Championship pod względem atrakcyjności, pieniędzy oraz poziomu zawodów przerasta wiele europejskich pierwszych lig. Nie bez powodu nazywamy ją Szóstą Ligą Europy, gdyż mówi się, że jakością ustępuje tylko pierwszej piątce (Premier League, La Liga, Bundesliga, Serie A, Ligue 1). Mimo to, czasami w tych rozgrywkach dochodzi do sytuacji, które sprawiają, że nie jeden kibic łapie się za głowę.

Tym razem do kuriozalnego wydarzenia doszło w sobotnie popołudnie na stadionie Wigan Athletic. Gospodarze mierzyli się u siebie z Cardiff City w ramach 14 kolejki Championship. Otóż chwilę przed meczem dwóch członków sztabu szkoleniowego Cardiff odkryło, że jedna z bramek jest o dwa cale wyższa niż druga. Jej poprzeczka znajdowała się więcej niż osiem stóp nad ziemią, czego zabraniają reguły FA.

Mark Hudson poinformował o tym fakcie sędziego, jednak otrzymał odpowiedź, że korekta zajęłaby zbyt wiele czasu. Start meczu został przesunięty o kilka minut, jednak po tej chwili ruszono zgodnie z planem.

„Zostaliśmy poinformowani, że musielibyśmy czekać kilka godzin, żeby obniżono jedną z poprzeczek, ale nikt tego nie chciał. Zdecydowaliśmy się kontynuować, więc było równo dla każdej ze stron” – powiedział Walijczyk.

„Zapytałem czy możemy bronić jednej bramki przez cały mecz!” – uśmiechnął się.

W pierwszej połowie jedynie Cardiff strzelało gole, grając do mniejszej bramki. Po zmianie stron trafiały już oba zespoły. Co więcej, pomocnik The Bluebirds Ryan Wintle zdobył gola z rzutu wolnego po odbiciu piłki od poprzeczki zawieszonej zbyt wysoko. Gdyby strzał został oddany na bramkę regulaminowej wielkości, piłka nie wpadłaby do siatki!

„To po prostu podsumowało nasz dzień. Gdyby miał tego wolnego z drugiej strony, piłka odbiłaby się od poprzeczki i nie wpadła do siatki” – skomentował po meczu trener Wigan, Leam Richardson.

Ostatecznie Wigan przegrało to spotkanie 1-3 i spadło na szesnaste miejsce w Championship. Gorsza informacja dla The Latics jest taka, że grozi im teraz postępowanie ze strony FA.