Przerwa na reprezentacje właśnie się zakończyła, a do mundialu szykowały się największe gwiazdy Premier League. Reprezentanci europejskich krajów rywalizowali w Lidze Narodów, gdzie byliśmy świadkami bardzo ciekawych rozstrzygnięć. Gracze spoza Europy, w tym królowie strzelców ubiegłej kampanii – Salah i Son, rozgrywali natomiast mecze towarzyskie. Selekcjonerzy mieli tam możliwość przetestowania różnych składów i ustawień taktycznych, turniej w Katarze zacznie się bowiem już za niespełna dwa miesiące. 

Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że najlepsze reprezentacje świata będą naszpikowane gwiazdami Premier League. Prawdopodobnie jedynie w zespołach Kataru i Arabii Saudyjskiej zabraknie zawodników występujących na co dzień w Anglii lub mogących pochwalić się przeszłością na Wyspach. Oznacza to, że w rozgrywkach Pucharu Świata nie zabraknie atrakcji dla Was, fanów najlepszej ligi świata!

Bardzo ciekawie zapowiada się rywalizacja w grupie H. Na tym turnieju nie trafiła nam się żadna czwórka, którą nie wywołując kontrowersji, moglibyśmy okrzyknąć grupą śmierci. Niemniej jednak, ta ostatnia wydaje się niezwykle ciekawa, także ze względu na związki z Premier League. Z tego właśnie względu warto przyjrzeć się jej dokładniej i odpowiedzieć sobie na pytanie, ile mogą osiągnąć rywalizujące w niej zespoły.

Ronaldo i Bruno – duet na dobre i na złe

Zacznijmy od oczywistego faworyta, czyli reprezentacji Portugalii. Ciężko zaprzeczyć, że Portugalczycy mają obecnie skład napakowany gwiazdami. Można więc stwierdzić, że są kandydatem nie tylko do wygrania grupy, ale i całego turnieju. W reprezentacji przeplata się młodość z doświadczeniem, a szkielet zespołu tworzą oczywiście zawodnicy z Premier League. Co więcej, w drużynie narodowej muszą współpracować ze sobą gracze z odwiecznie rywalizujących ze sobą klubów. Tutaj Liverpool (Jota) łączy się z Manchesterem, którego czerwona część (Ronaldo, Bruno, Dalot) przeplata się z niebieską (Dias, Cancelo, Silva). Do tego dochodzą zawodnicy portugalskiej kolonii na Wyspach zwanej Wolverhampton (Neves, Neto, Nunes, Guedes, Sá).

Nie można jednak powiedzieć, że taka mieszanka w negatywny sposób wpływa na zespół. Portugalia ostatnimi czasy trzyma poziom, w czym również zasługa dobrego selekcjonera Fernando Santosa. Człowiek, który dał krajowi z Półwyspu Iberyjskiego pierwsze dwa trofea w historii, trwa na stanowisku od 2014 roku. Wtedy to zastąpił Paulo Bento (obecnego menedżera Korei Południowej), którego drużyna skompromitowała się, nie wychodząc nawet z grupy na Mundialu w Brazylii. Od tamtej pory drużyna nie zalicza raczej koszmarnych wpadek, ale nie raz musiała już uznać wyższość lepiej poukładanego zespołu z topki. I tu pojawia się pytanie, na ile będzie stać tym razem ekipę Santosa?

Myślę, że dużo zależy od komunikacji dwóch panów, którzy na co dzień swoje mecze rozgrywają na Old Trafford, i których współpraca w klubie pozostawia niestety wiele do życzenia. Wydaje się, że pozycja w reprezentacji Cristiano Ronaldo jest niepodważalna. Stawia to pytanie czy Fernando Santos w razie problemów zdecyduje się powtórzyć manewr Erika ten Haga. Mimo dobrego rezultatu strzeleckiego w ubiegłym sezonie, można powiedzieć, że zakup CR7 odbił się United czkawką. Bruno Fernandes zniknął nieco z radaru, a dobrze wiemy, jakie możliwości ma Portugalczyk. Były gracz Sportingu nie obarcza jednak winą za swoje niepowodzenia kolegi z zespołu.

Większość moich asyst była do niego (…). Miałem po prostu słabe liczby w zeszłym sezonie. Nie sądzę, że to wina Cristiano.

Zanim przyszedł wykonywałem rzuty karne. Miałem jednak dwie szanse w ubiegłym sezonie i dwukrotnie spudłowałem. Nie mogę winić Cristiano za branie ich na siebie, szczególnie jeśli je wykorzystuje.

Bruno Fernandes mówił także, że gdy spudłował z jedenastu metrów w kwietniu, w meczu z Arsenalem, to Ronaldo był tym, który dał mu piłkę i powiedział „strzelaj”. Wygląda więc na to, że relacja obu gwiazdorów opiera się na wzajemnym zaufaniu.

Dodatkowo, można stwierdzić, że w reprezentacji idzie im ostatnio lepiej niż w klubie. W 8 meczach dla Portugalii w bieżącym roku kalendarzowym Fernandes zdobył 3 bramki i zaliczył asystę. Cristiano natomiast trafił dwukrotnie i dwukrotnie popisywał się ostatnim podaniem. Jedno z nich było szczególnej urody i powędrowało właśnie do Fernandesa, który zdobył wówczas bramkę na 1-0 w finale baraży przeciwko Macedonii Północnej. Kibice z zachodniej części półwyspu Iberyjskiego mogą zatem liczyć, że ich ukochany duet sprawdzi się również na Mundialu.

Wydaje mi się, że w kadrze Portugalii mamy za dużo wielkich nazwisk, by wyjście z grupy mogło stanowić dla nich problem. Bardzo ważne ogniwo stanowi kreator gry – Bernardo Silva, który w obecnej edycji Ligi Narodów asystował trzykrotnie. Dodatkowo, jak wiemy Portugalczyk jest zawodnikiem elastycznym i może występować zarówno na skrzydle, jak i w środku pola. W zabezpieczeniu linii defensywnej pierwsze skrzypce gra Rúben Neves. Wystawienie piłkarza Wolves na pozycji defensywnego pomocnika dało drużynie 3 czyste konta w 5 ostatnich spotkaniach. W końcu przechodzimy do obrony, w której możemy spodziewać się takich nazwisk jak Rúben Dias, João Cancelo, Raphaël Guerreiro z Borussi czy będący ostatnio w wyśmienitej formie Diogo Dalot. Mimo wszystko, ta formacja przekonuje mnie najmniej. Nie potrafię wymazać sobie z pamięci zeszłorocznego Euro, gdy jej słabości boleśnie uwypukliły zespoły Niemiec czy Francji.




Uważam, że w 1/8 finału może się zdarzyć bardzo wiele. Warto pamiętać, że Portugalii nie udało się przejść tej fazy od 2006 roku. Jeśli Nawigatorzy (przydomek reprezentacji Portugalii) wygrają grupę, będą musieli zmierzyć się zapewne ze Szwajcarią albo Serbią. Taki pojedynek nie będzie należał do łatwych, gdyż jak wiemy obu tym zespołom udało się ostatnio pokonać Portugalczyków. Nie zdziwiłbym się, gdyby ta sztuka udała się w Katarze po raz kolejny, a Ronaldo i spółka zakończyli swoją przygodę zaraz po wyjściu z grupy.

Przemiana pokoleń. Kto będzie strzelał dla Urugwaju?

O ile Urugwaj jest zespołem, który na ostatnich Mundialach potrafił przebijać wyniki Brazylii czy Argentyny, o tyle mam wrażenie, że obecnie prezentuje się o klasę niżej niż każda z wcześniej wymienionych ekip. O kwalifikację na Mistrzostwa Świata Błękitni musieli walczyć aż do samego końca, kiedy zaliczyli bezbłędną serię przeciwko bezpośrednim rywalom. Wcześniejsze wyniki nie układały się po ich myśli. Pomijając fakt, że wszystkie spotkania przeciwko Argentynie i Brazylii zakończyły się porażkami, Urugwaj po słabym spotkaniu zremisował bezbramkowo z Wenezuelą, a także poległ w stolicy Boliwii 0:3. Ta ostatnia porażka doprowadziła do zwolnienia wieloletniego menedżera Urugwaju – Oscara Tabareza.

Tak jak wspomniałem wcześniej, efekt nowej miotły sprawił, że kwalifikacje zakończyły się dla Urugwaju happy endem. Optymizmem nie napawa jednak porażka w towarzyskim meczu z Iranem sprzed paru dni. W tym spotkaniu drużyna potrafiła stworzyć sobie kilka dobrych sytuacji, lecz wszystkie uderzenia leciały w bramkarza lub obok bramki. I tutaj właśnie pojawia się pytanie, kto będzie odpowiadał za strzelanie bramek w zespole półfinalisty z 2010 roku.

Wydaje się, że najpewniejszą opcją jest w dalszym ciągu Luis Suarez. Były gracz Liverpoolu, nie zapomniał jak trafiać do siatki, mimo że najlepsze lata ma już dawno za sobą. W kwalifikacjach zdobył 8 goli, czym zapewnił awans swojej ojczyźnie. W meczu z Iranem także był największym zagrożeniem dla defensywy rywala, ale brakowało mu skuteczności. Trzeba jednak też wziąć pod uwagę, że napastnik w wieku 35 lat nigdy nie jest w życiowej formie fizycznej, a gra na Mundialu z pewnością będzie szybsza i bardziej wymagająca niż w eliminacjach, bądź lidze urugwajskiej.

To samo trzeba powiedzieć o odwiecznym partnerze Suareza z linii ataku – Edinsonie Cavanim, którego jeszcze w ubiegłym sezonie mieliśmy okazję oglądać na boiskach Premier League. Niestety, w ostatnim czasie napastnik wyraźnie przygasł, dodatkowo dręczony przez urazy. Można przypuszczać, że rosłego Urugwajczyka zobaczymy w Katarze, niemniej jednak nie wyobrażam sobie, żeby mógł pełnić rolę głównego goleadora w zespole.

Oprócz dwóch weteranów południowoamerykańskiej nacji, w kadrze mamy jeszcze kilku młodych strzelców, z których jeden wyróżnia się w sposób szczególny. Otóż kwotą odstępnego w wysokości 75 milionów euro, którą Liverpool zapłacił za niego Benfice. I to niestety byłoby na tyle, gdyż występy Darwina Núñeza dla angielskiego klubu pozostawiają wiele do życzenia. Oczywiście jest to młody zawodnik i nie należy od razu wysuwać tez, że The Reds wyrzucili pieniądze w błoto. Wygląda jednak na to, że Urugwajczyk potrzebuje jeszcze czasu.

Niestety stanowi to też spory problem dla reprezentacji, w której Darwin także jeszcze nie zaistniał. Mimo to, nie wydaje się, by któryś z kolegów z ligi włoskiej, bądź tureckiej miał zająć jego miejsce. Urugwajczyk jeszcze umocnił wczoraj swoją pozycję, zdobywając gola przeciwko Kanadzie. Co za tym idzie Núñez powinien otrzymać swoją szansę u boku Luisa Suareza. Mimo tego, że obaj są graczami klasowymi i przyzwoicie dogadują się w reprezentacji, obawiam się, że Urugwaj może mieć problemy ze zdobywaniem bramek na Mundialu.

Son da Korei awans?

Zarówno Portugalia, jak i Urugwaj to zespoły mające wiele ważnych ogniw. Koreę z kolei możemy określić mianem klasycznego „one-man team” (lub też Son Heung-Min, jeśli wolicie). Z tego powodu właśnie mało kto daje jej szansę, by osiągnęła cokolwiek na zbliżającym się turnieju. Zaraz przychodzą nam na myśl nasze Orły i przypominamy sobie, jak wygląda drużyna z jedną, wielką gwiazdą, górującą ponad plejadą innych, ledwo co zauważalnych.

Mimo to, jest jedna różnica, która moim zdaniem stawia Koreę w uprzywilejowanej pozycji. Lewy odpowiada za trafianie do bramki i gdy nie ma odpowiednich podań, nie ma goli. Ciężko, żeby środkowy napastnik kreował grę całego zespołu. Son natomiast jest zawodnikiem znacznie bardziej wszechstronnym. Potrafi wyjść z szybkim atakiem, potrafi świetnie dograć piłkę, w końcu potrafi strzelić z dystansu w najmniej spodziewanym momencie. Koreańczyk z roku na rok staje się coraz lepszy, wystarczy przywołać choćby 23 strzelone w zeszłym sezonie bramki (bez trafień z jedenastek!). Podczas obecnej przerwy na reprezentacje, Son również nie próżnował, o czym boleśnie przekonali się gracze Kostaryki. Son zdobył także bramkę we wczorajszym meczu przeciwko reprezentacji Kamerunu.

Doskonale wiemy, jak ważny w zespole jest lider i kreator gry. Son niewątpliwie takim jest, a w reprezentacji ma niepodważalny autorytet. Zaliczył w niej aż 100 występów, w których zdobył 32 bramki. Son jako młody gracz strzelał już na Mistrzostwach Świata 2014 w Brazylii, gdzie popisał się trafieniem przeciwko Algierii. Nic więc dziwnego, że Koreańczyk dzierży opaskę kapitańską, bowiem nikt z obecnego składu reprezentacji, nie rozegrał w niej więcej meczów niż Son. Poprzednie dwa występy na Mundialach były dla Korei rozczarowaniem, chociaż piłkarz Tottenhamu swoje trafienia zawsze zaliczał. Szczególnie pamiętne pozostaje to w meczu z Niemcami, kiedy dobijał piłkę do pustej bramki. Gol Sona przypieczętował wówczas wygraną Korei i zaskakujące odpadnięcie zespołu naszych sąsiadów z turnieju.

Co ciekawe, z meczem z Niemcami wiąże się inna interesująca statystyka. Od tamtego spotkania Korea poległa tylko siedmiokrotnie (w 53 spotkaniach), pokonując w meczach towarzyskich między innymi Chile, Kolumbię oraz… Urugwaj. I to właśnie przeciwko Urugwajowi, Son i spółka rozegrają swoje pierwsze spotkanie w Katarze. Bukmacherzy stawiają w tym pojedynku sprawę jasno – ponad 50% na zwycięstwo południowoamerykańskiego zespołu. Tak jak pisałem wcześniej, nie jestem jednak przekonany, co do obecnych możliwości Urugwaju. Uważam go za zespół, który łatwo można zaskoczyć. Pokazały to ostatnio zespoły Boliwii czy Iranu. W związku z tym nie ździwiłbym się, gdyby drużynie Sona także udała się ta sztuka. Taki obrót sprawy stawiałby ich z kolei na autostradzie do wyjścia z grupy.

Nie przypuszczam, by zespół Korei było stać na coś więcej. W przypadku awansu z drugiego miejsca w grupie, prawdopodobnie zmierzą się z Brazylią. Canarinhos natomiast niejednokrotnie pokazywali im już swoją wielkość. Mimo to, wierzę że Son osiągnie swój pierwszy mundialowy sukces, jakim z pewnością byłoby wyjście z grupy.

Bracia Ayew znowu razem

Stawkę grupy, a nawet całego turnieju zamyka zespół Ghany. „Ostatni będą pierwszymi”? Wydaje mi się, że nie tym razem. Zespół Czarnej Gwiazdy mocno się różni od ekipy z początku poprzedniej dekady i powiedziałbym, że raczej na minus. Mimo to, w składzie znajdują się gwiazdy europejskiego formatu. Jako defensywny pomocnik, w afrykańskiej drużynie występuje piłkarz obecnego lidera Premier League – Thomas Partey. Mamy też legendarny już duet braci Ayew. Jordan, który nadal reprezentuje barwy Crystal Palace i André, który przebywa na emeryturze w Katarskim Al-Sadd (przynajmniej ma blisko). Duet braci Ayew dobrze pamiętamy z Swansea i miło będzie ponownie zobaczyć ich w akcji. Obydwaj wystąpili zresztą w ostatnim sparingowym meczu przeciwko Brazylii.

Ostatnie wyniki Ghany nie napawały optymizmem. Odpadnięcie z Pucharu Afryki po porażce z Komorami oraz kwalifikacja na MŚ niemal, że cudem po wygranych karnych z Nigerią to nie są rezultaty, które pozwalałyby wierzyć kibicom w jakiekolwiek osiągnięcia na zbliżających się Mistrzostwach. Mimo to, federacja Ghany nie dała za wygraną i latem naturalizowała kilku piłkarzy występujących w Europie. W tym gronie znaleźli się Mohammed Salisu z Southampton oraz Tariq Lamptey z Brighton. Kadrę Czarnej Gwiazdy wzmocnił również napastnik Athleticu Bilbao, Iñaki Williams. Żaden z nowych graczy nie zagrał jednak póki co pierwszych skrzypiec w reprezentacji.

Osobiście typowałbym Ghanę do szybkiego odpadnięcia z rywalizacji w Katarze, niemniej jednak kibice i piłkarze muszą wierzyć w swój zespół. Są i tacy, którzy liczą na rewanż za ćwierćfinał sprzed 12 lat. Wtedy to strzał, który dałby Ghanie pierwszy półfinał w historii afrykańskiego kraju obronił ręką Luis Suarez. Jedenastki z kolei nie wykorzystał Asamoah Gyan.

Nie wydaje się jednak, by marzenie wiekowego już Gyana mogło zostać spełnione. W Katarze wystąpi za to pewnie młody Gyan, piłkarz ligi włoskiej. Kto wie czy to nie właśnie on zmaże hańbę z tego nazwiska, jednocześnie odgrywając się na ówczesnych rywalach.