Jack Grealish oraz Kevin De Bruyne zabrali głos w istotnej dla angielskich zawodników sprawie. Chodzi o prześwietlanie i obserwacje ich życia i działań poza boiskiem. Rzekomo obcokrajowcy grający w Premier League mieliby być mniej krytykowani za swoje działania poza stadionem. Anglik niejako zgodził się ze oceną Belga, który skrytykował wspomniany wyżej mechanizm. Grealish na swoim przykładzie potwierdził obecność takiego zachowania. W swojej późniejszej wypowiedzi 27-latek dokładniej opisał jak to wyglądało po jego transferze na Etihad.

Angielski napastnik stwierdził, że patrzenie na ręce przez kibiców to normalna rzecz w tym kraju. Zawodnik dodał również, że przechodząc do wielkiego klubu i mając „price tag” na głowie, trzeba się liczyć ze sporymi oczekiwaniami. Działania te, według Anglika, są naturalne i trzeba się do nich przyzwyczaić. Można by wręcz rzec, że jest to nieodzowna część życia sportowca.

Jack Grealish porównując swoje odczucia z poprzedniego klubu stwierdził, że w Aston Villi czuł się bardziej wolny. U Pepa Guardioli jest, co jasne, po prostu ciężej. Różnica klas obydwu zespołów oraz ich celów jest aż nadto widoczna. Dodatkowo fakt, że szkoleniowiec The Citizens ma pozytywną obsesję na punkcie futbolu sprawia, że presja i patrzenie na ręce są nierozerwalnym elementem tej układanki. Grealish dodał również, że swoją robotę robi to z jakimi zawodnikami grasz oraz jakich osiągnięć się od ciebie oczekuje.

Każda z tych wszystkich składowych sprawia, że gra danego zawodnika się zmienia. Ostatnimi czasy właśnie to było jednym z zarzutów kierowanych do Anglika. Oczekiwania były spore, a zmiany brakowało. Kibicom City pozostaje liczyć, że angielski napastnik przepracował co miał do przepracowania, a ostatni solidny występ z Wolves to dopiero preludium do passy kolejnych dobrych spotkań.