Championship jest ligą nad wyraz osobliwą. Ostatnio informowaliśmy o tym, że piłkarze nie skarżyli się nawet wtedy, gdy przyszło im rozgrywać mecz na niewymiarowe bramki. Aczkolwiek zaplecze najlepszych krajowych rozgrywek na Starym Kontynencie potrafi okazać się też niezwykle bezlitosne. W ciągu niecałych trzech miesięcy gry w tych rozgrywkach swój stołek opuściło niemal tylu menedżerów, ilu w Premier League w całym zeszłym sezonie.

Wydawać by się mogło, że to nasza rodzima Ekstraklasa wiedzie prym w Europie pod względem (nie)cierpliwości prezesów do swoich szkoleniowców. Nierzadko dochodzi do zdarzenia, gdy pomimo dobrej sytuacji w tabeli, ale słabszej ostatniej serii lub niesmaków klubowych gabinetach, włodarze klubów nie wytrzymują ciśnienia. Za naporem mediów i kibiców przeprowadzają zmiany tu i teraz. Najczęściej błędnie myśląc, że z nowym opiekunem u boku ekipa wróci na właściwe tory. Wystarczy spojrzeć choćby na ten rok, gdy pracę w Radomiaku tracił Dariusz Banasik lub poprzedni, kiedy zwalniano ze Śląska Vítězslava Lavičkę. Ogólnie w zeszłym sezonie w trakcie rozgrywek doszło aż do 14 zmian na stanowisku pierwszego trenera.

To jednak nic w porównaniu do tego, co się dzieje w tym sezonie Szóstej Ligi Europy – ukochanej przez wszystkich Championship. Zaplecze angielskiej elity udowadnia od początku kampanii, że to jej bezdyskusyjnie należy się tytuł „najbardziej burzliwej ze wszystkich lig”. Pomimo że od inauguracji zmagań 29 lipca na John Smith’s Stadium pomiędzy Huddersfield a Burnley minęło mniej niż 80 dni, odeszlo już 9 menedżerów! Kogo rada nadzorcza ścięła już na klubowej gilotynie? A kto wywinął numer i sam się tej radzie postawił?

25 sierpnia – Stoke zamienia O’Neilla na Neila i zaczyna rzeź w Championship

Martin O’Neill trafiał na Britannia Stadium w listopadzie 2019 roku, gdy Stoke miało bardzo poważne kłopoty ze spełnieniem wymogów FFP. W ciągu trzech sezonów udało mu się zbić o połowę klubowe płace do poziomu 20 milionów funtów rocznie. Przeprowadził istotną rewolucję kadrową, pozbywając się niepotrzebnych graczy, a ewentualne luki łatał młodymi, obiecującymi zawodnikami. Idealnym przykładem jest Nathan Collins. Irlandczyk za kadencji O’Neilla przedarł się z drużyn młodzieżowych do pierwszej jedenastki Garncarzy, a zeszłego lata sprzedano go za 14 milionów do Burnley. W dodatku Irlandzczyk nadzorował restrukturyzację działu medycznego i nauki o sporcie.

Kłopotem byłego selekcjonera The Green Army pozostawały jednak sprawy boiskowe. Choć gwarantował on spokojne utrzymanie, to rok w rok pozycja w dolnej połowie tabeli nie spełniała ambicji właścicieli zespołu. Początek aktualnych rozgrywek też nie wskazywał na ewentualną odmianę. Sześć meczów, w których jego ekipa odniosła tylko jedną wygraną i poniosła cztery porażki (w tym jedną z Morecambe w Carabao Cup), wystarczyło, aby Martin pożegnał się z posadą. Tym samym w Championship ścięto pierwszą głowę.

W klubie szybko zaczęto szukać potencjalnych następców. Ostatecznie w wyścigu o menedżerski fotel na froncie pozostali Alex Neil z Sunderlandu i Chris Wilder z Middlesbrough. Ekipę z miasta nad rzeką Tyre przejął ten pierwszy, osierocając Czarne Koty (jednego z ligowych rywali Stoke). Na Stadium of Light łapano się wszystkich pomysłów, aby przekonać Alexa do pozostania. Jednak nawet znacząca podwyżka gaży i nowy kilkuletni kontrakt nie przekonały 41-latka do odrzucenia przeprowadzki w rejony środkowej Anglii.

Gracze byli wstrząśnięci. Znali i bardzo doceniali pracę, jaką Neil wykonał od czasu jego nominacji w lutym, przejmując wyrównany zespół League One i awansując szczebel wyżej. Władze również doznały szoku, bo rozmowy ze The Potters rozpoczął na 24 godziny przed gwizdkiem spotkania z Norwich. No ale cóż, klauzula została aktywowana, więc finalnie nic nie mieli do powiedzenia. Da się jednak jego decyzję logicznie wytłumaczyć. Według raportów The Atheltic Stoke nawet potroiło jego dotychczasowe wynagrodzenie, w dodatku wpisując pokaźne premie za dotarcie do play-off. Dostał też znacznie bardziej doświadczoną kadrę i to na czym zależało mu już w poprzednim zespole – większy transferowy budżet.

14 września – Huddersfield rozpoczyna wrześniowe szaleństwo

29 maja Huddersfield Town było 90 minut od powrotu do Premier League. W finale play-offów na Wembley ulegli jednak Nottingham 0:1. Mecz okazał się dla nich niezwykle pechowy. Gol dla Tricky Trees padł po tym, jak Levi Colwill wpakował piłkę w samo okienko własnej bramki. Później Jonathan Moss postanowił nie podyktować dwóch należnych im rzutów karnych. W środku przygotowań do następnego sezonu pokład dość niespodziewanie postanowił opuścić Carlos Corberán, który jak potem wyznał, pragnął dołączyć do ambitniejszego projektu. Miesiąc później Hiszpan podpisał kontrakt z Olympiacosem (z którego swoją drogą już zdążono go zwolnić).

Zarząd postanowił na stabilizację i opiekę nad pierwszą drużyną powierzył Danny’emu Schofieldowi, który pełnił dotychczas funkcję szkoleniowca rezerw. Schofield od podszewki znał obecny skład i filozofię klubu (jako piłkarz rozegrał dla Tereriów ponad 280 spotkań). W dodatku miał za sobą praktyki w wielu akademiach w całej Anglii. Na jego niekorzyść przemawiał fakt, że nigdy dotąd nie prowadził seniorskiej drużyny. Mimo to postanowiono zaryzykować.

Danny Schofield stanie teraz na czele zespołu – mówił na początku lipca szef operacji piłkarskich Leigh Bromby – zna klub, zawodników, sztab szkoleniowy i naszą strukturę jak nikt inny. Wierzymy, że jest idealnie przygotowany, aby zapewnić nam ciągłość w realizowaniu obranej strategii.

Niestety, postawione przed 42-latkiem zadanie zdecydowanie go przerosło. Klub też nie za bardzo mu pomógł, sprzedając w jednym dniu dwóch podstawowych zawodników – Harry’ego Tofolo oraz Lewisa O’Briena do Nottingham. Do Chelsea powrócił Colwill, odeszli też Pipa i Naby Sarr, którzy rozpoczynali kluczowy mecz o awans. W premierowym starciu w Championship piłkarze Schofielda w słabym stylu ulegli Brunley 0:1. Następnie przyszły kolejne porażki – 1:2 z Birmingham oraz 1:4 z Preston w ramach Carabao Cup. Sytuację na chwilę poprawiła pierwsza ligowa wygrana ze Stoke w 3. kolejce, tyle że to zwycięstwo okazało się jedynym w ciągu siedmiu pierwszych spotkań.

W ósmym przeciwko aktualnemu beniaminkowi – Wigan Athletic – Schofield grał już o posadę. Przegrana z The Latics ostatecznie przekreśliła jego los. Natychmiast po końcowym gwizdku zarząd zdecydował się zwolnić menedżera, nie chcąc na dłuższą metą doświadczyć walki o utrzymanie. Ruch władz na razie okazał się jednak bez znaczenia, bo Huddersfield jak okupowali strefę spadkową, tak nadal tam pozostają.

18 września – Walijska przygoda Morisona w Championship dobiega końca

Steve Morison przejmował Cardiff City jedynie w charakterze szkoleniowca tymczasowego w październiku zeszłego roku. Wcześniej w klubie pracował jako trener drużyny U21. Vincent Tan właśnie zwolnił z obowiązków Micka McCarthy’ego i rozpoczął poszukiwania nowego opiekuna swojej ekipy. Rozwiązanie przyszło samo, bo Morrison spisywał się na tyle dobrze, że w listopadzie przedłużono jego umowę do końca sezonu. W marcu z kolei Malezyjczyk poszedł o jeszcze jeden krok dalej i podsunął mu propozycję poprowadzenia seniorskiej ekipy Bluebirds do końca czerwca 2023 roku.

Morison latem stanął przed trudnym zadaniem, bo Tan za punkt honoru obrał sobie gruntowne przebudowanie kadry. W stolicy Walii doszło w ubiegłym okienku do rewolucji pokroju tej w Nottingham Forest. Sprowadzono aż 17 nowych piłkarzy. 39-latek w opinii wielu kibiców wykonał w przerwie między rozgrywkami kapitalną robotę, bo pożegnał wielu niechcianych już graczy starej gwardii, sprowadzając wiele nowych i młodszych twarzy. Przyszedł były talent akademii The Reds Sheyi Ojo czy znany z West Bromu Callum Robinson. Co warte podkreślenia – wszystko przy bardzo ograniczonych środkach.

Tę znakomitą pracę na rynku należało jednak przenieść na boisko. Tego były piłkarz m.in. Leeds nie uczynił. Niejednokrotnie bał się zagrać ofensywnie i odrobinę zaryzykować, często przekreślając szansę na trzy punkty przy utrzymującym się remisie. Miał opory, aby z większą wiarą postawić na utalentowanego wychowanka, Rubina Colwilla. Brakowało mu planu B, a zmiany kibice poprawnie typowali jeszcze przed pierwszym gwizdkiem.

W jednym ze swoich artykułów świetnie podsumowała to strona Wales Online:  „Po strzeleniu gola, z Cardiff było wszystko w porządku, jednak gdy to oni pierwsi bramkę tracili, to nigdy nie miałeś pewności, że odwrócą rezultat”. Ostatecznie po 10 meczach na koncie walijskiej ekipy znajdowały się jedynie 3 zwycięstwa i 7 strzelonych bramek. Z góry w ligowej tabeli spoglądało na nią aż 17 innych ekip.

Tak więc 18 września Tan, nie widząc promyka nadziei na odwrócenie złej karty, postanowił Steve’a zwolnić. Co ciekawe, tydzień później Morison pojawił się w studiu Sky News przy okazji omawiania spotkania reprezentacji Walii z Polską. Poza wątkami samego meczu Ligi Narodów, dosyć obszernie opowiedział o przygodzie w stolicy kraju Celtów.

22 września – Rotherham żegna Paula Warne’a

To jedyny taki przypadek w tym zestawieniu, bowiem tu nie klub rzucił szkoleniowca, a szkoleniowiec klub. Warne na New York Stadium (tak, to nazwa stadionu Rotherhamu) pracował od listopada 2016 roku, przekształcając zespół w definicję słowa „klub yoyo”. W ciągu kolejnych sezonów sukcesywnie awansował do Champiosnhip, aby po roku spadać do League One. Promocję na zaplecze wywalczył aż trzykrotnie (dwa razy finiszując na 2. miejscu i raz poprzez play-offy).

Tym razem miało być jednak inaczej, ponieważ The Millers, jak na beniaminka naprawdę kapitalnie weszli w sezon. Zainkasowali 14 punktów w pierwszych dziewięciu kolejkach, wdrapując się na 10. lokatę. Imponująca forma w powiązaniu z łatką specjalisty od awansów do Szóstej Ligi Europy sprawiły, że osobą Warne’a poważnie zainteresowali się nowi właściciele Derby County. Zarząd Baranów wysłał formalną prośbę o możliwość podjęcia pertraktacji kontraktowych z 49-latkiem. Tony Stewart swojemu podwładnemu postanowił nie robić żadnych problemów. Sam nie potrafił go od dłuższego czasu nakłonić do podpisania nowej umowy. Sama decyzja, co do opuszczenia znanego sobie doskonale każdego kąta w Rotherham, nie przyszła mu łatwo.

To nie była łatwa decyzja. Proces jej podejmowania miał wiele wzlotów i upadków. Za jednym razem wiedziałem, że odchodzę i tak też mówiłem żonie. Po czym po dwóch godzinach zmieniałem zdanie i już nie odchodziłem.

Ten koniec okazał się słodko-gorzki. Wszyscy w Rotherdam United to moi ludzie, moi przyjaciele. Kiedy wsiadłem do samochodu [aby wyjechać], byłem niezwykle wzruszony. Ten klub to spora część mojego życia i w tym okresie wiele się o sobie dowiedziałem.

Tym samym 22 września na Pride Park zaprezentowano pełnoetatowego następcę Wayne’a Rooneya. Pełniący do tej pory obowiązki caretakera Liam Rosenior powrócił do roli jednego z trenerów pierwszej drużyny. Paul był absolutnym numerem jeden na liście życzeń władz swojego aktualnego pracodawcy, które zaproponowały mu kontrakt aż do 2026 roku i pozwoliły zabrać ze sobą cały sztab szkoleniowy. Anglik zdążył już udanie zadebiutować, pokonując Cambridge. W następnym spotkaniu musiał jednak uznać gorycz porażki z Port Vale.

26 września – Gino Pozzo ścina głowę Roba Edwardsa

Cokolwiek będzie się działo, zamierzamy wspierać Roba Edwardsa. Wierzymy, że dostarczy on nam to, czego wszyscy chcemy – długotrwałej i sukcesywnej przygody na poziomie Premier League.

Taką obietnicę w czerwcu przy podpisywaniu umowy z nowym szkoleniowcem złożył Gino Pozzo. Edwards, obiecujący, młody brytyjski trener, którego wyciągnięto z Forest Green Rovers, miał być oznaką zmiany podejścia obecnych właścicieli Szerszeni. Miał on tchnąć nowe życie w klub, którego PR związany z koszmarną kampanią w elicie był do szpiku kości negatywny. Spróbować zamaskować wewnętrzne problemy i zjednać sobie, choćby część sympatyków przychodzących na stadion. A przynajmniej tak się wtedy wydawało.

Na Vicarage Road liczą się jednak tylko zwycięstwa i marsz w górę tabeli. Szalone lato, w którym pozbyto się stanowiących o sile pierwszej jedenastki Dennisa, Cucho, Masiny czy Sissoko? To nie jest dla zarządzającej klubem włoskiej rodziny łatwa wymówka. Po 11 kolejkach postanowiono się z Robem rozstać. Czarę goryczy miały przelać porażka 0:2 z Blackburn, a następnie remis 2:2 na własnym podwórku z Sunderlandem. To oznaczało, że ekipa spod Londynu wygrała jedynie raz w ostatnich 7 meczach. Nie dano wiary kolejnym próbom odbudowania pewności siebie i atmosfery w drużynie, nawiązania bliższego kontaktu z fanami lub wypracowania konkretnego stylu z bardzo niezrównoważonym składem. Pozzo wcisnął czerwony guzik.

Zastąpił go dobrze znany na angielskich boiskach Slaven Bilić. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie jeden szczegół. Nie jest tajemnicą poliszynela, że Gino chciał ściągnąć Bilicia już pod koniec sezonu, gdy stracił wiarę w odwrócenie złej passy pod wodzą Roya Hodgsona. 54-latek pozostawał do wzięcia za darmo. W styczniu bowiem zrezygnował w połowie trwającej umowy ze stanowiska w chińskim Beijing Guoan. Tyle że fakt, że chorwackiego menedżera ogłoszono 15 minut po tym, jak poinformowano w klubowych mediach o rozstaniu z Edwardsem, pozostawia pewien absmak. Zresztą Brytyjczyka pożegnano w porze lunchu, gdy rozpoczął już przygotowania do weekendowego starcia ze Stoke. Tym samym Szerszenie objął już 18. (tak osiemnasty!) menedżer od 2012 roku. Nowy sezon, ten sam Watford.

30 września – Hull zwalnia Shotę

Zatrudnienie Shoty Arveladze, jak to często bywa, okazał się beneficjentem sporych zmian w klubie. W styczniu Hull City przeszło w ręce tureckiego potentata telewizyjnego – Acuna Ilıcalıego. Świeżo upieczony właściciel klubu chciał na stanowisku pierwszego szkoleniowca postawić na swojego człowieka. Dlatego na KCOM Stadium Gruzin podpisał 2,5-letni kontrakt. Trzeba przyznać, że decyzja na początku się broniła – Tygrysy w spokoju utrzymały się na zapleczu, zajmując 19. miejsce. Ilıcalı musiał być tym wynikiem niezwykle usatysfakcjonowany, bo latem sprowadził dla Arveladze aż pięciu zawodników ze swojej ojczyzny. Na trzech z nich wydano blisko 12 milionów euro, wydając większość pieniędzy, które uzyskali ze sprzedaży Lewisa-Pottera do Brentford.

Wbrew oczekiwaniom właściciela z takim zaciągiem z Bliskiego Wschodu nie poradził sobie jego podwładny. Dlatego też tegoroczne rozgrywki dla ekipy z portowego miasta to zupełnie inna bajka. Zaczęło się naprawdę obiecująco – od 8 oczek w ciągu pierwszych czterech kolejek. Udało się ograć Norwich, zremisować z Burnley. Tyle że potem ta forma prysła niczym bańka mydlana. W ciągu 6 następnych meczów z tarczą schodzili raz, na tarczy aż pięć. Porażka 0:3 na Swansea.com Stadium, a tym samym spadek na 20. lokatę w tabeli, przypieczętowała jego los. To znaczy prawie – Gruzin wyleciał z pracy dopiero po kolejnych 13 dniach.

Podczas przerwy międzynarodowej odbyliśmy szereg spotkań z Shotą, aby omówić kierunek zespołu i przyszłość klubu. W miarę upływu tych spotkań stało się jasne, że nasze poglądy nie są zgodne, więc podjęliśmy decyzję o rozstaniu.

Takie oświadczenie pojawiło się na klubowej stronie 30 września. Niby nic takiego – standardowe pożegnanie. Jest jednak pewien szkopuł. Po pierwsze w ciągu tych prawie dwóch tygodni Hull ze względu na przerwę reprezentacyjną nie rozegrało ani jednego oficjalnego meczu. Czasu na takie zmiany było więc nadto, aby nowy wódz mógł poznac drużynę i wprowadzić jakieś pierwsze swoje szlify. Po drugie Arveladze zwolniono zaledwie dwie godziny przed pierwszym gwizdkiem domowego spotkania z Luton!

Przedmeczowy wstrząs zarządu niestety nie ogarnął drużyny – The Hatters wygrali 0:2. Co ciekawe, bardzo zadowoleni z takiego ruchu okazali się sami kibice. W ankiecie Hull Live zaledwie kilka godzin po tym wydarzeniu, z ponad 1000 głosujących aż 88% poparło tę decyzję.

3 października – Boro mówi Wilderowi nara

Dla Chrisa Wildera praca na Riverside Stadium była pierwszą od czasu zakończenia prawie pięcioletniej przygody z ekipą z Sheffield. Z Szablami udało mu się awansować do elity i zachwycić całą piłkarską Anglię, zajmując 9. miejsce jako beniaminek ligi. Możliwe, że w zarządzie Boro pomyślano, że 55-latek będzie w stanie powtórzyć z ich drużyną i po raz pierwszy od 2017 roku wrócić w objęcia najlepszej krajowej ligi na Starym Kontynencie.

Wilder przejął władzę w szatni po Neilu Warnocku, który, krótko mówiąc, wynikami nie imponował. Ruch ze strony Steve’a Gibsona, właściciela klubu, okazał się słuszny. Middlesbrough do tej pory pozostające w środku tabeli, wygrało sześć z pierwszych dziewięciu spotkań, a seria 8 kolejnych zwycięstw na własnym terenie włączyła ich w grę o play-offy. Grali ofensywna piłkę, a z trybun niosła się chwytliwa przyśpiewka „Oh, Chris Wilder said”. W Pucharze Anglii ogrywali Manchester United, a następnie Tottenham, aby zameldować się w najlepszej ósemce. Aczkolwiek w kwietniu, gdy Burnley pożegnało Seana Dyche’a, nie zaprzeczał pogłoskom o tym, że jest zainteresowany przejęciem The Clarets. To pozostawiło w klubie pewnego rodzaju kwas.

Forma Boro spadła pod koniec rozgrywek, a porażka w ostatniej serii spotkań 1:4 z Preston North End kosztowała szansę awansu wyżej. Latem zaczęło się pomiędzy stronami jeszcze bardziej psuć, na co wpływ miało bogate, lecz słabo zorganizowane okienko transferowe. Szkoleniowiec liczył, że dostanie większe środki na wzmocnienia, ale przede wszystkim liczył, że transfery Taverniera i Spence’a wydarzą się zdecydowanie wcześniej. Obaj byli typowani do odejścia, ale przeciągające się negocjacje nie pozwoliły sprowadzić następców w trakcie przygotowań.

Tyle że skład, jaki miał do dyspozycji, wciąż był jednym z najlepszych na poziomie Chmapionship. A Wilder jak na faworyta wystartował słabiuteńko. 2 zwycięstwa – 4 remisy – 5 porażek i miejsce w strefie spadkowej. Po drodze Wilder mógł też stracić część chęci do dalszej przygody w Middlesbrough, bo zgłosiło się do niego Bournemouth. Nie potrafił też wkomponować w zespół pozyskanych za solidne pieniądze Marcusa Forssa i Matthew Hoppe’a. To wszystko zadecydowało o tym, że pomimo dobrego wrażenia z zeszłych rozgrywek, Gibson żadnymi sentymentami się nie przejmował i 3 października w krótkim komunikacie przekazał informację o „natychmiastowym rozstaniu”.

10 października – Steve Bruce nie daje rady w Championship

Najświeższy przypadek w tym zestawieniu. Bruce pojawił się na The Hawthorns w lutym, gdy w klubie przeprowadzono hurtowe czystki. Poza tym, że z pracy przez fatalne wyniki wyleciał Valérien Ismaël, ze swoją posadą pożegnał się również dyrektor generalny – Xu Ke, który Francuzowi podarował czteroletnią umowę, a w konsekwencji sowitą rekompensatę. W jego miejsce zatrudniony został Roy Gourlay, który nowym szkoleniowcem piastował Steve’a Bruce’a zaledwie dwa dni po swojej nominacji.

Były opiekun Newcastle miał być optymalnym wyborem ze względu na swój świetny wynik w osiąganiu awansów do Premier League. W całej karierze ta sztuka udała mu się aż cztery razy (2002 i 2007 z Birmingham City oraz 2013 i 2016 z Hull City). Mimo to, w trakcie swojego epizodu w West Bromie 61-latek nawet nie zbliżył się do ewentualnej piątej promocji.

Jego kadencja była specyficzna. Warto choćby przyjrzeć się nieco szerzej letniej rekrutacji nowych graczy. Ze względu na to, że West Brom nie korzysta z zorganizowanej siatki skautingowej, swoją transferową strategię opierają na doświadczeniu i kontaktach trenera i dyrektora sportowego. Tak właśnie do ekipy z hrabstwa Birmingham trafił Jed Wallace, którego Bruce próbował wcześniej dwukrotnie podpisać w poprzednich klubach. Eric Pieters trafił do zespołu, bo prywatnie jest sąsiadem Steve’a. Brandon Thomas-Asante, pozyskany z Salford City, był na radarze menedżera, ponieważ grał w tej samej drużynie, co jego zięć.

Aczkolwiek to nie jedyne zarzuty kierowane do Anglika. W tekście Eliasa Burke’a w The Athletic o tym, co działo się ostatnio w klubie, przytoczona jest wypowiedź agenta jednego z piłkarzy. Jego klient wielokrotnie zgłaszał uwagi dotyczące braku odpowiedniego przygotowania do meczu i dbałości o szczegóły. Bruce na kilka tygodni przed rozpoczęciem zmagań nie wiedział, że w Championship można dokonywać pięciu zmian. W ciągu swojego epizodu wygrał zaledwie 25% spotkań (8 zwycięstw, 12 remisów i aż 12 porażek).

Obecne rozgrywki to kompletna katastrofa – udało się wygrać jedynie z Hull, jeszcze w sierpniu. To przełożyło się na ośmiomeczową serię bez wygranej i miejsce w strefie spadkowej. Decydujący okazał się bezbramkowy remis przeciwko Luton, po którym Bruce został wygwizdany przez fanów The Baggies. W zeszły poniedziałek, dziewięć miesięcy przed końcem kontraktu, Steve wyleciał z hukiem.

To ilu jeszcze poleci przed Mundialem?

Dziewięciu zwolnionych szkoleniowców to najwyższy wynik w historii rozgrywek w październiku, który pokazuje, że tegoroczna karuzela ruszyła z piekielnym przytupem. Warty odnotowania jest fakt, że w dwóch poprzednich sezonach do tej pory pracę stracił tylko jeden pierwszy trener. A w przeciągu całej kampanii z fotelem pożegnało się jedynie 11. Teraz do tego wyniku zostały dwie dymisje czy odejścia, a przed nami jeszcze 32 kolejki. Różnica jest więc gigantyczna. Obrazuje to, tak jak wcześniej wspomniałem, spory problem z obdarzeniem opiekuna pierwszej drużyny należytym zaufaniem, gdy na horyzoncie pojawia się choć zalążek głębszego kryzysu.

Aczkolwiek taki chyba jest urok Championship. Szalona karuzela trenerska nie jest niczym nowym dla fanów tej ligi. Chociaż tempo, w jakim kluby przebijają się przez menedżerów, z pewnością może wzbudzić u niektórych pewien strach. Zagrożony jest rekord, osiągnięty w kampanii 2014-15, gdy licznik dobił do 19. Wtedy do 14. serii spotkań pożegnano 7 różnych szkoleniowców (bez tymczasowych) na czele ze zwolnionym z Cardiff City Ole Gunnarem Solskjærem. Przy takiej fali odejść łatwo uwierzyć w to, że średni okres pracy menedżera od sezonu 2018-2019 na zapleczu wynosi zaledwie 1,10 roku! Dla porównania w Premier League to 1.70 roku, a w League Two 2.12 lat.

Słynne powiedzenie, że „bez ryzyka nie ma szampana” jest jednak tutaj zbyt zakorzenione w umysłach właścicieli. A ta w przypadku sukcesu na tym poziomie rozgrywek jest absolutnie wyjątkowa. Na beniaminka Premier League czeka bowiem prawie 170 milionów funtów rozłożonych w ciągu trzech lat, a jeśli się utrzymasz na dłużej kwota ta wzrasta do 300. Nic dziwnego więc, że takie pieniądze napędzają prezesów do fali zwolnień i szukania szczęścia z kimś innym.

Spodziewam się, że w tym tempie jeszcze przed Mundialem w Katarze w przypadku Champiosnhip możemy dobić do 13-14 nazwisk. Już teraz do utraty pracy bardzo poważnie typuje się Michaela Appletona z Blackpool. Te nietypowe Mistrzostwa Świata rozgrywane na przełomie listopada i grudnia stanowią idealną okazję, aby przeprowadzić remont w szatni. Potencjalny nowy szkoleniowiec zyska sporo czasu na wdrożenie swoich pomysłów w drużynie. Kto jako pierwszy nie wytrzyma ciśnienia i włączy „czerwony alert”? Jeśli wiecie, stawiajcie domy.