Kolejna seria spotkań za nami! Jak zwykle nie zabrakło emocji, a nasi redaktorzy postanowili wyróżnić tych, którzy na to w ich opinii zasłużyli. Po zaciętym głosowaniu, tak przedstawia się jedenastka najlepszych zawodników minionej kolejki Premier League. 

BRAMKARZ

ILLAN MESLIER (1)

Leeds miało w tym meczu dwóch bohaterów. Pierwszym był Crysencio Summerville, który zdobył bramkę na 1:2 w samej końcówce meczu i dał zwycięstwo Pawiom na Anfield, a drugim był właśnie Meslier, który swoimi fenomenalnymi paradami pozwolił, by marzenia o wygranej nad Liverpoolem mogły stać się prawdą. Francuz w całym meczu obronił aż 9 strzałów, a trzeba przyznać, że większość z nich była naprawdę ciężka do wyczucia. W sytuacjach sam na sam z golkiperem Leeds przegrywał Darwin Nunez, a z bliskiej odległości nie byli go też w stanie zaskoczyć inni gracze linii ataku The Reds. Pewnie wyglądał też w elemencie wyprowadzania piłki spod swojej bramki.

OBROŃCY

KIERAN TRIPPIER (4)

O, witamy pana po raz kolejny! Anglik znowu imponował swoją postawą podczas spotkania Newcastle United. Sroki dominowały nad Aston Villą, co ułatwiło mu pokazanie swoich największych atutów. Bezlitośnie wyjaśniał rywali na prawej flance, a do tego stanowił spore zagrożenie w ofensywie. Świetny występ okrasił asystą, dorzucając piłkę na głowę Calluma Wilsona.

LISANDRO MARTINEZ (2)

Kolejny świetny występ Argentyńczyka w bieżącej kampanii. Zachwycał spokojem i pewnością siebie. Był prawdziwą ostoją linii obrony Manchesteru United. Zawsze ustawiony w odpowiednim miejscu. Zanotował kilka ważnych bloków podań lub strzałów rywali. Po odbiorze od razu szukał sposobu na rozpoczęcia szybkiej akcji i przeniesienia gry do przodu. Nie tracił piłki po niecelnych podaniach czy niepotrzebnych dryblingach. Bez kokieterii można było mieć wrażenie, że wszystko co robi kończy się sukcesem. Fanom Czerwonych Diabłów na pewno spodobała się też jego zawziętość i to, że nigdy nie odpuszczał. Czyste konto jest efektem tej ciężkiej pracy byłego stopera Ajaxu Amsterdam.

TYRICK MITCHELL (1)

Zwycięstwo? Jest. Czyste konto? Jest! Asyst? Jest! Anglik mocno przyczynił się do tego, że Crystal Palace mogło cieszyć się kompletu punktów wywalczonego w starciu z Southampton. Świetnie radził sobie w pojedynkach jeden na jednego, a do tego perfekcyjnie czuł tempo gry. Równie dobrze, a może na nawet lepiej, radził sobie w grze ofensywnej. To po jego wrzutce do siatki trafił Odsonne Edouard. Mitchell dośrodkował na tyle precyzyjnie, że francuskiemu napastnikowi nie pozostało nic więcej niż tylko dołożyć nogę i wpakować futbolówkę do siatki Świętych. Wcześniej wyczuł intencje kolegi i idealnie wystawił się do podania, które umożliwiło mu zaliczenie asysty.

POMOCNICY

KEVIN DE BRUYNE (5)

Jak trwoga, to do De Bruyne. Manchesterowi City nie szło – lekko mówiąc – idealnie w meczu z Leicester City. Ale to właśnie w takich momentach kluczowe okazuje się posiadanie tak wybitnych jednostek, jak właśnie belgijski pomocnik. Pomocnik The Citizens właściwie przez całe spotkanie był największym zagrożeniem dla rywali, bo potrafił kreować groźne okazje dla kolegów, a także samemu próbował znaleźć drogę do bramki Lisów. Wreszcie udało mu się ją znaleźć w wyjątkowy sposób. Idealnie przymierzył z blisko 30 metrów od bramki po strzale z rzutu wolnego i dał arcyważne 3 punkty swojej ekipie. Prawdziwy lider na, którego zawsze można liczyć.

MIGUEL ALMIRON (3)

Niebywały był to miesiąc w wykonaniu Paragwajczyka. Skończył go z niezłym przytupem. Ofensywny pomocnik strzelił ładnego gola, wywalczył karnego zamienionego na bramkę przez Calluma Wilsona i brał udział w akcji bramkowej, skutkującej jego drugim trafieniem. Szybki, zwinny, pewny siebie, konkretny w działaniach ofensywnych. Na takiego Almirona czekało Newcastle. Takiego Almirona chcemy oglądać, bo to niemała przyjemność!

BRENDEN AARONSON (2)

Amerykanin podczas ostatniej potyczki na Anfield na pewno nie wyglądał jak chłopak z rocznika 2000. Aaronson bez kompleksów wszedł w spotkanie z Liverpoolem i świecił pewnością siebie i odwagą, gdy raz po raz tworzył okazję dla partnerów, kiedy tylko piłka trafiała pod jego nogi. W sytuacjach, gdy futbolówka znajdowała się pod jego kontrolą można było być pewnym, że za chwilę wyniknie z tego coś dobrego dla ekipy Leeds United. Swoimi świetnymi podaniami oraz genialnymi zwodami pomógł wydostawać się Pawiom spod pressingu stosowanego przez Liverpool.

REISS NELSON (1)

Chyba nikt nie wytypowałby go na bohatera meczu Arsenalu z Nottingham Forest. To by bowiem jego pierwszy występ w tym sezonie Premier League. Wychowanek Kanonierów zaskoczył jednak wszystkich. Otrzymał szansę wejścia z ławki już po 27. minutach z powodu urazu Bukayo Saki i narobił niemałego zamieszania w szeregach defensywy beniaminka. Dwa gole, asysta – takiego występu potrzebował, by przekonać Mikela Artetę do tego, by mu zaufał.

NAPASTNICY

KIEFFER MOORE (1)

Mając w ataku gościa mierzącego 195 centymetrów wzrostu po prostu trzeba z tego zrobić użytek. Choć Walijczyk już w trzeciej minucie oddał groźny strzał głową, był groźny nie tylko w powietrzu. Otworzył bowiem wynik spotkania z Tottenhamem, wykańczając precyzyjnym uderzeniem prawą nogą kontrę. Potem, już głową, podwyższył prowadzenie Bournemouth na 2:0. Przydał się też w obronie, gdzie zaliczył kilka wybić.

CALLUM WILSON (1)

Newcastle United strzeliło Aston Villi cztery gole. Teraz liczymy. Pierwszy – Wilson trafia z karnego. Drugi – ładuje piłkę do siatki głową po wrzutce Trippiera. Trzeci – Joelinton dobija jego strzał. Czwarty – zalicza asystę przy bramce Almirona. Tak, Anglik maczał palce w każdej bramce Srok. Fenomenalna partia 30-latka. A gdyby miał trochę więcej szczęścia (lub delikatnie lepiej przymierzył) mógłby mieć gola albo dwa więcej!

GABRIEL JESUS (2)

Może i Jesus nie strzelił ani jednego gola, ale miał ogromny wkład w poczynania ofensywne Arsenalu. Koledzy „opierali” na nim akcje, on stale stanowił opcję do rozegrania w ostatniej tercji boiska. Efekt? Dwie asysty, do których należy jeszcze dorzucić wypracowaną pozycję strzelecką przy trafieniu Nelsona na 2:0, wykorzystana przez Anglika na raty. Wiadomo było, że Brazylijczyk przychodził na Emirates nie tylko po to, by strzelać. Arteta oczekiwał od niego również właśnie takich meczów.