Na zakończenie sobotnich zmagań w ramach 9. serii spotkań Premier League West Ham podejmował u siebie Wolverhampton. W starciu ekip na granicy strefy spadkowej zobaczyliśmy średniej jakości widowisko, po którym z boiska z tarczą mogli schodzić podopieczni Davida Moyesa. Młoty wygrały 2:0 i zainkasowały tak potrzebne im trzy oczka, wskakując na ten moment na 15. miejsce w ligowej tabeli. Jakie wnioski możemy wyciągnąć po starciu londyńskiej ekipy z piłkarzami Bruno Lage’a?

Gianluca Scamacca w końcu odblokował się w Premier League

Włoski napastnik, który latem dołączył na London Stadium, przyszedł z ogromnym bagażem oczekiwań. West Ham już blisko od 10 lat szuka skutecznej dziewiątki, a na byłego już piłkarza Sassuolo wydano przecież ponad 30 milionów funtów. 23-latek przychodził po udanym zeszłym sezonie w Serie A (przede wszystkim w pierwszej połowie rozgrywek), w którym zdobył 16 bramek. W nowych barwach start jednak miał nieudany. Przegrywał rywalizację z Michailem Antonio i w lidze zaliczał jedynie wejścia z ławki (z jednym wyjątkiem). Trafiał za to w Lidze Konferencji – dołożył po bramce w obu spotkaniach dwumeczu w eliminacjach z Viborgiem i w 2. kolejce z Silkeborgiem. Dziś David Moyes drugi raz postanowił postawić na niego od początku w Premier League.

Choć z początku Scamacca wyglądał nieco blado, wraz z rozwojem wydarzeń na boisku radził sobie coraz lepiej. Co prawda, miał problemy w starciach fizycznych z nietypowo ustawionym dziś w bloku defensywy Rúbenem Nevesem. Jednak od około 15. minuty zaczął wygrywać większość pojedynków (szczególnie Jonny miał z nim ciężko) i przyjmować coraz więcej długich piłek posyłanych w jego kierunku. A tych koledzy naprawdę mu nie szczędzili. Gdy otrzymywał zagranie „na ścianę”, umiejętnie przytrzymywał piłkę, wiążąc obrońców rywali. Mijała krótka chwila i zagrywał prostopadłe podanie do wybiegających Bowena czy Corneta (później Fornalsa). Czasami można było odnieść wrażenie, że bardzo długo myśli co zrobić, jednak jego decyzje w większości finalnie się broniły.

Nie zastanawiał się, jednak gdy po szarży Jarroda i wybiciu Kilmana otrzymał piłkę na skraju pola karnego. Bez zastanowienia huknął na bramkę José Sá i dzięki lekkiemu rykoszetowi pozostawił Portugalczyka bez szans na skuteczną interwencję. Przed przerwą mógł jeszcze zaliczyć asystę, gdyby tylko Souček skoczył w tempie do jego wysokiego dośrodkowania. W drugiej połowie już raczej niewidoczny, zresztą zmieniony w 66. minucie przez Antonio. Mimo to trzeba przyznać, że dziś naprawdę zasłużył na pochwałę.

Wolves muszą nauczyć się trafiać w bramkę

Drużyna Bruno Lage’a sama jest sobie winna, jeśli chodzi o suchy wynik spotkania. Sytuacji, aby mogli coś dołożyć do swojego miernego konta strzeleckiego, nie było wcale tak mało. Były strzały z dystansu, które czasami wymagały od Fabiańskiego konkretnej reakcji. Aczkolwiek za każdym razem piłka leciała raczej w środek bramki. Padały próby z samej szesnastki, ale często blokowali je obrońcy Młotów. Swoje szanse miał Podence, miał Adama Traoré, ale za każdym razem czegoś brakowało. A to uderzenie Portugalczyka łapał w koszyk polski golkiper, a to Hiszpan posłał futbolówkę zza pola karnego pół metra obok słupka lub w sam słupek po znakomitej centrze Semedo. A jak Rayan Aït-Nouri miał pół bramki otwartej, to nie wiadomo z jakich przyczyn zdecydował się na kompletnie niepotrzebne (i niecelne) dośrodkowanie. Zawsze coś.

Nawet wejście Diego Costy nie odmieniło tej posuchy strzeleckiej, bo on też był dziś z celownikiem na bakier. Jak już się udało trafić do sieci, to sędzia odgwizdał spalonego. Najbardziej znaczący pozostaje jednak fakt, że Lage nie rozwiązał tego problemu od początku swojej kadencji na Molineux. Jeśli nie wpadnie na jakiś genialny pomysł w tej kwestii w najbliższym czasie, może się wkrótce pożegnać ze swoją posadą. Wolves na ten moment są najgorszą ofensywą w lidze, pozostając z zaledwie 3 zdobytymi bramkami.

West Ham wciąż ma sporo problemów i z przodu, i z tyłu

Dziś liczą się tylko trzy punkty, bo one pozwalają wydostać się ze strefy spadkowej. Udało się też przełamać serię sześciu kolejnych meczów w lidze u siebie bez zwycięstwa. Jest też czyste konto, ale to jedno z tych bardzo szczęśliwych i wyratowanych głównie dzięki świetnej postawie Fabiana. Niemniej, David Moyes wciąż ma sporo problemów. Lucas Paqueta nie pokazał nic specjalnego i raczej pozostawał bez większego wpływu na grę. Prawdopodobnie, podobnie jak Scamacca, będzie potrzebował jeszcze trochę czasu, aby udowodnić swoja wartość na London Stadium. Thilo Kehrer w końcu nie przeszkadzał swojej ekipie, ale gdy należało się podłączyć do akcji ofensywnej, to często zostawał z tyłu (choć przy drugim golu zachował się akurat, tak jak trzeba). Czasami na skrzydle przy zagraniach na obieg musiał go zastępować Souček.

Wspomniane zero z tyłu to efekt indolencji strzeleckiej gości, bo sytuacji mieli co niemiara (w sumie aż 14). W dodatku przed otwarciem wyniku spotkania ponownie uwidoczniły się ogromne problemy w kreowaniu okazji z ataku pozycyjnego. Co prawda, tak padła druga bramka, ale tam też był ogrom przypadku po nastrzeleniu piłką Kilmana. Kontroli nad przebiegiem wydarzeń wyraźnie brakowało. Pracy przed szkockim menedżerem na najbliższe tygodnie jest sporo, ale niestety czasu na trenowanie nie ma za wiele, bo już w czwartek West Ham czeka wyprawa do Brukseli. Na szczęście świetny mecz rozegrał Jarrod Bowen, a to klucz do przepychania takich spotkań, jak to dzisiejszego wieczoru.