Erik ten Hag realizuje swój plan na Manchester United, ale jego częścią zdaje się nie być Aaron Wan-Bissaka. Piłkarz kupiony niedawno za 50 milionów funtów nie pasuje do jego filozofii i w obecnych rozgrywkach nie dał drużynie właściwie nic. Wiele wskazuje na to, że rozstanie zbliża się wielkimi krokami.

W oczach wielu kibiców największym przegranym zmiany menedżera w Manchesterze United może być Cristiano Ronaldo. Mocnym konkurentem do tego miana jest jednak Aaron Wan-Bissaka, zawodnik, którego Erik ten Hag zupełnie nie ceni. Holender wskazał go podobno jako niepotrzebnego już przed startem sezonu, lecz do klubu nie wpłynęła satysfakcjonująca oferta. Kilka miesięcy później sytuacja prawego obrońcy wydaje się jeszcze gorsza, niż wówczas. To „człowiek widmo”. W tych rozgrywkach nie dał zespołowi nic. I wręcz łatwo było zapomnieć, że jeszcze jest związany z klubem.

Od pewniaka do zapomnienia

Aaron Wan-Bissaka był drugim nabytkiem za kadencji Ole Gunnara Solskjæra. Jednocześnie pierwszym, który kosztował naprawdę ogromne pieniądze. Manchester United zapłacił za wychowanka Crystal Palace aż 50 milionów funtów. Pomimo tego, że Czerwone Diabły ściągały gracza występującego na najwyższym poziomie zaledwie od półtora roku, wydawało się, że dopięły naprawdę dobry transfer.

W końcu 21-latek szybko stał się jedną z największych nadziei angielskiej piłki na pozycji prawego obrońcy. Przenosiny do jednego z najmocniejszych klubów Premier League stanowiły tylko kwestię czasu, a łączono z nim wiele zespołów. Fakt, że latem 2019 roku trafił akurat na Old Trafford, należało uznać za świetny znak. Młody zawodnik od razu znalazł sobie miejsce w podstawowym składzie, uzupełniając lukę powstałą po odejściu Antonio Valencii.

Podczas pierwszej kampanii w czerwonej części Manchesteru ominął tylko trzy mecze ligowe – dwa z powodu problemów zdrowotnych. W kolejnej zaledwie cztery, w tym spotkanie „o nic” w ostatniej serii gier z Wolverhampton. W sezonie 2021/22, do zwolnienia Norwega, zaliczył wszystkie możliwe minuty. Łącznie podczas kadencji Solskjæra spędził w Premier League aż 91% możliwego czasu na boisku. Nie było jednak idealnie.

Z czasem zaczęło pojawiać się coraz więcej krytycznych głosów, coraz bardziej oczywiste zaczęły stawać się jego problemy i braki. Błędy w ustawieniu, braki w rozegraniu… rywale zaczęli je wykorzystywać, lecz Norweg stale mu ufał. Gdy stracił posadę, sytuacja uległa zmianie. Przyjście Ralfa Rangnicka sprawiło, że więcej szans zaczął otrzymywać Diogo Dalot, który wreszcie wygrał rywalizację z Anglikiem. Erik ten Hag ma podobne zdanie – Wan-Bissaka w jego hierarchii znajduje się poniżej Portugalczyka.

Takie wnioski mogliśmy wyciągnąć już po obozie przygotowawczym, start rozgrywek tylko je potwierdził. Dodatkowo 24-latek złapał uraz w najgorszym możliwym momencie: gdy musiał walczyć o odzyskanie miejsca w składzie. W efekcie spędził na murawie tylko cztery minuty. Momentami można nawet zapomnieć, że to wciąż piłkarz United.

Wan-Bissaka bez szans?

Gdy w ostatnich miesiącach pojawiał się temat problemów defensywnych 20-krotnych mistrzów Anglii, najczęściej przewijało się jedno nazwisko: Harry Maguire. To właśnie najdroższy obrońca świata stał się bohaterem memów i przedmiotem powszechnej debaty. Uważnie oglądając spotkania Czerwonych Diabłów, wielu fanów mogło jednak zadawać sobie pytanie, jakim cudem nie podważano ogromnej sumy zapłaconej za prawego obrońcę.

Paolo Maldini powiedział kiedyś, że wykonanie wślizgu oznacza, iż wcześniej popełniono błąd, bo dobrze ustawiony defensor nie musi interweniować w ten sposób. W przypadku Wan-Bissaki ten cytat okazuje się niesamowicie trafny. To właśnie ten element defensywnego rzemiosła komplementowano u niego najbardziej, liczbę tego typu interwencji wskazywano jako jego wielki atut. Problem w tym, że łatał nim poważną dziurę w swej grze – problemy z utrzymaniem odpowiedniej pozycji.

Gdy drużyna zaczęła przesuwać obronę wyżej, ten poważny minus stał się ogromnym kłopotem. Przerzuty na prawą flankę, wrzutki na długi słupek – wychowanek Crystal Palace w tych momentach zawodził regularnie, co często kosztowało stracone bramki. Rywalizację z Dalotem przegrał jednak z innego powodu. Obaj bowiem mają swoje problemy z tyłu, lecz Portugalczyk przyćmiewa rywala w grze do przodu. Tutaj jest z nim bez szans.

Obrońca musi grać też z piłką

Już za kadencji Solskjæra widoczna była dysproporcja w poczynaniach ofensywnych zespołu. Zdecydowanie większą aktywność wykazywała lewa strona, gdzie w rozegraniu i wprowadzaniu piłki do przodu częściej uczestniczył Luke Shaw lub zastępujący go Alex Telles. Po przeciwległej stronie boiska produkt akademii Orłów nie czuł się bowiem komfortowo z piłką przy nodze.

Diogo Dalot Aaron Wan-Bissaka Manchester United podania porównanie

Porównanie statystyk podań z ostatniego roku – Diogo Dalot po lewej, Aaron Wan-Bissaka po prawej. | Źródło: FBref.com

To mogło zaskakiwać, bo przecież Anglik na poziomach juniorskich występował niegdyś na pozycji napastnika. W dryblingu nie wypadał źle, lecz schody zaczynały się, gdy znajdował się bliżej pola karnego rywala. Tam brakowało mu produktywności. W dużej mierze to właśnie to sprawiało, iż Ralf Rangnick i Ten Hag zadecydowali, że Wan-Bissaka zasiadł na ławce.

W obecnej kampanii widać, jak duży udział w rozegraniu bierze Dalot. Portugalczyk regularnie oskrzydla akcje, ale i wspomaga partnerów z centralnej strefy boiska lub atakuje szesnastkę. Takiego zachowania nie oglądaliśmy u jego poprzednika. Pomimo wszelkich swoich bolączek młody wychowanek Porto jest zdecydowanie lepiej dostosowany do filozofii holenderskiego trenera. Jego wybór nie mógł więc dziwić.

Diogo Dalot Aaron Wan-Bissaka Manchester United kreacja szans porównanie

Porównanie statystyk kreowania sytuacji strzeleckich z ostatniego roku – Diogo Dalot po lewej, Aaron Wan-Bissaka po prawej. Legenda: SCA – akcja prowadząca do oddania strzału, GCA – akcja prowadząca do bramki PassLive – z gry, PassDead – ze stałego fragmentu gry, Drib – drybling, Sh – strzał, Fld – wywalczony faul, Def – zagrania w defensywie| Źródło: FBref.com

Anglik to bowiem zawodnik dość mocno ograniczony, w wielu elementach odstający od charakterystyki „nowoczesnego” bocznego obrońcy. Gdy trafiał na Old Trafford, ówczesny norweski trener opowiadał, że właśnie takiego gracza poszukiwał. Teraz zdaje się on zupełnie nieprzystosowany do wymagań panujących w czerwonej części Manchesteru. Gdy jeszcze był zdrowy, w drugiej połowie meczu Ligi Europy z Realem Sociedad, po zmianie Dalota miejsce na prawej stronie obrony zajął nominalny stoper, Victor Lindelöf. To zdaje się dobitnie obrazować brak zaufania menedżera do jego osoby.

Ten Hag chciał go oddać

Już w trakcie letniego okienka transferowego pojawiły się spekulacje dotyczące przyszłości 24-letniego defensora. Podobno nowy trener Czerwonych Diabłów doszedł do wniosku, że należy znaleźć mu nowy dom. Sęk w tym, że nie zdołano pozyskać żadnego zastępstwa. Dlatego też ostatecznie odrzucona została oferta wypożyczenia złożona przez West Ham. Anglik dostał szansę na przekonanie do siebie trenera, ale miał dużego pecha.

We wrześniu złapał kontuzję. Przez to stracił okazję, która mogła odmienić jego los. Teraz wydaje się on jednak policzony. Dziennikarz portalu The Athletic, Laurie Whitwell, informuje, że w styczniu klub ma ponownie rozważyć jego przyszłość. Według jego źródeł Ten Hag już na samym starcie przygody na Old Trafford zadecydował, że Wan-Bissaka nie jest długoterminowym rozwiązaniem. Zdają się to potwierdzać plotki, które pojawiły się już w trakcie kampanii. Spekulowano bowiem o zainteresowaniu 20-krotnych mistrzów Anglii znajdującym się obecnie na piłkarskim bezrobociu eks-zawodnikiem m.in. PSV Eindhoven i Atletico Madryt, Santiago Ariasem. Kolumbijczyk miał zostać drugą opcją na prawej obronie.

Wszystko wskazuje, że niegdysiejszy młodzieżowy reprezentant Synów Albionu nie ma już czego szukać na Old Trafford. Niestety, ewentualna sprzedaż wiązać się będzie ze stratą. Latem jedyna konkretna oferta transferu, złożona przez Crystal Palace, miała opiewać na zaledwie 10 milionów funtów, a więc jedną piątą zapłaconej za niego trzy lata temu kwoty.

Obrońca nie ma co liczyć na regularne występy do końca roku, gdyż dopiero kończy rehabilitację, a niebawem czeka nas przerwa mundialowa. Nie będzie miał więc szans na zmianę zdania szkoleniowca za pośrednictwem murawy. Taka sytuacja z pewnością go nie satysfakcjonuje. On sam, jak i jego otoczenie, mają podobno skłaniać się ku przenosinom. Biorąc pod uwagę ostatnie miesiące w jego wykonaniu, nikt raczej za nim nie zatęskni. Słaba postawa na murawie i brak poczynionych postępów sprawiły, że można go nazwać jednym z większych niewypałów transferowych klubu w ostatnich latach. Miał być przyszłością klubu i angielskiej piłki, tymczasem nawet nie zadebiutował w dorosłej kadrze – i nikt nawet specjalnie nie kontestował decyzji Garetha Southgate’a.

Chyba najlepszym podsumowaniem pozycji Wan-Bissaki w Manchesterze jest to, że wielu kibiców mogło zapomnieć o jego istnieniu. A przecież to gość, który kosztował 50 milionów funtów! Stał się „człowiekiem widmo”. Ma duże braki, nie pasuje do filozofii trenera. Rozstanie to coraz bardziej prawdopodobne rozwiązanie. Pojawia się coraz więcej wieści o zainteresowaniu Czerwonych Diabłów prawymi obrońcami, m.in. Jeremie Frimpongiem.

Czyżbyśmy byli świadkami ostatnich podrygów 24-letniego Anglika na Old Trafford? Bardzo możliwe, że rozstanie nadejdzie niedługo. Problem w tym, że pożegnanie na warunkach satysfakcjonujących Ten Haga i spółkę jest praktycznie niemożliwe. Zainwestowanych pieniędzy na pewno nie uda się odzyskać. Niemniej, jeśli nie ma do odegrania żadnej istotnej roli, trzeba znaleźć następcę i po prostu go oddać.