W pierwszym spotkaniu 11. kolejki Premier League, pomimo zdecydowanej dominacji Brighton, trzy punkty zostały na Brentford Community Stadium, głównie dzięki fantastycznej postawie Davida Rayi i skuteczności Ivana Toneya. Czego mogliśmy dowiedzieć się w tym spotkaniu?

Ivan Toney to człowiek orkiestra w drużynie Thomasa Franka

Brentford być może nie wykreowało sobie w tym meczu wiele okazji, ale nie przeszkodziło to Ivanowi Toneyowi w ustrzeleniu dubletu. Pierwsza bramka to błysk geniuszu napastnika, gdzie w ciężkiej sytuacji i z nienajlepszego dośrodkowania wykończył on akcję uderzeniem backheelem, a druga padła po rzucie karnym, który najpierw wywalczył, a potem bezbłędnie zamienił na bramkę właśnie Toney. Świetny w powietrzu, niezmordowany w pressingu, potrafiący grać kombinacyjnie, nie mający problemu z wyjściem pola karnego, z świetnym zmysłem snajperskim i umiejętnością znalezienia się w odpowiednim miejscu i czasie w polu karnym – to właśnie Ivan Toney. Anglik to napastnik kompletny, który kolejny już raz praktycznie w pojedynkę zapewnia komplet punktów ekipie Thomasa Franka. Powtarzamy to już od wielu miesięcy, ale jedynie kwestią czasu wydaje się, aż któryś z najbogatszych klubów w kraju zainteresuje się pozyskaniem egzekutora Brentford. To jednak zapewne dopiero w lecie, a póki co bez cienia wątpliwości można stwierdzić, że kapitan The Bees musi znaleźć się w samolocie na Mistrzostwa Świata w Katarze – Gareth Southgate nie może bowiem pozwolić, aby zawodnik tej klasy został w domu. Dzisiejsze spotkanie było dla Toneya wyjątkowe – oprócz trzech punktów, zaliczył on swój setny występ w barwach Brentford i strzelił swoją pięćdziesiątą i pięćdziesiątą pierwszą bramkę w barwach ekipy z Brentford Community Stadium.

Enock Mwepu oglądał to spotkanie z łezką w oku 

W poniedziałek przedwczesne zawieszenie butów na kołek z powodu choroby serca ogłosił zawodnik Brighton, Enock Mwepu. Zambijczyk oglądając starcie Brighton z Brentford zdecydowanie mógł się wzruszyć – w szatni Mew została wywieszona flaga Zambii, a zawodnicy wybiegli na rozgrzewkę przedmeczową w koszulkach z numerem i nazwiskiem, a także słowami wsparcia dla swojego kolegi z drużyny. Przed meczem, z inicjatywy Brentford, na stadionowym telebimie zostały wyświetlone słowa „Enock Mwepu – Jesteśmy z Tobą”. Także kibice Brighton dołożyli swoje trzy grosze, ustawicznie śpiewając imię Zambijczyka przez całe dziewięćdziesiąt minut. Jak zapewnił prezes Brighton Paul Barber w przedmeczowym wywiadzie dla Sky, Mwepu zostanie otoczony wszelką potrzebną opieką psychologiczną, a klub pomoże mu w każdy możliwy sposób w przekwalifikowaniu się i znalezieniu innej roli w piłce nożnej.

Nowy trener, stare demony Brighton

Już za czasów Grahama Pottera Mewy były kojarzone z przyjemnego dla oka, ofensywnego stylu gry i tworzenia sobie wielu szans na strzelenie bramki, a także z olbrzymiej nieskuteczności pod bramką przeciwnika. Mimo że trenerem jest już Roberto De Zerbi, Mewy pozostają takie same – w meczu z Brentford podopieczni włoskiego szkoleniowca wykręcili ponad 70% posiadania piłki, a także prawie trzy razy więcej strzałów i strzałów celnych niż przeciwnicy, a mimo to i tak przegrali. Fantastycznie dysponowany był dzisiaj David Raya, jednak nie zmienia to faktu, że Brighton stworzyło sobie wystarczająco naprawdę świetnych okazji, żeby przynajmniej zremisować starcie na Brentford Community Stadium. Gorsze spotkanie rozgrywał Leandro Trossard, a nikt z jego kolegów z drużyny nie był w stanie wejść w buty Belga pod bramką przeciwnika. Brighton to niewątpliwie drużyna z potencjałem, jednak bez konkretnych wzmocnień w ofensywie i przede wszystkim pozyskania snajpera z prawdziwego zdarzenia, ciężko będzie Mewom długofalowo w pełni wykorzystać owy potencjał.