Rywalizacja Liverpoolu z Manchesterem City napisała już w Anglii kawał pięknej historii. W zeszłym sezonie obie ligowe batalie tych drużyn zakończyły się emocjonującymi remisami 2-2, za to Klopp górował nad Guardiolą zarówno w półfinale FA Cup, jak i rozpoczynającym nowy sezon meczu o Tarczę Wspólnoty.

W zeszłej kampanii ledwie punkt rozdzielił w tabeli te dwa zespoły, a kwestia mistrzostwa rozstrzygała się w ostatnim kwadransie sezonu. Tym razem mimo dużej różnicy punktowej w tabeli i niskiego wyniku emocji nie zabrakło. To Liverpool okazuje się zwycięski na Anfield po golu Mohameda Salaha. Czego dowiedzieliśmy się po tym spotkaniu?

You’ll Never Walk Alone

Pamiętamy fantastyczna serię 68 ośmiu domowych meczów Liverpoolu bez porażki trwającą niemalże cztery lata. Już wtedy wiedzieliśmy jak wielką twierdzą jest Anfield. Choć na początku 2021 roku można było w to zwątpić, a Liverpool przegrywał u siebie mecz za meczem, szybko wszystko wrócilo do normy. Od marca 2021 roku i porażki z Fulham po golu Mario Leminy, jedynym klubem, który pokonał The Reds na Anfield był Inter w 1/8 finału Ligi Mistrzów. W tym sezonie mimo kryzysu Liverpool u siebie jeszcze nie przegrał i dziś sie to nie zmieniło. Doping kibiców był dziś niesamowity i niósł młodych i starych pilkarzy The Reds na swoich skrzydłach!

Ach, ta dzisiejsza młodzież

Wydaje się, że los pomógł wykonać Kloppowi ruch, którego oczekiwało wielu kibiców. Trent Alexander-Arnold z kontuzją opuścił boisko w meczu z Arsenalem. Mówiło się o kilkutygodniowej przerwie, a tymczasem już dziś Anglik znalazł się na ławce rezerwowych. Najwyraźniej na start było jeszcze za wcześnie albo też niemiecki menedżer poszedł po rozum do głowy. Na prawej obronie wystąpił 37-letni, niezwykle doświadczony James Milner i był to strzał w dziesiątkę. Efekt otrzymaliśmy natychmiastowo. W końcu kibice Liverpoolu nie musieli oglądać fatalnych wylewów w defensywie. The Reds zatrzymali ofensywę City z Haalandem na czele i zachowali czyste konto.

Do dwóch razy sztuka

Nie potrzebował Salah trzech sytuacji sam na sam, żeby pokonać Edersona. Wystarczyły dwie i Egipcjanin wpakował piłkę do siatki. Co więcej, liczba 2 może zostać liczbą dzisiejszego meczu, bo dwukrotnie w fatalny sposób mylił się Cancelo. Za drugim razem pożytku z futbolówki nie zrobił jednak Darwin Nunez. Mecz był pasjonujący i groźnych sytuacji z obu stron nie brakowało, jednak te szczególnie wbiły mi się w pamięć.

Jak się okazuje, City nie jest już drużyną niepokonaną w tym sezonie. Haalanda da się zatrzymać, a defensywa zespołu Guardioli to nie monolit. Liverpool nie zapomniał jak się gra w piłkę i potrafił szczególnie zmobilizować się na ten mecz. Nic tylko oddać szacunek zespołowi Kloppa, a szczególnie wdzięczny Niemcowi i jego ekipie powinien być… rzecz jasna Arsenal. Cztery punkty przewagi mają obecnie w ligowej tabeli Kanonierzy nad City. Z wypiekami na twarzy możemy więc obserwować kolejne epizody batalii o Anglię!