Heung-min Son – lekko mówiąc – przeciętnie wszedł w aktualny sezon Premier League. Tylko 1 asysta zdobyta po 6 meczach powodowała, że wielu sądziło, że Koreańczyka trzeba posadzić na ławce, gdzie by wszystko przemyślał, i potem znów zaczął hurtowo trafiać do siatki. Na pierwszego gola przyszło mu czekać do 7. kolejki i ostatniego starcia z Leicester, gdzie faktycznie wpierw zasiadł na ławce rezerwowych. Po wejściu na boisku totalnie zdemolował bezradnych Lisów. Son potrzebował zaledwie 13 minut na zdobycie hat-tricka! Dobitnie pokazał, że jest tym typem gracza, który przez swoje wybitne umiejętności potrafi w każdej chwili wyjść z dołka i znów czarować cały świat.

Nie zrobił tego po raz pierwszy w życiu. Zachwycał już od najmłodszych lat, gdy wraz z bratem szkolił się pod okiem ojca, który podchodził bardzo poważnie do trenowania swoich synów. Treningi były dość rygorystyczne i ostre, jak na wiek uczniów, ale jednak po latach przyniosło to zamierzone efekty. Przynajmniej w przypadku aktualnego zawodnika Tottenhamu, bo z kolei jego bratu nie poszło już tak dobrze. Ale może po kolei…

Bez gier i zabawek, ale z piłką przy nodze

Heung min-Son urodził się 8 lipca 1992 roku w Chuncheon. Jest to miejscowość położona na północy kraju. Młody Son dorastał właśnie w swoim miejscu urodzenia. Spędził je u boku swojej troskliwej matki, pomocnego, ale jednocześnie bardzo wymagającego ojca oraz starszego brata Heung-yun Sona. Mimo wszystko jego innym wielkim towarzyszem od najmłodszych lat była… piłka. Zaczął ją kopać od momentu, gdy tylko nauczył się chodzić!

Trenowanie futbolu wciągnęło go bardzo mocno, bo nawet w najmłodszych latach zupełnie nie interesowało go posiadanie nowych zabawek i gier dla najmłodszych. Ponad wszystko stawiał spędzanie czasu z futbolówką przy nodze. Ojciec, który sam był piłkarzem, zauważył, że jego młodszy syn ewidentnie zakochać się w piłce nożnej, a dodatkowo już posiada pewien talent do uprawiania tego sportu. Z tego powodu tata zapytał (nomen omen, badum tss) Sona, czy faktycznie chce w pełni wiązać swoją przyszłość z zawodową grą w piłkę nożną. Młodzieniec z radością twierdząco pokiwał głową. Pana Son Woong-Junga bardzo to ucieszyło i od tej chwili rozpoczął szkolenie swojego syna. Ćwiczenia narzucone przez ojca nie były najłatwiejsze…

Jest praca? Będą efekty!

Przede wszystkim były jednak bardzo często i regularne. Son ze swoim bratem ćwiczyli dzień w dzień przez co najmniej 6 godzin. Często musieli przez 4 godziny nieprzerwanie pracować nad samą „żonglerką” piłki. Ktoś mógł stwierdzić, że to za ciężki plan treningowy dla wciąż bardzo młodych ludzi, ale tata trener doskonale wiedział co robi. Pewnie, gdyby nie te ambitne i cykliczne treningi dziś nie oglądalibyśmy Sona na największych stadionach świata.

Treningi u boku ojca pomogły mu w wyszkoleniu jednego z najważniejszych atrybutów jego stylu gry. 30-latek nie ma gorszej nogi! 5 gwiazdek słabszej nogi w FIFIE jest w jego przypadku niesamowicie zasłużone. Dość powiedzieć, że Son w Premier League strzelił 53 bramki za pomocą prawej nogi i aż 39 goli po uderzeniach lewą stopą. Wzięło się to z tego, że do morderczej intensywności i regularności treningów ojciec pilnował, żeby syn wykonywał ćwiczenia naprzemiennie obiema nogami. Dla Son Woong-Junga po prostu nie istniało coś takiego jak „słabsza noga”.

Debiutanckie mecze i pierwszy wyjazd

Gwiazdor Tottenhamu na rozegranie swoich pierwszych spotkań czekał aż do 14. roku życia. Powód? Pan Woong-Jung uważał, że do pewnego wieku dzieci nie powinny rozgrywać meczów, bo może to zabić ich przebojowość oraz potencjał. Sądził, że może być powodem przepracowania mięśni i ogólnego pogorszenia kondycji. Trzeba przyznać, że tata lidera Spurs miał swoje zasady, których mocno trzymał się przez całe życie. Finalnie musimy też zauważyć, że wyszło mu to na dobre.

Son już od debiutanckich potyczek 11 na 11 pokazywał się ze świetnej strony. W końcu zapracował na wyjazd do Europy, który był dla niego istnym spełnieniem marzeń. Okazał się także ogromną szansą na kolejne sukcesy. Bohater tego tekstu w 2009 roku dołączył do młodzieżowej akademii Hamburgera SV. Po tym ruchu zaczął robić jeszcze większe postępy. Już w 2010 roku (dokładnie w dzień swoich urodzin, a więc 8 lipca) podpisał swój pierwszy w pełni profesjonalny kontrakt z pierwszym zespołem Hamburgera. Katorżnicza praca pod okiem ojca zaczęła przynosić wymierne efekty.




Heung-min Son nie wszedł idealnie w szeregi podstawowego składu swojego nowego zespołu. W pierwszych dwóch pełnych sezonach i 44 starciach zdołał zanotować tylko 8 goli i 1 asystę. Mimo wszystko widać był w nim talent i perspektywy na wielką przyszłość. Ta nadeszła bardzo szybko, bo już w następnym sezonie po zaliczeniu wspomnianych 40 meczów. W kampanii 2012/2013 Son rozegrał 33 ligowe mecze, w których zdobył już 12 goli i 4 asysty. Te świetnie liczby skusiły włodarzy innego – zdecydowanie bardziej renomowanego – niemieckiego klubu do pozyskania Sona.

Rekordowy transfer

Tymi szczęściarzami okazał się Bayer Leverkusen. Dla Aptekarzy rozegrał tylko dwa pełne sezony, ale było one bardzo ważne z punktu widzenia dalszych losów jego kariery. W tamtych latach utwierdził cały świat w przekonaniu, że posiada ogromny talent, który potrafi eksplodować nawet w meczach na najwyższym szczeblu. Son dla Leverkusen zdobył 29 goli oraz 11 asyst w 29 spotkaniach. Zaliczył swój debiut w wyśnionej Lidze Mistrzów. W swojej debiutanckiej edycji Champions League doszedł do etapu 1/8 finału, rozegrał 8 spotkań i zdobył w nich 3 bramki, a także 1 asystę. Było to dobitne potwierdzenie, że wchodzi na najwyższy poziom i jest już gotowy, by rywalizować w meczach najwyższej stawki. Jako pierwszy zauważył to właśnie Tottenham.




Spurs wykupili go z Bayeru za równe 30 milionów euro. Była to rekordowa kwota w całej historii transferów zawodników z Azji. Ten tytuł wiązał się oczywiście z pewnymi oczekiwaniami, które wobec Koreańczyka mieli sympatycy z Londynu. Natomiast w Korei Południowej swoje początki miała Sonnymania, która swoje apogeum chyba osiągnęła kilka miesięcy temu. Son (podobnie do początków w Hamburgerze) nie zaliczył imponującego wejścia do szeregów Kogutów. Nie otrzymywał jednak zbyt dużej liczby minut, by mógł pokazać pełny wachlarz swoich umiejętności. Co prawda, był na boisku w 28 meczach debiutanckiego sezonu Premier League, ale tylko 1 (!) z nich zaliczył od pierwszej do ostatniej minuty. Łącznie zanotował 4 bramki oraz 1 asystę w rozgrywkach ligowych. Ta debiutancka kampania była jednak jedynie wprowadzeniem do wielkiego etapu Sona w stolicy Anglii.

Czy to jeden z najlepszych?

W następnych 6 sezonach zdobył aż 127 goli i 69 asyst dla Tottenhamu. Łatwo więc policzyć, że łącznie zdobył 134 gole i 74 ostatnie podania. Po przytoczeniu tych fenomenalnych statystyk wejdziemy w kluczowy temat tego tekstu, czyli (jak na pospolitej rozprawce w liceum) spróbuje dowieść, że teza zawarta w tytule jest prawdziwa. Zatem, czy Heung-min Son znajduje się w ścisłym gronie kilku najlepszych graczy ostatnich lat Premier League, a pomimo to wciąż wielu go nie docenia? Oczywiście, że tak!

Jeśli pod uwagę weźmiemy jedynie graczy ofensywnych (napastnicy, skrzydłowi, pomocnicy), to jedyną słuszną odpowiedzią może być umieszczenie Sona w takim ścisłym topowym gronie. Już nawet same suche statystyki przemawiają ogromnie na jego korzyść. Dość powiedzieć, że licząc od sezonu 2016/17 do dziś Son zajmuje 4. miejsce wśród najlepszych strzelców najlepszej ligi świata. W tym czasie na swoje konto nabił 92 trafienia. Wyprzedzają go jedynie Jamie Vardy, Mohamed Salah oraz Harry Kane, którzy jako jedyni potrafili przebić barierę 100 goli. Mimo wszystko Sona można spokojnie nazwać lepszym od Vardy’ego. Snajper Leicester od zawsze zalicza zdecydowanie mniej asyst od Koreańczyka, a od pewnego czasu to Son zdobywa nawet więcej goli. Licząc od sezonu 2020/21 to Son więcej razy trafiał do siatki (43 do 30 na korzyść reprezentanta Kogutów).

W przypadku, gdy do zestawiania grona najlepszych z najlepszych w ostatnich latach Premier League, dodamy również obrońców i bramkarzy, będzie nam o wiele ciężej o rzetelne i oddające prawdę ułożenia tego typu zestawienia. Mimo wszystko trzeba przyznać, że nawet biorąc pełną pulę graczy, Son nie powinien mieć problemu ze znalezieniem się wśród TOP 4-5 graczy w ostatnich 5 latach ligi angielskiej. Tylko jeden aspekt wydaje się problematyczny dla Koreańczyka…

Brak trofeów i… docenienia

Chodzi oczywiście o trofea, a właściwie to ich brak. 30-latek wciąż czeka na swój pierwszy zespołowy puchar w barwach Spurs. Nie brakuje mu jednak nagród indywidualnych. 2 razy został wybrany Zawodnikiem Roku w Tottenhamie, a rok temu zaliczył świetną pogoń i rzutem na taśmę wygrał tytuł Króla Strzelców Premier League. Sama pogoń przeszła jednak bez należytego echa i chyba (tak jak sam jej autor) jest niesłusznie niedoceniona.

Goniącym był właśnie Son, a gonionym Mohamed Salah. Jeszcze w połowie marca Egipcjanin miał przewagę 9 goli. Wydawało się, że ta różnica nie zostanie już zniwelowana. Son wiosną okazał się jednak liderem Kogutów i zaliczył dwie kosmiczne serie. Najpierw zdobył 6 goli w 3 meczach na przełomie marca i kwietnia. Następnie na samym finiszu rozgrywek zdobył również 6 bramek w 5 ostatnich kolejkach. Uzyskanie 2 trafień w ostatnim starciu kampanii z Norwich pozwoliły mu (bez gola z rzutu karnego w całym sezonie!) wyrównać wynik Salaha.

Słabsza forma Mo oczywiście pomagała Sonowi, ale bez jego świetnych serii nie byłoby tego sukcesu. Ostatecznie oboje zgarnęli Złotego Buta. Świetna pogoń Koreańczyka zbiegła się w czasie z równie udanym pościgiem Tottenhamu za 4. miejscem, które dawało prawo gry w Champions League. Oba wyścigi poszły po myśli Kogutów. Jak na dłoni widać, że dobra forma Koreańczyka niesamowicie pozytywnie wpływa też na dyspozycję całej drużyny.

Wciąż można odnieść wrażenie, że 30-letni atakujący jest niedoceniany. Jest uważany za wielkiego gracza, ale wciąż nie będzie raczej wymieniony w jednym szeregu z wspomnianym Salahem lub Harrym Kanem. Ten sezon może to zmienić. W ostatnim meczu z Leicester pokazał na co go stać. W takiej formie będzie w stanie powalczyć nawet o obronę tytułu Króla Strzelców Premier League! Po ponownym zwycięstwie w tej klasyfikacji, śmiało można byłoby postawić inną tezę, która rozpatrywałaby czy Son nie jest nawet najlepszym graczem ostatnich lat Premier League.