Sobotnie mecze o 13:30 mają to do siebie, że często są senne i nie mają za dużej intensywności. Podobnie było w dzisiejszym starciu Manchesteru City z Leicester City. Obywatele wygrali ostatecznie 1:0, ale mecz nie porywał i raczej nie zapamiętamy go jako jedno z najżywszych meczów w tym sezonie. Jakie wnioski udało nam się wyciągnąć po spotkaniu na King Power Stadium?

Plan Rodgersa się nie powiódł

Leicester City od pierwszego gwizdka sędziego miało jasny plan. Ustawić zasieki przed własnym polem karnym i jak najbardziej utrudnić Manchesterowi City atakowanie na bramkę. W przypadku odbioru natychmiast ruszyć z kontratakiem i uruchomić szybkich: Vardyego lub Barnesa. Niestety dla fanów Lisów ten plan się nie powiódł. Co prawda gol dla gości padł po stałym fragmencie, ale ostatecznie Leicester nie uchroniło się przed stratą bramki, a co gorsza nie potrafiło realnie zagrozić bramce Edersona. Zwłaszcza w pierwszej połowie, gdzie w 35. minucie meczu Vardy miał 4 kontakty z piłką. Menedżer gospodarzy zrezygnował ze swojego ultradefensywnego planu w 71. minucie, kiedy zdjął obrońcę i wprowadził za niego kolejnego napastnika. Miała być mocna defensywa i groźne kontry, a skończyło się tylko na mocnej defensywie, która i tak nie zachowała czystego konta.

Jak trwoga to do De Bruyne

To był typowy mecz, w którym Manchester City od początku meczu bił głową w mur, a kolejna nieudana akcja mogła frustrować fanów. The Citiznes mieli pełną kontrolę, bardzo często usypiali swojego rywala, a przy okazji też kibiców oglądających mecz. Dla podopiecznych Pepa Guardioli to był mecz, który trzeba było na siłę przepchnąć kolanem i ostatecznie to się udało, dzięki geniuszowi Kevina De Bruyne. Belg popisał się fenomenalnym uderzeniem z rzutu wolnego, które zdecydowało o tym, że goście do Manchesteru wracają z trzema punktami. Po to ma się w składzie takich piłkarzy jak belgijski pomocnik, by sami decydowali o wynikach meczów.

Brak Haalanda odczuwalny

Po raz pierwszy w tym sezonie Manchester City musiał sobie radzić bez Erlinga Haalanda. Do końca nie wiadomo było, czy Norweg pojawi się na King Power Stadium, ale ostatecznie problemy zdrowotne wykluczyły go z meczu z Lisami. Jego nieobecność nie była w grze City rażąca, ale na pewno widoczna. Zastępujący go Julian Alvarez nie mógł się dobrze odnaleźć w nisko ustawionej grze rywala, ale koledzy z zespołu bardzo często wrzucali piłkę w pole karne, gdzie na pewno lepiej odnalazłby się wysoki zawodnik, taki jak właśnie Haaland. Dla fanów z Manchesteru najważniejsze jest, że ich zespół wywiózł trzy punkty, ale w wielu sytuacjach widać było, że obecność Erlinga mogłaby zmienić przebieg kilku okazji.