Powrót do ligowych zmagań Arsenal może zaliczyć do udanych. Podopieczni Mikela Artety kompletnie zdominowali i stłamsili drużynę Thomasa Franka i ponownie objęli fotel lidera Premier League. Prawdę mówiąc odniosłem wrażenie, że nie istniała płaszczyzna, na której gospodarze mogliby zagrozić liderom. Oto trzy konkluzje z tego widowiska. 

Arsenal nauczył się prowadzić grę

Niesamowita dojrzałość, pewność i inteligencja w prowadzeniu gry. Oglądając tę drużynę ma się wrażenie, że ci faceci wiedzą, do czego dążą. Zaangażowanie od pierwszej do ostatniej minuty. Pierwsza połowa to właściwie trening Arsenalu, na którym szczególnie ćwiczono rozegranie. Chemia między zawodnikami, znakomite przygotowanie, kompletna dominacja. To niesamowite, jak szybko nieraz można poczynić progres i diametralnie odmienić oblicze drużyny.

Brentford nie dojechał na mecz

To musi być niezwykle frustrujące, kiedy przed własną publicznością jesteś aż tak dobitnie bezradny. Aaron Ramsdale przyjechał na Brentford Community Stadium na wczasy. Był praktycznie niezatrudniony. Podopieczni Franka delikatnie zaczęli pozorować jakiekolwiek niebezpieczeństwo dopiero w okolicach 70 minuty. Wystarczy zresztą spojrzeć w statystyki, które brutalnie oddają przebieg spotkania. 36% posiadania piłki, tylko dwa strzały na bramkę, nie wyglądało to dobrze…

Arteta konsekwentnie punktuje

Pod tym hasłem ukrywam fakt, że Arsenal w tym sezonie punktuje dotychczas zawsze, kiedy jest to wymagane. Utrzymanie tej powtarzalności to niezwykle trudna sztuka, a tutaj to wychodzi. Za tydzień zadanie arcytrudne – derby północnego Londynu z rozpędzonym Spurs. To spotkanie pokaże w jakim położeniu znajduje się obecnie ekipa z Emirates. Pierwszy sprawdzian z drużyną z topu oblany, a żeby liczyć się w walce o najwyższe cele, nie można polegać na punktowaniu z zespołami znajdującymi się poniżej szóstki.