Liverpool zakończył swój udział w fazie grupowej tegorocznej edycji Ligi Mistrzów. Podopieczni trenera Jurgena Kloppa nie kończą jednak całkowicie swojej przygody z tym sezonem Champions League, bo do 1/8 wychodzą z dorobkiem 1x punktów na koncie. Dziś na Anfield podejmowali Napoli, które w pierwszym meczu we Włoszech rozgromiło ich aż 1:5. Dla niemieckiego szkoleniowca był to mecz numer 400 na ławce trenerskiej The Reds. Ostatecznie będzie on mógł wspominać ten mecz z uśmiechem na twarzy, bo jego piłkarze wygrali 2:0 po bramkach Mohameda Salaha w 85. minucie spotkania. Sprawdźmy, jakie wnioski możemy wyciągnąć po tym spotkaniu.

Liverpool wygrywa, ale wciąż jest bezzębny i męczący do oglądania

Z Liverpoolu, który każdy lubił oglądać, nawet jeśli nie był jego sympatykiem, piłkarze Kloppa długimi momentami zamienili się w jeden z najbardziej bezzębnych zespołów w Premier League oraz Champions League. Oglądanie ich gry stało się niesamowicie męczące. Kompletny chaos i brak zrozumienia w linii ataku wygląda porażająco źle. Konstruowanie ataku w zdecydowanej większości kończy się na nieodpowiedzialnym podaniu pod nogi rywala. Dodatkowo nawet jeżeli LFC dochodzi już do sytuacji, to zawodzi ich skuteczność. Znów cieniem samego siebie przez zdecydowaną większość czasu był Mohamed Salah. Egipcjanin obudził się jednak w ostatnich minutach, ale niezbyt broni nawet bramka, która została zdobyta przy sporym udziale przypadku. Trzeba też jednak przyznać, że zupełnie nie potrafili go wesprzeć pozostali partnerzy odpowiedzialni za kreowanie akcji. Środek pola po raz kolejny udowodnił, że potrzebuje nagłego impulsu podczas zimowego okienka transferowego, bo z Fabinho, Jonesem, Jordanem Hendersonem i Jamesem Milnerem w tej formie daleko zajechać się nie uda. Liverpool od czasu do czasu budzi się i tworzy coś ciekawego, ale są to momenty, które poprzedza wielki marazm.

W ogólnym rozrachunku można zauważyć niezłe zmiany Harveya Elliotta oraz Darwina Nuneza, który zdobył drugą bramkę. Do ideału było daleko, ale coś drgało. Podobać może się również drugie z rzędu czyste konto w tej edycji Ligi Mistrzów. Wciąż pamiętać trzeba jednak błędy, które pojawiły się w ostatnich kolejkach ligowych. W ataku wciąż jest jednak naprawdę bardzo, bardzo źle.

Curtis Jones to nie jest poziom Liverpoolu

Bądźmy po prostu w pełni szczerzy. Znajdziemy naprawdę mnóstwo pomocników (nawet w podobnym wieku), którzy grają w drużynach z dołu tabeli ligi angielskiej, a są około 4-5 razy lepsi od Jonesa. Dziś 21-latek znów nie pokazał się z dobrej strony. Nie potrafił odnaleźć swojego miejsca na placu gry, często gubił piłkę w ważnym momencie rozgrywania akcji. Podejmował złe decyzje. Raczej nie można mu zarzucić, że był nie widoczny, ale jego wpływ na grę The Reds był po prostu zerowy. Nic pozytywnego dla Liverpoolu nie wynikło z jego gry. Do tego nie wykorzystał niezłej okazji po ekwilibrystycznym dośrodkowaniu Roberto Firmino. Jonesa w tym sezonie nie broni zupełnie nic. W 6 meczach, które rozegrał w tym sezonie nie zdobył ani jednej bramki oraz asysty. Zdaje się, że z meczu na mecz swoją postawą coraz bardziej irytuje fanów z Anfield. W końcu w 70. minucie meczu Klopp podjął decyzję o ściągnięciu go z placu gry.

Liga Mistrzów może być ratunkiem dla Liverpoolu

O tym, że Liverpool miał bardzo nikłe szansę, by zabrać 1. miejsce z rąk Napoli wiedzieli wszyscy. Pewnie nawet włącznie z samymi piłkarzami The Reds. Pozwoliłoby na to jedynie wygranie 4:0 z włoską drużyną. Wiemy, że akurat w tym sezonie jest to praktycznie misja niemożliwa. Mimo wszystko Czerwoni zagrali lepiej niż podczas potyczek z Nottingham czy Leeds, które przecież do niedawna zamykały tabelę Premier League. Z drugiej strony, by zagrać gorzej niż w tych meczach, to trzeba było naprawdę się nieźle postarać. Jednak Napoli (nawet w drugim garniturze) to wyższy kaliber, a nie było aż tak źle. Nie było też tak dobrze jak w wyjazdowych potyczkach z Rangers (7:1) czy Ajaxem (3:0), ale w obecnej sytuacji Liverpoolu każdy mały impuls jest ważny. W 1/8 czeka ich trudniejsze wyzwanie. Jednak od kiedy Klopp jest w klubie ich występy w Lidze Mistrzów tylko raz zakończyły się odpadnięciem od razu po fazie grupowej. Aż 2 razy dochodzili do finałów. Biorąc pod uwagę słabiutką pozycję w ligowej tabeli, może być bardzo trudno o łączenie gry na kilku frontach. Mimo wszystko Liverpool w tym sezonie paradoksalnie najlepiej wyglądał na tle tych najlepszych ekip. Po prostu to z nimi najczęściej wygrywał. Przykłady to mecze z Manchesterem City, Newcastle United, czy nawet dzisiaj z Napoli. Może się okazać, że Liga Mistrzów będzie miejsce, w którym Czerwoni odżyją.