normalnie” było wyprowadzanie piłki. Defensywnie wyglądało to dużo gorzej. Najdobitniej niedyspozycje obrazuje zachowanie zawodnika przy pierwszej bramce dla gospodarzy. Wystarczyło dołożyć nogę i mogło się to zupełnie inaczej rozwinąć. Takie decyzje i sytuacje niosą za sobą boleśnie radykalne skutki.
ANTONEE ROBINSON (1)
Remis z Manchesterem City był naprawdę na wyciągnięcie ręki, jednak za sprawą tego jegomościa marzenia legły w gruzach. Robinson główkował wprost pod nogi Kevina de Bruyne i chcąc naprawić swój błąd, sfaulował Belga w polu karnym. Można dyskutować o tym, czy karny był zasłużony, bo kontakt nie był znaczący. Fakty są jednak takie, że był i dało to sędziemu wystarczający powód, aby podyktować rzut karny. Do piłki podszedł Erling Haaland, który pewnie zamienił jedenastkę na bramkę, a mecz zakończył się przegraną Fulham 2-1.
KAI HAVERTZ (4)
Przy tym występie nie sposób nie wspomnieć o centrostrzale, na który Niemiec zdecydował się będąc w niezwykle dogodnej sytuacji w pierwszej części spotkania. Później niestety również nie było lepiej. Decyzyjność Havertza była beznadziejna. Idealnie wpasował się w ramy bezpłciowego występu całej drużyny prowadzonej przez Grahama Pottera.
DONNY VAN DE BEEK (1)
Był to pierwszy występ Holendra w wyjściowym składzie na mecz Premier League od naprawdę długiego czasu. Ostatnim razem taka sytuacja miała miejsce 701 dni wcześniej. Niestety z przykrością musimy stwierdzić, że na kolejny raz 25-latek może czekać podobnie długo. O ile będzie wciąż piłkarzem Manchesteru United. Kompletnie anonimowy mecz w wykonaniu byłego gracza Ajaxu. Wydaje się, że z Holendrem w środku pola Czerwone Diabły tracą całą jakość.
AINSLEY MAITLAND-NILES (1)
Cała drużyna Southampton – lekko mówiąc – nie wyglądała zbyt przekonująco w ostatniej kolejce Premier League, gdy przegrali 4:1 z Newcastle, ale to czego brakowało im najbardziej to skuteczności i dobrej gry zawodników drugiej linii. Za tą drugą rzecz w dużej mierze miał odpowiadać właśnie Maitalnd-Niles, ale ostatecznie przez uraz nominalnego prawego obrońcy, musiał zostać przesunięty na tę pozycję. Nie poradził sobie z tym wyzwaniem i bardzo, bardzo słabo zaprezentował się podczas niedzielnej potyczki. Łatwo dał się ograć przy pierwszej bramce autorstwa Miguela Almirona, a później też zupełnie nie zdołał odkupić swoich win.
PIERRE-EMERICK AUBAMEYANG (1)
Nothing personal, maska przygotowana, nastawienie bojowe, a wyszło, jak wyszło. Wielu śledzących spotkanie z udziałem Gabończyka, do teraz się zastanawia, czy na pewno znajdował się na boisku. Aubameyang zniknął. Został przyćmiony do tego stopnia, że jako człowiek odpowiedzialny za ofensywę, w ciągu 64 minut na boisku zanotował zaledwie siedem kontaktów z piłką. Przykre, aczkolwiek znamienne dla tego zawodnika.
CRISTIANO RONALDO (1)
Aż niewiarygodne, że obecność Portugalczyka w antyjedenastce stała się tak znamienna. Już po ogłoszeniu składów, w domach kibiców Czerwonych Diabłów, musiała zapalić się czerwona lampka, choć czwartkowa potyczka z Realem Sociedad wcale o tym nie świadczyła. Kiedy znowu przyszło do meczu, w którym aż prosi się o skuteczność człowieka odpowiedzialnego za zdobywanie bramek, to Ronaldo znika. Jakkolwiek brutalnie to nie zabrzmi, czas powoli rozważyć zmianę miejsca kontynuowania kariery, bo klub raczej dłużej nie będzie mógł utrzymywać obecnego stanu rzeczy.
RAHEEM STERLING (2)
Poszukiwania jego optymalnej formy ciąg dalszy. A trzeba przyznać, że owe poszukiwania trwają już dość długo. W starciu z Arsenalem znów był cieniem samego siebie. Kompletnie nie zapamiętamy go z wywarcia pozytywnego wpływu na grę Chelsea w ubiegłą niedzielę. Nie dał rady sprawić, że Aaron Ramsdale poczułby się zagrożony. Od gracza tego kalibru wszyscy sympatycy The Blues wymagają zdecydowanie więcej w tak ważnych meczach.